Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
 Forum
¤  Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
www.rajdlawyobrazni.fora.pl
Miejsce dla każdego miłośnika pisania
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
Sztuka wojny (2os, fantasy, +18)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 10, 11, 12  Następny

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Sztuka wojny (2os, fantasy, +18)
Autor Wiadomość
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:32, 26 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]

- Skoro tak – odpowiedziałem księżniczce wzruszając przy tym ramionami, chociaż byłem zdziwiony faktem, iż zupełnie nie przejmuje się konsekwencjami zagniewania mego ojca. W końcu wiadomym było, że jestem jedynym potomkiem i nawet jeśli Asgallowie uważali nas za barbarzyńców, to musieli zdawać sobie sprawę z faktu, iż strata następcy tronu lub jakakolwiek wyrządzona mu poważna krzywda z pewnością nie wpłynie pozytywnie na planowany rozejm. Nie dane mi było jednak zbyt długo rozważać tej kwestii, bo już po chwili księżniczka Ceano zabrała się za leczenie moich obrażeń, a ja nie mając większego wyboru – postanowiłem z nią współpracować i dostosować się do jej próśb i poleceń. W końcu i tak nie miałem już nic do stracenia i zdecydowanie wolałem nie wyglądać jak siedem nieszczęść podczas rychłego spotkania z moim ojcem. I mimo, że doskonale zdawałem sobie sprawę z faktu, iż ten od razu dowie się jak wyglądał mu dotychczasowy pobyt na zamku, nie chciałem go prowokować do wywołania kolejnej, zupełnie nam teraz niepotrzebnej wojny, nawet jeśli sądziłem, że ten sojusz zbyt długo nie przetrwa.
Chociaż leczenie zdecydowanie mi pomogło i zmniejszyło poziom odczuwanego przeze mnie bólu to wciąż wiązało się z lekkim dyskomfortem wywołanym choćby przez dosyć długie leżenie w jednej pozycji i lekkie swędzenie spowodowane sklejaniem do kupy połamanych kości. Mimo to doskonale zdawałem sobie sprawę z faktu, iż dla uzdrowiciela jest to jeszcze bardziej nieprzyjemne, gdyż dodatkowo łączyło się z ciągłym skupieniem i zużyciem sporej ilości sił. Z tego też powodu postanowiłem nie narzekać, szczególnie, że z każdą kolejną mijającą minutą, którą z nudów poświęcałem na obserwację księżniczki, byłem w stanie u niej dostrzec zdecydowanie więcej oznak wycieńczenia.
- Jest zdecydowanie lepiej – odpowiedziałem na pytanie księżniczki, która pomimo zmęczenia nadal uparcie leczyła wszystkie zadane mi rany, włącznie z najmniejszymi sińcami, którymi na jej miejscu zupełnie bym się nie przejmował. A kiedy w końcu dziewczyna doszła do naprawiania mi moich ubytków w uzębieniu, swędzenie wywołane tą czynnością wydało mi się być niemalże nie do zniesienia, więc poprzysiągłem sobie w duchu już nigdy nie dopuścić do utraty aż tylu zębów na raz.
- W porządku, nie przejmuj się mną jakoś dam sobie radę. Bardziej martwiłbym się o Ciebie, na pewno z Tobą wszystko w porządku ? Wyglądasz dosyć… kiepsko – stwierdziłem uważnie przyglądając się dziewczynie. Doskonale wiedziałem, że w obecnej sytuacji mój komentarz może ją trochę zdenerwować lub urazić, jednak skoro mieliśmy przez pewien czas być sojusznikami to musiałem nauczyć się martwić również o elfy z rodu Asgallów i uważałem, że najlepiej jest zacząć przygotowywać się do tego od samego początku. Jednak niedane mi było poznać odpowiedzi Ceano, bowiem ledwo zdążyłem zadać swe pytanie, a już drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem i do pomieszczenia weszła pewna dosyć młoda i skromnie ubrana elfka.
- Książe Dorhian ? Proszę za mną, zaprowadzę księcia do pokoju – rzekła służąca, po czym skierowała się w stronę wyjścia, zaś siedzący dotąd na ławie strażnik podszedł do mnie dając mi tym samym do zrozumienia, że mam jak najszybciej wstać i przestać niepokoić księżniczkę.
Nie chcąc prowokować wyraźnie niezadowolonego z pomysłu sojuszu strażnika, czym prędzej stanąłem na równe nogi i skierowałem się jakimś długim i krętym korytarzem w stronę wyznaczonego mi pokoju, do którego dotarłem po jakiś dziesięciu minutach.
Przeznaczone mi pomieszczenie nie było średniej wielkości i posiadało swoją własną, małą łazienkę. Na środku pokoju stało dosyć miękkie, dwuosobowe łoże, na którym leżał pewien dosyć porządny i ładny, czarno-popielaty stój. Obok łóżka znajdował się mały stolik z tacą pełną jedzenia w postaci chleba i owoców oraz świeżego wina, zaś w koncie pomieszczenia stała dosyć spora szafa i jedno, samotne drewniane krzesło. Poza tym na wyposażenie pokoju składały się jeszcze dwie pary drzwi i niewielkie okno, którego widok wpadał wprost na mały fragment dziedzińca.
Nie zakuty już w żadne kajdany i pozostawiony samemu sobie, czym prędzej porządnie się umyłem i przebrałem w czyste szaty, które ku mojemu zdziwieniu pasowały idealnie, po czym przestawiłem krzesło pod niewielkie okno i zabrałem się za obserwację dosyć monotonnego widoku.
</center>

Bardzo przepraszam, za tak kiepską jakość postu, ale dziś cały dzień u mnie wiercą i z powodu wywołanego w ten sposób bólu głowy nie mam za bardzo weny ;/



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Nie 11:37, 28 Wrz 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:49, 27 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Nie spodziewałam się troski ze strony Dorhiana, więc kiedy usłyszałam jego pytanie przez moment po prostu mu się przyglądałam, nie mogąc odpowiedzieć - bo i nie wiedziałam co, a gdy w końcu byłam gotowa wykrztusić z siebie odpowiedź, przybyła służąca, która zaprowadziła go do sypialni. Wiedziałam, że mamy teraz współpracować z Blardami, aby wspólnie pokonać zagrożenie, ale nie spodziewałam się, że od razu przejdziemy do martwienia się. Fakt, to ja pierwsza to zapoczątkowałam, przychodząc do jego celi i pomagając mu po torturach, ale ja zrobiłam to w przypływie złości na ojca, wiedziona ciekawością, a potem pod wpływem empatycznej samolubności. On nie miał powodów, aby przejmować się, co dalej stanie się z moim losem. Tym bardziej, że leczenie to w sumie nic takiego. Przyznaję, należało to do męczących zadań, ale nie było śmiertelne - w większości przypadków. Dla mojego zdrowia gorszy był fakt, gdy zbyt długo byłam narażona na cierpienie innych ludzi, od tego mogłam nawet oszaleć.
-Panienko? - zwrócił się do mnie mężczyzna, wyciągając dłoń w moją stronę, aby pomóc mi wstać z pewnego rodzaju zmartwieniem wymalowanym na twarzy. Zignorowałam jego chęć pomocy i o własnych siłach, podniosłam się na równe nogi. Wzięłam głęboki wdech, próbując się uspokoić, po czym chwiejnym krokiem, pod czujnym okiem strażnika skierowałam się w stronę swoich komnat, gdzie niemal od razu padłam na łóżko i mimo wczesnej pory - zasnęłam.

O świcie zbudził mnie kruk, który niemal dobijał się do mojego okna. Podniosłam się z łóżka i spojrzałam na ptaszysko, które teraz wbijało delikatnie swoje pazury w moją rękę. Spojrzał na mnie przechylając głowę i przesłał kilka obrazów. Spojrzałam na pagórki, marszcząc brwi, kiedy do mojego pokoju wpadły trzy służące.
-Panienko! - krzyknęła jedna, otwierając moją garderobę. -Król Blardów będzie tu za niedługo. Musi się panienka przygotować na oficjalne śniadanie. Będzie na nim książę Dorhian, do którego wysłano już służące, kilku doradców ojca panienki, król Blardów i jego doradcy. No i oczywiście panienka!
Westchnęłam ciężko, wypuszczając ptaka na zewnątrz, który załomotał głośno skrzydłami. Elfka w brązowej sukni nie musiała mnie o tym informować. Chwilę wcześniej dowiedziałam się, że kilka minut temu na nasze tereny wjechała karawana Blardów. Przystrojono mnie w jasnoniebieską, zwiewną suknię z białymi koronkowymi wstawkami przy dekolcie czy rękawach oraz niebieskie trzewiczki. Włosy upięły mi w luźny kok, którego nieład był tylko pozorny. Kiedy byłam gotowa, niemal wypchniętą mnie siłą z pomieszczenia, bo akurat król z orszakiem, zdążył już wjechać na dziedziniec.
Na dworze stanęłam obok mojego ojca, który ze sztucznym uśmiechem na twarzy, wpatrywał się w konie, sprowadzane do stajni. Spojrzał na mnie kątem oka i lekko skinął głową, na co odpowiedziałam tym samym. Po chwili po mojej prawej stronie stanął mój przyszły mąż, który patrzył na gromadzących się rycerzy z pogardą, jednak do mnie zwrócił się nad wyraz łagodnie.
-Ceano, wyglądasz pięknie.
-Mhm - mruknęłam, krzyżując dłonie na piersi, na co mój ojciec tylko zgromił mnie wzrokiem. Znałam go od trzech dni i już zdążyłam go znielubić. Jest nudny, nadąsany i myśli, że może mieć wszystko. Już tyle pozwoliło mi na to, aby znienawidzić Lear'a. A na samą myśl, że miałam z nim spędzić setki lat, czułam się jakby ktoś odcinał mi ostatni dopływ powietrza, jaki posiadałam. Wtedy skończą się nawet potajemne nauki szermierki czy wycieczki do lasu mimo surowych zakazów ojca. Nie będzie celowania rzutkami w obrazy... Niemal odetchnęłam z ulgą, kiedy Lear został zawołany przez jednego z dowódców. Pozostałam teraz sama z ojcem i już z dwojga złego, wolałam mieć przy sobie jego.
Nie bawiła mnie cała ta farsa, w której miałam uczestniczyć. Śniadania z Blardami? Kilka dni temu zabijali się nawzajem, a dzisiaj będą wspólnie pić wino. Jakoś tego nie widzę. Może zacznie się chociaż jakaś ciekawa walka na noże, bo pewnie i tak zostanę zignorowana przez całe towarzystwo, jakie będzie znajdowało się na sali. Nagle mój wspaniały "narzeczony" okaże się być młokosem, którego interesują tylko potyczki, a ja stanę się obrazem tła. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:31, 27 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]

Resztę dnia spędziłem na chodzeniu w te i we w te po przydzielonym mi pokoju rozważając przy tym wszelkie możliwe scenariusze rychłego spotkania naszych rodów, a gdy w końcu zrobiło się na dworze ciemno – zdjąłem z siebie otrzymaną od Asgallów koszulę rzuciwszy ją na krzesło, ubrany tylko od pasa w dół usiadłem na łóżku i zabrałem się za ściąganie butów. Kiedy te stanęły w szeregu obok jednej z nóg przeznaczonego mi do spania mebla, ułożyłem się wygodnie w pościeli i zamknąwszy oczy – natychmiast zasnąłem.
Obudziło mnie ciche pukanie do drzwi, które z każdą kolejną sekundą stawało się coraz bardziej natarczywe, by w końcu dołączył do niego i głos mego „budzika”.
- Książę ? – spytała cicho jedna ze służących, wyraźnie zaniepokojona faktem, iż ma za zadanie usługiwać jednemu z Blardów. I nim zdążyłem jej odpowiedzieć, elfka ostrożnie otworzyła drzwi i weszła do mego pokoju. Zastała mnie leżącego na łóżku na plecach i pocierającego wciąż zaspane oczy wierzchem prawej dłoni.
- Ilseo, przyjdź za piętnaście minut – rzuciłem dokładniej opatulając się kołdrą.
- Proszę ? – spytała elfka, wyraźnie zaskoczona moimi słowami i dopiero wtedy uświadomiłem sobie jaką głupotę palnąłem. W końcu nie byłem w swoim pałacu tylko na terenie rodu Asgallów, nie było więc opcji, by jedna z moich służących zjawiła się tu tylko po to, by mnie obudzić.
- Nic, nic już wstaję – odpowiedziałem i powoli usiadłem na krawędzi łóżka, po czym przeczesałem lewą ręką swe teraz mocno zmierzwione, srebrne włosy.
- Ojciec księcia niedługo przybędzie, mamy za zadanie pomóc się księciu ubrać – oznajmiła i jakby na potwierdzenie jej słów w tym momencie do „mojego” pokoju weszły jeszcze dwie inne służące niosące w rękach jakieś szaty, które zaraz potem zostałem ubrany - konkretnie sam się ubrałem nie zważając na ciągłe komentarze służących o tym, ze robię coś nie tak i mi pomogą.
Kiedy byłem już gotowy, pozwolono mi wyjść z pokoju i przez dwójkę odświętnie ubranych strażników, zostałem zaprowadzony na dziedziniec, na który właśnie wjeżdżała karawana mego ojca, na którą składały się dwa wozy z jakimiś rzeczami oraz mały oddział wojowników w pięknych i lśniących zbrojach dzierżący w rękach, swoją drogą wyłącznie na pokaz, długie, lekko zakrzywione miecze i halabardy. Na początku oddziału jechał mój ojciec – wysoki elf o jeszcze odrobinę ciemniejszej ode mnie skórze i czarnych jak węgiel* włosach – ubranych w najlepszą zbroję jaką tylko miał, zaś na środku oddziału jechał elf dzierżący naszą chorągiew. Kiedy mój ród dojechał do dziedzińca zatrzymał konie i po zejściu z nich zaczął zajmować się ich rozsiodływaniem i sprowadzaniem do stajni, zaś ja dostrzegłem stojącą obok swego ojca i jakiegoś innego elfa – księżniczkę Ceano, z którą niedługo potem miałem zjeść śniadanie. Kiedy wróciłem wzrokiem do mego rod, nie mogłem nigdzie znaleźć ojca, lecz zamiast tego dostrzegłem pewnego wyjątkowo drobnego jak na mężczyznę wojownika, który znalazłszy się w odległości dwóch metrów ode mnie zdjął wysoki, zasłaniający prawie całą twarz, srebrny hełm i odsłonił tym samym swoją kobiecą twarz otoczoną przez pukle krótkich złotych włosów. Tak ów wojownik był tak naprawdę elfką i swoją drogą – jedną z naszych najlepszych dowódców oraz mym przyszłym doradcą. W przeciwieństwie do Asgallów, my Blardowie uważaliśmy, że wojna jak najbardziej jest dla kobiet, a ich nietypowa zdolność częstego wysnuwania zbyt daleko idących wniosków**, często sprawdzała się przy planowaniu manewrów wojskowych i rozstawianiu na polu bitwy naszych wojsk. Z tych właśnie powodów prawie połowę naszych wojowników stanowiły właśnie elfki, sprawdzające się boju wcale nie gorzej niż mężczyźni, a czasami nawet poprzez swą większą gibkość i zręczność – zdecydowanie lepiej.
- Dorhian – rzekła elfka uśmiechając się do mnie ciepło, po czym uścisnęła mocno me prawe ramię.
- Undine, miło Cię widzieć – odpowiedziałem jej i również się uśmiechnąłem zupełnie nie spodziewając się następnych słów doradczyni.
- Byłeś torturowany… - oznajmiła krzyżując ręce na piersi.
- Super, czy wszyscy musza o tym wiedzieć ? – rzuciłem lekko zdenerwowany przenosząc wzrok na króla i księżniczkę Asgallów, którzy właśnie byli witani przez mego ojca, który postanowił zaszczycić ich wyjątkowo długa i wzniosła przemową mówiącą o tym jak bardzo nasz aktualny sojusz może korzystnie wpłynąć na oba nasze rody, innymi słowy – wielką ściemą mającą zadowolić chyba tylko i wyłącznie być może obecnych teraz na dziedzińcu uczonych i kronikarzy.
- Jeśli nadal będziesz tak stał to sam będziesz się o to prosił. Wyglądasz jakbyś w ciągu tych kilku dni postarzał się o co najmniej trzydzieści lat – stwierdziła Undine dokładnie mierząc mnie wzrokiem.
- To chyba dobrze, przecież o dawna twierdzisz, że podobają ci się starsze od ciebie elfy – rzekłem i uśmiechnąłem się wrednie.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. Jeśli nie chcesz aby król zrobił Ci aferę na oczach Asgallów to lepiej mnie słuchaj – odparła elfka i prawdę powiedziawszy gdyby nie fakt, iż od czasów dzieciństwa była moją przyjaciółką i partnerką od szermierki, za takie słowa i ton już dawno przestałaby być dowódcą. W końcu byłem księciem i zgodnie ze spisanych prze wiekami prawem nikt poza moimi rodzicami nie miał się prawa do mnie tak zwracać. Na szczęście staliśmy na tyle daleko od reszty przedstawicieli mego rodu, ze żaden ani żadna z nich nie mógł nas usłyszeć. – Po pierwsze garbisz się, a zgodnie z tym co twierdzi Twój ojciec – książę nigdy się nie garbi. Po drugie wypnij trochę tę pierś i wciągnij brzuch. No lepiej, głowa do góry, plecy prosto i groźna mina. O i to właśnie jest Dorhian, którego znam – dodała cały czas kontrolując moją postawę. I faktycznie dzięki jej radom wyglądałem zdecydowanie bardziej jak książę, gdyż biła wręcz ode mnie pewnego rodzaju aura pewności siebie, a już dosyć dawno temu miałem okazję przekonać się o tym, że to właśnie nadmierna, wręcz nienaturalna pewność siebie, budzi w ludziach i elfach strach.
Kiedy Undine uznała mój wygląd za odpowiedni, bym mógł pokazać się ojcu, wraz ze mną, dzierżąc w rękach swój hełm, skierowała się w stronę króla Thorlanda i rodziny królewskiej Asgallów.
- Witaj synu – rzekł mój ojciec, gdy tylko znalazłem się na tyle blisko, by mógł dokładnie mi się przyjrzeć. Kiedy to robił czułem wręcz jak prześwietla mnie na wylot swymi bardzo ciemnoniebieskimi, wręcz granatowymi tęczówkami. – Dobrze wyglądasz – dodał przenosząc swój wzrok z powrotem na króla Asgallów, chociaż doskonale wiedziałem, że nie mówi tego na poważnie i kiedy tylko znajdzie chwilę czasu, by porozmawiać ze mną na osobności - zacznie suszyć mi głowę.
- Dziękuję ojcze – odparłem i również spojrzałem na ojca Ceany. - Królu, księżniczko – rzekłem i skinąłem im po kolei głową, cały czas starając się utrzymać kontrolowaną przez liczne spojrzenia Undine, pełną pewności siebie postawę, chociaż prawdę powiedziawszy sporą część tej właśnie pewności odebrały mi liczne i niedawne tortury.
</center>

Dawno się tak nie rozpisałam…
* ja jestem człowiek ze śląska, więc nie mogą być kruczoczarne Razz
**niedawno dowiedziałam się, iż kobiety posiadają właśnie taką zdolność. Ja co prawda do jej posiadania się nie przyznaję, ale co tam XD



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Nie 11:39, 28 Wrz 2014, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:10, 28 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Kiedy zbliżył się do nas postawny król Blardów dygnęłam lekko. Co prawda w normalnych okolicznościach mój ojciec zamordowałby mnie za coś takiego, ale teraz, gdy mieliśmy sojusz, zdecydowanie potrzeba było nam co nieco dworskiej etykiety. Dlatego też postanowiłam zachowywać się tak, jak mi przystaje. Jednak w momencie, w którym dostrzegłam między rycerzami naszej armii, starszego elfa, o złocistych włosach z blizną, przecinającą jego twarz od brwi, aż do kącika ust, mimowolnie lekko się uśmiechnęłam. Mężczyzna odpowiedział mi tym samym, niemal wyolbrzymiając gest pokłonienia się mi. Lizander uczył mnie szermierki, kiedy nikt dookoła nie widział. Był ode mnie o sto lat starszy, a mimo to z trudem zachowywał powagę, mimo wysokiego stanowiska, które piastował. Nie zdziwiłabym się, gdyby w środku śniadania zaczął opowiadać kawały, albo skupiać się na czymkolwiek innym niż zbliżająca się wojna. Temat ten, bowiem, był dla niego ciekawy, ale wolał przejść do czynów, tym bardziej, że strategię na pewno już miał opracowaną. Przeniosłam spojrzenie na czarnowłosego króla, którego udawałam, że słucham. Z trudem powstrzymałam westchnienie, w momencie, gdy skończył przemawiać.
Widząc, że Dorhian wygląda teraz zupełnie inaczej niż przy naszym ostatnim momencie z jednej strony poczułam się lepiej. To oznaczało, że go wyleczyłam i już wszystko jest w porządku. A przynajmniej fizycznie. Zdawało się teraz, że jest wyższy, bardziej dostojny niż wcześniej. Dygnęłam przed nim ze stoickim spokojem wymalowanym na twarzy. Mieliśmy zatargi, momentami bardziej osobiste niż całą tą głupią farsę dwóch nienawidzących się rodów, ale teraz musiałam uważać, zachowywać się jak przystoi i nie powiedzieć za dużo. Tak, to zdecydowanie będzie trudne zadanie.
Kilka minut później znaleźliśmy się w bogato zdobione sali, na środku której stał mahoniowy stół suto zastawiony różnymi półmiskami, dzbankami z winem i innymi potrawami. Kilkunastu służących stało pod ścianami, skryci w cieniu i oczekujący na wezwania kogoś ze spożywających posiłek. Posadzono mnie dwa krzesła od mojego ojca, obok Leara, za co zaczęłam od razu przeklinać w duchu i na przeciw księcia Dorhiana.
-Niech ten posiłek będzie początkiem naszej współpracy w tej ciężkiej chwili - odparł mój ojciec z cieniem uśmiechu na twarzy. -Proszę, częstujcie się, musimy omówić ważne sprawy, tyczące się przyszłości naszego istnienia. Obydwie nasze wioski zostały zniszczone, stąd tęż uważam, że powinniśmy ulokować jednostki wojska w najbardziej zagrożonych kolejnymi napadami miejscach.
-Albo odnaleźć ich kryjówkę i od razu się pozbyć wszystkich za jednym zamachem - powiedział Lear, nakładając sobie na talerz jedzenie. Prychnęłam cicho pod nosem, na co mój przyszły mąż posłał mi zdegustowane spojrzenie. Dla niego najlepszym rozwiązaniem będzie zniszczyć wszystko w zarodku. Rzućmy się z bronią na przeciwnika i ich wymordujmy - to najlepsze rozwiązanie.
-Learze, podziwiam, że jeszcze żyjesz z takim nastawieniem - odparł z rozbawieniem Lizander, popijając wino. -Nie widziałeś chyba tych wiosek. Są zrównane z ziemią, w wojska tam były. Nawet paru magów. Nikt nie przeżył.
Upiłam łyk trunku, przyglądając się zebranym. To będzie kłótnia. Jeżeli nie zasztyletują się nożami, to będzie istny cud! Naprawdę nie mam pojęcia, jak nam się uda współpraca, skoro nawet dwóch dowódców od nas nie potrafi nigdy się dogadać. Chyba jednak wszyscy zginiemy marnie. Oczywiście nie mogłam tego powiedzieć na głos. Zastanawiam się, kto pierwszy obrzucił by mnie spojrzeniem mówiącym tyle co: jesteś głupią kobietą. Mój ojciec, mój narzeczony, czy jakiś inny dowódca? Doprawdy, to takie denerwujące. Spojrzałam na elficę, będącą dowódcą wojsk Blardów. Dlaczego u nas tak nie ma?
-A może dowódcy Blardów, mają coś do powiedzenia - rzucił ze spokojem Lear. -Na przykład pani? - dodał po chwili, wskazując kielichem na krótko ściętą blondynkę. -Jakieś propozycje? </center>

Hahahaha, ale chyba każda kobieta posiada taką zdolność Razz



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:57, 28 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Chwilę później wylądowaliśmy w jednej sali, w której na stołach znajdowała się masa wszelkiego rodzaju, niezwykle pysznego jedzenia. Zaraz potem wszyscy zajęliśmy swe miejsca – ja zostałem usadzony naprzeciw księżniczki Ceano, pomiędzy mym ojcem i Undine, obok której zasiadł pewien ubrany równie odświętnie co ona, jasnoskóry elf o rudych włosach związanych w długi warkocz i biegnącej od koniuszka ucha, aż do końca szyi dość brzydkiej bliźnie - pamiątce po jednym ze starć z Asgallami. Jego jasnoniebieskie oczy natychmiast zajęły się przyglądaniem każdemu elementowi pomieszczenia, w którym teraz się znajdowaliśmy, jakby szukając najlepszych osłon i pozycji w przypadku mającej niedługo nastąpić bitwy z udziałem noży, widelców, łyżek, kielichów i wszystkiego innego co było tylko pod ręką.
Ów elf miał na imię Nalsir i miał już za sobą prawie dwieście pięćdziesiąt lat wojny. Z tego tez powodu mógł spokojnie nosić miano jednego z naszych najlepszych dowódców jak i mojego i Undine nauczyciela. Chociaż Nalsir bywał chwilami bardzo impulsywny i specjalnie - dla okazania wszystkim Asgallom swego triumfu nad jednym z ich najlepszych dowódców, z którym starcie przyprawiło go o bliznę, a dowódcę przeciwnego rodu o brak głowy - zachował sobie na pamiątkę bliznę, której mógł w łatwy sposób pozbyć się dzięki magii uzdrawiającej, to mój ojciec wyjątkowo cenił sobie jego zdanie i ochronę, dlatego też nie mogło zabraknąć Nalsira i przy tym stole.
- Niech tak będzie – rzek mój ojciec, odpowiadając królowi Asgallów, po czym zabrał się za nakładanie na talerz jedzenia. Ja uczyniłem podobnie, widząc, że póki co nasi sojusznicy korzystają z okazji wyrażenia swych opinii i nim nadejdzie moja kolej minie jeszcze sporo czasu.
Już po chwili ich wymiany zdań doszedłem do wniosku, że zaraz na pewno nie ominie nas przewidywana już przez Nalsira walka, dołączyłem więc do mego nauczyciela w poszukiwaniach odpowiedniej pozycji obronnej. Na szczęście już po chwili Asgallowie chociaż trochę się uspokoili, chociaż byłem pewien, że jeden z ich dowódców, pragnąc wysłuchać planu Undine, chce elfkę specjalnie upokorzyć i udowodnić w ten sposób, nam Blardom, że jesteśmy głupcami pozwalając kobietom zajmować tak ważne w wojsku stawiska. Na całe szczęście znałem Undine na tyle długo, by wiedzieć, że nie należy ona do osób dających się łatwo podpuścić i dla dobra naszego sojuszu pozwoli sobie zignorować wszystkie obraźliwe komentarze ze strony dowódców naszych sojuszników. Co oczywiście nie oznaczało, że się na nich w późniejszym terminie nie zemści, w końcu nasz sojusz miał być tylko tymczasowy.
- Osobiście bardziej popieram pomysł króla. Faktycznie obstawienie co ważniejszych lokacji, będzie dobrym rozwiązaniem. Przydałoby się zadbać także o to, by niezależnie od tego jak na naszą niekorzyść potoczą się dalsze losy tej wojny, mieć zapewnione dostawy wody i jedzenia dla wojsk i mieszkańców. Nie możemy pozwolić, by przeciwnicy wykończyli nas głodem i pragnieniem – zaczęła Undine przenosząc swoje kasztanowe tęczówki z jednego Asgalla na drugiego. – Jednak sądzę, że można rozważyć wysłanie małego i wyjątkowo dobrze uzbrojonego oddziału na terytorium wroga. Co prawda jak już jeden z waszych dowódców zdążył to zauważyć , jest bardzo niebezpieczny, a wysłanie tam wszystkich wojsk, byłoby samobójstwem, jednak mały oddział szpiegowski mógłby poruszać się po terytorium wroga niezauważony i dostarczyć nad potrzebnych informacji dotyczących ilości wrogich jednostek i ich siły, a także, być może i słabych punktów – kontynuowała elfka, by wreszcie na znak, że skończyła swą wypowiedź podnieść kielich z winem i upić z niego łyk.
Ja tymczasem, podobnie jak mój ojciec i Nalsir, postanowiłem milczeć, czekając na dalszy rozwój sytuacji. Wyglądało na to, ze Undine zawarła w swej wypowiedzi wszystkie sprawy leżące naszej trójce na sercu, nie było, więc nic na co warto by było jeszcze zwrócić uwagę dowódców Asgallów. A jeśli i było, to doskonale wiedziałem, ze mój ojciec zamierza o tym powiedzieć tylko i wyłącznie w stosownym dla siebie momencie. Od zawsze lubił mieć jakiegoś asa w rękawie.
</center>


Po przemyśleniu - chyba masz jednak rację XD



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Wto 13:30, 30 Wrz 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:37, 28 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Spojrzałam na Lizandra, który zwrócił się do blondynki. Dam sobie głowę uciąć, że nie zrobił tego w ramach żartu, ale chciał coś osiągnąć. On nie rzuca słów na wiatr, a każde wypowiedziane przez niego słowo jest wielokrotnie analizowane, chociaż zajmuje mu to ułamki sekundy. Tak samo teraz z uwagą przysłuchiwał się temu, co mówiła elfica, a w jego oczach skrzyły się ogniki. Rzadko widziałam u niego tego typu spojrzenie, pełnego zafascynowania daną sytuacją. A im więcej lat upływało, tym rzadziej, bo coraz mniej rzeczy powodowało u niego inny odruch niż znudzenie. Dlatego byłam teraz mile zaskoczona, że przejawia emocje. Przez moment przy stole zapadła cisza, a blondyn uśmiechnął się półgębkiem.
-Dlatego, mój miłościwy panie, uważam, że kobiety powinny być werbowane do armii, a ty od lat mi nie wierzysz, że to dobra myśl - powiedział ze spokojem, dopiero po chwili odwracając wzrok z kobiety-dowódcy na mojego ojca.
-Jesteśmy po prostu bardziej tradycyjni - rzucił, popijając trunek, jednak dało się dostrzec w nim lekkie zdenerwowanie impertynencją jednego z dowódców.
-To dobry plan, który warto wcielić w życie. Mam teraz na myśli to, co powiedziała, pani...? Jak się pani nazywa? - zapytał Lizander, obracając kieliszek wina w dłoni.
Lizander faktycznie często próbował uświadomić mojego ojca, że włączenie elfic do armii to nie jest zły pomysł, ani jakoś szczególnie nie będzie odbiegać od tradycji - bo co w końcu do niej należy? Jednak jego nowatorskie pomysły były od razu odrzucane. Dla mnie mężczyzna był niczym starszy brat, który wziął mnie pod swoją opiekę i zaczął uczyć szermierki, tym samym, wyciągając mnie z bycia niedojdą.
A teraz, widząc przed sobą tamtą kobietę, która osiągnęła taką wysoką rangę w wojsku, czułam pewnego rodzaju podziw. Musiałam przyznać, że mimo iż byliśmy wrogami - teraz momentalnie sojusznikami - to i tak wydawało mi się, że jest to coś niesamowitego. Bo w końcu nawet jak kobiecie uda się być w wojsku, to zapewne sporo musi poświęcić i wycierpieć, słuchając takich elfów, jak ci, którzy mnie otaczają w moim rodzie. Oni zapewne robili by wszystko, aby rzucać jej kłody pod nogi. Może w jej przypadku też ją to spotkało?
Rozmowy przy stole teraz tyczyły się ulokowania wojsk oraz ilości jaka powinna się przedostać, zadecydowano też, że oddział szpiegowski, zostanie wyselekcjonowany dopiero popołudniu, aby wszyscy mieli czas do namysłu i przeanalizowania najodpowiedniejszych osób. Słuchałam tego wszystkiego, próbując zapamiętać jak najwięcej i w sumie nieźle mi to wychodziło, kiedy gdzieś za drzwiami do kuchni usłyszałam huk. Zapadła cisza przerwana jedynie siarczystym przekleństwem, dobiegającym z sąsiedniego pomieszczenia. Następne co dobiegło do moich uszu, to krakanie. Zrobiłam większe oczy, wychylając się do przodu i próbując coś dostrzec, kiedy czarny ptak gwałtownie machając skrzydłami przyleciał do stołu.
-Paskudne ptaszysko - warknął Lear, wyciągając sztylet zza pasa, chcąc ranić stworzenie, jednak zanim zdążył cokolwiek zrobić, całkowitym "przypadkiem" dźgnęłam go widelcem w rękę, na co wypuścił ostrze zdezorientowany. Mój ojciec przyglądał się całej sytuacji z niedowierzaniem, a Lizander z trudem powstrzymywał wybuch śmiechu, gdy trząsł się zasłaniając usta. Kruk zakrakał przeraźliwie na mojego narzeczonego, po czym wylądował tuż przede mną, kracząc jakby się paliło i waliło. I faktycznie - dla tego stworzenia - w tej chwili tak było. Ze względu na panikę zwierzęcia, w pierwszej chwili nie umiałam poukładać sobie wszystkich zdarzeń w głowie. Dopiero po chwili zrozumiałam co się miało na rzeczy. Jedno z jego piskląt wypadło z gniazda, tym samym łamiąc skrzydło i narażając się na koty, które tutaj biegały.
-Dźgnęła mnie widelcem... - wysyczał zdezorientowany Lear, rzucając spojrzenie to na swoją dłoń z której płynęły kropelki krwi, to na mnie, a to na mojego ojca. Podniosłam się gwałtownie z krzesła, a kruk usiadł mi na ramieniu łomocząc skrzydłami.
-A ty gdzie się wybierasz? - warknął mój ojciec, jednak ja już szłam do wyjścia. -Wracaj tu w tej chwili! - wrzasnął, w momencie, gdy wyszłam na korytarz, jednak już w tamtym momencie usłyszałam dalszą część jego monologu. -Lizandrze skończ się śmiać!
Zapewne potem mi się za to oberwie, ale teraz mam ważniejsze sprawy na głowie. Szybkim krokiem znalazłam się w ogrodach, gdzie drugi kruk, skakał obok malutkiego, puchatego zawiniątka pod drzewem, nie mogąc mu pomóc. Ten, który był na moim ramieniu zakrakał donośnie, przyciągając uwagę swojej partnerki. Uklękłam na ziemi, zawieszając dłoń nad pisklęciem, które z trudem się poruszało i zaczęłam mamrotać słowa zaklęcia pod nosem. Gdy było z nim wszystko w porządku, ujęłam go w dłonie i wchodząc na najniższy konar, włożyłam młodego ptaszka do gniazda, ku uciesze jego rodziców. Zeskoczyłam zwinnie z drzewa i z uśmiechem przyjrzałam się wesołej rodzinie. Aż im zazdroszczę... </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:30, 28 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Słowa Undine wyraźnie wzbudziły zainteresowanie pewnego elfa należącego do Asgallów, który o dziwo postanowił nawet na swój sposób pochwalić jej mądrość przed swym królem. Ot ciekawa sprawa. Ta reakcja elfa, któremu wręcz zdawały się świecić ogniki w oczach podczas wypowiedzi mojej przyjaciółki bardzo mnie rozbawiła i ledwo udało mi się powstrzymać przed rzuceniem jakiegoś wrednego komentarza, który z pewnością nie pomógłby naszym rodom zostać dobrymi sojusznikami. A przecież jeśli chcieliśmy mieć chociaż minimalną szanse w starciu z tym potężnym i nieznanym przeciwnikiem musieliśmy umieć dobrze współpracować. Z tego też powodu mimo, iż poczułem się lekko zazdrosny wyładowałem swą złość jedynie na niewinnej kromce chleba, którą w krótkim czasie rozerwałem i rozkruszyłem na małe kawałeczki. A być zazdrosny miałem jak najbardziej prawo, gdyż Undine była nie tylko moją przyjaciółką, ale także wybraną mi przez ojca narzeczoną.
Co prawda według naszego prawa to ja miałem podjąć ostateczny wybór co do mojej przyszłej żony, jednak w razie przedwczesnego zejścia dziedzica, wiele lat temu mój ród opracował pewien system, który miał zapewnić ciągłość władzy. Zgodnie z jego założeniami aktualny król wybiegał jednego dowódcę na ewentualnego życiowego partnera swego dziedzica, a jeśli ten zginął nim zdążył się ożenić bądź też – wyjść za mąż, wybrany przez króla kandydat zostawał jego następcą. Oczywiście nie przeszkadzało nam to w wysyłaniu wszystkich najlepszych dowódców włącznie z ewentualnymi dziedzicami korony do walki, ale to już zupełnie inna sprawa.
- Undine. Undine Elessera Antorel – odpowiedziała uprzejmie elfka wyrywając mnie tym samym z zamyślenia. Aby zachować wszelkie pozory, iż cały czas pokrnie słucham wszystkich obecnych na sali osób, jakby na potwierdzenie jej słów kiwnąłem lekko głową i z uśmiechem sięgnąłem po leżącą obok mnie sałatkę. Zaraz potem głównym tematem rozmów stało się ustalenie strategii, jak najlepszego rozstawienia wojsk i tego kto powinien znaleźć się w specjalnym oddziale, którego skład ostatecznie postanowiono przedyskutować później. I chociaż byłem jedynym dziedzicem korony i tego typu sprawy chociażby z samego tytułu księcia powinny mnie obchodzić, to po ostatnich przejściach, miałem zdecydowanie dosyć polityki i żywa dyskusja toczona przez wszystkich poza mną i księżniczką Ceano zupełnie mnie nie interesowała. Na całe szczęście w momencie kiedy miałem już zdecydowanie dosyć tego posiłku i aby nie okazywać wszystkim swego znudzenia zacząłem z poważną miną bawić się swym kielichem z winem, całkiem nieźle udając w ten sposób, że rozważam jakąś ważną dla dalszych losów wojny kwestię, zza ściany rozległ się jakiś hałas, a potem do pomieszczenia, w którym się znajdowałem wleciał kruk. Swoją drogą bardzo podobny do tego, którego zdawało mi się, że widziałem w swojej celi podczas jeden z wizyt księżniczki. Zaraz z resztą po pojawianiu się kruka księżniczka Ceano niespodziewanie „zaatakowała” widelcem jednego z dowódców swego ludu, któremu najwyraźniej nie odpowiadało towarzystwo ptaka.
- Nic dziwnego próbowałeś skrzywdzić jej zwierzątko. Nawet ja wiem, ze ten kruk z jakiegoś powodu jest jej bardzo bliski, a przecież byłem jedynie waszym więźniem – mruknąłem pod nosem w odpowiedzi na komentarz dźgniętego elfa. Co prawda moim zamierzeniem nie było jeszcze bardziej go zdenerwować, dlatego nie skomentowałem tej sytuacji tak by z pewnością usłyszała mnie cała sala, jednak musiałem to zrobić dostatecznie głośno, by ów elf mnie usłyszał bo ledwo zdążyłem podnieść na niego wzrok po wypowiedzeniu swego komentarza, a ten już posłał mi tak lodowate spojrzenie, że aż odruchowo sprawdziłem czy przypadkiem nie zamieniam się w lodową rzeźbę. Na całe szczęście nic takiego się nie stało, ale w przypadku mojej rasy nigdy nie można było mieć pewności kto był magiem, a kto nie i zawsze należało zachowywać ostrożność.
Kilka sekund później księżniczka Ceana niespodziewanie postanowiła nas opuścić, przyprawiając tym samym drugiego z dowódców o atak śmiechu, wprawiając wszystkich członków mego rodu w osłupienie, zaś swego ojca niezwykle tym denerwując.
Po chwili na szczęście wszyscy jako tako się uspokoili, a przynajmniej tak mi się wydawało dopóki dźgnięty przez księżniczkę elf nie rzucił mocno o blat stołu widelcem, który odbiwszy się omal nie trafił rykoszetem Nalsira w oko. O tym, że elf zachował w całości swą powiekę zadecydował tylko i wyłącznie jego dobrze wyćwiczony refleks, który pozwolił mu w ostatniej chwili złapać ostry przedmiot zbliżający się szybko wprost do tęczówki jego lewego oka. I chociaż początkowo wydawało mi się, że ta sytuacja nie wywarła na mym nauczycielu żadnego wrażenia, w momencie gdy jak się okazuje bardzo niebezpieczny element zastawy stołowej skończył na stole przełamany na dwie idealnie równe części, uświadomiłem sobie w jak wielkim byłem będzie. Uświadomiła to sobie również Undine, która natychmiast zaczęła starać się rozładować napięcie jakąś w miarę luźną rozmową, jednak już po chwili dało się zauważyć, że jest to zupełnie bez sensu. Niespodziewana ucieczka księżniczki na tyle rozzłościła króla Asgallów, że dalsze rozmowy z nim na jakikolwiek nawet nie związany z wojną temat nie miały, już sensu, tak więc po chwili spędzonej w tej nieprzyjemnej atmosferze postanowiłem postąpić zupełnie jak księżniczka Ceana i również się zmyć.
- Dziękuję za posiłek. A teraz pozwolę sobie Państwa opuścić. Królu, ojcze – rzekłem i skłaniając przy tym lekko głowę i nie czekając na reakcję mego rodziciela, czym prędzej opuściłem pomieszczenie. Kiedy znalazłem się już spory kawałek od niego nawet pomimo dzielącej mnie od niego sporej odległości usłyszałem głos mego ojca wykrzykującego me imię wniebogłosy. Nie miałem jednak zamiaru tam wracać. Po odejściu księżniczki atmosfera zrobiła się tam tak gęsta, że wystarczyłaby tylko jedna drobna iskra, by ta mieszanka wybuchowa złożona z gniewu, nienawiści i udawanej życzliwości wybuchła i wywołała jakąś bitwę na jedzenie i widelce, czy coś w tym stylu. A ja zupełnie nie miałem zamiaru brać w czymś podobnym udziału. Zamiast tego zacząłem błądzić po korytarzach, by ostatecznie zupełnie się zgubiwszy, znaleźć przez przypadek drzwi prowadzące do ogrodów, a w nich samą księżniczkę Ceane.
- A więc to tu księżniczka uciekła no proszę… A wreszcie zaczynało się robić ciekawie – zaczęły latać po sali widelce i pewnie zaraz dołączą do nich kielichy i noże – zażartowałem i uśmiechnąłem się do księżniczki. W końcu mieliśmy być teraz sojusznikami, więc musiałem chociaż próbować być dla niej miły.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Wto 13:24, 30 Wrz 2014, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:47, 29 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Kruk usiadł na niższej gałęzi, dokładnie na przeciw mojej twarzy, przesyłając mi do głowy obrazy, składające się na proste "dziękuję".
-Nie ma za co, ale na następny raz, nie wlatuj do miejsc, gdzie ktoś może chcieć zrobić ci krzywdę! Może mnie tam nie być i nie zdążę kogoś dziabnąć widelcem, co wtedy? - spytałam, opierając dłonie na biodrach i wpatrując się w paciorkowate oczy ptaka, który teraz przeprosił, a ja z uśmiechem pokręciłam głową. Nie dziwię mu się, że od razu przyleciał. Jego dziecko było zagrożone, a większość rodziców w takich momentach zaczyna panikować. Nieważne czy to elf, człowiek czy też zwierzę, instynkt jest ten sam w przypadku każdego. Cóż, a przynajmniej być powinien...
Słysząc za sobą czyjś głos, odwróciłam się gwałtownie w stronę księcia Dorhiana, który wyglądał na rozbawionego, kruk zatrzepotał skrzydłami, po czym zaczął uważnie przyglądać się chłopakowi. Podobnie z resztą postąpiłam ja. Wyprostowałam się, zachowując całkowity spokój. Nie spodziewałam się go tutaj. Myślałam, że zostanie na sali i razem z resztą będzie się zajmować poukładaniem, tym bardziej nie sądziłam, że zostanie wypuszczony. Chyba, że wypuścił się tak jak ja - bez niczyjej zgody.
-Och, zapewne jest to pasjonująca rozrywka, a ja jako osoba, która ją zapoczątkowała chyba powinnam tam być - odparłam z rozbawieniem. Cóż, skoro przerodziło się to w jakąś bójkę, to na pewno zostanę uznana za tą, która była zapalnikiem. W końcu mogłam pozwolić Learowi zabić kruka, a nie dźgać go widelcem. I zapewne to właśnie usłyszę od mojego ojca, chociaż na samą myśl skręcało mnie w środku.
-Aż jestem zaskoczona, że nie skorzystałeś z okazji, tylko się ulotniłeś, książę. Nie bawią cię zabawy przy posiłkach na miarę rzucania w siebie przedmiotami? Przecież to zabawa jakich mało! Choć zapewne zirytuje mojego ojca, bo przed wyruszeniem wojsk, zapewne chce sprawić, aby relacje między naszymi rodami były idealne. Nawet wspominał o jakimś balu.
Uważnie przyjrzałam się Blardowi, po tym, gdy doszedł do siebie po torturach wyglądał o wiele lepiej. Wyprostowany, bez krwi na sobie, z uśmiechem na twarzy, który próbowałam zanalizować... Dlaczego jest taki miły? To wdzięczność za pomoc w lochach? Czy po prostu również bawi go ta cała farsa związana z pogodzeniem się naszych rodów. Przechyliłam lekko głowę w bok, wpatrując się w jego szare oczy.
-Jestem pełna podziwu, książę, że potrafisz zachować się tak swobodnie po tym, co działo się jeszcze dwa dni temu - powiedziałam zniżając trochę głos. W końcu nie należało tego tematu rozpowiadać, a nie wiadomo czyje uszy akurat znajdowały się w pobliżu. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:09, 29 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
- Niech się księżniczka nie przejmuje, trochę tego typu rozrywki z pewnością im się przyda i być może dzięki temu lepiej będą się ze sobą dogadywać na froncie – odparłem widząc, iż mój komentarz chociaż trochę rozbawił księżniczkę, co swoją drogą od początku było moim celem. Chociaż nie znałem jej dobrze, w zasadzie to praktycznie w ogóle jej nie znałem, to nawet ja byłem w stanie zauważyć, iż z jakiegoś powodu elfka cały czas jest pomijana w rozmowach i odsuwana na bok jakby była tylko jakimś pięknym tłem, a nie żywą osobą. A skoro miała być teraz przez chwilę moją sojuszniczką, a żaden z Asgallów nie kwapił się do tego by poświęcić jej chociaż trochę więcej uwagi, to jako dorównujący jej statusem elf mogłem chociaż spróbować ją rozweselić i rozbawić. – Może dzięki temu odkryją, że łączy nas coś więcej niż tylko dalecy krewni, jak na przykład : wspólne zamiłowanie do bitwy na metalowe elementy zastawy stołowej – dodałem z uśmiechem. Nie wiedziałem czy księżniczce spodobają się moje żarty czy też nie, ale po ostatnich kilku dniach spędzonych w zimnym, wilgotnym lochu i na torturach musiałem jakoś odreagować. I z jakiegoś powodu uważałem, że żarty będą najlepszą odskocznią od tych nieprzyjemnych wydarzeń. Pewnie wiele elfów wybrałoby na moim miejscu spędzenie samotnie kilku dni w lesie, lub też wzięcie udziału w jakiejś gigantycznej i szalonej, mocno zakrapianej alkoholem imprezie, która skończyłaby się miłym dodatkiem w postaci spędzenia nigdy niezapomnianej nocy z jakimś lub jakąś nieznajomą, jednakże ja nie miałem zbyt dużego wyboru. Ucieczka do lasu lub urządzenie imprezy w obecnej sytuacji były niemożliwe, zwłaszcza, że w każdej chwili jakaś kolejna nasza wioska mogła zostać zrównana z ziemią. Mogłem oczywiście jeszcze znaleźć sobie jakieś oręże i partnera lub partnerkę do sparingu, lecz chwilowo wolałem zachować to na później.
- Szczerze powiedziawszy bal i bitwa na jedzenie i wszystkie inne sprzęty, które można znaleźć pod ręką znajdują się obecnie na samym dole listy rzeczy, w których chciałbym brać udział. Zdecydowanie wolałbym zaszyć się gdzieś z jakąś dobrą książką lub po prostu zagrać w karty z moimi przyjaciółmi, jednak z powodu wojny będzie to chyba po prostu niemożliwe – wyjaśniłem po czym przyjrzałem się teraz wpatrującej się we mnie księżniczce. Trochę zdziwił mnie fakt, iż tak się we mnie wpatruje, więc zastanawiając się czy nie mam na twarzy jakiś resztek jedzenia, odruchowo sięgnąłem w kierunku ust prawą dłonią, jednak nic nie znalazłem.
- Widzisz księżniczko ? Mówiłem, że dam sobie radę – odpowiedziałem z wręcz nienaturalnie szerokim uśmiechem, jednak kiedy usiadłem pod najbliższym drzewem mój uśmiech zupełnie zszedł mi z twarzy, podobnie jak moja pełna pewności siebie postawa. Nie lubiłem udawać, dotąd robiłem to tylko po to by nie dać satysfakcji dowódcom Asgallów i nie niepokoić mego ojca, jednak teraz gdy ich tu nie było postanowiłem pozwolić sobie na odrobinę szczerości. Księżniczka Ceana już i tak widziała mnie zaraz po torturach, więc udawanie przed nią, iż wycisk dany mi w jej lochach zupełnie nie wywarł na mnie wrażenie nie miało najmniejszego sensu. – Chociaż szczerze powiedziawszy jest ze mną o wiele gorzej niż sądziłem, że będzie. Aby nie martwić ojca cały czas udaję, że wszystko jest ze mną w porządku, jednak już i tak spojrzenie jego oczu podpowiada mi, że kiedy tylko znajdziemy chwilę na osobności zacznie prawić mi liczne kazania. I jeśli miałbym teraz określić jednym słowem sposób w jaki na mnie patrzy byłoby to „rozczarowanie”. Skoro, więc już i tak sprawiłem mu zawód to nie przeszkadzało mi już nic w opuszczeniu uczty. I tak nie może być gorzej – stwierdziłem obracając w palcach zerwane podczas mej wypowiedzi źdźbło trawy, po czym cicho westchnąłem. – Ale czas skończyć użalać się nad sobą. Nie wiem jak Ty księżniczko, ale ja mam ogromną ochotę w coś przywalić, więc pójdę poszukać reszty mego ludu. Może któryś z nich pożyczy mi miecz i zgodzi się na sparing – dodałem powoli się podnosząc do pozycji stojącej - Chyba, ze Ty księżniczko byłabyś chętna ? – spytałem nim zdążyłem w ogóle przemyśleć to co mówię. Przecież kobiety Asgallów nie brały udziału w wojnie, więc nie było żadnego powodu, by ich księżniczka w dodatku posiadająca magiczne zdolności uczyła się kiedykolwiek szermierki. Niestety było już za późno bym mógł cofnąć swe słowa, a każde kolejne zdanie, które mógłbym wypowiedzieć by spróbować się wytłumaczyć tylko jeszcze bardziej pogorszyłoby sytuację. Postanowiłem, więc w spokoju zaczekać na odpowiedź elfki, nawet jeśli ta miała mnie zaraz zwyzywać od skończonych głupców i chamów.
</center>

Sorki, ze tak kiepsko, ale strasznie brakuje mi weny T_T



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Nie 11:40, 28 Wrz 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:15, 29 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Zaśmiałam się cicho, przenosząc spojrzenie na budynek, a dokładnie to na miejsce, w którym mniej więcej znajdowała się jadalnia, gdzie teraz toczyła się wielka i zażarta bitwa na widelce i łyżeczki do herbaty. Na samo wyobrażenie latających talerzy i kielichów parsknęłam śmiechem pod nosem. A może komuś wylano wino na głowę? Cóż, póki nie jest to Lizander, to w sumie mi to nie przeszkadza. Chociaż i dowódcę bym za to wyśmiała. Niemniej zabawna byłaby reakcja mojego ojca w momencie, gdy sałata wplątałaby mu się we włosy. Pewnie stałby się cały czerwony na twarzy.
-Ciekawe, czy ktoś już oberwał plackiem w twarz... - powiedziałam, zwracając się z uśmiechem do księcia Dorhiana. -Zaczną pałać do siebie miłością, ponieważ dostrzegą, że mają podobny gust zdobienia kielichów, to takie romantyczne - rzuciłam, przewracając oczami.
W sumie, nie powinnam się w ten sposób zachowywać. Nie powinnam się aż tyle śmiać, uśmiechać, robić dziwnych min. Na mojej twarzy powinien malować się błogi spokój i opanowanie w każdej chwili, a zwroty grzecznościowe i sztuczne formułki powinny być dla mnie najważniejszą rzeczą. Ale jakby na to nie spojrzeć, to już od dłuższego czasu nie zachowywałam się "tak, jak powinnam". A dzisiejszy wyczyn, gdy dźgnęłam widelcem swojego narzeczonego... Cóż, nie żałuję tego, miał zabawną minę. Sama poczułam drobny ból w ręce, ale nie musiałam się tym szczególnie przejmować, skoro i tak po chwili opuściłam pomieszczenie, a lekkie, irytujące pieczenie zniknęło.
-Mogę ci potem pokazać naszą bibliotekę, książę - odparłam lekko się uśmiechając. -Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał nic przeciwko temu.
Słysząc jego dalszą wypowiedź, westchnęłam cicho i usiadłam pod drzewem, znajdującym się w odległości mniej więcej pół metra od księcia Blardów.
-Zawodzenie ojca, znam to uczucie... Ale dam ci radę, książę: lepiej myśleć o tym, czy się jest zadowolonym z siebie, niż z tego, czy inni są zadowoleni z ciebie. Gdyby brało się każdą uwagę i krzywe spojrzenie do siebie, można byłoby się wykończyć w trybie ekspresowym - wyjaśniłam ze spokojem, przypominając sobie wszystkie te momenty, które budziły we mnie złość. Zawsze, gdy widziałam zachowanie innych wobec mnie nie czułam żalu czy smutku, ale wściekłość. Normalna osoba przejmowałaby się tym, że szepczą za jej plecami, udają, że ją lubią, a w duchu uznają za przeklętą, ale ja albo przyjmowałam to ze spokojem, albo miałam to w głębokim poważaniu, albo dawałam upust swojej złości na jakimś manekinie, albo podczas treningu z Lizandrem. Czasami moimi ofiarami padały też obrazy atakowane rzutkami, ale starałam się unikać dewastowania dzieł sztuki, choć w niektórych momentach było już ostatecznością, której musiałam się podjąć dla własnego dobra.
Uśmiechnęłam się, gdy usłyszałam część o użalaniu się nad sobą, ale gdy zaproponował mi sparing mina mi zrzedła. Wiedział? Przecież to było ukrywane, z tego co mówił Lizander, to tylko on orientował się w tym, że potrafię zrobić coś więcej niż zaatakować kogoś widelcem... Gdy dostrzegłam, że sam książę zorientował się, że powiedział coś niestosownego, dotarło do mnie, że nie to mu chodziło po głowie, na co odetchnęłam z niemą ulgą.
-Sparing? - powtórzyłam po nim cicho, a potem podniosłam się z ziemi, przez moment milcząc i analizując wszystkie za i przeciw. -Podobno sekrety łączą ludzi, mój drogi książę, a więc proszę za mną - rzuciłam, kierując się na tyły zamku, coraz bardziej zagłębiając się między wiekowe drzewa. W pewnym momencie pałac całkiem za nami zniknął, zostawiając nas na wydeptanej ścieżce. Po paru minutach znaleźliśmy się przed kilkunastometrową wieżą, całą pokrytą bluszczem. -To Przeklęta wieża - wyjaśniłam, kładąc dłoń na drzwiach. Wyszeptałam krótkie zaklęcie, a te ze szczękiem otworzyły się na oścież. -Ludzie tutaj nie przychodzą, bo się panicznie boją tego miejsca - dodałam, wchodząc do środka i otwierając jedną z szaf, w której zawieszone były sztylety, łuki, wąskie miecze oraz dwa inne, służące do treningu. -Ufam, że mnie nie wydasz, książę. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:10, 29 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Szczerze powiedziawszy trochę zaskoczyła mnie reakcja księżniczki. Kiedy pomiędzy nami nastała chwila ciszy byłem zupełnie pewien, ze elfka zaraz mnie wyśmieje za tak niedorzeczną propozycję lub też potraktuje to jako przemyślany atak na jej życie, ale zamiast tego elfka nie tylko przystała na moją propozycję, ale także postanowiła zdradzić mi swój sekret. Nie sądziłem, że tak łatwo i przez zupełny przypadek uda mi się zdobyć informacje, które w odpowiednich rękach bardzo mogłyby zaszkodzić księżniczce Ceanie i przeważyć szalę zwycięstwa na naszą stronę, oczywiście w wojnie, która zapewne wyniknie tuż po rozwiązaniu naszego tymczasowego sojuszu, jednak zamiast mieć ochotę wykorzystać swą wiedzę przeciwko elfce, gdzieś w środku byłem jej wdzięczny za to, że zaufała mi na tyle, by zdradzić swój wielkie sekret. I szczerze powiedziawszy sprawiło to, ze powoli zacząłem myśleć o tym, iż ten pomysł z sojuszem naszych rodów nie był jednak tak niedorzeczny jakim wydawał się być na samym początku.
- Jak sobie życzysz księżniczko – stwierdziłem z szerokim uśmiechem, po czym ruszyłem za księżniczką. – A i dzięki za dobrą radę – dodałem nieco przyspieszając kroku, by móc nadążyć za elfką. Prawdę powiedziawszy szła naprawdę szybko, a przecież nie była ubrana w wygodne do biegów przełajowych odzienie, lecz przepiękną i odświętną suknię i zapewne jakieś wyjątkowo niewygodne buty. I chociaż wiedziałem, iż księżniczka spieszy się tak bardzo, by mieć pewność, ze nikt nas nie zobaczy, nawet pomimo dzielącej nas na moją korzyć różnicy wzrostu musiałem iść zdecydowanie szybciej niż zazwyczaj, by dotrzymać jej kroku.
Dzięki temu tempu już po chwili zniknął nam z oczu zamek, a my znaleźliśmy się pod mocno zarośniętą bluszczem, lecz nadal bardzo imponującą wierzą. Szczerze mówiąc ten bluszcz dodawał jej nawet pewnego uroku i sprawiał, iż wydawała się bardziej mroczna i tajemnicza, zaś jej nazwa – trafiona w nie stu, a dwustu procentach.
- Ciekawe dlaczego... Przecież „przeklęta wieża” to powinna być nazwa jakiejś karczmy, brzmi w końcu tak miło i przytulnie - zażartowałem dokładnie rozglądając się po pomieszczeniu, do którego zaprowadziła mnie księżniczka. I wtedy właśnie mój wzrok padł wprost na wnętrze otworzonej przez elfkę szafy, w której znajdowała się dosyć imponująca kolekcja prawie, ze wszelkiego oręża.
- Oczywiście księżniczko. Z resztą nawet gdybym to zrobił i tak by mi nikt nie uwierzył – odpowiedziałem elfce, po czym zabrałem się za dokładne przyglądanie się każdej broni. Ostatecznie chwyciłem jeden z leżących najbliżej mnie sztyletów i zważywszy go w ręce, rzuciłem nim prosto w środek stojącej w przeciwległym krańcu - gdyż jak każda wieża tak i ta nie miała kątów i rogów - pomieszczenia starą i mocno już zniszczoną tarczę.
- Szczerze powiedziawszy ostatnim razem tak imponującą kolekcję broni widziałem w waszej sali tortur – stwierdziłem i sięgnąłem po kilka kolejnych sztyletów - A jeszcze wcześniej w namiocie tuż przed bitwą, po której mnie złapali i zaprowadzili do waszego lochu – dodałem, raz po raz rzucając przy tym kolejnym ze sztyletów, aż tuż obok siebie, na środku tarczy tkwiło ich osiem.
- Dobrze wiedzieć, że przynajmniej z tym nadal nieźle sobie radzę – rzekłem, po czym z uśmiechem odwróciłem się w stronę księżniczki i klasnąłem w ręce – To co księżniczko, gotowa spuścić mi łomot ? – spytałem ze szczerym uśmiechem.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Nie 11:42, 28 Wrz 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:42, 29 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Słysząc żart na temat przekleństwa tej wieży, spojrzałam na chłopaka z lekkim uśmiechem, chociaż do śmiechu wcale mi nie było. Miło i przytulnie? Doprawdy jego zorientowanie w naszej historii jest znikome, ale skąd mógł wiedzieć? Aczkolwiek z drugiej strony to miłe, nie patrzy przez to na mnie jak na szaloną i przeklętą, która idealne miejsce miałaby tutaj w wieży. Dobrze czasem od tego odsapnąć, ale z drugiej strony lepiej za wiele mu nie zdradzać na wstępie. Ta wieża to tylko wierzchołek góry lodowej, żaden mój "największy sekret", choć za jego wyjawienie mogłoby mi się nieźle oberwać od ojca. Wtedy nawet po ogrodzie nie mogłabym chodzić bez eskorty. Oprócz tego mógłby się nieźle zdziwić, jak mój lud szybko podchwytuje plotki na mój temat. Jestem święcie przekonana, że znalazłyby się osoby, które w to uwierzą, a potem kilka, które oświadczyłoby jakoby "widziały mnie z ostrzami i ziejącą ogniem" czy inne bzdury, a reszta już z górki by w to uwierzyła.
-Uznam to za komplement, a więc dziękuję, książę. Pozwól mi tylko przebrać się z tej sukni - odparłam, wskazując na zastawiony deskami kąt pod schodami.
Było to moje miejsce, aby szybko doprowadzić się do porządku po treningach z Lizandrem. Tam też trzymałam przygotowane ubrania, aby czasem ktoś nie znalazł ich w mojej sypialni. Za oczywiste przyjmuję fakt, iż służące na zlecenie mojego ojca przeszukują mój pokój, czy czasem nie bawię się w zakazaną magię, albo nie trzymam jakiegoś wilka pod łóżkiem albo innej broni. Weszłam tam szybkim krokiem i ze świadomością, że gdyby książę Dorhian zaplanował tu wejść, obezwładniłabym go jednym, prostym zaklęciem, zaczęłam się przebierać.
-Pewna kobieta posługiwała się magią czasu - zaczęłam opowiadać ze spokojem historię, ubierając skórzane spodnie. -Oczywiście wykorzystywana na podstawowym poziomie pozwala na poznanie przeszłości danej osoby i niejasnej przyszłości. Jednak chciała zagłębić się w to bardziej, sięgając po zakazaną część magii, która pozwoliłaby jej na zmianę czasu. Dzięki temu mogłaby ukształtować wydarzenie, które miało miejsce setki lat wcześniej, zmieniając je. -Na moment przebrałam, wciągając przez głowę białą tunikę, którą związałam paskiem. -Niestety nie ma na świecie osoby, która mogłaby to wszystko znieść, a więc magia przejęła szybko nad nią kontrolę, wizje z przeszłości i przyszłości zaczęły zalewać jej umysł. Nie odróżniała teraźniejszości od tego co było i będzie. Jej mąż uznał, że oszalała, a więc zamknął ją w tej wieży. Z początku wrzeszczała, chciała, aby ją uwolnić, aż w końcu umilkła. Parę dni po tym rzuciła się z okna, popełniając samobójstwo. -Wyszłam zza parawanu, upinając włosy w warkocz. Przyglądałam się uważnie elfowi, zastanawiając się nad jego reakcją. Usłyszałam właśnie mroczny, ale powszechnie znany fragment historii współczesnej. W końcu zdarzenie miało miejsce niespełna siedemdziesiąt lat temu. Wtedy to królowa Valmai popełniła samobójstwo, osierociła córkę, która dopiero co ozdrowiała i posiadła dziwną zdolność wyczucia bólu innych. Tyle wystarczy, aby zostać znienawidzoną przez wszystkich.
Chwyciłam jeden z ćwiczebnych mieczy, a drugi rzuciłam w stronę księcia. Zapewne i tak przegram, w końcu porównując moje treningi z jego, jestem o wiele gorsza, ale i tak mogłaby to być niezła zabawa. Poza tym aż tak źle mi nie szło, Lizander nie dawał mi forów, co wielokrotnie kończyło się siniakami, które musiałam starannie ukrywać przed służącymi. Zamachnęłam się na próbę mieczem, a potem wyszłam na polanę, rozciągającą się dookoła wieży.
-Raczej nie sądzę, abym była wystarczająco dobra, by spuścić ci łomot, książę, ale skoro tak ładnie prosisz... - odparłam z wymalowanym na twarzy uśmiechem. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:22, 29 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
- Oczywiście księżniczko – rzekłem i kiedy tylko elfka zniknęła za parawanem, aby jej nie przeszkadzać zabrałem się za wyciąganie i odkładanie na miejsce użytych przeze mnie sztyletów. Nie miałem już osiemdziesięciu lat, by być tak głupi i w ogóle próbować podglądać elfkę. Doskonale zadawałem sobie sprawę z faktu, że to nie tylko niekorzystnie wpłynęłoby na nasz sojusz, ale także z racji bycia magiem Ceana na pewno od razu powaliłaby mnie jakimś prostym zaklęciem przed, którym z powodu wielkiej ignorancji i braku regularnego treningu własnych magicznych zdolności, nie byłbym w stanie się w żaden sposób obronić. A samobójcą jeszcze nie byłem, masochistą może trochę, ale tylko w słusznej sprawie takiej jak na przykład ucieczka z lochów Asgallów, jednak samobójcą na pewno nie.
Po chwili z resztą by umilić mi czas oczekiwania księżniczka zaczęła opowiadać mi bardzo interesującą historię tego miejsca, więc nie miałem okazji się za bardzo nudzić. Zamiast tego stanąłem pod jedną ze ścian i opierając się o nią czekałem na elfkę, która już po chwili wyszła zza parawanu i podeszła do szafy z bronią, by wybrać sobie i mnie miecz. Na szczęście dzięki licznym sparingom i treningom z Nalsirem i Undine byłem przyzwyczajony do łapania lub unikania nadlatującego w moją stronę oręża, dlatego też nie miałem najmniejszego problemu z pochwyceniem miecza.
- To bardzo interesująca historia. Co prawda mój ojciec zawsze twierdził, iż zupełnie nie powinny mnie interesować żadne z opowieści, legend i historii wroga, ponieważ to jeden wielki stek bzdur, jednak teraz widzę w jak wielkim jest on błędzie – stwierdziłem kiedy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz. Czasami to jak bardzo nasi aktualni władcy starali nasze rody ze sobą poróżnić i ukazać, iż są od tych drugich lepsi stawało się naprawdę męczące. Niestety dopóki nie odziedziczyłem po ojcu korony nic nie mogłem na to poradzić, a póki c jakoś nie za bardzo spieszyło mi się z wysłaniem tatusia w zaświaty. Wbrew wszystkim krążącym o mnie wśród Asgallów opowieści nie byłem aż tak straszy i okrutny jak mogłoby się wydawać.
- Spokojnie nie musisz mnie oszczędzać, jestem przyzwyczajony do licznych siniaków i bycia rozłożonym na łopatki przez dziewczynę. Moja męska duma już dawno spotkała się z glebą, swoją drogą chyba podczas mego pierwszego starcia z Undine – wyjaśniłem oddalając się od księżniczki i sprawdzając stopami podłoże tak, by mieć pewność, ze moja nieuwaga nie przesądzi o wyniku tego starcia. Następnie zacząłem powoli i ostrożnie okrążać księżniczkę, cały czas nie spuszczając wzroku z trzymanego przez nią ostrza. Początkowo sądziłem, że elfka jako pierwsza mnie zaatakuje i być może popełni jakiś drobny błąd, który zdecydowanie przesądzi o mojej niemalże natychmiastowej wygranej, jednak już po chwili zdałem sobie sprawę z faktu, iż tak się nie stanie i to ja jako pierwszy zmuszony będę ją zaatakować. Złapałem więc odrobinę mocniej miecz i niespodziewanie ruszyłem do przodu, by w trzech szybkich susach znaleźć się tuż obok księżniczki. Ciąłem mieczem celując prosto w jej ramię, jednak tak jak sądziłem elfka była na tyle szybka, zwinna i dobrze przygotowana by bez problemu sprawować mój cios i samej zaatakować.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Nie 11:42, 28 Wrz 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:05, 02 Wrz 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Tak, to naprawdę interesująca historia, przemknęło mi przez myśl, jednak nie wypowiedziałam tego na głos. Ciało mojej matki spadło tuż obok strażników, którzy spanikowani najpierw pobiegli po króla, gdy tylko upewnili się, że moja matka faktycznie nie żyje. Planowano ukryć wiadomość o jej samobójstwie, jednak plotka szybko się poniosła po mieście, jednocześnie przynosząc złe fatum naszej rodzinie, a bardziej mi, niż ojcu, bo on zawsze był tolerowany przez poddanych. Głównie budził respekt poprzez postrach, który siał wśród elfów swoją srogością i powagą. Dlatego przy nim byłam traktowana jak powietrze albo ze sztucznymi uśmiechami, gdy pozostawałam sama, nie zostawiano na mnie suchej nitki.
Zaśmiałam się, słysząc słowa mężczyzny i odciągając swoje myśli od smutnych wspomnień.
-Wydaje się być ciekawą kobietą - powiedziałam ze spokojem, przywołując w głowie obraz blondynki. Na pewno wzbudziła zainteresowanie Lizandra, a on rzadko miał okazję czy chęci, do interesowania się kobietami. Zazwyczaj uznawał je za nudne i powierzchowne, a szczególnie te, z naszego rodu. Bo w końcu liczy się dla nas wszystko, byle nie wojna, którą pozostawiałyśmy mężom. Stanowiłam wyjątek od reguły, ale dla niego byłam jak młodsza siostrzyczka, którą opiekował się od lat, stąd też jego uczucia wiązały się z przyjaźnią, a nie miłością. Ja za to faktycznie byłam nim kiedyś zauroczona, ale szybko wybiłam to sobie z głowy, uświadamiając, że nigdy do niczego nie dojdzie. Prawdopodobnie stało się to ze względu na to, że był pierwszą osobą, która całkiem szczerze zainteresowała się moim losem od śmierci matki. Teraz za to on sam lubił mówić o mnie jako o kobiecie z kamiennym sercem.
Na początku, gdy krążyliśmy dookoła siebie, przypominałam sobie wszystkie zasady, które kiedyś podał mi mój nauczyciel. Jak stawiać stopy, jak wyczuć ruch przeciwnika, jak zignorować fakt, że poczuję ból osoby, z którą będę walczyć. To zawsze sprawiało mi największy problem - uderzenie kogoś. Gdy do tego dochodziło, musiałam być świadoma faktu, że będę czuć jego ból jak swój własny, co dawało przewagę nade mną, także musiałam to ignorować do maximum, co nie należało do zadań prostych.
Pierwszy cios padł ze strony Dorhiana. Sparowałam jego atak i cofnęłam się o krok, jednak szybko zrobiłam ponowny wypad do przodu i zamachnęłam się celując w jego brzuch, jednak tym razem on zrobił unik. Cofnęłam się o krok, analizując wszystko dookoła. Zastanawiałam się, jakby na moim miejscu postąpił Lizander. Przechyliłam lekko głowę, a Blard zaatakował, jednak i tym razem sparowałam atak, jednak szybko cofnęłam miecz, robiąc kilka kroków w bok. Prawda była taka, że polegałam na zwinności. Nie miałam siły, a więc mierzenie się bezpośrednie oznaczało dla mnie szybką przegraną, stąd też wolałam utrzymywać się na dystans. Wymieniliśmy kilka ataków, które kończyły się tak samo - moim szybkim wycofaniem. Nie umiałam odpowiednio szybko zajść Dorhiana, aby ten nie sparował ataku. Fakt, zdarzyło mi się pary razy go uderzyć, co spowolniło mnie uderzającą falą bólu. Do tego jemu też udało się zadać kilka ciosów, a po jakimś czasie rozgryzł mój sposób walki, tym samym kończąc to podcięciem mi nóg i przyłożeniem czubka miecza do szyi. W pierwszej chwili próbowałam złapać oddech, jednak potem uśmiechnęłam się lekko i podniosłam z ziemi.
-Gratuluję wygranej, książę - powiedziałam, biorąc głęboki wdech i próbując nie skupić się na lekkim, pulsującym bólu zarówno mojego ciała, jak i elfa. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:22, 03 Wrz 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Walka była zacięta i z każdym kolejnym ciosem, który bezskutecznie wymierzałem w Ceanę byłem coraz to bardziej pewien faktu, iż ją przegram, lecz po pewnym czasie zauważyłem pewną prawidłowość – zaraz po sparowaniu mego ataku, księżniczka wycofywała się jakby czekając aż sam się odsłonię. I zrobiłem to kilka razy przez przypadek jednak pomimo przewagi zwinności jaką posiadała elfka nie skorzystała z niej na tyle dobrze, by rozłożyć mnie na łopatki. Nie to co Undine, która zawsze w takich chwilach pokazywała całemu światu do czego są zdolne kobiety. Nie myślała za dużo o tym jak mnie powalić, po prostu działała instynktownie i w odpowiednim momencie przejmowała inicjatywę. Podczas wielu naszych starć ta elfka nauczyła mnie kilku sztuczek, które dzięki chociaż częściowemu rozgryzieniu sposobu walki księżniczki, pozwoliły mi również zadziałać instynktownie, zupełnie tak jakbym był w samym środku jednej z bitew, w których brałem udział, i pokonać Ceanę. Jednak na szczęście w porę przypomniałem sobie, iż ta walka jest tylko sparingiem i w ostatniej chwili powstrzymałem się przed zadaniem ostatecznego ciosu, który w krótkiej chwili zakończyłby życie księżniczki. Zamiast tego przyłożyłem jej czubek miecza do szyi, by po chwili cofnąć się i zacząć dokładnie przyglądać się ostrzu mej broni.
Blardowie podczas sparingów używali broni zwanych Ostrzami Krótkiego Bólu. Były to między innymi miecze, sztylety, włócznie i halabardy, na które nakładano specjalne zaklęcia tak by bronie te podczas uderzenia nie zadawały obrażeń, a jedynie taki sam ból jak otrzymana rana i rozróżniało się poprzez długość ich działania. Były takie, po których ból utrzymywał się tylko przez minutę, ale również takie, po których można było się pomimo braku rany zwijać z bólu przez cały dzień. Jednak drobne rany zadane poprzez celne ciosy zadane przy użyciu broni księżniczki były prawdziwe. Nie pozostawiały po sobie jedynie uczucia bólu i gdym w porę się nie opamiętał śmierć zadana przy użyciu takiego ostrza też byłaby prawdziwa.
- Undine jest nie tylko bardzo interesującą elfką i jednym z najlepszych dowódców mego ojca, ale również wspaniałą przyjaciółką. I jeśli zechcesz z chęcią pokaże Ci kilka sztuczek księżniczko tak byś następnym razem bez problemu mnie pokonała. Nie martw się Undine potrafi dotrzymywać tajemnic, nawet lepiej niż ja – rzekłem, po czym oddałem księżniczce miecz. – Mimo to chyba powinienem pogratulować twemu nauczycielowi. Naprawdę dobrze walczysz księżniczko – dodałem z lekkim uśmiechem.
- Chyba powinienem już wracać, nim mój ojciec wyśle specjalny oddział poszukiwaczy księcia Dorhiana. I uwierz lub nie, ale mamy taki – powiedziałem uważnie się rozglądając.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Wto 13:51, 30 Wrz 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:13, 06 Wrz 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Uśmiechnęłam się lekko do mężczyzny, podpierając o swój miecz. Przechyliłam głowę w bok, słuchając go z uwagą. Undine, która mogłaby mnie czegoś nauczyć? Muszę o tym porozmawiać z Lizandrem, bo znając jego to podejdzie do całej tej sprawy z niemałą krytyką, bo w końcu nie wiadomo, czy nas nie wydadzą. A wtedy dowódca pójdzie na stryczek albo w łagodniejszej wersji do lochów, a ja skończę zamknięta w swojej komnacie, do momentu ślubu, a następnie ponownie w niej umieszczona. Tak, doprawdy żyć nie umierać... Z jakiegoś powodu miałam jednak wrażenie, że może po raz pierwszy w życiu mam okazję kogoś polubić, a nie tylko widzieć ciężkie, pogardliwe spojrzenia, które cieszą się w momencie mojego potknięcia. Wydawało mi się, że ze strony księcia Dorhiana nie spotkam tego rodzaju szyderstwa, jak od reszty. Chociaż mogło mi się tylko wydawać, że tak będzie. Gdy nasz sojusz się zakończy będziemy swoimi wrogami i zapewne nigdy więcej się nie spotkamy. Tak więc przywiązywanie się do niego, jako do teoretycznego znajomego, nie miało najmniejszych szans na ziszczenie.
-To ciekawa propozycja, książę - odparłam, po czym odłożyłam miecz do szafki. -Moim nauczycielem jest jeden z dowódców, ten, który wdał się w rozmowę z waszą dowódcą, Undine. Zawsze był za tym, aby kobiety umiały walczyć, ale należy do znikomej mniejszości.
Zaśmiałam się na myśl o żołnierzach, którzy mieliby tutaj przybiec, poszukując księcia, a potem siłą zaciągnąć go do zamku. Wyglądałoby to dosyć komicznie, ale może lepiej uniknąć takowej sytuacji, tym bardziej, że wtedy wydałoby się istnienie mojej kryjówki, a to jedyne miejsce, gdzie czuję się w pełni swobodnie. Na ironię, bo jest to również miejsce, w którym umarła moja matka.
-W tym układzie do zobaczenia, książę - powiedziałam, dygając przed nim, a następnie skierowałam się za parawan, aby przebrać się z powrotem w suknię. Co prawda moich włosów nie można już było uratować, a więc musiałam jak najszybciej i niepostrzeżenie przemknąć do moich komnat. Choć pewnie już mnie tam szukali i wymówka, że "przecież cały czas tam byłam" na nic się nie zda.
I na swoje szczęście udało mi się dotrzeć do swojego pokoju niezauważoną, choć pod drzwiami czekał na mnie Lizander, podrzucający do góry złotą monetę. Spojrzał na mnie z ukosa.
-Narobiłaś niezłego zamieszania - odparł niemal szeptem, świadomy, że w tym zamku ściany mają uszy.
-Ciebie to bawiło! - syknęłam, po czym stanęłam obok niego, przeczesując splątane włosy dłonią.
-Byłem pod przeklętą wieżą, myśląc, że tam cię znajdę... I patrz! Byłaś tam razem z księciem Blardów.
Zagryzłam dolną wargę, opierając się o ścianę. Wbiłam spojrzenie w podłogę, licząc w myślach uderzenia mojego serca. Muszę przyznać, że czułam lekki przestrach przed starszym elfem. A może to bardziej respekt? Nigdy nie chciałam robić mu na złość, a widać teraz to osiągnęłam.
-Nie chcę ci prawić morałów, jedynie sądzę, że powinnaś bardziej uważać. Nie wiemy czego się po nich spodziewać, a ciebie i tak większość królestwa nienawidzi.
Prychnęłam pod nosem, spoglądając na elfa spode łba.
-Dzięki za przypomnienie...
-Nie mów, że cię to zaskoczyło lub uraziło - odparł z rozbawieniem w głosie. -Po prostu na siebie uważaj, to dobra rada - rzucił, oddalając się w korytarzu. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:15, 08 Wrz 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Kiedy dotarłem z powrotem do ogrodów od razu zauważyłem czekającą tam na mnie i wyraźnie zaniepokojoną Undine, która wydawała rozkazy dwójce swych podwładnych, którzy najwyraźniej wraz z nią robili za obstawę mego ojca. Nie musiałem zbyt długo czekać, by dowódczyni zauważyła moją obecność i ku memu zdziwieniu obdarowała mnie pełnym radości i ulgi uśmiechem, by następnie dosyć głośno kazać odejść swym podwładnym i żwawym krokiem skierować się w moją stronę.
- Chodź – powiedziała zamiast zacząć prawić mi kazania i aby podkreślić, iż z jakiegoś powodu bardzo się jej spieszy pociągnęła mnie mocno za łokieć. Posłusznie podążyłem, więc za przyjaciółką by po dosyć długim marszu podczas, którego towarzyszyła nam wręcz niepokojąca cisza znaleźć się przed niczym innym jak stajnią gdzie czekały już na nas dwa osiodłane rumaki. Bez żadnego zbędnego komentarza Udine zgrabnie wskoczyła na grzbiet jednego z nich, swoją drogą o jej ukochanej bułanej maści, i ruchem głowy dała mi do zrozumienia, iż mam wsiąść na drugiego z koni. Czym prędzej znalazłem się, więc przy boku gniadego ogierka i korzystając z wyćwiczonych przez wiele lat konnej jazdy mięśni, usadowiłem się w wygodnym siodle, a nogi umieściłem w o dziwo dostosowanych do mego wzrostu strzemionach.
- Gdzie jedziemy ? – spytałem się, a Undine uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Na krótką przejażdżkę – oznajmiła i cmoknięciem oraz przyłożeniem łydki zachęciła swego, a raczej swą klacz do ruszenia dosyć szybkim stępem. Nie chcąc pozostać w tyle postąpiłem zupełnie tak samo jak elfka i już po chwili opuściliśmy tereny zamku/pałacu/ważnej budowli Asgallów kierując się w stronę spokojnie wyglądającego lasu. Gdy już znaleźliśmy się poza zasięgiem niepożądanych oczu i uszu, Undine odwróciła na chwilę głowę w moją stronę i cicho westchnęła.
- Twój ojciec jest na Ciebie wściekły – oznajmiła zwalniając chód swej bułanej klaczy do dosyć wolnego kłusu.
- Nic nowego – stwierdziłem wzruszając ramionami i korzystając z dosyć szerokiej ścieżki, zrównując krok ogierka z krokiem klaczy Undine.
- Dorhian – stwierdziła i ciężko westchnęła. Już chciałem coś powiedzieć, jednak dała mi krótki znak ręką, iż mam jej nie przerywać – Tuż po Twoim wyjściu, wybiegłam za Tobą z sali Cię szukać bojąc się, że zrobisz jakąś zupełną głupotę. Chyba łatwo domyślić się jaką zabawną i zdziwioną miałam minę, gdy zauważyłam Cię wymykającego się gdzieś wraz z księżniczką Asgallów. Wiem, że teraz to nasi sojusznicy, ale uważaj. Ten sojusz nie będzie trwać wiecznie, proszę Dor nie angażuj się w to – rzekła i błagalnym spojrzeniem, małego proszącego o coś szczeniaka spojrzała mi prosto w oczy.
- Ale ja nie… To nie tak Undine, my tylko… - próbowałem wyjaśnić lecz za każdym razem gdy zbliżałem się do powiedzenia prawdy przypomniałem sobie, iż obiecałem zachować ją w tajemnicy. Ostatecznie poddałem się i cichym westchnięciem zakończyłem swe próby wyjaśnienia tej sytuacji. Wolałem by Undine uważała, iż spodobała mi się księżniczka wroga, niż by Ceana uważała mnie za zdrajcę, gdyż wiedziałem, iż ta pierwsza nikomu nie powie o tym co widziała, przez co nie odbije się to w żaden negatywny sposób na naszych relacjach.
- Dobrze Undine nie będę – rzekłem skruszonym głosem. Potem przez dłuższą chwilę jechaliśmy w ciszy, zmąconej tylko przez miarowy stukot końskich kopyt.
- W ciągu kilku najbliższych dni, najpewniej jutro lub pojutrze odbędzie się uroczysty bal z okazji zawiązania sojuszu. A potem, sama nie wiem jak będzie wyglądać ta współpraca – rzekła elfka przerywając tą straszliwą ciszę, która zapadła po moich słowach i wzruszając podczas ostatniego swego zdania ramionami.
- Rozumiem. Czas wracać, muszę zdążyć na kazanie ojca – stwierdziłem i lekko się uśmiechnąłem.
-Nie zdążysz, król jest zbyt zajęty, ale co do jednego masz rację. Czas wracać – odparła Undine i z lekkim uśmiechem zawróciła swą klacz na małej polance. Ja uczyniłem podobnie i już po chwili jazdy dosyć szybkim kłusem konie znalazły się w swojej stajni, a ja sam w przydzielonym mi przez Asgallów pokoju.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Nie 11:45, 28 Wrz 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:14, 09 Wrz 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Większość następnego dnia spędziłam najpierw na słuchaniu morałów mojego ojca, który był niezwykle zdenerwowany moim podłym zachowaniem wobec przyszłego męża, a później nagłą ucieczką bez słowa wyjaśnień. Kiedy skończyłam moje przytakiwanie wysłano mnie, abym przeprosiła Leara, zrobiłam to w taki sposób, że jeszcze bardziej obraził się niż wcześniej, gdyż podobno uraziłam jego męskość, poprzez sugestię, że krzyczał jak kobieta, gdy został dźgnięty - paradoksalnie przez jedną z nich - widelcem. Za co ponownie oberwało mi się od ojca i zostałam wysłana do mojego pokoju. Tam oddałam się "pasjonującym" lekcjom haftowania. Starsza elfka potrafiła kilka godzin przemilczeć, aby potem skrytykować mnie za to, że nie byłam wystarczająco dobra w ślęczeniu z igłą w dłoni.
Wieczorem, kiedy w końcu uwolniłam się od "niezwykle ważnych" dworskich obowiązków, jak podpisywanie się pod zaproszeniami na zbliżający się bal, mierzenie nowych sukni oraz haftowanie chustki dla mojego najwspanialszego narzeczonego, którego miałam ochotę podziurawić sztyletem, mogłam usiąść w fotelu i wziąć się za czytanie książki. Bardzo często robiłam to na głos, bo ku mojemu zaskoczeniu, kruk często mi towarzyszył i lubił słuchać opowieści. Zapewne wiele osób zaskoczyłby fakt, że ptak jest bardziej obeznany w literaturze niż niejeden z elfów na naszym dworze.
Na następny dzień w ramach kary jeszcze bardziej utrudniono mi życie poprzez fakt, iż miałam pół dnia stać i pozować do obrazu. Doprawdy, zbliża się wojna, a mój ojciec, aby mnie zdenerwować ściąga na dwór malarza i zmusza mnie do sterczenia w jednej pozie ze sztucznym uśmiechem na twarzy przez kilka godzin. Następnie okazało się, że potrzeba przymiarek kolejny sukni, a więc zamiast stać i pozować, po prostu stałam na podwyższeniu.
W ten też sposób przeminęły moje dwa dni - łażąc po korytarzach niczym cień, co chwilę chwytana przez kogoś i ciągnięta w inne miejsce. Nie miałam czasu wyjść do ogrodów, co było swoistą karą mojego ojca za niesubordynację. Musiał jednak odpuścić przed następnym dniem, bo wtedy miał odbyć się bal w ramach zjednania się dwóch rodów. Jakoś nie przekonywała mnie ta farsa, ale wyglądało na to, że każdy był tym nieźle zaaferowany. Elfy biegały po zamku, niosąc kwiaty, przenosząc stoły, pokojówki co chwilę znosiły inne sprzęty do sprzątania na wielką salę. Jednym słowem - wszystko stanęło na głowie. </center>

Baaaaaaaardzo mało ambitny post, przepraszam ><



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:07, 09 Wrz 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Następny dzień zacząłem dość nietypowo zwłaszcza jak na księcia, gdyż z kubłem wody na głowie. Tak dosłownie gdyż z samego rana, ba jakiego tam rana, bladym świtem ktoś wszedł do mego pokoju i głośno tupiąc bardzo żwawym krokiem podszedł do mego łóżka i dosłownie wsadził mi na głowę kubeł zimnej wody. Jak łatwo się domyślić otrzeźwiło mnie to natychmiast, a cała moja pościel zrobiła się mokra i mało zachęcająca do dalszego snu. Kiedy zdjąłem z głowy zasłaniające mi wszystko wiadro, zobaczyłem przed sobą stojącego z bardzo mało zadowoloną minę Nalsira, który bez słowa wyjaśnienia wręczył mi, a raczej rzucił we mnie, stosem ubrań, które miałem założyć.
- Za pięć minut masz być gotowy. Kąpiel masz już z głowy, nie musisz mi dziękować – stwierdził tonem dowódcy wydającego rozkazy wyjątkowo nieposłusznym żołnierzom i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Domyślając się, ze zły humor mego nauczyciela jest spowodowany chociaż po części mym wczorajszym zachowaniem, czym prędzej wyskoczyłem z łóżka i zrzuciłem z siebie kompletnie przemoczone ubrania. Szybko pobiegłem do łazienki skąd zabrałem ręcznik i dokładnie wytarłszy się w niego założyłem na siebie czystą odzież po czym podskakując na jednej nodze, gdyż na drugą ubierałem but wyszedłem, a raczej wyskoczyłem z pokoju.
Na zewnątrz czekał już na mnie Nalsir, który zmierzył mnie wzrokiem od stup do głów i najwyraźniej uznając efekt za w miarę zadowalający cicho prychnął i dał mi znać ręką, iż mam pójść za nim.
Moje wciąż mokre włosy ciągle spadały na wszystkie strony pozostając w wielkim nieładzie i lepiły mi się do twarzy zdecydowanie utrudniając mi zadanie podążania za moim mistrzem zwłaszcza, że ten nie szedł powoli, nawet nie maszerował, lecz raczej uprawiał tak zwany marszobieg.
Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce okazało się, iż znaleźliśmy się w lesie na polanie, gdzie mój mistrz poddał mnie istnie morderczemu treningowi. Trenowaliśmy chyba wszystkie znane sposoby walki, a ja raz za razem lądowałem na ziemi, bądź najzwyczajniej w świecie byłem zmuszony robić pompki lub się czołgać. Kiedy wróciłem do swego pokoju, na dworze było już absolutnie ciemno, a ja wyglądałem dosłownie jak siedem nieszczęść.
Następny dzień zaczął się w sposób podobny lecz zamiast treningu po dosyć drastycznej pobudce czekał mnie dzień pomocy memu ojcu we wszystkich sprawach ważnych i ważniejszych. Przez cały dzień snułem się za nim jak cień, a on wydawał kolejne rozkazy naszym dowódcom, rozsyłał gońców z wiadomościami, kolejne wiadomości odbierał, spisywał coś, liczył, myślał, znów wydawał rozkazy. Innymi słowy zajmował się tym czym król zajmował się na co dzień z tą różnicą, że mnie dla odmiany postanowił ignorować. A raczej nie ignorować co torturować mnie swą zmową milczenia i nudą. I być może byłaby to odpowiednia kara za moje koszmarne zachowanie podczas śniadania z królem Asgallów, nawet skuteczniejsza od standardowego nawrzeszczenia na mnie, gdybym nadal miał niecałe dwadzieścia lat lub jeszcze mniej. A tak aby się nie nudzić zająłem się zapamiętywaniem wszystkich co ważniejszych faktów, rozmieszczenia pomieszczeń w zamku/pałacu/wielkiej budowli Asgallów i przyglądaniu się ozdobom wiszącym na ścianach. Wieczorem czekał mnie ciężki trening z moim mistrzem i tak samo jak poprzedniego dnia do pokoju wróciłem niemalże w środku nocy zupełnie nie przypominając księcia, a raczej jakiegoś potwora, którym straszy się niegrzeczne dzieci.
Na całe szczęście następnego dnia był bal, więc zamiast ukarania mnie treningiem fizycznym, po którym bolały mnie chyba wszystkie mięśnie i próby zamęczenia mnie nudą, czekało na mnie przymierzanie szat oraz lekcja tańca z Undine. Chociaż tańczyć uczyłem się praktycznie od urodzenia, doskonale wiedziałem, iż tym razem mój ojciec chce po prostu byśmy wypadli zdecydowanie lepiej niż Asgallowie na balu i nie przeżyłby jakiejkolwiek wpadki. Lub raczej jego duma by tego nie przeżyła.
Tak oto koło południa, gdyż bal miał odbyć się dopiero wieczorem, mój ojciec odpuścił mi odrobinę i nakazał mi po prostu siedzieć w swoim pokoju, a ponieważ nie zostawił pod moimi drzwiami żadnej straży, skorzystałem z okazji i na chwilę wymknąłem się stamtąd. Niestety tamtejszy układ korytarzy był dla mnie jak labirynt, więc zamiast dotrzeć na dziedziniec, który był celem mej podróży, zupełnie się zgubiłem i na dokładkę na kogoś wpadłem. Jak łatwo się domyślić tym kimś był nikt inny jak sama księżniczka Ceana.
- Przepraszam księżniczko nie patrzyłem gdzie idę – rzekłem – Jakby kto pytał to nie spotkałaś mnie, a ja grzecznie siedzę w swoim pokoju – dodałem z uśmiechem.
</center>


Spoko, mój też nie jest zbyt ambitny XD



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Wto 14:05, 30 Wrz 2014, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 10, 11, 12  Następny
Strona 2 z 12

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy