Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
 Forum
¤  Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
www.rajdlawyobrazni.fora.pl
Miejsce dla każdego miłośnika pisania
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
Kocia Księżniczka (fantasy, horror, może romans, akcja)

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Teksty indywidualne Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Kocia Księżniczka (fantasy, horror, może romans, akcja)
Autor Wiadomość
Erdalien
Administrator
Administrator



Dołączył: 01 Wrz 2014
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pelplin
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:29, 20 Gru 2014    Temat postu: Kocia Księżniczka (fantasy, horror, może romans, akcja)
 
Tytułem wstępu jest to początek mojego opowiadania, możliwe, że wrzucę to większą część, ale to jeszcze nie jest pewne, jednakże jeśli chodzi o obecną część widoczną na forum, to jest szansa na kontynuację.

Mam nadzieję, że spodoba się wam to. Mile widziane pozytywne i negatywne komentarze. Razz

<center><b>Rozdział I
Na pohybel bandytom</center>
</b>

Wioska pośrodku słowiańskiej puszczy. Obok studni stało pięciu mężczyzn. Jeden był niskiego wzrostu. Miał długie siwe włosy, a na sobie brązowy, skórzany kaftan i obłocone lniane spodnie. Nie miał on butów. Był lekko zgarbiony. Jego twarz ukazywała wiekowe zmarszczki, lekko zgarbiony nos i siwe oczy, z których można było się domyśleć, ze widział już dużo rzeczy. Na przeciwko niego stało czterech dobrze zbudowanych mężczyzn. Jeden z nich był łysy i na szyi nosił srebrny naszyjnik z rubinem. Przez jego twarz ciągnęła się ogromna szrama. Miał on błękitne, bezwzględne oczy. Nosił on połatany, czarny, skórzany strój, a na nim kolczugę. Na nogach miał założone długie połyskujące trzewiki, a w dłoniach trzymał labrys. Jego pozostali towarzysze nie byli już tak dobrze ubrani. Jeden nich miał na sobie zwykłą, zżółkłą lnianą koszulę i poszarpane spodnie. Przy spodniach miał włożony sztylet . Po twarzy można było poznać, ze jest młody i niedoświadczony, czego nie można było powiedzieć o pozostałej dwójce. Mieli one krótko i nierówno obcięte włosy. Nosili jedynie długie, brązowe, skórzane spodnie. Obaj mieli krótkie miecze słabego wykonania. Łysy spojrzał się na starca.
-Za ochronę mieliście nam pięćdziesiąt denarów. A w tym miesiącu nie dostaliśmy ani jednego! – powiedział rozwścieczony bandyta.
-Przepraszam Panie Nasławie, ale nie mamy jak zapłacić – odpowiedział przestraszony starzec.
-No to dwadzieścia denarów i trzy dziewki. Sami sobie wybierzemy. – odpowiedział Nasław z lekkim uśmieszkiem.
-Ale tak nie wolno! – wrzasnął starzec.
-Ty…

Nie zdążył dokończyć. W jego ramię wbił się nóż. Bandyci zaczęli się rozglądać. Zza jednej chatki wyszła postać w płaszczu. Była niska, a płaszcz zakrywał ja całą. Łysy bandyta chwycił labrys i podszedł do tajemniczego człowieka. Spojrzał się na niego i zaśmiał się.

-Ty! Ha co ty mi możesz zrobić? Ej chłopcy ten tu chyba nie słyszał on nas! Bandzie Zbigniewa.
-Słyszałam. – odpowiedziała postać – I nawet mam na was zlecenie. – powiedziała kobiecym głosem.

Bandyci spojrzeli się na siebie i łysy krzyknął.

-Ej ty pokaż swoja twarz! Jak będziesz ładna to ci wybaczymy i zabierzemy ze sobą.

Kobieta odsłoniła kaptur. Jej twarz była piękna. Zaokrąglona głowa, małe usta, zielone oczy, zgrabny nos, kruczoczarne włosy i kocie uszy. Starzec spojrzał się na nią z przerażeniem i się cofnął. Bandyta był zaskoczony. Spojrzał się ponownie na towarzyszy, a ci kiwnęli mu głową.

-Pokaż swój ogon! – krzyknął niepewnie.

Kobieta zrzuciła płaszcz. Miała na sobie porządna, brązową, skórzaną zbroję. Na klatce odznaczały się sporych rozmiarów piersi. Była szczupła. Przy pasie miała przypięte dwa miecze. Przy ramieniu lewej ręki pokrowiec na noże. Przy lewym udzie miała przypięty sztylet. Na jej stopach połyskiwały piękne, brązowe trzewiki. Na plecach miała ogromny, ciężki miecz dwuręczny. Machała czarnym ogonem. Bandyci spojrzeli się na nią z przerażeniem, ale Nasław podszedł do niej i dotknął jej piersi. Kobieta szybkim ruchem odcięła mu lewą dłoń. Łysy wrzasnął z bólu. Ona kopnęła go w brzuch i podeszła do pozostałej trójki. Bandyci bez koszul cofnęli się lekko, ale po chwili się na nią rzucili z bronią gotową do ataku. Jeden się zamachnął, ale kobieta uniknęła tego z łatwością. Wyciągnęła sztylet i sparowała atak drugiego. Pierwszego kopnęła w brzuch, a drugiemu przecięła tętnice szyjną. Krew trysnęła na jej twarz. Przetarła szybko oczy i podeszła do zbója leżącego na ziemi. Pochyliła się i wbiła mu jego miecz w serce. Łysy zdążył w tym czasie wstać. Chwycił swój labrys i z okrzykiem zaczął szarżować na kobietę. Ta zwyczajnie się odsunęła i uderzyła go w tył głowy. Stracił przytomność. Pozostał tylko ten młody. Jego długie włosy przeszkadzały mu. Kobieta czekała na jego ruch. Bandyta chwycił sztylet i zaczął ostrożnie podchodzić do kobiety zataczając koło. Ona nic sobie z tego nie robiła. Kiedy on był już dostatecznie blisko zamachnął się sztyletem. Kobieta podskoczyła do góry unikając ciosu. Chwyciła miecz dwuręczny i przy lądowaniu przepołowiła młodego zbója. Starzec widząc to zaczął uciekać z krzykiem. Kobieta spojrzała się na niego i westchnęła. Spojrzała się na studnie. Chwyciła wiadro i ustawiła je na ulicy. Zaczęła kręcić kołowrotem. Kiedy lina byłą dostatecznie długa odcięła ją przy kołowrocie i wiadrze. Skrępowała nią bandytę.

Wieczorem bandyta obudził się i zauważył, że już nie jest w wiosce tylko w jakiejś jaskini. Zauważył kobietę, która go ogłuszyła. Siedziała obok ogniska. Miała na sobie jedynie długą lnianą koszulę. Jej włosy były mokre, a uszy oklapnięte. Na ognisku smażyła królika. Nasław spojrzał się na nią ze złośliwością w oczach.

-Dla mnie się tak przygotowałaś kocico? Uwolnij mnie, a przeżyjesz noc swojego życia. – powiedział uśmiechnięty Nasław.

Kobieta go zignorowała. Zdjęła królika z ognia i zaczęła go jeść. Spojrzała się na bandytę. Oderwała kawałek mięsa i rzuciła nim w niego. Bandyta dostał w twarz. Królik jeszcze bardzo gorący poparzył go ale nieznacznie. Ponownie spojrzał się na kobietę.

-Chociaż mnie może nakarmisz?

Ona dalej nie odpowiadała. Bandyta westchnął i wziął miedzy kolana kawałek mięsa. Starał się je chwycić, ale nie dawał rady, Kobieta podeszłą do niego i wepchnęła mu mięso do ust. Bandyta mało się nie zakrztusił. Kiedy przełknął z ledwością jedzenie zaczął się przyglądać kobiecie. Ta to natychmiast zauważyła, ale nie zwracała na to uwagi.

-Hej Kotowata! Może mi chociaż powiesz jak masz na imię! – powiedział zirytowany Nasław.
-Marika. – odpowiedziała obojętnie.
-Co chcesz ze mną zrobić.
-Zaprowadzisz mnie jutro do waszej kryjówki.
-Może najpierw mi dasz posmakować co? Ja będę dla ciebie delikatny.
-Mam zlecenie na Zbigniewa i jego bandę. Zaprowadzisz mnie, a dam ci szybka śmierć.

Bandyta przełknął ślinę ze strachu. Nigdy jeszcze nie czuł takiej aury. Widział wielu kotowatych, ale jeszcze nigdy z takimi pokładami nienawiści. Każdy znał ich historię. Jest to przeklęta rasa. Jedyne co potrafią to nienawidzić, ale ona była gorsza. O wiele gorsza od innych. Czuł teraz prawdziwy strach, czuł, że nie chce wiedzieć co zrobi, jak jej odmówi. Milczał przez chwilę, a potem powiedział:

-Nie zabijaj mnie, proszę. Zostanę twoim towarzyszem.
-Nie potrzebuję towarzyszy. – odpowiedziała chłodno Marika.
-Pani, proszę. Już nie będę zbójował.

Marika spojrzała się na niego zirytowana.

-Proszę! Nie zabijaj mnie!

Nasław zaczął płakać. Marika westchnęła i podeszła do niego.

-Jeżeli mnie nie oszukasz to cię nie zabiję.

Bandyta spojrzał się na nią przestraszonymi oczami.

-No, już, uspokój się! Nie masz dłoni, ale może cię gdzieś jeszcze na wsi przyjmą.

Nasław obrócił głową starając spojrzeć się na swoją dłoń, ale nie dał rady. Marika spojrzała się na niego z pogardą w oczach i odeszła z powrotem do ogniska. Dokończyła swojego królika i ułożyła się do snu. Bandyta przysunął się bliżej ściany i ułożył się najwygodniej, jak potrafił. Szybko zasnął.

*

-Karczmarzu! Polej jeszcze mi tu piwa!

Karczmarz spojrzał się na dobrze zbudowanego mężczyznę. Miał on krótkie, blond włosy, niebieskie, łagodne oczy i wiele blizn na twarzy. Był bardzo wysoki. Nosił on przy sobie topór bojowy. Karczmarz spojrzał się na mężczyznę i powiedział:

-Przygotowujemy się do walki?
-Tak, ale jakaś poważna to ona nie będzie.
-Oj, Przemysławie. Dla Ciebie walka nigdy nie jest za trudna.

Obaj się zaśmiali. Karczmarz podał kolejny kufel mężczyźnie i nalał sobie. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zauważył, że do baru podszedł miejscowy drwal. Przeprosił towarzysza i odszedł by obsłużyć klienta. Przemysław chwycił kufel i wypił piwo jednym haustem. Rozejrzał się po karczmie. Nie była ona zbytnio udekorowana. Obok drzwi wisiało trofeum z dzika, a nad kominkiem poroże Jelenia Szlachetnego. Umeblowanie karczmy było ubogie, ale wystarczające. Obok kominka stały dwa stoliki, a przy nich po dwa krzesła. Kolejne trzy stoły stały w pobliżu kuchni i był też jeden duży na środku pomieszczenia. Większy stół służył tylko podczas biesiad. Na każdą stronę stołu przypadało po sześć krzeseł. Kuchnia i bar były oddzielone od pomieszczenia biesiadnego stopniem. Za barem byłą tylko jedna półka na, której stało kilka flaszek wódki. Pod półką stały trzy beczułki z piwem. Kuchnia także była uboga. Znajdował się tam tylko niewielki piec i stół do krojenia. Na końcu kuchni były schody prowadzące do pokojów gościnnych. Najemnik odstawił kufel i spojrzał się w stronę karczmarza. Ten kończył już obsługiwać ostatnich klientów. Spojrzał się ponownie na łeb dzika. Ciekawe kto go upolował – pomyślał. Rozmiary łba wskazywały na masywność i znaczne rozmiary zwierzęcia. Ten kto go upolował musiał być wytrawnym myśliwym.

-Widzę, że cię zainteresowało moje trofeum.

Mężczyzna spojrzał się w stronę karczmarza i spytał się:

-Witosz, powiedz mi, jak żeś ty go upolował.
-Wiesz przecie, że ja jestem tutejszym mistrzem w miotaniu włócznią.
-Ale w łeb go nie trafiłeś.
-No nie. Powiem ci, że mnie się poszczęściło, bo płuco i serce przebiłem.

Najemnik spojrzał się na niego z uznaniem i powiedział:

-Polej jeszcze przyjacielu. Za twojego dzika.
-Za dzika! - krzyknął karczmarz, a za nim inni zgromadzeni – A powiedz mi na kogo ty polujesz? Znów na jakichś przemytników?
-Nie, na Zbigniewa.
-To chyba się troszkę spóźniłeś, jakaś kotowata już ma ich za cel, a widziałem co ona potrafi. Rozpołowiła młodzika wzdłuż jednym uderzeniem.
-Co ty nie powiesz? - powiedział łowca ze zdziwieniem – Teraz mam kolejny powód, by na nich polować. Chciałbym ją spotkać i może nawet zabić. Dobrze wiesz, jak ja kocham walczyć. Walkę przekładam nawet ponad chędożenie, a to już jest coś.
-Jesteś pewien przyjacielu? - spytał karczmarz, na jego twarzy pojawiło się zwątpienie – Ona nie jest zwykła, kiedy siedziała tutaj w karczmie można było odczuć jej aurę, byłą przerażająca. Pierwszy raz tak się kogoś bałem, a dobrze wiesz, że ja strachliwy nie jestem,
-Wezmę to pod uwagę – powiedział Przemysław, a po chwili spojrzał się na niego z ekscytacją – a może pójdziem razem, jak za dawnych czasów?
-Słucham? - spytał zaskoczony karczmarz.
-To co słyszałeś Derwanie. Mój topór i twa włócznia. Razem damy jej radę. - powiedział z przekonaniem.
Karczmarz spojrzał się na niego niepewnie. Otworzył usta, by dać mu odpowiedź, lecz w tym samym momencie ktoś go zawołał. Podszedł do tej osoby, i ją szybko obsłużył, po czym wrócił do przyjaciela.
-Wiesz co, to dobry pomysł. Jutro możemy ruszyć, muszę się trochę zabawić. - powiedział uśmiechając się, a w jego oczach pojawiła się ekscytacja – nawet jeśli to ma oznaczać moją śmierć, to wolę zakończyć swój żywot w walce, niż leżąc w łóżku z pełnym brzuchem, jak to często kończą ci bardziej zamożni.
-I to chciałem usłyszeć! Mogę tutaj przenocować?
-Oczywiście, masz tutaj klucz – podaje klucz Przemysławowi – Jutro rano przygotuję się do wyprawy.
*
Ranek, do jaskini zawitało chłodne, poranne powietrze. Ognisko już dawno zgasło. Nasława obudził chłodny powiew wiatru, rozejrzał się po jaskini. Kotowatej nie było nigdzie w pobliżu. To był dla niego idealny moment na ucieczkę, jednakże nie był pewien, czy nie czai się gdzieś w pobliżu, gdyż jej rzeczy zostały na miejscu. Zauważył także jej strój. Prawdopodobnie poszła wziąć kąpiel w pobliskiej rzece, więc miał całkiem spore szanse na to, że ucieknie nim zdąży tutaj wrócić, jednakże pierw musiał się uwolnić, a w pobliżu nie było żadnego ostrego przedmiotu, by mógł rozciąć sznur. Wstał powoli i zbliżył się do jej rzeczy. Wszystko było dobrze pochowane, a w takim stanie nie mógł rozwiązać rzemyków u jej torby, jedynie zębami, a to by zajęło mu zbyt wiele czasu, na co nie mógł sobie pozwolić, ponieważ nie miał pojęcia kiedy ona wróci, a wolał nie kusić losu. Jedyne na co mógł w tej chwili liczyć to życzliwość ludzi, których mógłby spotkać po drodze. Niestety był zbyt sławny, co mogło też to utrudnić, bo mało kto nie znał w tej okolicy Nasława, znanego też jako Miazga, gdyż zazwyczaj to zostawało po jego wrogach, lecz teraz było inaczej. Szybko znów rozejrzał się po jaskini, by zobaczyć, czy nie leży gdzieś jego broń. Niestety, nie było jego słynnego labrysa. Marika musiała go zostawić w wiosce, a na odzyskanie go już nie miał co liczyć. Ruszył powoli w stronę wyjścia. Po drodze zauważył mały, lekko zardzewiały nóż. Długo nie myślał nad zabraniem go. Może i by nikogo nim nie zabił, ale miał szanse na rozcięcie sznura. Chwycił nóż i zabrał się za rozcinanie sznura. W pozycji, w jakiej byłą jego ręka nie było to łatwe, ale nie mógł marudzić. Po dłuższej chwili wyrzucił nóż. Był tak tępy, że nawet nie zdołał dobrze uszkodzić sznura, a co dopiero go przeciąć. Musiał sobie tak radzić. Ponownie ruszył przed siebie i zobaczył widok, który go przeraził, a w normalnych warunkach by ucieszył. Kotowata wyszła przed nim cała naga. Jej smukła postura i kształty dobrze współgrały ze sobą, a piękna dodawały jej krople wody na jej ciele. To było dla niego bardzo zachęcające, lecz sam fakt, kim ona jest był dla niego doskonałym powodem, by nie próbować. Spojrzał się jeszcze raz na jej ciało i westchnął. Marika spojrzała się na niego obojętnie:
-Gdyby nie to, że jesteś mi potrzebny to już byś nie żył – powiedziała zimno.
Nasław cofnął się, a po chwili posłusznie wrócił do jaskini. Już nie było mowy o tym, by go oszczędziła, chociaż pewnie i tak by tego nie zrobiła. Spojrzał się za siebie, by znów móc ujrzeć jej piękne ciało, lecz w tym samym momencie poczuł, że coś wbija mu się w oko. Ten sam zardzewiały nóż, którym próbował się uwolnić, teraz tkwił w jego oku. Zaczął wrzeszczeć z bólu. Marika przeszła obok niego obojętnie. Nasław upadł na kolana, a po chwili ujrzał krople krwi lądujące na ziemi. Było to dla niego jasnym przekazem, by już jej nie drażnić. Usiadł się pod ścianą jaskini i czekał na nią. Myślał ponownie o ucieczce, lecz teraz nie miał już kompletnie szans. Zostawiał za sobą szlak z krwi, co ułatwiało wytropienie go, a innym argumentem było to, co może mu się stać, po ponownej próbie. Wolał już czekać na nieuniknione i mieć nadzieje, na to, że może zada mu szybką i w miarę bezbolesną śmierć. Po krótkiej chwili ponownie pojawiła się przed nim Marika, lecz tym razem już ubrana i uzbrojona. Spojrzała się na niego, a on wstał i zaczął ją prowadzić.



Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Teksty indywidualne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy