Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
 Forum
¤  Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
www.rajdlawyobrazni.fora.pl
Miejsce dla każdego miłośnika pisania
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
Kwiecisty Wiatr (Bleach, romans, erotyka?, CDN chyba)

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Teksty indywidualne Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Kwiecisty Wiatr (Bleach, romans, erotyka?, CDN chyba)
Autor Wiadomość
Almarien
Klaus TEAM



Dołączył: 17 Sie 2014
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Częstochowa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:42, 18 Sie 2014    Temat postu: Kwiecisty Wiatr (Bleach, romans, erotyka?, CDN chyba)
 
<center>Uznałam, że się jednak pochwalę. Może pomoże mi to z mobilizacją by kontynuować ten twór, który swoją drogą ma już ze cztery lata i ciągle jest w powijakach.
Historia, którą prowadzę na blogu rozgrywa się w realiach m&a Bleach, a opowiada o młodej dziewczynie pragnącej zostać Shinigami. Niespodziewanie trafia jej się o wiele więcej.
Błagam, wytykajcie wszystkie buble. Proszę. To było pisane dwa lata temu, ja już sama nie widzę co tu jest nie tak.

Podciągam pod 18+ bo planuję wątki erotyczne, choć jeszcze ich za bardzo nie ma.

############################################
</center>

Miasteczko Karakura tętniło życiem już od wielu godzin. Poranek przywitał mieszkańców lekkim, wiosennym deszczem, teraz jednak zza nielicznych chmur powoli wychylało się słońce, robiło się coraz cieplej. Zapowiadał się naprawdę piękny dzień.

Budzik w telefonie rozdzwonił się w najlepsze. Zabawny, choć troch irytujący głosik wywrzaskiwał pobudkę, aż w końcu spod kołdry wystrzeliła jakaś ręka i opadła na klawiaturę. Jasne palce zakończone długimi, zadbanymi paznokciami sunęły to w górę, to w dół po małym urządzeniu, aż w końcu odnalazły odpowiedni przycisk i naparły na niego. Dźwięk umilkł natychmiast, w małym pokoju zapadła cisza. Ręka zsunęła się z szafki nocnej i opadła bezwładnie, by zwisnąć za krawędzią łóżka.
Minęła pełna minuta, zanim znów zaczęło się coś dziać - najpierw owa ręka wpełzła z powrotem pod kołdrę i pospołu z drugą, odrzuciły okrycie zamaszystym ruchem. Rozległo się głośne westchnienie.

Na łóżku leżała dziewczyna. Nie za młoda, ale ani trochę stara, bo ledwie dwudziestoletnia. Nieco ponad półtorametrowe ciało było gładkie i jędrne, a choć zdawało się, że ma drobną nadwagę, to było ładne i proporcjonalne. Nie żeby właścicielka owego ciała w ogóle się jakąkolwiek nadwagą przejmowała - co to, to nie. Bardzo lubiła swoje ciało, bo było dokładnie takie, jakie powinno być ciało kobiety - węższe w talii, zaokrąglone w strategicznych, przyciągających męskie spojrzenia miejscach. Miała czarne włosy, długie prawie do połowy łopatki, zazwyczaj proste, teraz jednak rozczochrane i rozsypane bezładnie na białej poduszce. Oczy miała szare, teraz jeszcze ukryte za zamkniętymi powiekami. Nazywała się Amaya Sakamae.

Dziewczyna poruszyła się znów. Powoli zsunęła nogi na podłogę, jedną po drugiej, jednocześnie przechodząc z pozycji horyzontalnej do siedzącej. Gdy w końcu tego dokonała, przeciągnęła się, ziewając głośno. Otworzyła oczy i spojrzała przed siebie, a jej wzrok padł na liście drzew widocznych za oknem. Słońce zalewało je swoim blaskiem, czyniąc ich zieleń żywszą, chociaż i bez tego ich kolor był nadzwyczaj soczysty. Uśmiechnęła się do siebie, widząc, że pogoda dopisuje, a potem ziewnęła jeszcze raz, podniosła się i opuściła pokój.

Powoli odzyskując przytomność, skierowała swoje kroki do łazienki, gdzie rozebrała się, schowała pidżamę w przeznaczonej do tego celu szafeczce i wskoczyła pod prysznic. Delikatny dotyk wody spływającej po jasnej skórze powoli, lecz skutecznie zmywał z niej resztki snu. Z zamkniętymi oczami rozkoszowała się jeszcze przez chwilę tym uczuciem, a potem otworzyła je i przystąpiła do porannej toalety.
Skończyła po około pół godziny i, nie kłopocząc się ręcznikami, zarzuciła na plecy szlafrok w ulubionym, czerwonym kolorze, po czym powędrowała z powrotem do pokoju. Wyjęła ubrania z szafy, przetrząsnęła szuflady w poszukiwaniu bielizny, ubrała się, a gdy skończyła, chwyciła torbę, telefon i rozejrzała się po pomieszczeniu, by upewnić się, czy aby na pewno ma wszystko, czego potrzebuje. Później odwróciła się na pięcie, zamknęła za sobą drzwi do pokoju i zeszła na dół.
Parter domu był jednym, sporym pomieszczeniem, bez zbędnych ścianek działowych, w którym znajdował się salon i kuchnia z jadalnią. Sakamae położyła swoje rzeczy na jednym z krzeseł i zaczęła robić sobie śniadanie. Podchodząc do lodówki odruchowo zerknęła na kartkę wiszącą na drzwiczkach - wiadomość od mamy, którą zostawiła, wyjeżdżając w delegację. W owym liściku mama przypominała jej, że w lodówce czekają na nią gotowe dania, które wystarczy tylko podgrzać, prosiła, by na siebie uważała i mówiła, że kocha. Gdyby nie to ostatnie, Sakamae już dawno by notkę wyrzuciła, bo niekiedy miała szczerze dość nadopiekuńczości w jaką popadała jej rodzicielka, gdy tylko opuszczała dom na dłużej niż jeden dzień. Zamiast tego westchnęła tylko, a po kilku minutach siedziała już przy stole i żuła kanapki, popijając gorącą herbatą, błądząc myślami gdzieś daleko.
Gdy skończyła, umyła naczynia i odłożyła je na miejsce, a potem wyciągnęła z lodówki małą butelkę niegazowanej wody mineralnej. Odkręciła ją, wypiła trochę, jednocześnie zerkając na zegarek. Wskazówki pokazywały właśnie 8:20.
- Czas wychodzić - pomyślała, więc czym prędzej zebrała swoje rzeczy i skierowała się do drzwi. Nim wyszła złapała jeszcze cienki, wiosenny płaszczyk i już jej nie było. Wolnym krokiem szła w stronę przystanku autobusowego, który miał zawieźć ją do miejsca zatrudnienia.

<center>***</center>

Krótko po osiemnastej stanęła przed małą jadłodajnią, w której pracowała jako jeden z kucharzy. Odetchnęła głęboko, a świeże, czyste powietrze odpędziło zmęczenie. Poprawiła torbę wiszącą na ramieniu, rozejrzała się dookoła, po czym podreptała chodnikiem na powrotny autobus.

Pół godziny później przekroczyła próg pustego domu. Powiesiła płaszcz na wieszaku i wspięła się po schodach na górę, aby zostawić swoje rzeczy w pokoju, a w zamian zabrać z niego książkę, którą aktualnie czytała. Później wróciła na dół, podeszła do lodówki i zajrzała do środka. Z prowiantu przygotowanego przez mamę zostało tylko jedno pudełko, postanowiła więc zostawić je na jutrzejszy obiad, nie miała jednak pomysłu co by ugotować, więc po krótkim namyśle sięgnęła po telefon i zadzwoniła po pizzę. Potem zrobiła sobie herbatę, ułożyła się wygodnie na salonowej kanapie i zaczęła czytać.

Miała za sobą już prawie dwa rozdziały, kiedy jej telefon dał o sobie znać. Nie odrywając oczu od małych, czarnych literek podniosła go ze stolika, na którym do tej pory zalegał i odebrała.

- Cześć, kochanie! - w słuchawce rozległ się głos jej matki.
- Cześć, mamo... - mruknęła w odpowiedzi, zerkając na zegar wiszący na ścianie. Ze zdziwieniem stwierdziła, że pokazuje za kwadrans dziewiątą. - Nie za wcześnie trochę? - zapytała, odkładając książkę.
- Skończyliśmy na dzisiaj. Jakimś cudem udało nam się szybko ze wszystkim uwinąć...
Zaczęły rozmawiać.
Yuki, jej mama, przebywała właśnie w Sapporo. Jako architekt pracowała aktualnie nad projektem nowej siedziby jakiejś dużej firmy, co zmusiło ją do wyjazdu. Lubiła delegacje, ale ta jedna wyjątkowo ją drażniła, jako że niweczyła inne jej plany, bowiem w czasie, kiedy zmuszona była przebywać poza miastem, wypadała kolejna rocznica śmierci jej męża. Bardzo ubolewała nad tym, że nie może wyprawić się na jego grób razem z córką.
- I wyobraź sobie, że będę musiała zostać tu o dzień dłużej, niż to było na początku ustalone. Kierownictwo uparło się, że plany projektu musi przeanalizować i zaakceptować cały zarząd, a zwołanie go trochę trwa, bo nie wszyscy są na miejscu... Mam dość tego zlecenia! - mama była wyraźnie oburzona i mocno zdenerwowana. - Nie potrafią zrozumieć, że inni też mają życie prywatne.
- Spokojnie, mamo - powiedziała Sakamae, a zaraz potem rozległ się dzwonek do drzwi. Wstała z kanapy i ruszyła, by je otworzyć. - Jutro pójdę sama, a kiedy wrócisz, wybierzemy się jeszcze raz.
Za drzwiami stał młody chłopak, wysoki i przystojny, o brązowych oczach i włosach koloru ciepłego, jasnego blondu, przywodzącego na myśl słodki miód. Uśmiechnął się do niej olśniewająco, aż poczuła przepływającą przez jej ciało falę gorąca. Nazywał się Nozara Aki i od ponad pół roku był jej chłopakiem.
- Mamo, ja będę kończyć. Aki właśnie przyszedł - powiedziała, wpuszczając go do środka.
- Aha... - mruknęła Yuki. - No dobra. To ja wracam za jakieś trzy... Cztery dni, o ile szanowni panowie znowu czegoś nie wymyślą.
- Czekam niecierpliwie.
- A, jeszcze jedno. Jak będziesz miała chwilę, to podskocz jutro do kliniki Kurosakich, Isshin ma dla mnie receptę.
- Dobrze, mamo.
- Uważaj na siebie, córeczko.
- Będę. Papa.
- Pa.
Rozłączyły się. Sakamae schowała telefon do kieszeni i zarzuciła blondynowi ręce na szyję. Przyciągnął ją do siebie, a ich usta złączyły się w długim, powitalnym pocałunku. Jego duże dłonie błądziły po jej plecach.
- Czego się napijesz? - zapytała, gdy odsunęli się od siebie. W kolanach czuła dziwną, lecz przyjemną miękkość.
- Daj mi coś zimnego, jeśli masz - powiedział. Miał niski, seksowny głos, który zawsze przyprawiał ją o ciarki. Z uśmiechem na twarzy podeszła do lodówki, wyciągnęła z niej colę i lód, nalała do dwóch szklanek. Chłopak w tym czasie rozebrał się i rozsiadł na kanapie. Pojawiła się obok chwilkę później, podała mu szklankę i już miała siadać, kiedy po raz kolejny rozległ się dzwonek do drzwi. Poszła otworzyć.
Tym razem był to dostawca pizzy. Odebrała od niego ciepłe pudełko, zapłaciła i wróciła do stolika. Położyła pizzę na blacie, poszła jeszcze po nóż i talerze, a niedługo potem zajadali się i, przytuleni do siebie, oglądali film.

<center>***</center>

Spotkali się przypadkiem, w kinie, kiedy Sakamae wybrała się ze swoją przyjaciółką, Chiyo, na premierę dość chwalonego hororu. Stał za nią w kolejce po popcorn i niechcący nadepnął, odwróciła się więc, by zbesztać jełopa, który niszczy jej buty, ale kiedy go zobaczyła, zapomniała jak się mówi. Z głowy uciekły jej wszystkie myśli.
- Ups - powiedział, uśmiechając się przepraszająco. - Wybacz, nie chciałem.
- N-nic się nie stało - słowa wypłynęły z jej ust bez udziału woli. Ponownie posłał jej uśmiech, a ona poczuła się jeszcze bardziej ogłupiała. Ten uśmiech był zniewalający! A chłopak... Po prostu jak młody bóg.
- Twoja kolej - usłyszała nagle jego głos. Na ten dźwięk coś w jej głowie aż mruknęło z przyjemności. Dość niski, bardzo melodyjny...
- C-c0? - wydukała, wracając na ziemię.
- Teraz ty - odparł i wskazał coś ruchem głowy. Dziewczyna odwróciła się i zobaczyła zniecierpliwioną kasjerkę. Jej mina otrzeźwiła ją całkowicie - natychmiast podeszła, złożyła zamówienie i odeszła, dość wolno, zwłaszcza, że w tym momencie chciała zwiewać, gdzie pieprz rośnie. Czuła się jak skończona idiotka, bo nie była w stanie wyartykułować z siebie nic sensownego... Teraz pewnie chłopak ma ją za niepełnosprytną.
- Jakie ciasteczko - usłyszała, gdy podeszła do Chiyo, która obserwowała całą sytuację z daleka. - Jego powinnaś zamówić, a nie ten popcorn.
- Schowaj mnie proszę - jęknęła Sakamae. - Ukryj mnie gdzieś i nie pokazuj światu. Wyszłam na kompletnego półgłówka - żaliła się. Koleżanka sprawdziła godzinę i odparła.
- Dobra, możemy już iść przed salę. Pasuje?
- Wszędzie, byle dalej od niego...

Stanęły przed drzwiami sali projekcyjnej dokładnie w momencie, gdy mężczyzna należący do obsługi otworzył je szeroko, co znaczyło, że można już wchodzić do środka. Ku uciesze Sakamae zrobiły to bez chwili zwłoki. Wewnątrz zerknęły jeszcze raz na swoje bilety, a potem odnalazły właściwe miejsca i usiadły wygodnie. Po nich weszło jeszcze wielu ludzi, sala była już w połowie zapełniona, a ona ciągle użalała się nad sobą, gdy nagle poczuła, że Chiyo trąca ją łokciem. Spojrzała na nią, a ta skinęła głową w stronę wejścia. Sakamae podążyła wzrokiem we wskazanym kierunku i zamarła, przerażona - po schodach wchodził właśnie jej znajomy z kolejki.
- Nie! - pomyślała, a z jej ust wydobył się jęk rezygnacji. Natychmiast też ogarnął ją niepokój, bo czuła podświadomie, że wolne miejsce obok niej przypadło właśnie przystojnemu blondynowi.
- Zamień się - pisnęła do Chiyo.
- Zwariowałaś?
- Błagam, zamień się...
- Po jaką cholerę? Przecież nie usiądzie obok ciebie, nie ma szans...
- Właśnie, że usiądzie. Zamień się.
- Nie!
Te ostatnie słowa jej protestu zabrzmiały dokładnie w momencie, gdy obiekt sprzeczki wkroczył do ich rzędu. Chiyo rozdziawiła usta w niedowierzaniu, obserwując, jak zbliża się do nich. Chłopak podniósł wzrok, a gdy zauważył obserwujące go dziewczyny, posłał im uśmiech i wrócił do szukania odpowiedniego siedzenia.
- Który numer? - zapytała Chiyo, za co od razu dostała łokciem w żebra.
- Trzynaście - odparł blondyn beztrosko. Dziewczyna zarobiła kolejny cios w żebra, tym razem jednak wiedziała, że zasłużyła. Bo skoro ona siedziała na miejscu numer 11, Sakamae 12, to 13, logicznie, znajdowało się...
- To tutaj - odezwała się ponownie, wskazując miejsce obok przyjaciółki. Przystojniak w podziękowaniu uśmiechnął się do niej słodko i od razu skierował się we właściwe miejsce. Chiyo usłyszała ciche syknięcie koleżanki, brzmiące bardzo podobnie do "zabiję cię", po czym zagrzebała się w fotelu i nie powiedziała już nic.
- Dzięki - rzucił głośno chłopak, a gdy zajął miejsce, odezwał się nieco ciszej, tak, by usłyszała go tylko Sakamae - znowu się spotykamy.
Dziewczyna ciarki przeszły po plecach. Odwróciła się do niego i posłała wymuszony uśmiech, a potem, cała spięta, opadła sztywno na fotel.

Rozluźniła się dopiero, gdy zaczęli puszczać film, a po kilkunastu minutach projekcji nie potrafiła już myśleć o zdarzeniu przy kasie. Film był niesamowity! Wciągający, zmuszający do myślenia, momentami zaskakujący, a przede wszystkim całkiem przerażający. Ze strachu niejednokrotnie zdarzyło jej się podskoczyć lub zadrżeć.
W pewnym momencie, gdy na wielkim ekranie coś wyskoczyło zza rogu, jej palce automatycznie zacisnęły się na podłokietnikach fotela... I wszystko byłoby w porządku, gdyby na jednym z nich nie spoczywała już ręka blondyna. Z cichym syknięciem wyrwał przedramię z jej uścisku.
- O boże, przepraszam! - szepnęła, odwracając się do niego. - Nie chciałam. Naprawdę przepraszam.
- Nie szko...
- Przepraszam - powiedziała, a ktoś z tyłu dał do zrozumienia, żeby się uciszyła, więc wyszeptała przeprosiny jeszcze raz i zapadła się w fotelu. Znów poczuła się jak idiotka i tym razem nawet film nie prawił, że zapomniała. Siedziała jak na szpilkach aż do końca seansu, a kiedy salę rozjaśniły światła natychmiast zasypała chłopaka kolejnymi przeprosinami.
- Nie przepraszaj, naprawdę nic się nie stało - odpowiedział jej uprzejmie.
- Nie wiem, co mnie opętało...
- Nie szkodzi, to nic takiego - zapewnił ją i, jakby na potwierdzenie swoich słów, posłał jej szeroki uśmiech, który jednak nie poprawił jej nastroju ani odrobinę. Już otwierała usta, aby wyrzucić z siebie kolejne błagania o wybaczenie, gdy nagle Chiyo, nieświadoma zaistniałej sytuacji, złapała ją za rękę i pociągnęła do wyjścia. Robiąc maślane oczy Sakamae poruszyła tylko bezgłośnie ustami, przepraszając w ten sposób po raz ostatni i dała się porwać.
Nie dane było jej jednak o wszystkim zapomnieć, bo dopadł ją ponownie przed kinem.

- Słuchaj - zaczął, gdy tylko podszedł. Chiyo taktownie oddaliła się o kilka kroków, zostawiając ich samych. - Chciałabyś może... Umówić się ze mną?
- C-co? - wydukała z niedowierzaniem, co tylko wywołało kolejny uśmiech na jego twarzy.
- No wyjść gdzieś razem. Ty i ja. Co ty na to?
Omiotła go wzrokiem od góry do dołu, a jej mina wyrażała zarówno szczere zdziwienie, jak i obawę, czy aby na pewno wszystko dobrze z jego głową, skoro chce się z nią umówić. Przytaknęła jednak, a on posłał jej jeszcze jeden uśmiech i wymienili się numerami.
- A mogę jeszcze wiedzieć, jak masz na imię? - zapytał na odchodne
- Sakamae. A ty?
- Aki - odparł, chowając telefon do kieszeni. - Zadzwonię jutro - zapewnił, a potem pożegnali się i Aki ruszył w swoją stronę. Sakamae gapiła się jeszcze na jego plecy, gdy nagle odwrócił się. - Silna jesteś, wiesz? - zapytał z uśmiechem. Zarumieniła się, zawstydzona, a on pomachał jej i poszedł dalej.

<center>***</center>

Choć byli ze sobą już dość długo, nadal nie potrafiła stwierdzić, czy łącząca ich więź jest czymś trwałym, czy może to tylko chwilowe zauroczenie. Wiedziała jedynie, że doprowadza jej ciało i zmysły do szaleństwa i tyle jej na razie wystarczało. W końcu była jeszcze młoda, nie szukała miłości na całe życie, choć czasem zdarzało jej się marzyć, że to właśnie z Akim je spędza. Przystojny, czarujący, miły...

Leżała teraz z głową na jego kolanach. Oglądali kolejny już film, a opuszki jego palców błądziły po jej ramieniu. Podniosła głowę i zbliżyła swoją twarz do jego twarzy, a ich usta złączyły się w delikatnym, lecz pełnym namiętności pocałunku. Gdy odsunęli się od siebie Sakamae uśmiechnęła się figlarnie. Wyłączyła telewizor, chwyciła go za rękę i pociągnęła na górę.

<center>***

NASTĘPNEGO DNIA</center>

Obudziła się w jego ramionach. Zerknęła na niego, ale jej ruch najwyraźniej wytrącił go ze snu, bo chwilę potem otworzył oczy. Pocałowała go lekko, a potem leżeli jeszcze przez chwilę, wtuleni w siebie, celebrując leniwy, słoneczny poranek, po czym wstali i poszli pod prysznic. Później zjedli śniadanie w postaci pozostałości z wczorajszej pizzy, a następnie Sakamae zebrała wszystkie potrzebne jej rzeczy i razem opuścili dom.
Wsiedli to srebrnej mazdy, należącej do Akiego - chłopak odpalił silnik, wrzucił wsteczny i wyjechał na ulicę, a potem zmienił bieg i ruszyli przed siebie. Po około piętnastu minutach dotarli do bram cmentarza, pożegnali się i zostawił ją tutaj, a sam pojechał dalej, by zaraz zniknąć za najbliższym zakrętem.
Sakamae wkroczyła na teren cmentarza i wolnym krokiem dreptała przed siebie, szukając odpowiedniej alejki - gdy już tego dokonała, zlokalizowanie grobu ojca było dziecinnie proste. Stanęła przed betonowym nagrobkiem, omiotła go wzrokiem, po czym wzięła się za porządkowanie; wstawiła do wazonów świeże kwiaty, oczyściła całą okolicę z liści, zapaliła nowe kadzidła... Kiedy skończyła spojrzała na swoje dzieło krytycznym okiem, a gdy uznała, że wszystko jest doskonale, złożyła ręce do modlitwy.

<center>***</center>

Jej ojciec zmarł osiem lat temu, kiedy ona ledwie ukończyła dwanaście lat. Pamiętała to bardzo dokładnie; wszystko było z nim w porządku, czuł się dobrze, aż pewnego dnia jego stan nagle się pogorszył. Natychmiast trafił do szpitala, a tam lekarze wydali na niego wyrok - rak wątroby, bardzo liczne przerzuty. Niemal cały jego organizm był już zajęty przez chorobę. Zatrzymano go w szpitalu i nieudolnie próbowano ratować, ale i tak wiadomo było, że to koniec. Zmarł cztery dni później.
Mama tak strasznie wtedy rozpaczała... Kochała go całym sercem, niemal od początku, kiedy poznali się w liceum. Potem był ślub, rok później przyszło na świat ich jedyne, upragnione dziecko. Byli bardzo młodzi, ale kochali się i byli ze sobą bardzo szczęśliwi. Yuki zawsze opowiadała córce, że kiedy ta się urodziła, to było jakby spełnienie ich wszystkich marzeń.
Takeshi był wysokim, przystojnym mężczyzną o czarnych włosach i szarych oczach; odziedziczyła po nim te dwie cechy. Był wspaniałym mężem i kochającym, troskliwym ojcem i obie boleśnie odczuły jego stratę. Yuki długo nie mogła się pozbierać. Byli tacy szczęśliwi, aż nagle przyszła choroba i to szczęście im odebrała. Zostały same, z pustką w sercach, która w żaden sposób nie dała się zapełnić...

<center>***</center>

Sakamae spojrzała na grób ojca po raz ostatni. Pożegnała się z nim, zebrała swoje rzeczy i odeszła powoli. Przed bramą cmentarza rozejrzała się to w prawo, to w lewo, a potem obrała kurs na dom. Mijała domy, uliczki, skrzyżowania... Mogła równie dobrze po prostu wsiąść w autobus i pozwolić, by zawiózł ją prawie pod samo miejsce zamieszkania, ale nie zrobiła tego. Wolała się przejść. Lubiła spacery, lubiła czuć wiatr muskający jej skórę, poczuć jego zapach, usłyszeć śpiew ptaków. Poza tym, wizyty przy grobie ojca zawsze skłaniała ją do rozmyślań, a długi spacer bardzo temu sprzyjał. Szła więc, nie spiesząc się i rozmyślając.

Po pewnym czasie dotarła do skrzyżowania. Tylko to skrzyżowanie i kilkadziesiąt metrów prostej drogi dzieliło ją od domu. Stanęła na światłach, a jej nieobecny wzrok prześlizgiwał się po przejeżdżających ulicą samochodach. W końcu na przejściu dla pieszych zapaliło się zielone światło i rozległa się charakterystyczna melodyjka, oznajmiająca niewidomym, że można bezpiecznie wejść na pasy. Ruszyła więc przed siebie, ale przeszła zaledwie kilka kroków, gdy z rozmyślań wyrwał ją głośny pisk, taki, jaki wydają opony przy gwałtownym hamowaniu. Chciała odwrócić głowę, zobaczyć co się stało, jednak w tym samym momencie poczuła bardzo mocne szarpnięcie. Przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje. Potem usłyszała krzyki.
To krzyczeli ludzie stojący na chodnikach po obu stronach drogi.
- Dobry boże...
- Niech ktoś zadzwoni po karetkę...
Słyszała dźwięki, ale ich znaczenie nie docierało do niej. Rozejrzała się nieprzytomnym wzrokiem. Ciemnozielony jeep, najprawdopodobniej sprawca całego zamierzania, stał tuż za przejściem dla pieszych, a kierujący nim mężczyzna siedział w środku bez ruchu. Kiedy go zobaczyła, ogarnęło ją uczucie wściekłości.
- Ty pieprzony idioto! Mogłeś mnie zabić! - krzyknęła na niego, zbliżając się do otwartego okna samochodu. - Ty zdurniały sukinkocie! Po jaką cholerę tak cisnąłeś ten gaz?!
Mężczyzna zdawał się jej nie słyszeć. Wpatrywał się w przednią szybę jakby coś go w niej zafascynowało, ale jego spojrzenie było nieobecne, pełne przerażenia, a dłonie miał kurczowo zaciśnięte na kierownicy.
- Słyszysz mnie, palancie?! - wydarła się z całych sił, jednak on nie zareagował. Uznała, że dalsze próby nie mają sensu, bo facet najwyraźniej jest w szoku, choć w tej sytuacji to głównie ona miała do tego prawo. Pokręciła głową, zrezygnowana i w końcu zwróciła uwagę na to, co działo się dookoła. Przed maską samochodu zdążył się już zebrać spory tłum ludzi. Zastanowiło ją to i zaniepokoiło; widocznie komuś naprawdę stała się krzywda. Podeszła do nich, sprawnie wyminęła i zerknęła w dół.

Zobaczyła tam siebie.
Ciężko jest opisać to, co czuła w tamtym momencie. Całe jej ciało zdrętwiało nagle, oddech zamarł w płucach, krew przestała krążyć w żyłach, serce zatrzymało bieg... Patrzyła na siebie, na swoje ręce i nogi, rozrzucone pod dziwnymi kątami, na włosy, rozsypane wokół głowy, na oczy, otwarte szeroko, ale puste, tępo wpatrujące się w przestrzeń przed sobą.
A potem jej głowę zalały setki myśli - dlaczego jest jednocześnie tam i tu? Dlaczego widzi siebie, leżącą bez ruchu, gdy przecież stoi twardo na ziemi?
Jej płuca niespodziewanie przypomniały sobie, jak powinny pracować i odetchnęła teraz głęboko, jakby nabierała powietrza po długim przebywaniu pod wodą. Od tego jednego oddechu zakręciło jej się w głowie, a przed oczami zrobiło się ciemno. Czuła, że zaraz zemdleje.
Położyła sobie rękę na piersi, zupełnie jakby to miało pomóc jej w jakiś sposób, ale poczuła pod nią coś, czego wcześniej tam nie było. Spojrzała w dół.
Z jej piersi zwisał krótki, gruby łańcuch.
- Co to kurwa jest?! - wykrzyknęła, spanikowana. Chwyciła za ogniwa i pociągnęła mocno, ale przestała natychmiast, czując okropny ból przeszywający jej klatkę piersiową. Strach narastał w niej z każdą sekundą, przyprawiając o obłęd. Spojrzała na bezwładne ciało leżące na ulicy, potem na swoją pierś; zauważyła, że ostatnie ogniwo łańcucha jest rozerwane.
I nagle przyszło zrozumienie, choć wysnutych wniosków nie potrafiła zaakceptować...
Śmierć. To jedyne wyjaśnienie, które wydawało się być sensowne.

Umarła.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Almarien dnia Pon 16:42, 18 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:34, 22 Sie 2014    Temat postu:
 
"...choć troch irytujący głosik wywrzaskiwał pobudkę..."

trochę

"...najpierw owa ręka wpełzła z powrotem pod kołdrę i pospołu z drugą, odrzuciły okrycie zamaszystym ruchem..."

nie do końca rozumiem to zdanie xD

"...rozsypane bezładnie na białej poduszce..."

bez ładu

"...po około pół godziny..."

coś mi tutaj nie pasuje

"...Poza tym, wizyty przy grobie ojca zawsze skłaniała ją do rozmyślań...

skłaniały

O jejciu, szkoda mi jej matki D: Najpierw straciła męża, a teraz córkę? Nawet w opowiadaniach los rzuca pod nogi jedynie kłody! W każdym razie przyjemnie się to czytało, a ta scena w kinie była taka urocza *Q*



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Almarien
Klaus TEAM



Dołączył: 17 Sie 2014
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Częstochowa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:23, 22 Sie 2014    Temat postu:
 
Widzisz. Właśnie o to mi chodziło. Dziękuję serdecznie, cudowna jesteś Smile
To jedno zdanie takie dzikie miało być, ale w sumie fakt, trochę przedobrzyłam. A co nie pasuje w tej około pół godzinie?



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:14, 22 Sie 2014    Temat postu:
 
Jakoś tak mi nie pasuje takie stwierdzenie, że "...po około pół godziny..." Nie lepiej napisac coś w stylu, że "...po czasie równym około pół godziny?"



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Almarien
Klaus TEAM



Dołączył: 17 Sie 2014
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Częstochowa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:52, 22 Sie 2014    Temat postu:
 
A w tym sensie. Nie twierdzę, że nie, ale osobiście jakoś bardzo mi to różnicy nie robi ;p Oba brzmią równie dziwnie.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Surka
Administrator
Administrator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:08, 27 Sie 2014    Temat postu:
 
Bleach! O taaak. Jest super, bardzo super. Czekam na kolejne rozdziały i pisz szybko, bo kurde nie mogę się doczekać. Kocham Bleach, wszystkich bohaterów bez wyjątku i mam nadzieję, że wprowadzisz ich tutaj, chociaż kilku Wink




ps. Renji to mój mąż! Heart



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Teksty indywidualne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy