Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
 Forum
¤  Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
www.rajdlawyobrazni.fora.pl
Miejsce dla każdego miłośnika pisania
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
The Door (Nadprzyrodzone, Romans, Horror; b.n; +18)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
The Door (Nadprzyrodzone, Romans, Horror; b.n; +18)
Autor Wiadomość
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:50, 26 Sty 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Mój pocałunek nie był jak tych wszystkich dziewczyn, którym zależało jedynie na zabawie z przystojnym mężczyzną. Ja przekazywałam wszystko, co skumulowało się we mnie przez ostatni rok. Smutek, żal, tęsknotę, radość, miłość, namiętność i pożądanie.Każde uczucie, jakie wypełniało mnie po brzegi, próbując ulecieć jakimiś dziurami, ale nie mogąc. Wszystko zostało wplątane w wir, który przekazywałam Axelowi, zapominając o tym, że nie powinnam się tak łatwo poddawać. Nie umiałam jednak inaczej, bo po prostu nie dawałam już rady, a alkohol jeszcze to wszystko podsycał. Już od samego początku, od pierwszego momentu, w którym dotarło do mnie, że spędzimy w swoim towarzystwie oraz kilku innych, małą znaczących się dla nas osób, czas, byłam pewna, że tak się to skończy. To było więcej niż pewne i dlatego Matt oraz Joshua tak to rozegrali. Miałam niemal stuprocentową pewność, że właśnie po to zaprosili nas oboje. No i po to, żeby blondyn przeleciał Whitney, ale dla mnie nie to było ważne. Wiedziałam, że pewnie to jest tylko chwilowe, że następnego dnia już tej chemii pomiędzy nami nie będzie, a ciemnowłosy będzie udawał, że do niczego nie doszło i traktował mnie zimno. Tak samo oschle jak od momentu, w którym powrócił do szkoły. Tylko teraz to się nie liczyło. Nie obchodziło mnie to, bo chciałam w pełni skorzystać z tego, co już zdążyło dzisiejszego wieczora się z nas ulotnić. Powłoka i osłona każdego z naszej dwójki była znikoma, opadała na samo dno czeluści.
Kiedy mnie odsunął, myślałam że wprowadziłam samą siebie w błąd, uważając że jednak bardziej się oddamy tej chwili. Obawiałam się, że zaraz odwróci się na pięcie i opuści pokój. Szybko jednak to złudzenie zniknęło, kiedy mężczyzna pchnął mnie do tyłu na ścianę, a potem do niej przygwoździł, jakby czytając mi w myślach. Moje serce momentalnie przyspieszyło, niemal wyrywając się z piersi. Czułam jak krew we mnie coraz bardziej wrzy. Na początku słabo, po czym stopniowo coraz mocniej, odpowiadając na sam dotyk kochanka. Dotarło do mnie, że już naprawdę żadne się nie oddali i nie przerwie tego, kiedy koszulka mojego partnera wylądowała na ziemi. Nawet nie spojrzał czy nie wpadła w sieć pajęczyn. Po prostu powrócił do smakowania każdego skrawka mojego ciało. Nie miał jednak zbyt dużego pola do popisu. Dlatego moje dłonie wylądowały na jego brzucuy i zaczęły sunąć coraz wyżej, dotykając opuszkami palców wszystkiego, co napotkały na drodze. Kiedy jednak znalazły się na wysokości torsu, pomiędzy sutkami, odepchnęłam go na wystarczającą odległość, abym mogła wykonać to, co chciałam bez przeszkód. Tym razem to ja ściągnęłam z siebie karmelowy sweterek, odrzucając go gdziekolwiek i stając przed nim w całej dolnej części odzienia i staniku. Czułam się naprawdę niesamowicie, wreszcie miałam to na co czekałam, to co śniło mi się i to niejeden raz w przeciągu ostatniego roku. Byliśmy sami, na pewno w najbliższym czasie nikt nie miał zamiaru nam przerywać i wchodzić do pokoju, bo każdy widział to, jak bardzo siebie nawzajem pożądaliśmy. Nawet Whitney zdawała sobie sprawę z tego, że już w tym momencie wszelkie moje zahamowania i przeszkody, które tworzyłam ja sama, zniknęły. Moja osobowość, która zapodziała się gdzieś na ponad trzysta sześćdziesiąt dni, powróciła. Nawet jeśli tylko na moment, to jednak to wystarczyło, abym przestała być taką cnotką. Axel tak na mnie działał, to on wywoływał ze mnie potwora. Stawałam się przy nim pewniejsza siebie, bardziej rozrywkowa i nie obawiająca się ryzyka. Zachowywałam się jak większość niezaspokojonych kobiet, widzących swojego idealnego faceta czy to w domu, czy może nawet na ulicy. Z tym, że one po prostu krążyły naokoło. Oddawały się każdemu, kto chociaż jedną cechą wyglądu podchodził pod ich wymarzonego chłopaka. A dla mnie był tylko jeden, czekałam tylko na Axela. W tym momencie go miałam, był taki jak przed rokiem. Miał cechy, których nie dostrzegłam w nim przez ostatnie dwa tygodnie. A ja chciałam zatrzymać ten moment na jak najdłużej. Chciałam go pamiętać właśnie takim, żebym w razie zwątpienia się nie poddawała i próbowała dopiąć swego.
Wiedząc, że teraz myśli Rodrigueza już były zajęte tylko patrzeniem w przyszłość na to, jak nasze ciała się złączą (co w gruncie rzeczy i ja miałam jedynie w swojej głowie), na mnie, na moje ciało, oczy i wszystko, co dotyczyło mnie, przylgnęłam do niego jeszcze bardziej, chcąc się znaleźć jak najbliżej. Jednocześnie paznokciami zaczęłam zjeżdżać po jego torsie, pozostawiając na nim delikatne ich ślady, aż natrafiłam na brzeg spodni. Bez żadnych oporów, wsunęłam prawą dłoń pod materiał, powoli opuszkami palców ginąc także pod bielizną. Drugą natomiast powróciłam trasą, by na koniec wylądowała na jego plecach, delikatnie zahaczając o każdą nierówność. Nie tylko Debrę ciągnęło do facetów z bliznami, bo nawet myśl o nich sprawiała, że czułam w podbrzuszu jeszcze mocniejsze mrowienie i łaskotanie. Jednocześnie w przerwach pomiędzy pocałunkami, wzdychałam zadowolona z tego, co się właśnie w tym momencie działo pomiędzy nami. Niczego więcej teraz nie potrzebowałam, jak tylko i wyłącznie oddania się w całości Axelowi. Nikomu innemu. Tylko Axelowi.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:12, 26 Sty 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Wiedziałem, że kiedy to wszystko się skończy, gdy emocje opadną, będę tego żałował. Znów powróci moja chłodna postawa, jak tylko alkohol przestanie działać. Nie przeszkadzał mi ten fakt. Świadomie, podsycany promilami lgnąłem do niej, będąc przygotowanym na ewentualne konsekwencje swojego działania. Choćbym zmuszony był trzymać Cameron na jeszcze większą odległość, po prostu nie mogłem się oprzeć. Zapach, ciepło, miękkość skóry, żarliwe pocałunki i gorąca namiętność pomiędzy nami nie pozwalała mi nawet myśleć o tym, żeby przestać. Wręcz przeciwnie - zachęcała, kusiła i nęciła, chcąc pozbawić mnie zdolność racjonalego myślenia na te dwadzieścia minut, zafundowane nam przez głupią grę i prowokację duetu Josha z Matt'em. Choć w przyszłości miałem zamiar zamordować pierwszego z zimną krwią, to w tym momencie byłem mu naprawdę wdzięczny za to, jak ta kupa mięśni może się czasem przydać. Potrzebowałem tego. Potrzebowałem dobrego seksu z osobą, która darzyła mnie tak silnymi emocjami, że aż przyciągały mnie do niej i nie pozwalały uwolnić się, mimo wielokrotnych starań. Tym razem uległem... I postanowiłem to wykorzystać.
Pieściłem miękkie, ciepłe wargi kochanki, nasycając się ich smakiem i kształtem, a także prowokując do odważniejszej zabawy językami. Czułem, jak opuszki palców powoli przesuwają się po moim torsie w górę, przyprawiając o przyjemne mrowienie, ale i pieczenie w miejscach, gdzie ich jeszcze nie było. Żar buchał wewnątrz mojego ciała, podnosząc jego temperaturę o dobrych kilka stopni. Nie czułem zimna, mimo, że na strychu z pewnością było chłodniej, niż na dole. Cóż, od powrotu lodowate klimaty nie były dla mnie przeszkodą. Tym bardziej w tak podniecającej sytuacji. W pewnym momencie jednak, nim zdążyłem posunąć się dalej, zostałem odepchnięty nieco do tyłu. Zmarszczyłem nieprzyjemnie brwi, chcąc naskoczyć na partnerkę, ale szybko mnie uciszyła gestami, które wykonała. Niedługo potem sweterek Cameron wylądował gdzieś w pobliżu mojej bluzki. Z zadowoleniem znów przylgnąłem do Lydii, oddając pieszczoty i pocałunki, wodząc palcami po jej udach, zgrabnych pośladkach i biodrach. Doskonale czułem, jak w moich bokserkach powoli robi się ciasno. Zwłaszcza, że dłoń szatynki niewinnie postanowiła wyruszyć na zwiad, by dowiedzieć się, w jakim stanie aktualnie znajduje się mój członek. Powiedziałbym, że wcale tak źle nie było, ale potrzebował jeszcze silniejszych, podniecających bodźców, do których miałem zamiar sam doprowadzić. Zwątpiłem, czy zmieszczę się w dwudziestu minutach, ale tak szczerze mówiąc, miałem na to wyjebane.
Pochwyciłem Cameron w talii, a następnie pociągnąłem za sobą na starą, okrytą płachtą kanapę. Kiedy na niej wylądowaliśmy, pod wpływem uderzenia kurz uniósł się w powietrzu. Zignorowałem to jednak, pochylając się nad kochanką, która w tym momencie znajdowała się pode mną... Bezbronna, rozpalona, zdana tylko i wyłącznie na mnie. Nie czekałem, nie traciłem czasu na przyglądanie się, analizowanie - kierowałem się tylko i wyłącznie instynktem, który podpowiadał mi, że powinienem zająć się zaspokajaniem swoich potrzeb. Nie próżnując, zniecierpliwiony pochyliłem się nad Lydią, składając następnie na jej szyi krótki pocałunek. Moje palce szybko i wprawnie poradziły sobie z pozbawieniem jej krótkiej, ledwo zasłaniającej pośladki spódniczki. Czułem przyśpieszający puls, kiedy przez ułamek sekundy oglądałem ją w całej okazałości, okrytej jedynie cienkimi skrawkami bielizny, których wkrótce również miałem zamiar się pozbyć.
Opuszkami palców wodziłem po gładkiej skórze kochanki, zapamiętując każdą nierówność na jej udach, biodrach, pośladkach, podbrzuszu, brzuchu i plecach. Nie powstydziłem się niczego, również rozpięcia górnej części bielizny Cameron. Miałem okazję dokładnie obejrzeć jej kształtne, dość spore piersi, jak i szkarłatne rumieńce na twarzy, gdy nieśpiesznie przesunąłem koniuszkiem języka po jednym sutku. Stwardniał niemal natychmiast, sprawiając, że powoli zaczynałem pławić się w swojej satysfakcji. Wziąłem go w usta i zacząłem powoli pieścić wargami, bezczelnie używając do tego ciepłej, lepkiej śliny. Chciałem ją porządnie rozpalić, uzależnić od siebie i swojego dotyku, który podawałem jej w ogromnych dawkach. Pragnąłem być jej narkotykiem, ekstazą, której poszukiwała, a którą w końcu dostała, ponieważ zdecydowałem się pieprzyć z nią nieużywanym strychu, pod wpływem alkoholu. Wcale nie było mi wstyd z tego powdu. Również nie było mi wstyd, kiedy czułem, jak mój członek twardnieje jeszcze bardziej. Wręcz przeciwnie - wiedziałem, że to będzie dobry seks, jeśli obydwoje dobrze się przygotujemy.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:34, 26 Sty 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Na tej części strychu nikt się nigdy nie skupiał. Grzejnik tutaj zapewne albo był wyłączony, albo na najniższej temperaturze, jaką potrzebuje pomieszczenie. A jednak mimo to było mi gorąco, dosłownie ogień palił mnie od środka. Drażnił płomieniami każdy skrawek mojego ciała, zahaczając o te najbardziej na to podatne miejsca kilkakrotnie, aby jeszcze bardziej mnie poparzyć. Czułam się trochę tak jak bomba zegarowa, która odmierzała czas do wybuchu. Na początku leciał wolno, niemal rozciągał każdą sekundę jak najszerzej, aż do granic możliwości, jednocześnie nie pozwalając na rozerwanie się tej nici. Z jednej strony to mnie drażniło, bo chciałam wybuchnąć, chciałam żeby sytuacja zmusiła mnie do zrozumienia, że mogę pociągnąć za sobą kilka przypadkowych ofiar. Z drugiej, jednak, wiedziałam że dzięki temu później ten wybuch będzie o wiele silniejszy i gwałtowniejszy. Rozpocznie się w najmniej oczekiwanym momencie, wtedy, kiedy uznam, że jeszcze jestem w stanie wytrzymać. Zapewne to potrafiło jeszcze mnie utrzymywać minimalnie na dystans. Chciałam, żeby ta chwila przeciągnęła się jak najdłużej, ale jednocześnie, żeby nie na za długo, bo Axel nie był typem, który lubił czekać. Starałam się utrzymać równowagę pomiędzy reakcjami na jego ruchy, a umysłem powtarzającym, żebym zwolniła i cieszyła się tym jak najdłużej.
Przed rokiem nigdy nawet nie wyobrażałam sobie, co się będzie ze mną działo. Nie brałam pod uwagę faktu, że stracę kontakt z Rodriguezem na tyle czasu, że będę miała wrażenie, iż straciłam go na zawsze. Nigdy nie przypuszczałam też, że moje sny, które nawiedzały mnie dosyć często od roku, te pełne pożądania, namiętności i seksu pomiędzy mną, a ciemnowłosym, staną się rzeczywistością. Nawet nie brałam pod uwagę tego, że mogłoby tak się stać, nie myślałam o tym. Czekałam. Nie do końca wiedziałam na co, ale czekałam. I to czekanie się opłacało, bo wreszcie, po tak długim czasie, miałam okazję ziścić swoje marzenia senne, które kreowała moja podświadomość, jakby niemal chciała mi dobitnie wbić do głowy, że nie będę tego miała, bo Axel "zginął". Pewnie dlatego, ta cała sytuacja wydawała mi się tak nieprawdopodobna, że czasami przyłapywałam się na błaganiu w myślach o to, żeby się nie obudzić z tego pięknego snu.
Jeśli moje ciało mogło mnie jeszcze bardziej palić, to w momencie, w którym znalazłam się na kanapie, a Rodriguez szybko pozbył się mojej spódniczki, właśnie to się stało. Dosłownie wrzałam, niczym wulkan gotowy do ruszenia spod ziemi w górę i zalania całej okolicy. W podbrzuszu czułam tak silne mrowienie, że już tylko czekałam, aż wreszcie poczuję go w sobie. W momencie, w którym jego język przejechał po brodawce na piersi, z mojego gardła wydostało się rozkoszne mruknięcie. Moja twarz już od jakiegoś czasu była czerwona, pełna wypieków i paliła, a ja z uchylonymi ustami wpatrywałam się w sufit, chociaż marzyłam o tym, żeby spojrzeć mu w oczy. Jednocześnie moje dłonie starały się na ślepo odnaleźć rozporek jego spodni, żeby pozbyć się tej części odzienia, chociaż nie byłam pewna czy byłabym w stanie je z niego zsunąć, jeśli nie znalazłabym się na górze. Nie mogłam jednak tego ruchu wykonać, bo wylądowałby na ziemi. Przez chwilę nawet myślałam czy by mimo wszystko tego nie zrobić, wiedząc że pewnie i tak potem znowu wylądowałabym pod nim i uległa. Byłby brutalny i właśnie to mnie popchnęło do tego właśnie czynu. Zaparłam się więc dłońmi na jego torsie, próbując je unieść mimo tego, że nie chciałam przerywać jego pieszczot, po czym mocno go pchnęłam. Wylądowaliśmy na ziemi z hukiem, jednak miałam to czego chciałam. Znalazłam się na nim i to umożliwiło mi pozbycie się jego spodni, co miałam zamiar niemal od razu zrobić. Dlatego już po chwili moje dłonie znalazły się na rozporku, rozpinając go do końca. Następnie zmuszona byłam się oderwać od mężczyzny, żeby ściągnąć z niego niepotrzebne odzienie i rzucić je na oślep. Zaraz po tym, jak wyrzuciłam to z ręki, wróciłam do jego ust, czując jak wypukłość w jego bokserkach się coraz bardziej powiększa. Aby jeszcze dopomóc, przejechałam językiem po jego szyi, do obojczyka, a potem po torsie w dół, aż po biodra, gdzie nakreśliłam kółko, aby wrócić do jego ust i złapać w dłonie jeden sutek, by zacząć się nim bawić.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:05, 27 Sty 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Choć moje ciało wrzało, niemal parowało pod wpływem niskiej temperatury w pomieszczeniu, jak gdybym dopiero co wyszedł z gorącej kąpieli, to mój język nie śpieszył się, przesuwając się powoli i dokładnie po twardym od podniecenia punkcie. Wpadłem w swego rodzaju amok, delektując się niezwykłością tej sytuacji. Było mi to na rękę... To, że nie musiałem się przed nią w żaden sposób tłumaczyć, potwierdzać żadnej tożsamości, a po prostu mogłem oddać się tej namiętności, która dotychczas ukrywała się wewnątrz mnie. Odkąd wróciłem na powierzchnię, kobiety traktowałem bardziej przedmiotowo, widziałem w nich idealne kandydatki do zaspokajania moich seksualnych potrzeb. Proces był prosty - w przypadkowym miejscu wybierałem sobie jakąś dziewczynę, okręcałem ją sobie wokół palca, zaciągałem do ustronnego miejsca, domniemana ofiara przy pomocy języka i ust dobierała się do mojego członka, a kiedy byłem już wystarczająco podniecony, po prostu się pieprzyliśmy. Bardziej przypominało to zwierzęcy stosunek, niżeli namiętny, gorący seks. Dlatego z tak wielką chęcią oddawałem się ekstazie, przyjemności, którą czułem przy Cameron. Chciałem zapamiętać to na długo.
Nie trwało to długo, jak doczekałem się odzewu ze strony kochanki. Dotychczas cieszyłem swoje uszy jej pomrukami, westchnieniami i przygryzaniem dolnej wargi, podnosząc przy tym swoje i tak wysoko postawione ego, jednak gdy tak gwałtownie podjęła działania, poczułem dodatkowy, mrowiący przypływ podniecenia i ekscytacji. Czując jej drobne dłonie odpychające mnie na bok, wpierw odruchowo chciałem się czegoś złapać. Na próżno, bowiem niedługo potem straciłem pod kolanami oparcie i ciężko wylądowałem łopatkami na drewnianej podłodze. Zabolało, więc syknąłem cicho, zaciskając przy tym zęby i napinając mięśnie. Chciałem podnieść się i zażądać wyjaśnień odnośnie jej niedorzecznego zachowania, bo do tej pory wydawało mi się, że wszystko się jej podoba, zwłaszcza ostatnie pieszczoty. Nim jednak zdążyłem choćby podeprzeć się łokciem o podłoże, poczułem na sobie przyjemny, ciepły ciężar. Niemal od razu się rozluźniłem, widząc nad sobą twarz kochanki. Uczucie złości wygasło niemal od razu, kiedy palce Lydii znalazły się na moim rozporku, sprawnie go potem rozpinając. Obserwowałem z dołu, jak sprawnie pozbywa się dolnej części mojej garderoby, pozostawiając mnie jedynie w bieliźnie, której twarda zawartość widoczna była gołym okiem. Bycie zdominowanym przez kobietę zawierało w sobie nutkę ekscytacji, podniecenia. Mokra ścieżka, zostawiana przez język Cameron przyprawiała mnie o przyjemne dreszcze, mocno wbijające się w moje ciało, niczym cienkie, długie szpilki.
Nie lubiłem jednak być pasywem. Dlatego właśnie, kiedy jej usta znów znalazły się na moich, gwałtownie złapałem ją w biodrach i przekręciłem na bok, dzięki czemu znów wylądowała na dole. Dominacja była moją rolą w każdym związku, czy przelotnej relacji. Nie pozwalałem nikomu mi jej odbierać, nawet tak pociągającej, wyjątkowo mocno działającej na mnie kobiecie, jak Lydia. Chwilę jeszcze całowałem jej gorące usta, czując, jak serce dudni mi w piersi. Słyszałem szum własnej krwi, kiedy zsuwałem ze swoich bioder bokserki. Jak się spodziewałem, i tym razem byłem naprawdę gotowy - mój członek stał twardo, przygotowany do działania. Nie czekając dłużej, pozbawiłem Cameron dolnej partii jej bielizny, a potem objąłem ją ramionami w talii, unosząc przy tym nieco. Czułem na swoim torsie jej twarde sutki, kiedy językiem przesuwałem po jej szyi. Podjąłem przy tym działania, na które tak długo czekałem... Przed którymi się zawzięcie broniłem aż do tego wieczoru.
Wchodząc nabrzmiałym członkiem w jej ciasne, mokre wnętrze, czułem przyjemny ucisk. Ciepło powoli mnie okalało, przyprawiając o intensywne dreszcze. Nadeszła długo wyczekiwana rozkosz. Mocno zacisnąłem palce na plecach kochanki, wiedząc, że następnego dnia będzie miała drobne siniaki. Już nie pozostawiałem pocałunków na jej szyi, a jedynie gorąco dyszałem wprost do ucha, zaczynając powoli poruszać biodrami. Członkiem rozpychałem ją od środka, czując, jak przyjemność przyćmiewa mi umysł. Po minucie słodkiego przyzwyczajania się do swoich splecionych w jednym uścisku ciał, odnalazłem tempo, które mnie interesowało - nieco gwałtowne, można powiedzieć, że agresywne i szybkie. Prawdziwie wyczekiwana ekstaza sprawiła, że już nie myślałem o niczym innym, poza dążeniem do rozkoszy i spełnienia.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:48, 27 Sty 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Nie musiałam długo czekać na kolejną dawkę dominacji z jego strony. Niemal od razu po tym, jak wróciłam ustami do jego warg, złapał mnie i przekręcił tak, że znowu wylądowałam pod nim. Tym razem nie miałam nic przeciwko temu, bo materiał, który do tej pory tak skrupulatnie ograniczał jego ruchy i jeszcze tworzył coś w rodzaju ściany pomiędzy tym, czego oboje pragnęliśmy, leżał gdzieś w pomieszczeniu. Teraz jedynymi przeszkodami były moje majtki i bokserki Axela, które już długo nie miały gościć na naszych ciałach, bo atmosfera coraz bardziej się zagęszczała, nie tylko przez podniecenie, ale też i zniecierpliwienie, które niemal biło niczym bicz.
Kiedy znalazłam się na ziemi, pierwsze co poczułam to nie tyle, co jego pocałunki, ale jego penisa, ocierającego się o moje ciało przez swoją wielkość. W wyniku tego dotarło do mnie, że pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. Jak do tej pory jeszcze nikt mnie nie przeleciał, nikt mnie nie rozdziewiczył i zrozumiałam, że już długo tak nie będzie. Zapewne na początku powinnam się bać, panikować i zdecydować się zwiać, ale nie chciałam. Jedyną oznaką tego, że jeszcze nigdy nie uprawiałam seksu były wypieki na mojej twarzy, które na pewno nie umknęły uwadze mężczyzny. Na całe szczęście był tak upojony alkoholem, jak i samą tą sytuacją. I dobrze, że tego nie drążył, bo nie wiem czy byłabym w stanie zachowywać się tak, jak do tej pory.
Czując, że się zatrzymuje z pieszczotami i nieco unosi, wiedziałam już co dalej nastąpi. Nie musiałam też długo na to czekać, gdyż już po chwili we mnie wszedł. Przez całe moje ciało przeszedł nieokiełznany ból, ale także i podniecenie. Niemal odruchowo wygięłam się w łuk, wyrzucając z siebie jęknięcie, które zastąpiło dotychczasowe mruknięcia i westchnienia. Pierwsze jego ruchy, chociaż były spokojne i delikatne (jak na taki typ), to i tak pozostawiały za sobą niezbyt przyjemny ból. Trwało to na tyle długo, żebym poczuła jak moje oczy wypełniają się łzami, ale też na tyle krótko, żeby te nie poleciały po policzkach. Stopniowo malał, zastępowany przez przyjemne dreszcze podniecenie i niesamowite, bardzo silne mrowienie już nie tylko w podbrzuszu, ale także i na całym ciele. To się jeszcze nasiliło, niczym wulkan wreszcie gotowy do wybuchu i już tylko czekający na odpowiedni moment, kiedy przestał się mną przejmować, a zaczął wykonywać gwałtowniejsze, brutalniejsze ruchy. Był na tyle spostrzegawczy, że akurat zaczął przyspieszać, gdy już ten ból zmalał do stadium, który łatwo można było ignorować. A raczej nie tyle co ja go ignorowałam, ile przyjemność, która wstrząsała każdym skrawkiem mojego organizmu, każdym miejscem na skórze, spychała to gdzieś na dno mojej podświadomości.
W pewnym momencie chciałam poczuć go jeszcze głębiej w sobie. Chciałam, żeby rżnął mnie tak, żeby tchu by mi brakowało, a ciało było niczym zabawka w jego dłoniach. Dlatego wiedziona instynktem, czy skrawkami informacji, o których mówiła mi Whitney podczas niektórych rozmów, oplotłam biodra Axela nogami. Jednocześnie dłonie położyłam na jego plecach, niekontrolowanie wbijając paznokcie w skórę. Nawet przez myśl mi już nie przechodziło nic, co powinno teraz w nich tkwić. Czy to świadomość tego, że od następnego dnia będzie tak samo jak do tej pory. Czy nawet fakt, że piętro wszyscy na pewno słyszeli skrzypienie podłogi, która zdawała się chcieć zlać w arię, wraz z moimi jękami, sapnięciami Rodrigueza i charakterystycznym dźwiękiem, jaki wydawały dwa ciała podczas tańca erotycznego, który akurat w tym momencie wypełniał każdy metr, każdy centymetr pomieszczenia.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:00, 28 Sty 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Jeśli na to spojrzeć z innej strony, byłem naprawdę samolubny. Samolubny, krnąbrny, arogancki i chciwy, wykorzystując sytuację. Lydia została moją słabością, to fakt. Wiedziałem jednak dobrze, że ja również byłem kimś, komu nie mogła się oprzeć. Dostrzegłem pewne aspekty jej obsesji na punkcie przywrócenia sobie dawnego przyjaciela, czy ukochanego, a potem po prostu nie opierałem się, kiedy pierwsza postawiła kroki ku temu scenariuszowi. To było naprawdę... Chamskie z mojej strony. Miałem na to wyjebane, bo kto by się przejmował? Ta chwila była zbyt pasjonująca, zbyt ekscytująca, by moje myśli kręciły się wokół tak nieistotnych problemów, jak wady, którymi przesiąkałem do szpiku kości. Przeżyłem wystarczająco dużo, aby mój charakter nie przyprawiał mnie o kompleksy, rozważania na temat mojej egzystencji, czy mobilizowanie się do zmian. Nigdy nie byłem typem, który zadręcza się swoją paskudną osobą.
Stare deski skrzypiały obsesyjnie pod ciężarem naszych ciał. To, że wszyscy nas słyszą było nawet bardziej, niż pewne. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że po powrocie czeka mnie kilka kąśliwych uwag ze strony obecnego tam Matthias'a, a także prawdopodobnie cios, którego będę musiał uniknąć, a którego adresatem będzie niejaki Andreas. Byłem jednak zbyt zafascynowany, zbyt pochłonięty dokładniejszymi pchnięciami i rozkoszą, którą dostarczałem nam obojgu, by się tym przejąć. Alkohol działał na mnie tak mocno, że nawet nie zauważyłem grymasu bólu na twarzy partnerki. Promile we krwi pozbawiały mnie zdolności racjonalnego myślenia, a rozkosz i gorąc tej sytuacji dodatkowo potęgował lekkie otępienie, które mi towarzyszyło od samego przybycia do pokoju i zatopienia się w słodkich wargach Cameron. W tym momencie nie byłem zdolny rozważać to, że zostawiła mnie na pewną śmierć. Nawet przez myśl mi nie przeszło odtrącenie jej, upokorzenie i pozostawienie samej sobie z paskudnym poczuciem winy. Na trzeźwo byłbym do tego zdolny. Jednakże, gdy w głowie szumiała mi krew, a do uszu docierały jęki i westchnienia Lydii, po prostu kontynuowałem wspinaczkę na wyżyny przyjemności.
Z pomiędzy mych warg wydostawały się sapnięcia, potęgowane z każdym szybszym ruchem bioder. Gorąc palił mój płuca i podbrzusze, czułem mgiełkę potu na całym ciele. Moje mięśnie stopniowo rozluźniały się i napinały w całej okzałości, kiedy zmuszałem swoje ciało do tak opłacalnego wysiłku, jakim było kochanie się z Cameron. Wcale tego nie żałowałem, nie w tym momencie. Kiedy poczułem delikatny uścisk wokół bioder i na plecach, postanowiłem to przenieść na własną korzyść, jednocześnie urozmaicając pierwsze iskry pomiędzy nami - zatrzymując się na moment, przeniosłem dłonie na jej pośladki i zacisnąłem na nich mocno palce, tylko po to, by następnie ruszyć z o wiele bardziej gwałtownym, mocnym i agresywnym tempem. Doskonale czułem ocierające się o mój tors piersi Lydii, kiedy pochylałem się nad nią, smakując jej rozgrzanych warg. Mój członek wchodził w nią coraz głębiej, rozpychając i docierając do samego końca. To aż zabawne, że nie przeszło mi przez myśli, jakobym to ja pierwszy naruszył ciasne, dziewicze wnętrze jęczącej mi wprost do ucha kochanki. Byłem pewien, że zostawię na jej skórze siniaki, ale szczerze powiedziawszy, miałem to gdzieś. Liczyła się tylko przyjemność, tylko rozkosz, która potęgowała się z każdą sekundą. Gorący oddech Cameron na moim uchu motywował mnie do dalszego działania, rozpływająca się po całym ciele rozkosz błagała bym nie przestawał, gdy wilgotna grzywka opadła mi na czoło. Coraz bardziej pragnąłem wymarzonego spełnienia, na które liczyłem od pierwszego pocałunku na tym zakurzonym, opuszczonym strychu.
Przez moment miałem wrażenie, że schody skrzypią, a ktoś zaraz wpadnie do zaciemnionego, wypełnionego zapachem i odgłosami seksu pomieszczenia. Wtedy jednak o wiele agresywniej wszedłem w Lydię, a gdy jej głośny jęk przyjemności wypełnił pomieszczenie, skrzypienie ustało. Satysfakcjonowało mnie to. Dlatego właśnie, kradłem kolejne pocałunki Cameron, czując przyjemne dreszcze i szybkie bicie serca władające mym ciałem.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:22, 28 Sty 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Moje ciało już tak, jakby nie było w ogóle po moją władzą. Strumienie przyjemności i rozkoszy, o których miał pojęcia Axel, kiedy docierały do jego uszu moje jęki, przeszywały mnie na wskroś. Wiedziałam, że nawet to wywoływało w jego ciele fale gorąca, zupełnie jakby ktoś podgrzewał nas na bardzo dużym ogniu. A ja nie byłam w stanie myśleć o niczym i nikim innym niż mój kochanek. Tylko on wypełniał moją głową, tylko on się liczył i to, jak bez opamiętania mnie pieprzył. Czułam go w sobie, na sobie i całą sobą. Przez każdy skrawek mojego organizmu przechodziło mrowienie i wszystko, co było związane z ciemnowłosym, każdy bodziec był z nim związany. Niemal zakochałam się w tym, jak ja na niego działałam, jak potrafiłam wyprowadzić go z równowagi i opanowania przez tylko jeden, nawet niezbyt namiętny pocałunek. Ta świadomość podsycała moje pożądanie, moją namiętność i moje reakcje. Chciałam przeciągnąć tę chwilę jak najdłużej, chciałam cieszyć się nią godzinami, dniami, tygodniami. Nie chciałam przerywać tej całej sytuacji, ale byłam świadoma tego, że długo już nie wytrzymam. Niemal paliłam się od środka, pot już spływał z każdego fragmentu mojej skóry, a jęki chociaż stawały się intensywniejsze, to jednocześnie czułam zmęczenie. Mimo to, moje dłonie wbijały paznokcie w plecy mężczyzny, z ja zdawałam sobie sprawę z tego, że następnego dnia i on, i ja będziemy cali poranieni. Ja na pewno będę miała o wiele więcej siniaków niż on, i pewnie będzie mnie wszystko bolało, ale nie żałowałam. Nawet wtedy kiedy gwałtownie przyspieszył, wywołując we mnie głośniejszy jęk, jakby chciał, żeby osoba za drzwiami usłyszała to i nam nie przeszkadzała. Zrozumiała, bo nikt nie wszedł do pomieszczenia, a ja poczułam coraz silniejsze mrowienie w podbrzuszu. To było ekscytujące, moje piersi poruszały się w rytm jego ruchów, uderzając o siebie nawzajem.
- Axel, ja zaraz... - zaczęłam, ledwie mogąc wydobyć z siebie słowa. Wiedziałam, że już za chwilę wybuchnę, że już długo tak nie pociągnę. Jego agresywność, brutalność, szybkość...Wszystko się tak kumulowało, że powoli zbliżałam się ku całkowitym spełnieniu. Dlatego trudno mi było utworzyć jakiekolwiek logiczne zdanie, a zwłaszcza je dokończyć. Nie byłam w stanie myśleć, nie byłam w stanie mówić, ani nie byłam już w stanie się powstrzymać. Zwłaszcza wtedy, kiedy poczułam tak silne łaskotanie, że z mojego gardła wydostał się wrzask. Poczułam jak przeze mnie przechodzi potężny sztorm, który zaczął i skończył się w tym samym miejscu, pomiędzy moimi nogami. Podniecenie, namiętność i rozkosz wyrwała się z mojego ciała, wypełniając całe pomieszczenia, od jednej ściany, poprze, drugą, trzecią, aż do czwartej, zlewając się w jedną melodię z moim krzykiem. Utraciłam wszelkie siły, ale jednocześnie chciałam jeszcze więcej skosztować tej przyjemności z Axelem, nawet teraz, w tym momencie, na co liczyłam. To było silniejsze ode mnie, ja po prostu chciałam jeszcze go w sobie czuć. Chciałam, żeby dalej zabawiał się mną niczym zwykłą lalką, marionetkę. Żeby agresywnie i brutalnie mnie rżnął, bez opamiętania, cały czas, dopóki już całkowicie nie opadniemy z sił. Nie chciałam teraz schodzić na dół, bo nie czułabym już się tak dobrze, a nie chciałam tego.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:45, 28 Sty 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Nie zastanawiałem się nad tym, co zrobię dosłownie minutę po szczytowaniu. Nie przeszło mi przez myśl, że powinienem to rozważyć. Przyjemność całkowicie odebrała moją hardą zdolność kalkulowania sytuacji. Napędzana alkoholem, sprowadziła na mnie poważny problem. Nie byłem jednak w stanie o tym myśleć. Jak gdyby ktoś założył mi blokadę, jakaś niewidzialna siła wyparła z mojej głowy najistotniejsze sprawy, pozwalając, by kierowały mną zarówno żądze, jak i bliżej nieokreślone ciepło w klatce piersiowej. Już sam nie wiedziałem, czy nie chciałem o niczym myśleć, czy może po prostu ta cała sytuacja wpłynęła na mnie bardziej niż bym tego w ostateczności chciał. Co mogę więcej dodać? Po prostu dałem się ponieść. Zrobiłem to, przed czym tak wytrwale się broniłem, unikając obecności Cameron w moim życiu. Byłem przygotowany na konsekwencje, jednak przez uprawianie seksu nie mogłem wycenić szkód.
Czułem, jak paznokcie partnerki zostawiają na moich plecach ślady. Podniecało mnie to jeszcze bardziej. Na tyle, bym całkowicie, ale to całkowicie wyparł się wszystkiego, poza ruchami moich bioder i tymi perwersyjnymi dźwiękami, wypełniającymi całe pomieszczenie. Czułem, jak kochanka powoli zaciska mięśnie na moim członku, sygnalizując mi, że niedługo osiągnie szczyt. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele przyjemności mi sprawiała, kiedy stawała się jeszcze ciaśniejsza, a ja siłą przebijałem się, by dotrzeć do wymarzonego spełnienia. Nasze ciała odnalazły swego rodzaju harmonię. W tym dzikim, z pozoru ostrym seksie, rżnięciu wręcz, było coś dziwnego. Coś spokojnego, coś... Wyjątkowego, nieodgadnionego. To coś pozbawiało mnie skrupułów, sumienia, rozsądku i rujnowało wszelkie plany, jakie snułem zaledwie kilka minut wcześniej. Nie wiedziałem jeszcze, co to jest. Nie miałem czasu, by choćby pomyśleć o rozważaniu tego, ponieważ głośny jęk, a następnie krzyk Lydii przeszył przesycone namiętnością i erotyką powietrze. Jej mięśnie zacisnęły się niemal całkowicie, wręcz boleśnie na mojej męskości, jednak nie przestawałem poruszać biodrami. Wciąż zaciskając mocno palce na pośladkach kochanki, rżnąłem ją bez opamiętania, gdy jej ciało wyginało się w łuk. Doszedłem zaledwie kilka minut po niej, kończąc trzema mocnymi, brutalnymi pchnięciami.
Opadłem na bok, dysząc ciężko. Czułem, jak po moim przepoconym ciele spływają kropelki, a trochę kurzu przylega do skóry. Emocje powoli opadały, a gorąc mojego ciała ustawał, powracając subtelnie do wcześniejszej temperatury. Słyszałem, jak moje do tej pory bijące szybko serce, uspokaja się pod naporem kolejnych sekund, a może minut. Cameron również leżała w bezruchu. Dopiero w tej chwili, kiedy powrócił mi rozsądek zorientowałem się, że Lydia nazwała mnie po imieniu. Fakt, że wciąż uważała mnie za Rodriguez'a, a nie James'a, dotarł do mnie szybko i gwałtownie, niczym ostrze przebijające ciało na wylot. Nie zerwałem się jednak nagle, klnąc pod nosem. Byłem na to zbyt zmęczony. Poza tym, dałbym jej kolejne powody do tego, by kurczowo trzymała się swoich domysłów. Ostatnie, czego mi brakowało, to potwierdzenie jej niedorzecznych oskarżeń. Musiałem coś wymyślić. Mogłem jej wytłumaczyć, że po prostu wykorzystałem słabość, jaką miała do zmarłego przyjaciela, że jestem po prostu skurwysynem, który znalazł się w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie... Że po prostu chciałem ją przelecieć. Jeśli to miałoby pomóc jej zrozumieć, że jestem Ramirezem, to byłem gotów to zrobić. Tak po prostu. Czułem nieprzyjemne kłucie w piersi na myśl o tym planie, ale poza tym, towarzyszyła mi przenikliwa pustka. Pustka, chłód i satysfakcja po dobrze odbytym stosunku. Jeszcze to bliżej niezidentyfikowane ciepło, którym nie miałem zamiaru się przejmować, póki nie było wielce szkodliwe dla moich planów i zemsty.
W chwili, gdy powoli podnosiłem się do siadu, oddychając już równomiernie, ktoś zapukał do drzwi. Nie spiąłem się, nie wystraszyłem, mimo, że byłem kompletnie nagi, tak samo Lydia. Jeśli ktoś miałby wpaść na strych, nie miałbym nic przeciwko temu - moja wersja, jakobym po prostu był chujem i wykorzystał niewinną, zranioną Cameron, byłaby tylko bardziej wiarygodna. Na blizny mogłem wymyślić wiele - ojciec mnie tłukł, miałem wypadek, byłem prześladowany. Opcji było naprawdę wiele, przez co czułem się spokojny. Nie doczekałem się jednak wtargnięcia, tylko podjerzanie radosnego głosu Matthias'a zza drzwi:
- Gołąbki, już minęła prawie godzina! Czekamy na was! - Graves wydawał się być rozbawiony. Nie skomentowałem tego w żaden sposób. Przybrałem standardowy, chłodny wyraz twarzy, a potem powoli podniosłem się z wilgotnej podłogi, czując przyjemne mrowienie wymęczonych mięśni. Na podłodze znalazłem swoje bokserki, które nieśpiesznie ubrałem. Potem przyszły spodnie ze skórzanym paskiem, skarpety i porozrzucane po całym pomieszczeniu buty. Nie miałem żadnych problemów ze znalezieniem ich - moje oczy przyzwyczajone były do ciemnych zakamarków, a poza tym, przez seks z Cameron zdążyłem zapamiętać choć odrobinę wygląd i rozkład pomieszczenia. Jak miałem zamiar to potratkować? Jako miłą przygodę. Co innego mógłbym zrobić? By mój plan wypalił, musiałem trzymać się ścisłych reguł. Na jedną z nich, naprawdę ważną, przez alkohol miałem wyjebane.
- Już wracamy. - Warknąłem szorstko i na tyle głośno, by Matt mnie usłyszał. Do mych uszu dobiegł jedynie cichy chichot, a potem skrzypienie schodów. Kończąc wiązać buty, zacząłem szukać swojej koszulki, która wylądowała w którymś z kątów strychu. Czułem się rozluźniony. Napięcie zgromadzone pomiędzy mną, a Lydią zostało rozładowane. Dlatego się nie spinałem, wściekałem, jak i nie uciekałem jeszcze z pokoju, tylko na spokojnie, jak cywylizowany człowiek po prostu się ubierałem, rozkoszując przyjemnym spokojem wypełniającym mnie od pięt aż do kosmyków wilgotnych od potu kudłów.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:28, 28 Sty 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

W niedługim czasie po tym jak szczytowałam, poczułam jak Axel mnie wypełnia od środka, a potem rozluźnienie. Wyszedł ze mnie, a ja poczułam jak moje nogi opadają na ziemię, tracąc swoje podparcie, jakim były biodra mężczyzny. Byłam wycieńczona, w całym ciele czułam ślady rozrywki, jaka pomiędzy nami była, ale jednocześnie chciałam więcej, mimo że to bolało. Mogłam śmiało przyznać, że rozumiałam teraz dlaczego Whitney za bardzo nie opierała się, kiedy jakiś przystojny facet chciał ją posiąść. To nie tylko całkowicie rozluźniało, ale przynosiło tak wielką przyjemność i rozkosz, że niemal uzależniała. Byłam naprawdę zadowolona i na mojej twarzy gościł bardzo szeroki uśmiech, mimo wiadomości, że to nie było dobre, że nie powinniśmy się tak oddawać tej chwili. Czułam się przez to trochę jak w pułapce, bo wiedziałam, że teraz będzie już tylko gorzej. Nie będę mogła myśleć o niczym innym, jak o tych kilkudziesięciu minutach w ramionach Axela oraz czucia go w sobie. Nie będę w stanie się skupić na niczym innym jak na tej chwili zrozumienia, połączenia się i świadomości, że nasze ciała idealnie do siebie pasuję. Zupełnie, jakby były sobie przeznaczone. On będzie mnie ignorował, zachowywał dystans i traktował mnie jak zwykłą, jednorazową przygodę. A ja będę siedziała przy stole lub w pokoju, próbując wyrzucić go ze swojej głowy, ale jednak nie mogąc. Ta przyszłość nie prezentowała się za dobrze, ale nie żałowałam. Tego mi było trzeba, chociaż chwilowe zainteresowania, sexu z osobą, którą kochałam.
Usilnie starałam się uspokoić oddech. Unosiłam klatkę piersiową i opadałam nią, wyrównując tempo oraz opanowując to w jakimś stopniu. Powoli wracałam do normy, gorąc ze mnie znikał, pożądanie, namiętność, oddanie...także. Zaczynałam znowu wracać do stanu sprzed znalezienia się na tym strychu. Jednocześnie obserwowałam kątem oka mężczyznę, który o wiele szybciej ode mnie był w stanie się podnieść i zacząć ubierać. Ja tylko go śledziłam wzrokiem, starając się nie myśleć o tym, że Matt był przez chwilę za drzwiami i pewnie wszystko słyszał. W końcu jednak, odpoczęłam na tyle, że mogłam się podnieść. Najpierw oparłam się na łokciach o ziemię, by zaraz potem je wyprostować i poszukiwać wzrokiem swoich ubrań. Najszybciej dostrzegłam swoją spódnicę, ale musiałam jeszcze z nią poczekać. Złapałam więc bieliznę i zaczęłam ją na siebie wkładać, jeszcze siedząc na ziemi. Kiedy już to zrobiłam, wstałam, złapałam resztę ubrań i nałożyłam je już na kanapie.
- To było niesamowite - powiedziałam, nie chcąc tego ukrywać, po czym poprawiłam ubrania, ogarnęłam jako tako włosy i ruszyłam do drzwi. Wyszłam z pomieszczenia, spodziewając się tam przyjaciela Axela, ale nie było go. Ruszyłam więc schodami, maszerując po nich na oślep i zdając sobie sprawę z tego, że Rodriguez za mną podążał. Kiedy dotarliśmy do odpowiedniego pomieszczenia, westchnęłam zrezygnowana i weszłam do środka. Niemal od razu poczułam na sobie wzrok wszystkich tu zebranych i te ich uśmiechy, które jasno mówiły, że wszystko słyszeli. Zmieszałam się. Stanęłam we framudze i schyliłam głowę, czując jak moja twarz przybiera kolor dojrzałych buraków. Palcami zaczęłam się bawić jak mała dziewczynka, tak samo jak stopami. To, co zaszło na strychu, kiedy piętro niżej byli inni i to wszystko słyszeli, to nie było w moim stylu. W ogóle to nie był mój charakter to, co się działo w obecności Axela ze mną, więc nie dziwota, że tak dziwnie się na mnie spoglądali. Wolałam jednak w żaden sposób na to nie zareagować i wyminąć ich. Zapewne też bym to zrobiła, gdyby nie pewna istotna rzecz...
- Ty pierdolony chamie! - usłyszałam wrzask Andreasa, kiedy ten zorientował się, że za mną pojawił się ciemnowłosy. Niemal od razu na niego ruszył z pięściami, a ja stałam jak wryta, nie mając pojęcia o tym, co powinnam zrobić. Nadal nie rozumiałam jakim cudem ten chłopak roszczył sobie do mnie prawa tylko po kilkuminutowej wymianie zdań. po prostu zaatakował mojego jednorazowego kochanka i nawet nie próbował zachowywać się przyzwoicie, tak jak kultura osobista tego wymagała. Osoby w pomieszczeniu jednak tylko obserwowały to i nie mal w głowach układały sobie plan bójki. Pewnie dodatkowo opowiadali się po którejś ze stron, jakby to sprawiało im nieokiełznaną przyjemność i zabawę.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Śro 22:30, 28 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:21, 13 Lut 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Ta cała sytuacja zdarzyłaby się zapewne prędzej, czy później. Doszłoby do tego nawet, jeśli zapierałbym się z całych sił. Miła przygoda z Cameron zrujnowała część moich planów, czyniąc ze mnie zimnego chuja w razie potrzeby, ale też oswobodziła z łańcuchów, które ciągnęły mnie w dół z każdym widokiem Lydii. Całe napięcie się ulotniło, więc mogłem spokojnie zaczerpnąć trochę powietrza przesyconego zapachem szatynki. Mogłem to uznać za drobną komplikację, która przynosiła zarówno negatywne, jak i pozytywne efekty. Co prawda pozostało mi rozszyfrować, jakie głębsze znaczenie ma ciepło w mojej piersi, gdy zbliżam się do Cameron, ale nie paliłem sie do tego zbytnio. Nie, póki nie sprawiało mi większych problemów i pozwalało funkcjonować, wcielać w życie dlasze plany. Powinienem zająć się Joshuą, póki pozostawał nieświadomy tego, jakie mam wobec niego intencje. Przespanie się z Lydią mogło również rozwiać wątpliwości niektórych osób, jakobym był Axel'em - Axel nigdy nie wykorzystałby słabości swojej przyjaciółki tylko po to, by zaspokoić swoje potrzeby. Łączyła nas rywalizacja, ale zawsze dobitnie pokazywałem wszystkim, że nie mam zamiaru się pieprzyć z Lydią. Śmiesznym było, że do zmiany zdania potrzebowałem zostać rozerwany na strzępy przez mitycznego potwora, a potem poskładany z powrotem do pierwotnego stanu.
W końcu udało mi się znaleźć górne odzienie, które wciągnąłem na swoje oszpecone bliznami i nowymi zadrapaniami ciało. Kto by się spodziewał, że ta mała, przemądrzała dziewucha ma w sobie tyle drapieżności? Byłem ostatnią osobą, która mogłaby to dostrzec. Wciąż czułem, jak alkohol trochę szumi mi w głowie, ale skoro potrafiłem przelecieć kogoś na strychu, w kompletnych ciemnościach, to nie sprawiło mi problemu postawienie kilku prostych kroków. Wbiłem jedną z dłoni w kieszeń, obserwując kątem oka, jak dziewczyna wciąga na siebie powoli ubrania. Zaskakujące było to, że nie miałem wpływu na własne oczy, które łapczywie wyłapywały każdy skrawek skóry Cameron, które chowała pod ubraniami. Widocznie wciąż nie otrząsnąłem się po całym zajściu, a sama uwaga Lydii na temat tego, co robiliśmy, wcale mi nie pomagała. Mimo to wygładziłem spokojnie swoją koszulkę, poczekałem, aż szatynka skończy się ubierać, a potem ruszyłem za nią w stronę schodów. Po drodze złapałem tą niefortunną latarkę, którą zaledwie godzinę wstecz wręczył mi Joshua. Nie wiedziałem, czy mam być mu wdzięczny za to, że dał mi zepsuty kawałek metalu, czy rąbnąć mu pięścią w twarz. To drugie odpadało, zważywszy na to, że chciałem się na nim zemścić, a pierwsze zdecydowanie do mnie nie pasowało, więc pozostało trzecie wyjście - stwarzanie pozorów, jakobym chciał z nim omówić całą sprawę na osobności. Musiałem się jeszcze zastanowić nad tym, czy załatwić go jeszcze podczas pobytu w górach, czy może poczęstować Sathiss'a. Dość trudny wybór.
Kiedy tylko postawiłem stopę na niżej położonym strychu, gdzie dotychczas siedziało całe zgromadzenie, cisza została przerwana. Po pierwsze, niektórzy chichotali przez zachowanie widocznie zmieszanej Cameron, a po drugie... Ten żałosny pojeb rzucił się na mnie z pięściami. W przeciwieństwie do Lydii, ja się nie rumieniłem - w moim przypadku było to wręcz niemożliwe. Zachowywałem kamienną, zimną twarz, choć widocznie byłem rozluźniony. Nawet wtedy, kiedy leciała w moją stronę pięść niejakiego Andreas'a, przed którą zgrabnie się uchyliłem. - Ogarnij się. - Warknąłem chłodno, ale wpadł w swego rodzaju furię. Niczym zwierzę, odbił się od ściany, na którą wpadł, a potem ruszył na mnie zaciskając zęby i zgrzytając nimi. Odskoczyłem zwinnie w tył, lądując przy tym na dość sporym korytarzu oświetlanym jedynie przez małą, wiszącą w rogu lampę. Bądź co bądź, nie zależało mi na tym, by ten... Ułomny człowiek zniszczył wszystko na strychu i przy okazji wciągnął w naszą bójkę osoby trzecie. Właściwie, to nie była nawet bójka. Ja zachowywałem się przyzwoicie, jedynie blokując ciosy i wymijając je, a on szalał.
- Upokorzyłeś mnie, skurwysynu! - Wrzeszczał, widocznie popędzany przez alkohol. W pewnym momencie złapałem go za pięść, a potem zgrabnie chwyciłem i przerzuciłem sobie przez plecy. Wylądował z hukiem na drewnianej podłodze, jęcząc przy tym z bólu. - Mogę zaraz rozchlapać trochę Twojej krwi na ścianie. - Zacząłem, pochylając się nad mężczyzną. Ta cała sytuacja była... Męcząca. Nie miałem najmniejszej ochoty mieszać się w tanie bójki i bawić w telenowele. Nie po tym, jak udało mi się tak łatwo rozluźnić. Nie miałem zamiaru pozwolić jakiemuś do bólu zazdrosnemu jebusowi tego popsuć. - Albo ogarniesz swoje pseudo-zabujane w Cameron dupsko i dasz mi spokój. To NIE jest Twoja żona, żebyś odstawiał takie cyrki. - Mówiłem na tyle głośno, by usłyszał to zarówno Andreas, jak i ludzie zgromadzeni w niedaleko położonym pomieszczeniu, ale nie na tyle, by krzyczeć. Brzmiałem aż nadto spokojnie. - Finish him! - Krzyknął ktoś rozbawiony, a ja miałem nieodparte wrażenie, że to Graves. Kątem oka dostrzegłem, jak obejmuje w pasie Whitney i szepcze jej coś następnie do ucha. Był jak rekin - wyczuł ofiarę już na samym początku, a potem śmiało się do niej zbliżył. Podstępny typ. Mimo to, cieszyłem się, że mam go po swojej stronie. Łażąc za mną i uczepiając się mnie pokazał, że tak naprawdę już uznaje mnie za przyjaciela.
- Okay, okay, es reicht schon!* - Lisa wydawała się być trochę poddenerwowana, gdy wychodziła zza tłumu, jednak nie wściekała się na mnie, a na ludzi, którzy... Niestety jej nie rozumieli. Jedynie ja wiedziałem, że nie pododba jej się ta cała sytuacja. Odsunąłem się od próbującego podnieść się z podłogi faceta, a potem otrzepałem się z niewidzialnego kurzu. - Männer mussen immer alles mit Gewalt lösen?* - Ruda spojrzała na mnie wyczekująco, splatając ręce pod piersiami. Chyba nie zdawała sobie sprawy, że uwydatnia tym samym swój biust. Trudno było się oprzeć. - Was? Ich habe gar nichts gemacht. Schwül hat alles angefangen.* - Broniłem się zgrabnie, przy czym wzruszyłem ramionami. Schneider pokręciła głową zażenowana zachowaniem wszystkich zgromadzonych, ale zaraz potem jej twarz przybrała inny wyraz - nieco zmartwiony. - Alles okay? Bist du nicht werletzt?* - Dopytywała, a ja jedynie pokiwałem głową z... Uspokajającym uśmiechem. Nie grałem. Ona wzbudzała moją sympatię, zwłaszcza tym, że nie lepiła się do mnie jak większość dziewcząt, a po prostu wydawała się przejmować moim nędznym losem. Martwiła się. Na samą myśl o tym, przychodziła mi na myśl Carley. Ścisnęło mi żołądek.
- Komm, ich habe lust auf Cigarette*. - Rzuciłem do rudzielca, wyciągając tym samym z kieszeni spodni ulubioną zapalniczkę Jack'a Daniels'a i papierosy. Dziewczyna pokręciła nieco niezadowolona głową, zapewne na mój nałóg, ale posłusznie ruszyła ze mną w kierunku schodów. Wspólnie opuściliśmy korytarz, a potem pokonaliśmy schody. Otworzyłem drzwi na pierwszy lepszy balkon. Był nieco zaśnieżony i oblodzony, ale byłem ostatnią osobą, której by to przeszkadzało. Jedynie Elisabeth drżała delikatnie pod wpływem zimna. Zapaliłem papierosa, a potem wystawiłem paczkę w kierunku Niemki. - Komm schon, für mich.*- Zachęcałem. Koniec końców, zapaliła ze mną. Potrzebowałem chwili ciszy i spokoju, a ruda chyba to rozumiała, bo po nieudolnym wypaleniu szluga zakomunikowała, że wraca do swojego pokoju. Była zmęczona. Pożegnałem się z nią krótkim uściskiem, a potem wróciłem do palenia papierosów.


*Okay, okay, es reicht schon! - Okej, okej, wystarczy już!
**Männer mussen immer alles mit Gewalt lösen? - Mężczyźni muszą zawsze wszystko rozwiązywać siłą?
*** Was? Ich habe gar nichts gemacht. Schwül hat alles angefangen. - Co? Ja nic nie zrobiłem. Pedał wszystko zaczął.
**** Alles okay? Bist du nicht werletzt? - Wszystko okej? Nie jesteś ranny?
***** Komm, ich habe lust auf Cigarette. - Chodź, mam ochotę na papierosa.
****** Komm schon, für mich. - No dawaj, dla mnie.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:09, 13 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Ja nie wiedziałam co zrobić. Pierwszy raz zdarzyło mi się, żebym nie miała pojęcia jak na coś zareagować. Po prostu stałam i patrzyłam się na Andreasa, który pod wpływem alkoholu i chyba wielkiej chcicy na mnie, atakował Axela, który był jedynym mężczyzną, jakiego obdarzyłam tak silnym uczuciem. Rodriguez na szczęście nie miał zamiary wdawać się w bójkę z chłopakiem i jedynie spokojnie unikał ciosów. Zupełnie, jakby widział wszystko w zwolnionym tempie. Byłam świadoma tego, że powinnam była to przerwać, zatrzymać Andreasa i powiedzieć mu, że go wykorzystałam, jednak nie mogłam. W jakiś sposób cieszyłam się z tego, że jednak mimo tego, że już nie byłam ciekawą osobą, ktoś na mnie aż tak bardzo leciał. Poza tym pewnie jakbym się wtrąciła, to bym popsuła to rozluźnienie i opanowanie, jakie teraz ulatywało nie tylko ze mnie, ale i Axela. Widziałam, że całe spięcie i niepokój, którymi ostatnio niemal wybuchał, zniknęło. Przyjemne było to, że ja się do tego przyczyniłam i po prostu nie chciałam teraz tego popsuć. Dlatego byłam wdzięczna Lisie, że ich zatrzymała, chociaż zaczynałam jej zazdrościć tego, że tak dobrze dogaduje się z Rodriguezem.
Kiedy dotarło do mnie, że za bardzo im się przyglądam, jednocześnie zagryzając wargę, pokręciłam szybko głową i skupiłam spojrzenie na wszystkich pozostałych. Długo jednak tak nie wytrzymałam, bo kątem oka dostrzegłam przedmiot, który wydawało mi się, że znam. Nie panując więc nad swoimi oczami, odwróciłam się i zaczęłam przyglądać zapalniczce, którą w dłoni trzymał mężczyzna. Nie wyłapywałam jego słów, ani tego, że dyskutował z Niemką, tylko ten przedmiot. Nie wiedziałam czy to dobrze, że go zobaczyłam, czy źle, ale teraz nie miałam już żadnego punktu zaczepienia. W mojej głowie niemal od razu pojawił się obraz, kiedy to z rywalem, który w teorii zginął rok temu, kłóciłam się o to, że powinien oddać znalezisko właścicielowi. Przywłaszczył sobie czyjąś rzecz i nie miał zamiaru szukać prawdziwego pana. Nawet, jeśli używałam niemal tysiąca argumentów. To był Axel. Zmienił się nie do poznania, ale to był on. To był mężczyzna, którego wraz z kilkoma innymi osobami zostawiliśmy na śmierć. Mężczyzna, do którego zrozumiałam, że czułam miętę wtedy, kiedy było już za późno. Kiedy sięgałam dłonią, aby go wciągnąć w górę, ale oderwali mnie od niego, zatrzasnęli drzwi i siłą odciągnęli z tego miejsca. Rozumiałam teraz dlaczego tak się zachowywał, dlaczego tak zimno i ostro mnie traktował. Zawiodłam go, najbardziej ze wszystkich.
- Proszę, proszę... - skomentował szyderczo Joshua, unosząc prawy kącik ust wyżej niż lewy i bezczelnie wpatrując mi się prosto w oczy, kiedy odruchowo na niego spojrzałam. Rodrigueza i jego towarzyszki musiało już tutaj nie być od jakiegoś czasu, a do mnie dotarło, że zostałam tutaj sama, obserwowana przez wszystkich bardzo dwuznacznie. - ...Nasza dziewica już nią nie jest... - na te słowa cała moja twarz przybrała czerwony odcień, a ja szybko zatrzasnęłam drzwi sobie przed nosem, odwróciłam się na pięcie i w mgnieniu oka znalazłam się w swoim pokoju. Będąc tam padłam twarzą na swoje łóżko i zaczęłam kopać w nie nogami, jednocześnie wrzeszcząc z ekscytacji w poduszkę. To było przyjemne, ja się czułam nieziemsko i nie mogłam teraz wyrzucić z głowy obrazu naszych dwóch splecionych w jedno ciał, które pasowały to siebie niemal idealnie. Byłam rozluźniona, myśli miałam czyste i nic nie było ich w stanie teraz zatruć. Ani poczucie winy, ani ból, ani to, że na pewno teraz będzie jeszcze mocniej mnie dotykała ta oziębłość, jaką będzie prezentował w stosunku do mnie brązowowłosy. Po prostu teraz to nie było dla mnie ważne. Myślałam tylko o tym, co między nami zaszło. Straciłam cnotę na ciemnym, zakurzonym strychu, ale oddałam ją mężczyźnie, któremu chciałam i, którego kochałam wbrew swojej woli.
Kiedy się jako tako uspokoiłam, odwróciłam się na plecy i spojrzałam w sufit. Następnie, nie panując nad tym, co robię, uniosłam dłoń, kładąc ją na swoich ustach. Nadal czułam na nich smak warg niebieskookiego, ich ciepło, ich dotyk, a jego namiętność. Wciąż było mi gorąco, całe moje ciało dalej czuło na sobie ślady partnera sprzed kilkunastu minut.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:07, 21 Lut 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Lodowate powietrze przyjemnie zderzało się z moją twarzą, gdy wpatrywałem się w przenikliwą ciemność. Balkon wystawiony był na spadek z klifu, gdzie położony był cały kurort. Właściwie, wystarczył jeden niewłaściwy ruch, pijany klient, by wypaść przez barierkę i zatopić się w bezkresnej przepaści, której końca nie było widać. Zapewne niebezpieczna lokalizacja wliczała się do wad, przez które to miejsce było odwiedzane zdecydowanie rzadziej, niż luksusowy kurort nieopodal. Człowiek patrzył w tą ciemność i przechodziły go ciarki na samą myśl, co mogło stać się z jego ciałem przy zderzeniu z lodową nawierzchnią gdzieś tam w dole. Ludzie się bali. Patrząc na mroczne oblicze śnieżnego spadku, z pewnością czuli niepokój. Nie wiedziałem, czy czuć się wyjątkowo, skoro do mnie nie docierało nic. Kompletnie nic. Obserwując szybujące płatki śniegu, szykujące się do zamieci, pozostawałem obojętny. Ten chłód wręcz mnie pożerał, zatapiał we mnie swoje szpony. Jedyne, co mnie przenikało, to mróz, który obniżał temperaturę mojego ciała... Jednak to, że w ogóle to na mnie nie wpływało, pozostawało zupełnie inną stroną medalu.
Nie wiem, jak długo tam stałem i paliłem. Muzyka ze strychu zdążyła ucichnąć, więc ośmieliłem się zasugerować, że impreza dobiegła końca. Najwyższy czas, powiedziałbym. Zgasiłem niedopałek na oblodzonej poręczy, a potem wsunąłem zapalniczkę i paczuszkę z powrotem do tylnej kieszeni spodni. Wyprostowałem się spokojnie i już miałem postawić krok w tył, by wrócić do swojeog pokoju, ale poczułem na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Josh oparł się spokojnie o poręcz, mocniej dopinając futbolówkę. Zapewne nie wyczułem jego zapachu przez zbyt silną zawieruchę na zewnątrz. Uśmiechał się lekko, jak gdyby machinalnie, wpatrując przy tym w czarne niebo i płatki śniegu na jego tle.
- Nie jest Ci zimno? - Zagaił, wskazując na mój t-shirt z napisem "Polite as Fuck". Wzruszyłem tylko ramionami, również opierając się o oblodzoną barierkę. - Wszyscy wrócili do swoich pokoi. Tylko ja nie mogę spać... - Wraz z jego słowami czułem, jak moje ciało spina się lekko niewidocznie. Wszyscy - to słowo wystarczyło, by mój umysł przecięła smuga, pewien pomysł. Dotarło do mnie, że to jedna z niepowtarzalnych okazji, by dopaść Joshuę. Wbrew pozorom, gierka na strychu i kilka godzin w towarzystwie tej całej chołoty nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia. Żadne współczucie, sympatia, czy żałosna litość nie wpływały na to, co miałem ochotę zrobić. W najlepszym przypadku pragnąłem, by ten mięśniak trafił na samo dno tunelu, wprost w łapska Sathiss'a. Wiedziałem jednak, że akurat Joshua nie da się zaciągnąć z powrotem pod drzwi. Jeśli nie ze względu na strach, to na swoją wiecznie zmartwioną dziewczynę. Żadne z nich nie chciało mieć więcej do czynienia z tym miejscem. Pech dla nich, że ta historia nie skończyła się tamtego wieczoru... Dopiero się zaczęła.
- No, jesteś jeszcze Ty, James. - Dopowiedział, wzdychając przy tym ciężko. Wyglądał na dość strapionego. Spojrzałem jednak na niego kątem oka, udając, że jestem choć trochę zmartwiony. - Co Cię trapi, stary? - Przywracanie sobie starego tonu, głosu, którym władał Axel wydawało mi się być o wiele trudniejsze, niż kiedykolwiek. Jednocześnie moje ciało prężyło się niczym drapieżnik startujący do skoku. - Ja... Sam nie wiem, James. Po prostu nie wiem. - Mówił, pocierając skronie w geście zmęczenia. Żałosne. - Po wypadku z udziałem Axel'a, starałem się być dobry... Dobry dla swojej kobiety. Próbowałem spoważnieć i zrozumieć swoje błędy. Bo wiesz... - Tutaj zacisnął mocniej palce na poręczy. - My go tam zostawiliśmy. Zostawiliśmy Axel'a na pewną śmierć. Do kruwy nędzy... Widziałem, jak to coś go przebija na wylot! - W czasie gdy Joshua wydawał się drżeć z przestrachu i dziwnych, negatywnych emocji, ja miałem ochotę się śmiać. Nie, ta sytuacja nie była zabawna. Po prostu miałem ochotę śmiać się i uświadomić mu, że Trevor miał to samo podejście. Wszyscy zapewne mają i mieli. Każdy z nich mógł wyciągnąć do mnie dłoń, po prostu wciągnąć na górę, nim Sathiss mnie złapał. Nikt jednak tego nie zrobił i teraz, by usprawiedliwić samych siebie, katowali się tymi wspomnieniami i nie mogli ruszyć do przodu. Żałosne.
- Skłamałbym mówiąc, że nic nie mogłeś zrobić. - Odezwałem się nagle, zwracając na siebie tym samym uwagę Joshuy. Po jego policzkach ciekły łzy, a wyraz twarzy skrzywiony był przez rozpacz. Rozpacz? Nie, zaledwie panikę. - Co? - Żachnął się nagle, tłumiąc szlochanie. W tym właśnie momencie, położyłem dłoń na jego ramieniu i uniosłem lekko kąciki ust, wprawiając tym samym chłopaka w osłupienie. - Wiesz, co czułem, kiedy zrywał ze mnie skórę? - Położyłem drugą dłoń na jego wolnym ramieniu. Wyraz twarzy Joshuy stopniowo zmieniał się w przerażony, jego skóra nabierała jasnej barwy. - To nie jest śmieszne, skurwysynu! Nie wykorzystuj wizerunku Axel'a do... - Tu mu przerwałem, gwałtownie zmieniając swój wyraz twarzy na lodowaty. - Mojego wizerunku, chciałeś powiedzieć. - Jego zmieszanie wydawało mi się być... Żałosne. Powoli zaczynał wypełniać mnie gniew. Ten znajomy gniew, pragnienie zemsty. - Naprawdę nie wierzę, że byłeś takim niedorozwojem, by się nabrać na "Zostawcie mnie wszyscy w spokoju! Nic nie wiem o waszym zaginionym Axelu!" - Tu naprawdę się zaśmiałem, orientując się, jak dziwnie mogło to brzmieć. Joshowi jednak nie było do śmiechu. Zdawał sie być przerażony jeszcze bardziej, niż pod drzwiami. Niż wtedy, gdy zobaczyli Sathiss'a wspinającego się po ścianach tunelu, tylko po to, by ściągnąć mnie potem w dół i spróbować pożreć, rozerwać na drobne kawałki.
- A-A-Axe..l? - Wydusił z siebie, tak samo niedowierzając, jak uprzednio Trevor. Dławił się łzami. - Ty żyjesz? Boże... - Zaczął się krztusić, gdy zacisnąłem palce w stalowym uścisku na jego gardle. - Boga nie ma tutaj z nami. - Potem wszystko potoczyło się całkiem szybko - błagał, prosił, bym wybaczył, bym go puścił i zaprowadził do reszty, ujawnił się przed nimi. Robił to w czasie, gdy tłukłem go własnymi pięściami przez bitą minutę. Potem używając siły, którą podarował mi Sathiss, podniosłem go jedną ręką za kark i wystawiłem w połowie za barierkę, uświadamiając mięśniakowi, co go czeka. - Nie rób tego, błagam! - Miotał się, a ja cieszyłem się, że właśnie trwa zamieć - śnieg i porywisty wiatr uniemożliwiały jego krzykom dotarcie do pozostałych ludzi. Właściwie, nawet ja ledwie go słyszałem, gdy całkowicie przerzuciłem go przez barierkę. Zniknął w ciemnościach klifu, nieodgadnionej przepaści, mającej zapewnie kilkadziesiąt metrów.
- Nie zrobię, Josh... Nie martw się. - Rzuciłem pod nosem, właściwie kompletnie bez celu. Moje ubranie i włosy były już mokre od śniegu, gdy zapalałem kolejnego papierosa. Czułem obrzydzenie. Obrzydzenie jego zachowaniem i tym, co sobą prezentował - tchórzostwo. Do samego końca chwytał się ostatnich, paskudnych faktów z mojego życia... Żałosne. Wróciłem do wnętrza budynku, wsłuchując się przy tym w przenikliwą ciszę. Zegar wybijał godzinę czwartą nad ranem, światła były pogaszone. W ciemnościach doskonale widziałem drogę do swojego pokoju. Roznosząc za sobą wiśniową smugę dymu, złapałem za klamkę od drzwi, pchnąłem je i zniknąłem w sypialni, zupełnie jak gdyby nigdy nic. Wściekłość ostygła, pozostawiając za sobą nieprzyjemny posmak w ustach.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:05, 21 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Przez głowę przebiegało mi tysiące pytań. Co teraz będzie? Co się stało? Jak będziemy się zachowywać? Jak bardzo będzie mnie dotykała jego oziębłość? Było ich mnóstwo, nie byłabym w stanie powtórzyć każdego z nich. A dotyczyły tylko jednej osoby. Osoby, którą kochałam. Osoby, którą zostawiliśmy na pewną śmierć. Osoby, która całkowicie się zmieniła. Axela. On już nie był tym szczerym, zawsze chętnym do rywalizacji nastolatkiem. Nie był miłym, pomocnym brązowowłosym ciachem, na którego dużo lasek w szkole leciało. Nie był sympatycznym, uśmiechającym się do mnie chłopakiem. Był zimny, obojętny i trzymał dystans. A ja mimo wszystko teraz nie byłam w stanie myśleć o nim inaczej, jak o mężczyźnie, który odebrał mi dziewictwo, a którego ślady po sexie dalej na sobie odczuwałam. Bo mimo tych wszystkich negatywnych cech, był delikatny. Nie zrobił mi krzywdy i całym sobą pokazywał, że nie chce jej zrobić. Może to było moje złudzenie. Iluzja, która miała utrzymać we mnie tą przyjemną ocenę jego osoby, ale czułam się tak, jakby gdzieś tam w środku się o mnie troszczył. Brałam pod uwagę fakt, że to mogła być moja wyobraźnia, ale bardzo dobrze to tłumiłam. Nie chciałam dopuszczać do siebie myśli, że się mną zabawił. Że wykorzystał moją słabość do niego, aby rozluźnić się i zaspokoić.
Przygryzłam wargę, po czym westchnęłam i odwróciłam się na bok. Podciągnęłam nogi pod klatkę piersiową, przymknęłam oczy i z szerokim uśmiechem powróciłam wspomnieniami do tej zabawy na strychu. Nie żałowałam tego. Nie żałowałam, że oddałam dziewictwo Axelowi na ciemnym, zakurzonym strychu.
- Masz mi wszystko opowiedzieć! - do pokoju wparowała moja przyjaciółka Whitney, przez którą niemal podskoczyłam na posłaniu. - No już! - ponaglała, siadając tyłkiem na moim łóżku i spoglądając na mnie niczym pies, który właśnie zobaczył kiełbasę.
- Nie ma nic do opowiadania... - skomentowałam, spuszczając wzrok z całą twarzą czerwoną niczym burak. Nie chciałam o tym gadać, bo mogło mi się wymsknąć, że to był Axel i teraz mam stuprocentową pewność. Miał TĘ zapalniczkę. Tę, którą znalazł przebywając w moim towarzystwie i nie chciał zwrócić prawdziwemu właścicielowi.
- Jak to nie ma? Straciłaś dziewictwo na zakurzonym, ciemnym strychu z mężczyzną, którego ledwie znasz, a który wygląda jak Rodriguez. Gadaj jak było! Dobrze całuje? Bolało cię? Miałaś orgazm?
- Whitney! - zwróciłam jej uwagę teraz już czując, że moje policzki po prostu płoną żywym ogniem, którego nic nie jest w stanie ugasić.
- No proszę cię! Od ponad roku z nikim nie gadałaś, do nikogo się nie zbliżałaś. A teraz pojawił się James i oddałaś mu swoje dziewictwo.
- Całował świetnie i był delikatny... - odparłam, nie panując nad sobą. Chyba podświadomie chciałam się z kimś tym podzielić, a ta dziewczyna była jedną możliwą osobą.
- A doszłaś?
- Whit!
- Dobrze, przepraszam, ale tak się cieszę. Wreszcie się pozbierałaś, wreszcie o nim zapomniałaś. Myślisz, że będziecie razem?
- Wątpię w to...
- Co? Ale dlacz...
- Gadamy o mnie, a co z tobą? Jak z Mattem?
- O mój Boże. Ty sobie nawet nie wyobrażasz, co on potrafi zrobić samym językiem!
- Nie będę nawet próbowała... - tak jak przypuszczałam, samo wspomnienie o chłopaku, na którego teraz leciała, odciągnęło jej myśli o sytuacji jaka miała miejsce pomiędzy mną, a Axelem. Ulżyło mi, bo naprawdę nie chciałam jej opowiadać o sexie z mężczyzną, którego kochałam, a którego wszyscy uważali za zmarłego. Poza tym dzięki temu mogłam się na nim skupić. Musiałam się w jakiś sposób dowiedzieć wszystkiego, co odkryli policjanci podczas śledztwa. A nie mając u nich żadnych dojść, musiałam zorganizować sobie hakera, który by był w stanie mnie nauczyć włamywania się do konkretnie tego systemu. Albo raczej bym powiedziała: przypomnieć mi. Kiedy jeszcze nie zamknęli śledztwa, pewna osoba mnie pokierowała na właściwy trop. Jednak teraz już nie pamiętałam tych kroków, więc musiałam poprosić kogoś o ponowne wytłumaczenie mi tego. Nie mogłam teraz poprosić Carlosa, bo już skończył szkołę w zeszłym roku i wyjechał na studia za granicę.
- Whitney? Masz jeszcze jakieś kontakty w klubach? - spytałam, kiedy już obie leżałyśmy w łóżku po kąpieli i w pidżamach, gotowe do spania.
- Mam, a masz na myśli kogoś konkretnego?
- Dobrego hakera... - dziewczyna na pewno teraz się podniosła do siadu na swoim posłaniu, ale ja starałam się zachować spokój.
- Po co ci haker?
- Nieważne. Po prostu możesz mnie z jakimś skontaktować?
- Lydia...
- Oh, na litość boską. Jesteś mi coś winna. Przez rok się do mnie nie zbliżałaś. Traktowałaś mnie jak wroga, jakbym była zarażona jakąś nieuleczalną chorobą! Możesz to zrobić bez pytania mnie o szczegóły!
- Dobrze, jutro się z kimś skontaktuję. I już cię za to przepraszałam.
Nie odpowiedziałam na to już niczego. Po prostu oplotłam się kołdrą i zamknęłam wreszcie oczy, by po chwili oddać się w objęcia Morfeusza. Ten dzień był długi i męczący. Dopiero co przyjechaliśmy, a ja już znalazłam się na imprezie, wyzwałam do rywalizacji Axela, oddałam mu swoją cnotę i jeszcze dodatkowo prawie pokłóciłam się z Whitney. Taka chwila odprężenia i zapomnienia o tym wszystkim, była teraz jedynym, czego pragnęłam. Szkoda tylko, że długo nie pospałam, bo po jakimś czasie obudziłam się cała zlana potem, z krzykiem i płaczem, bo we śnie przypomniała mi się akcja spod Drzwi sprzed roku. Nie chciałam jednak obudzić swojej przyjaciółki, więc ogarnęłam się, owinęłam w kocyk i zeszłam do salonu, gdzie nadal palił się kominek. Usiadłam tam na kanapie, ułożyłam się wygodnie i obserwując płomienie w końcu zasnęłam. Całkiem zapominając o tym, że powinnam wrócić do swojego pokoju, żeby tam się przespać.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Sob 22:10, 21 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:18, 05 Mar 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Gdybym powiedział, że śmierć Joshuy przyniosła mi ulgę, skłamałbym. Nie poczułem kompletnie niczego. Gdy wściekłość opadła, emocje ostygły, pozostała pustka. Dźwięczna, przewiercająca mnie na wskroś pustka. Topniejący śnieg spływał mi po skroniach, gdy przekręcałem klucz w zamku drzwi swojego pokoju. Ściągnąłem z siebie mokre ubrania, wycisnąłem z nich lodowatą ciecz i przewiesiłem na grzejniku, by wyschły do następnego dnia. Biorąc zimny prysznic zmyłem z siebie resztki krzyków i szarpaniny Joshuy. Zapewnie minie sporo czasu, nim ludzie zorientują się, gdzie zniknął. Jego dziewczyna, Jessica zapewne odezwie się pierwsza, gdy chłopak nie przyjdzie na śniadanie. Zacznie się martwić, więc pójdzie do niego do pokoju, który dzielił z fagasem-Andreasem i kilkoma innymi chłopakami. Oni zapewnie powiedzą, że spodziewali się nocki futbolisty u Jess. Wtedy zacznie się uspokajanie siebie nawzajem, bo "pewnie poszedł zaczerpnąć powietrza", lub "spił się i wylądował w innym pokoju". Dopiero wieczorem rozpocznie się przedstawienie i panika. Otarłem swoje ciało miękkim ręcznikiem, wysuszyłem włosy, a potem wciągnąłem na chłodną skórę bokserki i wygodne spodnie dresowe. Na ramiona narzuciłem jedynie bluzę, pozostawiając pokryty bliznami tors odkryty.
W ciemnościach zapaliłem wiśniowego Black Devils'a. Owocowy dym rozniósł się po całym pokoju. Podążałem za nim leniwie wzrokiem z łóżka, leżąc wygodnie na plecach. Wskazówki zegara nieśpiesznie przesuwały się w stronę numeru piątego, na zewnątrz czerń pochłaniała wszelkie wierzchołki i stoki. Pośród tej ciemności gdzieś w dole leżało ciało Joshuy. Zapewne połamane, wykręcone, rozszarpane przez żyjące podczas nocy zwierzęta, lub ewentualnie przymrożone przez wichurę. Nawet, jeśli przeżyłby upadek, zdecydowanie nie udałoby mu się przetrwać nocy. Temperatura na zewnątrz kategorycznie zabraniała tego żywemu stworzeniu nieprzystosowanemu do takich warunków. Joshua zdecydowanie nie był przystosowany do leżenia w metrach śniegu, lodu i zamarzniętej ziemi. Nie wiedzieć czemu, kącik moich ust uniósł się na tyle wysoko, by uformować subtelny półuśmiech. Czy mnie to bawiło? Nie bardzo, lecz myślenie o tym po prostu sprawiało, że uśmiech sam pchał mi się na twarz. Może to zemsta, której powoli dopełniałem? Może ona wymuszała reakcje mojego ciała, mimo, że dźwięczna pustka zmroziła całe moje ciało zaraz po dokonaniu zbrodni? Przyłożyłem sobie leniwie dłoń do klatki piersiowej, przesuwając powoli opuszkami palców po bliźnie biegnącej na mostku. Zapewne gdyby ktoś mi zgniótł serce w dłoni, nie poczułbym nawet łaskotania. Jeśli sam bym je sobie wyrwał i rozerwał, powieka by mi nie zadrżała. Sathiss dobrze wykonał swoją robotę. Wiedział, gdzie się wślizgnąć, który zakamarek mojego umysłu, aby stworzyć wspólnika idealnego. Wspólnika, sługę, poddanego, niewolnika - nieważne, jak to nazwać, pomagaliśmy sobie wzajemnie.
Po wypaleniu połowy paczki papierosów i zabawie zapalniczką Jack'a Daniels'a, podniosłem się leniwie z miękkiego materaca. Zdmuchnąłem z twarzy kosmyk ciemnych kudłów i stwierdzając, że napiłbym się whiskey, przemaszerowałem swój pokój do podręcznej lodówki umiejscowionej w rogu pomieszczenia. Znalazłem tam tylko wodę, piwo i podejrzanej gęstości maź w butelce po soku jabłkowym. Zmarszczyłem niezadowolony brwi. Mogłem nie oddawać tej cholernej whiskey ruchającemu wszystko co się rusza Matt'owi. Zapiąłem bluzę, a potem opuściłem sypialnię. Korytarze wciąż były ciemne, żaden szmer mącił przenikliwej ciszy. Żaden, prócz mych zamaszystych kroków. Nie miałem ochoty na sen... Inaczej - wiedziałem, że jeśli położę się bez alkoholu, to koszmary nie pozwolą mi spać. Sathiss może i mnie poskładał, ale nie zmieniało to faktu, że przedtem rozerwał w bólu na strzępy.
Zszedłem spokojnie do kuchni, rozkoszując się delikatnym poczuciem samotności. Przeszukałem skromną lodówkę, znajdując w niej niestety jedynie czystą wódkę. Nie kręcąc nosem, wyciągnąłem z szafki zwykłą szklankę, a potem praktycznie do pełna zalałem ją przezroczystą cieczą. Opróżniłem naczynie niemal jednym haustem. Skrzywiłem się na moment, czując jak pożar powoli trawi całe moje ciało. Odstawiłem alkohol na miejsce, wrzuciłem szklankę do zlewu, a potem wsuwając dłonie w kieszenie dresów postanowiłem wrócić do swojej sypialni. Wróciłbym, gdyby nie fakt, że przechodząc obok salonu zauważyłem delikatną poświatę, blask. Ciekawość wzięła nade mną górę - wkroczyłem do salonu, rozglądając się za domniemanym intruzem, czy tak zwanym nocnym markiem. Gdy dotarłem do kanapy stojącej przy kominku, przeszyło mnie swego rodzaju zaskoczenie. Wolałem nie wnikać, dlaczego Cameron postanowiła nocować poza swoją sypialnią. Wyglądała jak samotny szczeniaczek, tak okryta kocem i wtulona w oparcie sofy.
Patrzyłem na nią z góry, nie wiedząc, czy lepiej ją obudzić, udusić we śnie, czy może zanieść do jej pokoju. Pachniała kusząco płynem do kąpieli, wyglądała niewinnie. Dopadło mnie to dziwne uczucie, ciepło w piersi i drapanie na dnie żołądka. W jednej chwili stałem, a w drugiej pochylałem się już nad nią, chcąc subtelnie ucałować usta. Gdy jednak uświadomiłem sobie, co odpierdalam, cofnąłem się gwałtownie i spiąłem. Że co to, do kurwy nędzy, ma niby być? Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do swojego pokoju, gotów, by przesiedzieć tam resztę wyjazdu.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marchewkowecoffie dnia Nie 0:42, 08 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 1:14, 07 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Znalazłam się w całkiem przyjemnym świecie przeszłości. Byłam na korytarzu, podążając krok w krok za Axelem, który jak zwykle zbyt dużo się nie odzywał. Mimo tego, że chwilami nie czułam się przy nim dobrze, to i tak nie potrafiłam zmusić się do oderwania od jego towarzystwa. Był jedyną osobą, poza Whitney, którą lubiłam. Niby darzyłam także sympatią Jasona i resztę paczki, ale jakoś tak bez nich nie czułam się tak samo źle jak bez blondynki czy ciemnowłosego. W niedługim czasie udało mi się uzależnić od tej dwójki, nawet jeśli sami nie do końca za sobą przepadali. Chociaż możliwe, że to była już moja nadinterpretacja.
Po kilku minutach zaczęliśmy rozmawiać, ale nie pamiętałam, ani nie słyszałam o czym dokładniej. Skupiłam się natomiast na tym, że w pewnym momencie Rodriguez się zatrzymał i schylił podnosząc coś z ziemi. Zaciekawiona przybliżyłam się do niego, wychyliłam zza jego ramienia i przyjrzałam znalezisku. Mężczyzna wydawał się tym naprawdę mocno zainteresowany, więc wyminęłam go i spojrzałam mu na dłonie.
- Wiesz, że powinieneś to zanieść dyrektorowi? - spytałam, wpatrując się w zapalniczkę, a chłopak coś odpowiedział. Nie mogłam jednak zrozumieć, ani przywrócić we wspomnieniach dokładniejszych jego słów. Wyłapałam tylko tyle, że schował drobiazg do kieszeni i ruszył dalej. A potem całkowicie ignorował to, że męczyłam go o zwrócenie tej własności właścicielowi. Znałam go, był wtedy już trzecioklasistą, ale w towarzystwie naszej paczki byłam go w stanie poznać, bo dosłownie wszędzie się pchali. Z resztą Axel też znał Carlosa, ale i tak nie zrobił tego, co powinien. Niby mogłam się tego po nim spodziewać, ale jednak mocno mnie to wtedy rozdrażniło. Nawet się z nim o to pokłóciłam.

- Lydia... - przyjemny oddech musnął moje ucho, a ja momentalnie uniosłam powieki. Oczywiście zanim całkowicie dostrzegłam kontury osoby, trochę się musiałam o to postarać. W końcu jednak miałam przed sobą bardzo wyraźny obraz swojej przyjaciółki, która kucała przy sofie, wpatrując się w moją twarz.
- James tutaj był... - szepnęła tak, jakby jeszcze go się spodziewała i nawet rozejrzała się niepewnie po pomieszczeniu, poszukując wspomnianego mężczyznę.
- Słucham? - spytałam nieco zaskoczona, bo nie spodziewałam się, że Rodriguez mógłby mnie szukać. Szybko też parsknęłam śmiechem, kiedy dotarła do mnie idiotyczność tych nadziei, a Whitney zdawała się tego nie dostrzegać.
- Chciał cię pocałować... - dodała, a to mnie zamknęło. Mimowolnie zrobiłam dokładnie to samo, co blondynka i przeleciałam spojrzeniem po każdym zakątku salonu. Nigdzie go nie było i zabolało mnie to. Jednocześnie czułam też swego rodzaju ulgę, bo nie miałam pojęcia jak bym na niego zareagowała po tym, co między nami zaszło na zakurzonym strychu.
- To niemożliwe - zaczęłam w końcu, spuszczając na ziemię nogi, które do tej pory leżały na meblu i powoli się podnosząc. - Niby po co miałby to robić? - spytałam naszej dwójki i chociaż chciałam, to nie byłam w stanie ukryć zawodu, jaki poczułam, kiedy dotarło do mnie, że faktycznie nie miał ku temu powodu. Po prostu mnie wykorzystał. Moją słabość do niego i to, że wiedział, iż na niego leciałam. Przeleciał mnie i nie miał już zamiaru się ze mną zadawać. Z resztą jak pewnie z większością kobiet, z którymi uprawiał sex.
- Żartujesz sobie ze mnie?! - dziewczyna niemal wrzasnęła i równie szybko zakryła usta swoją dłonią. Następnie znowu obejrzała otoczenie i odetchnęła z ulgą. - On za tobą szaleje... - dodała, a ja dosłownie przestałam oddychać. Miałam ochotę parsknąć śmiechem, ale ostatecznie tylko uśmiechnęłam się ironicznie.
- Taaa... - odparłam sarkastycznie, po czym owinęłam się szczelniej kocem i ruszyłam w stronę naszego pokoju, ziewając. Po drodze do odpowiedniego pomieszczenia porozmawiałam jeszcze chwilę z Whitney, a zaraz po znalezieniu się w łóżku, zasnęłam.

Obudził mnie budzik, który musiałam nastawić dzień wcześniej. Niemal od razu go wyłączyłam, bo dźwięk tak mocno wbijał mi się w głowę, że czułam się niczym bomba zegarowa w ostatnich sekundach odliczania. Narzuciłam na siebie poduszkę, chowając się pod nią i miałam ochotę cofnąć czas do poprzedniego wieczora, żeby tylko tyle nie wypić. Czułam się jak trup. Wykończona, skacowana i...obolała. Boże, jak mnie całe ciało bolało.
- No wstawaj. Śniadanie czeka - Whitney potrząsnęła mną, a ja musiałam się ruszyć, bo wiedziałam, że inaczej nie da mi spokoju.
- Czuję się tak, jakby dzięcioł mi stukał we łbie... - skomentowałam na co blondynka parsknęła śmiechem.
- Ja już idę na śniadanie. Rusz się, bo zabraknie twoich ulubionych dań - wtrąciła, a ja niemal od razu się podniosłam. Szybko złapałam ubrania, umyłam się, nałożyłam delikatny makijaż podkreślając jedynie oczy tuszem i usta czerwoną szminką, po czym wyszłam już prawie [link widoczny dla zalogowanych]. Psiknęłam się jeszcze perfumami, założyłam buty i skierowałam na stołówkę. Whitney widząc mnie w przejściu od razu pomachała mi na przywitanie, pokazując wolne miejsce. Na początku chciałam do niej dołączyć, ale później dostrzegłam, że siedzi z Mattem, a gdzie on był, tam też i ciemnowłosy, więc zdecydowałam się usiąść gdzieś indziej. Zaczęłam więc szukać odpowiedniego miejsca i właśnie wtedy podszedł do mnie Andreas. Z uśmiechem się z nim przywitałam, po czym podążyłam za nim, zajmując krzesło obok niego. Następnie skupiłam się na jedzeniu, udając że go słucham i kiwając głową co jakiś czas na znak, że rozumiem. Czasem też coś od siebie dodałam, ale nie były to jakieś złożone zdania.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Sob 1:15, 07 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 2:30, 08 Mar 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Powrót do sypialni zajął mi zaskakująco dużo czasu. Mimo żwawego marszu i nieprzyjemnego uczucia drapania w żołądku, droga zdawała się niemiłosiernie dłużyć. Czułem pod bosymi stopami chłód desek i pojedyncze drobinki piasku, w głowie miałem mętlik. Spokój, który mnie ogarniał zaledwie kilkanaście minut wstecz, jak gdyby wyparował pod gorączkową próbą rozszyfrowania własnego zachowania. Równowaga, którą dotychczas utrzymywałem bezproblemowo, została nadszarpnięta. Jak? Dlaczego? Jakim cudem przejawiło się u mnie coś tak paskudnego, jak brak kontroli nad własnym ciałem? Do tej pory wiedziałem, co robię. Ulegałem pokusom, grzeszyłem na każdym progu nowej sytuacji, jednak wciąż potrafiłem w danym momencie zmienić zdanie i pokierować się własnymi zachciankami. Podczas balu w szkole, rozmowy z Trevorem, seksu z Cameron... Coś się zmieniło od tego czasu? Nie chciałem przyjąć tego do wiadomości. Takie... Komplikacje były mi zupełnie nie potrzebne. Sądziłem, że rozładowanie napięcia, które od dawna mnie męczyło coś da. Myliłem się? Nie chcąc wyciągać pochopnych wniosków, pokręciłem gwałtownie głową, łapiąc przy tym za klamkę.
Drzwi zatrzasnęły się za mną z hukiem. Wisiało mi to, że mogę kogoś obudzić. Ściągnąłem, a właściwie zszarpałem z siebie bluzę, rzucając ją następnie w kąt i wchodząc prędko do łazienki. Odkręciłem lodowatą wodę i ochlapałem nią twarz w sporych ilościach, mocząc sobie przy tym garść ciemnych, gęstych kudłów. Jaki wpływ miała na mnie ta dziewczyna? Nie znaczyła dla mnie nic, a przynajmniej nie powinna. Zostawiła mnie tam, do kurwy nędzy! Obserwowałem, jak znika za zamykającymi się drzwiami. Gdyby Sathiss nie zainteresował się moją osobą, nie dostrzegł korzyści w tym układzie, nie stałbym blady jak ściana przed tym lustrem. Nie czułbym chłodu kafelek, pojedynczych kropli spływających wzdłuż moich skroni, policzków i obojczyków. Moje kości leżałyby tam na dole, pośród pozostałych szczątków. Powinienem zająć się nią pierwszą, zwłaszcza, że to właśnie przez Cameron dokończenie tego wszystkiego zaczyna się komplikować. Zazgrzytałem zębami, zakręcając przy tym kurek. W lustrze widziałem spojrzenie wściekłych tęczówek. Nawet w ciemnościach dostrzegałem czerwone, jarzące się niemal plamki, które pod wpływem impulsów łączyły się w jedno. Coraz bardziej zaczynały przypominać oczy Sathissa... Oczy potwora? A kogo to, do chuja, obchodzi? Przeczesałem palcami gęste włosy, po czym przeciągając się, opuściłem łazienkę. Gdzieś w kącie leżała moja bluza, do której niedługo potem dołączyły spodnie dresowe.
W samych bokserkach opadłem bezwładnie na łóżko, przymykając nieśpiesznie powieki. Dziwne drapanie w żołądku ustało, a dotychczas szybko kołaczące w piersi serce utrzymało swój powolny, praktycznie martwy rytm. Sprawiła, że tłukło się szybciej między żebrami. Ona? Raczej fakt, że coś może mi przeszkodzić w zadaniu. Obawa? Jedynie delikatny niepokój. Wmawanie sobie, że Cameron wcale mnie nie obchodzi, przychodziło zaskakująco łatwo. Postanowiłem, że następnego dnia załatwię sobie butelkę Jack'a Daniels'a, walnę kilka drinków, zaszyję się w pokoju i spokojnie spędzę tam kilka godzin.

Nie śniło mi się nic szczególnego. Przespałem spokojnie całą noc. Tą zasługę mogłem przypisać szklance wódki, którą wypiłem zeszłego wieczoru przed snem. Nie miałem kaca. Nawet po wypiciu sporej ilości alkoholu na tej imprezie, nie odczuwałem skutków przedawkowania whiskey. Widocznie uzyskałem również zwiększoną tolerancję na promile, a przynajmniej skutki ich nadmiernego spożycia. Jedynie lekko pulsowała mi głowa, co postanowiłem załatwić większą dawką snu. Niestety, nie dane było mi zrealizować tego drobnego planu. Musiałem przygotować się, że póki Graves jest moim poplecznikiem, byłem zmuszony tolerować jego nagłe wizyty. Tak więc, jedynie wypuściłem, a raczej wywarczałem ostrzegawczo powietrze z pomiędzy warg, gdy z hukiem wparował do mojego pokoju o ósmej nad ranem.
- Czas wstawać, casanovo. - Rzucił żartobliwie, zamykając za sobą hebanowe drzwi. Nie drgnąłem jednak, wciąż praktycznie w półśnie. Matthias'owi widocznie to nie przeszkadzało, ponieważ bez skrępowania domaszerował do mojej torby podróżnej, a potem zaczął przerzucać w niej ubrania. Ignorowałbym go dalej, gdyby nie położył na krześle wybranych przez niego ubrań, a potem zbliżył się do mnie. - Połóż na mnie łapy, a Ci je utnę. - Warknąłem dość cicho, chcąc na nowo pogrążyć się we śnie. Graves skwitował to gardłowym śmiechem. - Przyznam, że masz fajną dupę, ale raczej wolę kogoś, kto ma widoczne kształty. - Odparł, łapiąc za krańce kołdry. Starał się ją ze mnie zszarpać, ale zaparłem się, przytrzymując pierzynę przy sobie. - Lecisz na cycki Whitney. - To było właściwie nie stwierdzenie, a próba wyprowadzenia go z równowagi i wyrzucenia z pokoju. Bynajmniej marna, ponieważ znów się zaśmiał. Jego rechot zaczynał mnie irytować. - W przeciwieństwie do panny Cameron, Whit jest słodka jak czekoladka z truskawkowym nadzieniem... - Zaczął, wykorzystując moją chwilę nieuwagi. Kołdra wylądowała na panelach.
- O, nie, czekaj! Już nie taka panna. Wczoraj przypadkowo nadziała się na twardego drągala pana Ramireza! - Mógłbym przysiądz, że połamanie tego wiecznie zadartego nosa Gravesa przyniosłoby mi w danym momencie ulgę. Mógłbym, ale nie miałem nawet siły, by jakoś odparować jego słowny atak. Dlatego właśnie, podniosłem się leniwie do siadu, a potem zsunąłem z łóżka. Matthias zmrużył lekko oczy, lustrując czujnym spojrzeniem mój zdobiony bliznami tors. - W sumie się nie dziwie, że się nadziała, bo która by... - Trzaśnięcie drzwi sprawiło, że nawet z moim wyostrzonym zmysłem słuchu, nie byłem zmuszony przyswajać słów, które wypluwał Matt. Leniwie stanąłem w kabinie prysznicowej, uprzednio zrzucając z siebie bieliznę. Pod strumieniem lodowatej wody spędziłem kilkanaście minut. Musiałem się do końca obudzić i jakoś zwalczyć lekko pulsujący ból głowy. Po prysznicu osuszyłem włosy, użyłem trochę perfum i opuściłem łazienkę przepasany ręcznikiem. W oczy rzucił mi się Matthias namiętnie wystukujący coś na swoim telefonie. Na jego twarzy kwitł ten firmowy, zboczono - perwersyjny uśmieszek. Odpuściłbym sobie śmierć Trevora, gdyby ktoś udowodnił mi, że aktualnie nie flirtował z Whitney, którą zapewne zeszłego wieczoru przeleciał.
Wciągnąłem na siebie czystą bieliznę, jeansy i biały podkoszulek. Na to narzuciłem czerwoną flanelową koszulę w czarną kratę. Kilkudniowy zarost zdobił moją twarz, a nieco nieprzytomny, znudzony wzrok sprawiał wrażenie, że to kolejny zwykły dzień. Wcale nie zabiłem wczoraj mięśniaka z drużyny futbolowej. - Bawisz się w drwala, James? Cameron z pewnością na Ciebie poleci. A raczej na to, co trzymasz w spodniach. - Graves schował telefon do kieszeni i wyszczerzył się pyszałkowato. - Jeśli zaraz nie ruszysz dupy na śniadanie, to tak Ci przemaluję pysk, że nawet Andreasa-pedała nie przelecisz. - Niski śmiech blondyna irytował mnie jeszcze na długo po tym, jak opuściliśmy mój pokój. Zdążyłem kilka razy ziewnąć po drodze, jak i zignorować uszczypliwe komentarze przyjaciela na temat spojrzeń innych turystek, które postanowiły skorzystać z tego kurortu. Oczywiście, były one starsze od naszych rówieśniczek. Matthias pokusił się nawet na stwierdzenie, że gdyby nie miał na oku Whitney, zapewne zapoznałby się bliżej z pewną uroczą szatynką rzucającą nam nieśmiałe spojrzenia. Pod tym względem przypomniała mi Cameron. Dlatego właśnie, nawet gdy Matt mnie zachęcał, po prostu pokręciłem zdecydowanie głową i ruszyłem dalej, prosto do jadalni. Pomieszczenie było praktycznie zapełnione. Ludzie siedzieli na kanapach, przy stole, kominku... Zbiorowisko jakich mało. Zapewne częśc leczyła kaca po wczorajszym kameralnym spotkaniu.
- Hej, skarbie. - Zaskakujące, jak Graves potrafił zmienić ton w pobliżu Whitney. Nie był perwersyjny, a subtelnie bezwstydny. Wyczuwałem nutkę opiekuńczości, gdy pochylał się nad nią i składał na jej wargach krótki pocałunek. Zasiadłem naprzeciwko gruchającej parki, łapiąc przy tym za dzbanek soku pomarańczowego. Szum rozmów sprawił, że przeszło mi przez myśl, jakoby moje prognozy się sprawdziły - nikt jeszcze nie potraktował poważnie zniknięcia Joshuy. Kiedy smarowałem masłem kromkę białego pieczywa, Whitney i Matt postanowili wciągnąć mnie do swojej jakże... Interesującej rozmowy. Nie bezpośrednio, a jednak.
- Andreas dalej kręci się przy naszej ptaszynie? - Zagaił Graves. Nie patrzył w moją stronę, ale jestem pewien, że dostrzegł, jak zadrgała mi dłoń. Nie kontrolowałem tego, zupełnie jak poprzedniego wieczoru przy kominku. Cholera. - To sympatyczny facet. Upokorzył się pod wpływem alkoholu, ale ją lubi. No i właśnie odsuwa jej krzesło, jak pieprzony paniczyk. - Blondyn nie odpuszczał. Niby wymieniał swoje poglądy z Whitney, ale wiedziałem, że chciał ze mnie wycisnąć jakąś reakcję. Gdy popijałem sok siłą powstrzymywałem się, by nie spojrzeć w stronę domniemanej dwójki. Drapanie w żołądku sprawiło, że praktycznie straciłem chęć na zapełnienie pustki w żołądku. Nagle ta pieprzona kanapka z serem była na równi z przekąskami Sathiss'a, którymi kiedyś mnie dokarmiał, bym nie przypominał samych kości. Przełknąłem bezradnie ślinę.
- Już idziesz? - Dostrzegałem cwaniacki błysk w oczach Matthias'a, kiedy podnosiłem się ze swojego miejsca, nie dokończywszy śniadania. Poczułem na sobie kilka par oczu. Kilka kokieteryjnych, kilka zaciekawionych. - Straciłem apetyt. - Krótka, oschła odpowiedź, a potem marsz w kierunku drzwi wyjściowych zapewne uratowały mnie przed ciśnięciem widelcem w stronę uśmiechającego się zadziornie blondyna.
Mógłbym śmiało przyznać, że gdy wychodziłem na korytarz, moje gardło i język były suche jak wióry. Zakasałem nerwowo rękawy pod łokcie. W co wpadłem? W pułapkę? Czego niby, własnych myśli i odczuć tego poskładanego ciała? Nie potrafiłem tego rozszyfrować. Nie potrafiłem rozszyfrować ściśniętego żołądka na myśl o Cameron i jej lizusie, uporczywego drapania w żołądku i ciepła, czy choćby przyśpieszonego niedawno bicia serca. Pierwszy raz od dawna czułem się zagubiony. Wsadzając sobie papierosa między wargi, byłem już praktycznie przy swojej sypialni. Jedynie dwa kroki dzieliły mnie od drzwi, gdy zauważyłem, że nie mam przy sobie ulubionej zapalniczki. - Kurwa. - To słowo nie odzwierciedlało nawet cząstki mojego poirytowania i gniewu. Ten przedmiot był dla mnie cholernie ważny... A w danym momencie zmuszony zostałem do szukania go po całym jebanym kurorcie.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:38, 08 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

W ogóle nie miałam apetytu i nie do końca wiedziałam dlaczego. Jeszcze nie dostrzegłam w obecności Axela żadnej kobiety, która by miała na niego chrapkę, co wywołałoby u mnie zazdrość. Dziwiło mnie w sumie, że nie rozmawiał z tą Niemką, z którą się mocno zakolegował, a która na pewno na niego leciała i jeszcze z tą drugą, któa niemal się na niego rzucała. Ciekawiło mnie czy on w ogóle zdawał sobie z tego sprawę. Jedynym powodem teraz mogło być tylko to, że całkowicie mnie ignorował po tym jak mnie przeleciał. Zupełnie, jakby przez cały czas i wszystkie jego zagrywki chodziło mu tylko o to. Jakby chciał mnie w taki sposób ukarać. A to działało i mnie raniło. Wiedział co do niego czułam, wiedział jak na niego reagowałam a mimo wszystko miał mnie w dupie. To bolało, to naprawdę bardzo mocno mnie raniło. Nawet nie wiem czy ta jego obojętność nie była gorsza od świadomości, że był przez rok martwy dla wszystkich, nawet dla mnie. Wmawiałam sobie przez ten czas, że on na pewno żyje i gdzieś się ukrywa, ale jednocześnie nie wierzyłam w to. Byłam pewna tego, że nigdy więcej go nie zobaczę. A teraz wrócił. Wrócił i był zupełnie inną osobą. Poza wyglądem w żadnym stopniu nie przypominał dawnego Rodrigueza. Nie był już tym mężczyzną, z którym uwielbiałam konkurować we wszystkim. Nie był tym, w którym się zakochałam nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nie był tym, którego chciałam ponownie zobaczyć. Więc po co wrócił? Dlaczego, skoro nie miał zamiaru prowadzić takiego samego życia jak przed rokiem? Dlaczego mnie tak męczył swoją obecnością?
- Nie jesz? - dopiero głos Andreasa uświadomił mi, że siedziałam wpatrzona w talerz z jedzeniem, które sama sobie wybrałam i po prostu się nim bawiłam widelcem.
- Nie mam ochoty - odezwałam się po chwili i odłożyłam sztuciec na bok, przestając grzebać w posiłku. Niemal zaraz po tym podniosłam się z miejsca, ignorując zmartwione spojrzenie chłopaka. Następnie się odwróciłam i ruszyłam do wyjścia, zauważając że w pobliżu Whitney i Matta nie było już Axela. Wolałam nie wiedzieć gdzie się udał i z kim. Nie chciałam jeszcze bardziej ranić samej siebie. Ten ból, który mnie rozdzierał od środka, ta pustka...Nie chciałam, żeby to się powiększało. Nie chciałam tego w ogóle czuć. Żałowałam tego, że nie można było usunąć z pamięci niepotrzebnych wspomnień tak samo jak niepotrzebnych plików z komputera. Nim jednak opuściłam stołówkę, zawróciłam w stronę swojej przyjaciółki, wpadając na kolejny idiotyczny pomysł.
- Lydia... - zaczęła, a jej ton głosu już mi powiedział, że zaraz padnie pytanie o to, co się stało. Nie chciałam do tego dopuścić, dlatego udałam, że tego nie zauważyłam.
- Mogę pożyczyć twojego laptopa? - spytałam, nie pozwalając jej dokończyć, a kiedy ta dała mi pozytywną odpowiedź, skierowałam się w stronę naszego pokoju. Usiadłam tam na swoim łóżku z urządzeniem blondynki na kolanach i weszłam w internet. Od razu wpisałam w google nazwę miasta, z którego pochodziliśmy i hasło "Drzwi", by chwilę później przeglądać wszystkie strony na ten temat. Jednak nigdzie nie byłam w stanie znaleźć odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Co tam jest? Co się stało za drzwiami? Dlaczego Axel tak się zmienił? Dlaczego tak bardzo się bałam, będąc już jedynie w pobliżu tego miejsca? Te pytania mnie przerastały, nie umiałam na nie znaleźć logicznego rozwiązania i strasznie mnie to denerwowało. Czułam się tak, jakbym straciła swoje umiejętności dedukcji. Jakbym znalazła się w ślepym zaułku, z którego nie było wyjścia, otoczona z każdej strony budynkami i wrogami. Chciałam się wydostać, chciałam uciec, ale nie byłam w stanie. Byłam za słaba, za mało wiedziałam i za dużo rzeczy odwracało moją uwagę od tej najważniejszej.
W pewnym momencie to wszystko się skumulowało. Poczułam słone łzy w ustach, a chwilę później ich strumienie popłynęły po moich policzkach bez opamiętania. Wyłączyłam więc urządzenie i po prostu pozwoliłam sobie na płacz. Nikogo w pobliżu nie było, więc mogłam przestać się powstrzymywać i zalało mnie to niczym woda, kiedy stoi się na trasie wodospadu. Nie wiem w sumie ile to trwało, ale przerwałam dopiero wtedy, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, nadal nie będąc wystarczająco uspokojoną.
- Lydia? - Andreas niepewnie wszedł do pokoju, a ja szybko wytarłam oczy. Miałam ochotę nawrzeszczeć na niego, żeby mnie zostawił, ale nie zrobił nic, czym by na to zasługiwał. Dlatego jedynie się uśmiechnęłam, nie pokazując po sobie tego, co robiłam chwilę temu.
- Coś się stało? - spytałam, dając mu chyba do zrozumienia, że nie mam zamiaru niczym się z nim dzielić, bo nawet potem nie wspomniał nic o moich czerwonych oczach.
- Wybieramy się na stok. Masz ochotę dołączyć? - byłam mu naprawdę wdzięczna za to, że nie drążył tematu. Tylko miałam wrażenie, że nie robił tego dla mnie, ale dla samego siebie. Nie było to jednak ważne, bo jakiekolwiek odwrócenie mojej uwagi od Ridriguza naprawdę było mi teraz potrzebne niczym tlen.
- Pewnie. Zaraz się oga... - zaczęłam, ale właśnie wtedy do pokoju wparowała jedna z dziewczyn z paczki, do której kiedyś należałam.
- Lydia, widziałaś może Joshuę? - dziewczyna wspomnianego przez nią samą chłopaka, weszła spanikowana. Mimowolnie żołądek mi się ścisnął, a ja momentalnie podniosłam się z miejsca. Miałam naprawdę bardzo złe przeczucia i wcale mi się to nie podobało.
- Nie, na śniadaniu też go nie dostrzegłam. Czemu pytasz?
- Nikt go nie widział od wczorajszego wieczoru, a po tym co się stało z Trevorem strasznie się martwię...
- Pomożemy ci go szukać. Co z resztą? - nie mogłam jej powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, bo podświadomie wiedziałam, że to by było kłamstwo. A robienie jej nadziei, którą potem ktoś albo coś brutalnie odbierze nie było moim celem.
- Już go szukają w zachodnim skrzydle. Ja się wybiorę na strych, a wy pójdźcie do wschodniej części - pokiwałam twierdząco głową na znak, że rozumiem, po czym ruszyłam w odpowiednią stronę wraz z towarzystwem Andreasa. Jezus, najpierw zniknięcie Trevora, teraz Joshuy...Dlaczego akurat to się tyczy tych, którzy są ze mną powiązani? I dlaczego od czasu, kiedy pojawił się Axel? Czy on miał coś z tym wspólnego? Nie, przecież to niemożliwe. Nie zrobiłby tego...Znaczy, ten sprzed roku...ale aktualny?
- Lydia! - odruchowo zatrzymałam się w jedynym z korytarzy, słysząc mocny i stanowczy głos swojego towarzysza, który wydawał się strasznie poirytowany. Nie rzucał się jednak na mnie z wrzaskami, tylko wpatrywał.
- Co jest? - spytałam zaskoczona jego postawą i nie do końca rozumiejąc dlaczego tak wyskoczył z podniesionym głosem.
- Nie dam rady... - dodał, po czym dosłownie pchnął mnie na ścianę, unieruchomił i pocałował. Niemal od razu mój żołądek fiknął koziołka, a ja nie miałam pojęcia jak zareagować. Zwłaszcza, że przypomniałam sobie sytuację z poprzedniego wieczoru. Kiedy to Rodriguez zrobił dokładnie to samo. Tylko moja reakcja na to była zupełnie inna niż teraz. W tym momencie po prostu stałam jak wryta, przygwożdżona do ściany i unieruchomiona silnym ciałem mężczyzny, który łapczywie spijał pocałunek z moich ust.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:40, 08 Mar 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Wymacanie tak małego przedmiotu, jak zapalniczka w takim wielkim kurorcie było podobne do szukania igły w stogu siana. Przez możliwość, jakoby upadła mi na podłogę, nie mogłem oderwać oczu od paneli podczas przechadzania się po korytarzach budynku. Zaowocowało to wpadnięciem na kilka (mniej lub bardziej) niezadowolonych osób. Natrafiłem na kokieteryjne, nieco onieśmielone spojrzenia obecnych na urlopie studentek. Nie rozumiałem ich zafascynowania moją osobą. Kiedy zapytałem Matthias'a o jego zdanie jeszcze przed imprezą, stwierdził, że imponuje im tajemniczość, kolor moich tęczówek, budowa ciała, zarysowana linia szczęki i ciemne włosy. Podobno spojrzenie również robi swoje. Dodał również, że dla większości tych kobiet mógłbym być ukrytym marzeniem na tle seksualnym. Wtedy skwitowałem to wywróceniem oczu, ale w danym momencie to zaczynało nabierać nieco sensu. Zwłaszcza, że zdążyłem zostać zmacany i prawdopodobnie zgwałcony wzrokiem przez studentki medycyny, które w ramach dobrego uczynku pomagały ewentualnym turystom wyzdrowieć, jeśli złapali coś podczas korzystania ze stoków. W pewnym momencie mnie smuciło, ale i cieszyło, że akurat mi choroba była raczej niegroźna. Sathiss zapewne o to zadbał.
Przez dwie godziny szukałem zapalniczki, ale nidzie nie mogłem jej znaleźć. Ku mojej uciesze (i dziwnemu uciskowi w piersi), nie natknąłem się ani na Cameron, Whitney, czy może Matthiasa w danym czasie. Obecność tej pierwszej wprowadzała mnie w dziwny stan, a pozostała dwójka po prostu starała się mnie sprowokować do kolejnej utraty kontroli. Oni o tym nie wiedzieli, ale coś takiego mogło mieć katastrofalne skutki, przynajmniej dla moich planów i dotychczasowej postawy, która pomagała mi je realizować. Wypuszczając ciężko powietrze z ust, oparłem się o drewnianą ścianę przy recepcji. Może ktoś już ją zwinął? Ten mały, niepozorny przedmiot był dla mnie w pewien sposób cenny. Jakich wspomnień by nie zawierał, przywiązałem się do niego nie na żarty. Dlatego tak bardzo zależało mi na tym, by kontynuować jego poszukiwania. Nie dane było mi jednak do tego dojść, ponieważ gdzieś w tle mignęły mi rudawe kudły, a zaraz potem była przy mnie urodziwa Niemka. Uśmiechała się subtelnie, pokazując mi rzędy śnieżnobiałych ząbków. Rozciągnięty do ud sweter, który miała na sobie, jedynie dodawał jej uroku. Byłbym skłonny stwierdzić, że prezentowała się uroczo. Byłbym skłonny również stwierdzić, że praktycznie spadła mi z nieba, gdy dostrzeglem w jej dłoniach mały, prostokątny przedmiot połyskujący srebrem. Wyciągnęła w moją stronę dłoń z zapalniczką, a uśmiech na jej twarzyczce pogłębił się, ukazując dołeczki na policzkach Schneider.
- Hab es neben Wohnzimmer gefunden.* - Powiadomiła, gdy oglądałem napis "Jack Daniels". Żałosne, ale poczułem, jak ciężar powoli mnie opuszcza, za zastępuje go ulga. Słodka, miła ulga.
- Du bist mein Engel, Lisa. Echt.* - Dziewczyna skwitowała moje słowa cichym chichotem, gdy sam wkładałem zapalniczkę do tylnej kieszeni jeansów, gdzie znajdowała się już paczka papierosów. Spędziłem około dwadzieścia minut na ciepłej rozmowie z Niemką. Potem musiała iść, ponieważ umówiła się gdzieś z Carmen. Pożegnałem ją przyjaznym uściskiem i kolejnymi podziękowaniami. Zapewne poszedłbym zaszyć się w swoim pokoju, gdyby w holu nie pojawiła się jakże uroczo irytująca grupka - Whitney przytulona do Matthias'a, Andreas snujący się za Lydią jak cień i blada jak ściana Jessica. Wsunąłem dłonie w kieszenie spodni i ruszyłem nieśpiesznie w stronę schodów, ale gdy mijałem zgromadzenie, Graves mnie zatrzymał. Byłem zdolny zacisnąć zęby i zignorować widok przyssanego niemal do Cameron chłopca, któremu na jej widok stawał, ale oczywiście blondyn musiał się wciąć. Czasem zastanawiało mnie, czy robił mi po prostu na złość, czy może te wszystkie przypadki to sprawka tego tam na górze, bawiącego się w boga.
- Idziemy szukać Joshuy, James. Przydałaby się nam Twoja pomoc. - Jego głos brzmiał nadzwyczaj poważnie, ale widziałem w oczach tego podstępnego szczura, że cieszył się z tej wyprawy. Bo kto nie chciałby przelecieć swojej dziewczyny na śniegu, gdzie jest zimno i może mu odpaść członek przez lodowaty wiatr? Tylko on mógł mieć na tyle popierdolone pomysły, by wciągać w to Whitney. Lubował się w ryzyku.
- Nie jestem zainteresowany. - Odparłem zwyczajnie oschle, ale właśnie w tej chwili Graves złapał mnie za nadgarstek. Patrzył na mnie tymi swoimi proszącymi oczami, jak gdyby chciał mi wygarnąć, że to Joshua doprowadził do mojego wieczoru z Cameron na strychu i jestem mu coś winien. Wcale nie byłem. Powinienem mu wtedy odciąć za to fiuta. Pokrzyżował mi tym sporo planów. - Proszę. - Dodał Matthias, a ja mógłbym przysiąc, że za zasłanianie się zagnięciem mięśniaka dla własnych korzyści trafiłby do piekła już na samym wstępie. Pozwoliłem sobie jednak na przemyślenie tego - w razie, gdyby znaleźli ciało Joshuy (co jest szansą jak jeden do miliona), mógłbym wprowadzić ich w kilka błędów. Tak byłoby bezpieczniej.
- Na obiad jestem tu z powrotem. - Warknąłem tylko, odwracając się na pięcie. Zignorowałem gardłowy śmiech blondyna i zabrałem się za ubieranie przystosowanych do dłuższego marszu po śniegu butów. Potem narzuciłem na siebie jeszcze kurtkę. Odpuściłem sobie szalik, czy rękawiczki. Po prostu wsunąłem dłonie w kieszenie odzienia wierzchnego i poczekałem, aż reszta skończy się ubierać. Szedłem jako ostatni. Wpatrywanie się w plecy Lydii, gdy Andreas obejmował ją ramieniem w talii i prowadził dziarsko na przód, równało się z chęcią rozbicia mu czaszki pobliskim kamieniem. Nie powinienem czegoś takiego czuć. Nie powinienem czuć drapania w żołądku i palącego przełyku, jak gdyby ktoś wsunął mi gorący pręt do gardła. Mimo to, te uczucia pozostawały, a ja musiałem się z nimi pogodzić, gdy maszerowaliśmy w kierunku zamarzniętych jezior.


*Hab es neben Wohnzimmer gefunden. - Znalazłam to obok salonu.
** Du bist mein Engel, Lisa. Echt.- Jesteś moim aniołem, Lisa. Serio.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marchewkowecoffie dnia Nie 17:42, 08 Mar 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:40, 08 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Dopiero, kiedy poczułam, że Andreas za bardzo się zapędza, próbując wsadzić swoją rękę pod moją bluzkę, ocknęłam się. Położyłam dłonie na jego torsie i mocno go od siebie odepchnęłam, szybko uciekając spod ściany, tak żeby nie mógł mnie ponownie do niej przygwoździć.
- Adreas! - zwróciłam mu ostro uwagę na jego karygodne zachowanie.
- Dlaczego pozwoliłaś się przelecieć facetowi, który ma cię w dupie, a mnie tak odpychasz?! - niemal na mnie wrzasnął, a ja mocno zagryzłam wargę, żeby nie zacząć się z nim kłócić. Miał rację. Miał cholerną rację i to mnie tak bardzo drażniło! Axel nie zacznie się mną interesować. Nigdy się mną nie interesował, bo nawet nie myśleliśmy, że życie potoczy się w taki sposób. Nikt z nas nie myślał, że kiedykolwiek któreś z nas zaginie w tak tragiczny sposób. I to tylko dlatego, że nie potrafiłam mu pomóc. Byłam za słaba na to, żeby wyrwać się Trevorowi, kiedy siłą odciągnął mnie od drzwi, zostawiając za nimi Rodrigueza. Tak cholernie tego żałowałam. Tak bardzo mnie denerwowała bezsilność jaka wtedy ogarnęła całe moje ciało.
- Nie twój zasrany interes! - warknęłam na niego tak zimno, że zamknął buzię i spojrzał na mnie nieco...zdezorientowany. Nie wiedział, co na to odpowiedzieć i nie dziwiłam mu się. Nie mieliśmy (na szczęście) też okazji na to, aby kontynuować rozmowę, bo z daleka dostrzegłam Jessicę. Szybko poklepałam się po policzkach, zrzucając rumieńce, po czym podeszłam do nadal przerażonej nieobecnością swojego chłopaka dziewczyny. Mogłam zrozumieć dlaczego się tak czuła. Ja miałam tak samo zaraz po zniknięciu Axela. Ta bezsilność, strach i poczucie winy zżerało od środka.
- Przepraszam... - wyjąkała dziewczyna, a ja spojrzałam na nią pytającym wzrokiem, nie wiedząc za co tak się do mnie zwracała.
- Jess? - spytałam nieco zaniepokojona tym, że się w taki sposób zachowywała.
- Zostawiliśmy cię, opuściliśmy kiedy ty straciłaś Axela...Przepraszam. Jak mogliśmy zostawić cię z...takimi uczuciami? - wmurowało mnie w ziemię, dosłownie. Faktycznie wszyscy się ode mnie odwrócili, kiedy zaczęłam na nich wrzeszczeć, że to przez nich Rodriguez zginął, że to ich wina i tego głupiego zakładu. Wszystko zwalałam na innych przez co powoli mnie zostawiali samą sobie. Przerażoną, samotną i rozpaczającą. Miałam im to za złe, ale to już była przeszłość.
- To nie jest teraz ważne. Musimy znaleźć Joshuę - powiedziałam, starając się zignorować pytające spojrzenie Andreasa. W głowie zapewne już częściowo poukładał fakty. Zwłaszcza, że słyszał o tym, iż rok temu pewien uczeń zaginął i został uznany za zmarłego. Był nowy w tej szkole, ale na tyle zakumplował się z paczką, do której kiedyś należałam, że część historii znał. Teraz po prostu dorobił sobie dalszą i czuł się z tym naprawdę okropnie.
- Tak, masz rację. Sprawdziliśmy jednak cały budynek i nigdzie go nie ma - odparła dziewczyna zaginionego, a ja na chwilę oddałam się w świat swoich myśli. Chwilę później dotarło do mnie, że kurort miał łatwą drogę do wyjścia, nawet jeśli ktoś był pijany. Joshua mógł wyjść, bo budynek nie był zamykany i gdzieś się zgubić w plątaninie tych wszystkich drzew i stoków.
- Powinniśmy przejrzeć okolicę kurortu. Musi gdzieś być - zaproponowałam i niemal od razu wszyscy przystali na tę propozycję. Następnie udaliśmy się w stronę swoich pokoi po drodze zgarniając jeszcze Whitney i Matta. Miałam naprawdę sporo szczęścia z tym, że nie było z nim Axela i miałam nawet się rozluźnić, kiedy to właśnie jego sylwetka mignęła mi przed oczami. Miałam cichą nadzieję na to, że nie dołączy, ale kiedy Matt go poprosił, zmienił zdanie. Wtedy myślałam tylko o tym, żeby zamordować kochanka swojej przyjaciółki, nawet jeśli miałaby mnie za to znienawidzić. Zagryzłam jednak wargę i udałam, że wcale mnie nie obchodziła obecność ciemnowłosego, a moje myśli krążyły teraz tylko wokół odnalezienia Josha. To w gruncie rzeczy nie było takie trudne i ledwo wyłapałam moment, w którym udałam się do pokoju z Whitney, narzuciłyśmy na siebie kurtki zimowe, szaliki i buty na dwór, by chwilę później wyjść. Dopiero się ocknęłam z tego transu, kiedy poczułam zimne powietrze na swoich policzkach. Odruchowo owinęłam się bardziej kurtką i zaczęłam żałować tego, że nie założyłam czapki. Było naprawdę zimno i ciarki mnie przechodziły. Pewnie właśnie z tego powodu nie protestowałam, kiedy Andreas mnie objął, ogrzewając. Zrobiło mi się wtedy jakoś cieplej, ale nie myślałam nad tym za dużo. Skupiałam się na odnalezieniu jednego z moich byłych przyjaciół, zapominając o sytuacji, która miała miejsce na korytarzu.
Naprawdę miałam złe przeczucia co do tego, co się stało i nawet przyłapałam się na tym, że kątem oka spojrzałam na Axela. Zupełnie, jakbym naprawdę brała pod uwagę to, że to on mógł załatwić przyjaciela, który go zostawił na śmierć.
- Będziemy musieli pogadać jak wrócimy do środka - z moich myśli wyrwał mnie Andreas, a ja jedynie pokiwałam twierdząco głową, wiedząc o co mu chodziło. Nie miałam możliwości uniknięcia tej dyskusji, więc wolałam ją mieć jak najszybciej za sobą. Nie chciałam dawać mu złudnych nadziei, nawet jeśli czasami dopuszczałam do siebie myśli, że może dzięki temu Rodriguez się mną zainteresuje.
Bardzo uważnie rozglądałam się po otoczeniu, które mijaliśmy, kiedy kroczyliśmy dalej w las. Nasza grupka była o wiele większa niż siedem osób, które zazwyczaj ją tworzyły. Naliczyłam się około czternastu ludzi, którzy zapewne chcieli pomóc w poszukiwaniach. Nie znałam niektórych, ale byłam im wdzięczna za wsparcie, bo dzięki temu większy teren przeszukiwaliśmy. Andreas też się opanował i normalnie szedł, obejmując mnie w talii. Przynajmniej przez większość czasu, bo w pewnym momencie to się zmieniło. Zatrzymał naszą dwójkę i spojrzał mi w oczy, zagryzając wargę.
- Adreas nie... - zaczęłam, ale on już zdążył po raz kolejny mnie pocałować. Tym razem jednak nie powstrzymywał się i niemal od razu wepchnął mi język do ust, a dłońmi zaczął błądzić pod moim odzieniem, docierając do piersi. Niemal od razu odsunęłam go od siebie, ale nie na dużą odległość, bo był zbyt silny, a ja zmarznięta.
- Przestań - powiedziałam stanowczo, ale nie słuchał i znowu zaczął się nachylać. Zawzięłam się więc w sobie i mocno się od niego odsunęłam, wykorzystując lód, który miałam za sobą jako poślizg do tyłu. Znalazłam się więc na jeziorze, które teraz było zamarznięte i to był największy błąd jaki ostatnio popełniłam. Musiałam się mocno zaprzeć o nawierzchnię, żeby nie polecieć dalej i wtedy usłyszałam trzask. Zesztywniałam sparaliżowana wpatrując się w Axela i nie chcąc się ruszyć, aby lód bardziej nie pękł, ale to nic nie dało. Już chwilę później do moich uszu dotarł dźwięk oznaczający, że pękał dalej, a ja straciłam grunt pod nogami, wpadając do lodowatej wody.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Nie 18:48, 08 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 3 z 5

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy