Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
 Forum
¤  Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
www.rajdlawyobrazni.fora.pl
Miejsce dla każdego miłośnika pisania
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
Between Light and Dark (fantasy, przygodowe romans, bn, +18)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Between Light and Dark (fantasy, przygodowe romans, bn, +18)
Autor Wiadomość
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:41, 17 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Spojrzałem groźnie w szkarłatne, świecące ślipia potwora nerwowo zaciskając dłoń na swojej lasce. Musiałem to jakoś dobrze rozegrać jeśli chciałem wrócić do świata śmiertelników cały i zdrowy. W przeciwieństwie do zwyczajnego przechodzenia przez Płaszcz do Otchłani w czasie śnienia odwiedzałem ten metafizyczny świat tylko swym umysłem i duszą, a nie wraz z ciałem, co miało dosyć negatywny wpływ na siłę wszystkich mych zaklęć, choć z drugiej strony zdecydowanie ułatwiało mi ich rzucanie. Co gorsza wszystkie odniesione w czasie śnienia w Otchłani rany niemalże natychmiast pojawiały się i na znajdującym się w świecie śmiertelników ciele, a znacznie trudniej i dłużej się leczyły. Z tego też powodu nawet niegroźna rana odniesiona w tym niegdyś rajskim świecie, w połączeniu z kilkoma sobie podobnymi mogła okazać się śmiertelna. W związku z tym, od czasu gdy Otchłań opanowały demony, nawet ja, jakby na to nie patrzeć jeden z elfich bogów, musiałem się niesamowicie pilnować by przypadkiem nie zrobić sobie poważnej krzywdy. Wszelkich walk należało unikać, a jeśli już musiało się wziąć w nich udział, należało zrobić wszystko by jak najszybciej je zakończyć.
-
Przecz demonie! – syknąłem w staroelfickim przygotowując się psychicznie do zrobienia koniecznego uniku jakby to monstrum postanowiło jednak nie słuchać głosu rozsądku i zwyczajnie się na mnie rzucić, by rozszarpać mnie na strzępy. Niestety wyglądało na to, że właśnie ten stwór miał ogromną ochotę to zrobić. Jeśli chciałem wyjść z tego w miarę bez szwanku, to ja musiałem wykonać pierwszy ruch.
-
Nie? Niech, więc i tak będzie! – rzuciłem jednocześnie wyciągając przed siebie swój kostur, którego kamienie rozświetliły się oślepiająco błękitnym światłem i szybko zrobiłem krok w bok. W tym samym momencie demon zaatakował. Oślepiony przez nagły rozbłysk światła nie zauważył, że się odrobinę odsunąłem i celował na oślep. Jego długie szpony przecięły powietrze zaledwie kilka centymetrów od mojej twarzy i szyi, choć jeden z nich dotkliwie zranił mój lewy policzek i ramię. Niemalże od razu poczułem spływającą po nich szkarłatną, lepką ciecz, lecz nie miałem jeszcze możliwości zajęcia się ranami. Ciesząc się w duchu, że szpony stwora nie przebiły mojej tchawicy i czaski, dotknąłem prawą dłonią demona rzucając przy tym kilka niedbale, wypowiedzianych słów zaklęcia. Jego elfek był natychmiastowy – demon został odrzucony w przeciwległy kąt pokoju, zupełnie tak jakby właśnie ktoś rzucił w niego niesamowicie wielkim i rozpędzonym głazem. Nie czekając aż się poniesie i ponownie zaatakuje, machnąłem kilka razy wolną dłonią, co spowodowało nieprzyjemne pieczenie znajdującej się na ramieniu rany, a następnie wbiłem swój kostur w podłogę powodując , że ta zaczęła pękać, by w miejscu gdzie znajdował się wciąż oszołomiony poprzednik atakiem stwór, zapaść się tworząc całkiem sporą dziurę. To wystarczyło by dać mi kilka potrzebnych sekund na opuszczenie tego dziwnego pomieszczenia. Nie miałem najmniejszej ochoty zostać tam dłużej i kontynuować tej niepotrzebnej i niebezpiecznej walki z dwóch powodów – rzucanie w Otchłani nawet podczas śnienia co silniejszych czarów z pewnością przyciągnęło by uwagę Taratha, a ja póki co wolałem by ten uważał mnie za niegroźnego i załamanego tym co spotkało mój lud. Nie chciałem by dowiedział się o moich planach, a już tym bardziej o Shayi. Drugim powodem był fakt, że niestety jedną z moich boskich wad było nie za dobre radzenie sobie w walce. I nic dziwnego, nie byłem wszak bogiem tych, którzy powrócili w chwale i sławie z pola bitwy, a raczej tych co owej walki nie przeżyli. Zdecydowanie lepiej radziłem sobie z jej unikaniem, a fakt, że to spotkanie z demonem skończyło się tylko dwóch ranach i tak poczytywałem sobie za pewien sukces.
Opuściwszy pomieszczenie niemal natychmiast znalazłem się na zewnątrz budynku, na długiej krętej i niemal niekończącej się drodze, którą bez zastanowienia pobiegłem nawet nie oglądając się za siebie. Zrobiłem to dopiero gdy już znalazłem się w bezpiecznej odległości od demona i z radością przyglądałem się rozpływającemu się niczym mgła legowisku tego potwora. Ta ilość wrażeń zdecydowanie wystarczyła mi na jedną noc, dlatego też skoncentrowałem się tak bardzo jak tylko było to możliwe i używając swych wyćwiczonych lata temu nocy, z uśmiechem na ustach powróciłem do swego ciała i świata śmiertelników.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:38, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:22, 17 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Kiedy tak siedziałam, dotarły do mnie hałasy dochodzące z miejsca, w którym leżał Imael. Dlatego niemal od razu się odwróciłam w jego stronę, patrząc na to czy nikt go nie atakuje. Nikt tego nie robił, więc dziwiło mnie, że co jakiś czas wykonywał wyjątkowo energiczny i gwałtowny ruch, jakby ktoś go do tego zmuszał. Był naprawdę dziwny. Nie miałam pojęcia skąd wiedział o efektach ubocznych artefaktu. Nie miałam pojęcia jakim cudem udało mu się odczytać napisy na świątyni, ani skąd znał staroelficki. Teraz mało osób się na tym znało, niewielu potrafiło rozszyfrować stare pismo, zamieszczone na ruinach wielu miejsc na świecie. Był inny z zachowania i jeszcze ten wygląd...Mało elfów posiadało tak jasne włosy, były różne odcienie, ale nigdy nie widziałam białych, a spotkałam się z wieloma spiczastouszymi. Dodatkowo te tatuaże ciągnące się przez połowę jego twarzy i jeszcze zapewne na tors...Trochę mnie niepokoiła ta odmienność, jaką w sobie posiadał.
Westchnęłam zrezygnowana i upiłam kilka łyków z bukłaka. Chwilę później jednak zaniepokoiło mnie to, że zaczął się bardziej rzucać. Mimowolnie podniosłam się z miejsca i podeszłam do niego, i dopiero teraz dostrzegłam, że na jego ciele pojawiły się znikąd dwie nowe rany. W jakiś sposób mnie to przeraziło, bo tylko on mógł mi pomóc z nie oszaleniem, więc zaczęłam nim potrząsać.
- Wstawaj! Imael, wstawaj! - wrzasnęłam, potrząsając nim coraz bardziej i nie hamując się. Robiłam wszystkie, żeby wreszcie się ocknął, bo w nim pokładałam swoje ostatnie nadzieje na ratunek. Nie mógł mnie tak zostawić, nie mógł!



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:16, 17 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Gdy w końcu się ocknąłem od razu poczułem palący ból zadanych mi przez demona ran i ciepły dotyk jakiejś cieczy na mojej skórze. Jednak poza tym było coś jeszcze – ktoś zupełnie nie przejmując się tym, że jestem ranny okrutnie zaciskał swe palce na moich ramionach wykrzykując coś wniebogłosy. Coś o tym, że boli i ktoś ma wstawać w dodatku w mocno łamanym staroelfickim. Przecież to nie miało sensu. A gdy niezadowolony w końcu otworzyłem swe oczy zupełnie mnie zamurowało zauważyłem bowiem spanikowaną Shayę. Czyżbym przegapił coś ważnego? Bandyci odkryli nasz obóz? Zaatakowały nas wielkie pająki? Nie z jej nerwowo wykrzykiwanych zdań wynikało raczej, że coś kogoś bardzo boli. Czyżby łowczyni została ranna i na gwałt potrzebowała pomocy?
Zaniepokojony szybko dokładnie przyjrzałem się elfce jednak ku swojemu zdziwieniu nie znalazłem żadnej wymagającej natychmiastowego leczenia rany. Nie za bardzo wiedząc co się dzieje, spojrzałem pytająco w jej duże i zielone oczy. Dopiero teraz dostrzegłem jak bardzo są one piękne i jak ciekawy tworzą kontrast z jej brązowymi, teraz trochę rozczochranymi przez trzęsienie mną włosami… Skapująca z mej szczęki i spływająca po ramieniu krew przywróciła me myśli na właściwy tor. No tak to ja byłem ranny i z pewności Shaya przeraziła się nieco widząc jak toczę bój z niewidzialnym przeciwnikiem. Pewnie oczekiwała ode mnie jakiś wyjaśnień jednak na wszelkie pytania czas miał przyjść znacznie później, w tamtej chwili należało zwyczajnie zająć się ranami i chociaż pobieżnie je zasklepić.
-
Już w porządku. Potem Ci wyjaśnię, teraz muszę to wyleczyć – rzekłem starając się uspokoić łowczynię, co znacznie zwiększyło ból sprawiany mi przez znajdującą się na policzku ranę. Zaciskając mocno zęby ostrożnie odsunąłem się od elfki i usadowiłem się kawałek od niej w miarę wygodnie na ziemi. Następnie przyłożyłem do swego policzka ziemną dłoń i zacząłem szeptać słowa zaklęcia pocierając ranę tak samo jak gdy leczyłem dłonie łowczyni. Niestety cięcie demona okazało się być wystarczająco głębokie by nie chcąca przestać ciec z rany krew znacznie utrudniła mi uzdrowienie się, co powoli zaczynało mnie denerwować. Gdy w końcu udało mi się doleczyć ranę na tyle, że szkarłatna ciecz przestała się z niej sączyć, przerwałem zaklęcie i zdjąłem rękę ze swego czerwono-brunatnego policzka. Odruchowo zerknąłem na swój płaszcz stwierdzając, że ten z resztą podobnież jak noszona przeze mnie koszula zdążył już przesiąknąć tą lepką, szkarłatną substancją. Niezadowolony zacząłem ostrożnie ściągać z siebie zakrywające mój tors odzienie, by następnie rzucić je niedbale na ziemię tuż obok siebie. Musiałem zająć się przecież jeszcze jedną raną, a one i tak były już tak nasiąknięte moją własną krwią, że nadawały się jedynie do wyrzucenia lub wyprania.
Delikatnie przyłożyłem swą dłoń do rany na lewym ramieniu i zacząłem powtarzać wszystkie potrzebne przy leczeniu z użyciem magii czynności, czując przy tym jak coraz to większa ilość mojej energii mnie opuszcza. Ten krwawy ślad po cięciu podobnież jak ten na policzku, również okazał się głębsza i co grosza – dłuższa niż przypuszczałem. Gdy w końcu skończyłem go zasklepiać na tyle by chociaż przestał krwawić, przysnąłem się do drzewa, o które oparłem się plecami i zamknąwszy oczy ze wszystkich sił starałem się uspokoić oddech. Nie musiałem nawet na siebie spoglądać by wiedzieć, że wyglądam fatalnie. W końcu nie tylko twarz i ramię, ale też plecy i część mego torsu błyszczały w tamtym momencie w świetle gwiazd i księżyca od wciąż ciekłej, lepiej pokrywającej je cieczy.
-
Tak wiem wyglądam fatalnie i wszystko jest w mojej krwi – stwierdziłem powoli otwierając oczy, by móc spojrzeć na Shayę nie za bardzo wiedząc co w zasadzie powinienem jej powiedzieć – prawdę, półprawdę czy jednak zwyczajnie ją okłamać. Czekałem, więc aż sama zada mi jakieś pytania lub zacznie się na mnie wydzierać.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:38, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:36, 17 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Odetchnęłam z ulgą, kiedy się obudził i niemal od razu się od niego odsunęłam, nie chcąc ograniczać jego przestrzeni osobistej. Ja nie znosiłam jak ktoś mnie dotykał, a on chociaż nie dawał takich sygnałów też mógł nie być zadowolony z takiego naruszania swojego terenu. Dlatego nawet nie miałam zamiaru się do niego teraz zbliżać, chociaż kusiło mnie, żeby opatrzyć mu rany. Zawsze robiłam tak z małymi dzieciakami w naszym plemieniu, kiedy uzdrowicielki były zajęte ranami wojowników, jakie zyskiwali na treningach i polowaniach. Każda kobieta u nas miała co najmniej podstawowe pojęcie o tym, ale mężczyźni woleli, żeby ich żony/narzeczone/dziewczyny nie widziały ich w takim stanie i maszerowali do osób, które były szkolone do leczenia od małego. Jednak on miał zupełnie inne plany.
Kiedy zrzucił z siebie odzienie i zaczął leczyć swoje rany, siedząc niedaleko mnie z nagim torsem, poczułam jak się rumienie. Pieczenie objęło moje policzki, a ja nie byłam w stanie tego powstrzymać, więc po przekręceniu szybko głową w bok, odwróciłam się do niego tyłem. Nie zadawałam żadnych pytań, bo teraz po prostu nie byłam w stanie. Nie zdarzało mi się, żebym widywała nagi tors mężczyzn i krępowało mnie to strasznie, więc po chwili podniosłam się z ziemi i spojrzałam za niego, ciesząc się, że przez mrok jaki panował dookoła nie mógł widzieć mojej zaczerwienionej twarzy.
- Nie próbuj mi tutaj zginąć przez sen. Jesteś jedyną osobą, która mi może pomóc - powiedziałam stanowczym głosem, po czym się odwróciłam i oddaliłam od miejsca, w którym był. Nie szłam za szybko, bo nie chciałam, żeby dostrzegł moje skrępowanie, ale jednocześnie chciałam jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od niego. Dlatego tak bardzo mi ulżyło, kiedy wreszcie usiadłam przy miejscu, gdzie kilka godzin wcześniej paliło się ognisko. Nie pytałam też o nic, co było związane z tymi wydarzeniami, bo po pierwsze: nie odpowiedziałby mi, a po drugie: nie byłabym w stanie teraz dobierać odpowiednich słów, więc wolałam nie próbować.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:33, 18 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Niesamowicie zdziwiło mnie zachowanie Shayi. Zamiast zasypać mnie gradem pytań, ona po prostu rzuciła mi jeden krótki, ostrzegawczy komentarz i sobie poszła. Naprawdę? Żadnych co się w zasadzie stało? Czy choćby czy to się jeszcze powtórzy?
Z wytrzeszczonymi oczami i otwartą buzią patrzyłem jak elfka siada przy już nieistniejącym ognisku i zwyczajnie mnie ignoruje. Zastanawiałem się przy tym w myślach czy to ma być jakaś zemsta czy zwyczajnie się mnie brzydzi. Lub krwi, której w tamtym momencie było wszędzie pełno. Po chwili rozmyślania wykluczyłem tę drugą opcję uznając, że ktoś kto nie potrafiłby ścierpieć widoku sączącej się z ciała zwierzęcia, szkarłatnej posoki nigdy nie mógłby zostać łowcą, a już tym bardziej nie wojownikiem. A przecież tym właśnie była Shaya – silną, wojowniczką i łowczynią Allis. Z tego też powodu pewnie nie raz brała udział w polowaniu, a jej ubrania wielokrotnie musiały być poplamione cudzą krwią. Nawet jeśli nie ludzką to zwierzęcą, wszak ze smakiem tego wieczora spałaszowała część jednego z nich.
Gdy w końcu doszedłem do wniosku, że zupełnie nie potrafię tej elfki zrozumieć i dalsza próba rozgryzienia jej toku myślenia i tak zakończy się fiaskiem, powoli i ostrożnie podniosłem się z ziemi, za wszelką cenę starając się oszczędzać wciąż uszkodzone ramię. Może i udało mi się zasklepić ranę na tyle by zatamować upływ krwi, nie miałem jednak siły doleczyć jej do końca, a to oznaczało, że jeśli nie będę oszczędzał lewej ręki coś może pójść nie tak przez co czeka mnie powtórka z rozrywki z leczeniem własnych obrażeń.
Nie spiesząc się sięgnąłem po leżącą na ziemi zakrwawioną odzież, którą przerzuciłem sobie przez prawe ramię oraz swój kostur, po czym wolnym krokiem skierowałem się w stronę jeziora. Niezależnie czy podobał mi się ten pomysł czy nie, musiałem doprowadzić się do porządku i chociaż przepłukać swe ciuchy. Nie mogłem przecież podróżować w zakrwawionej odzieży, gdyż zwracałbym na siebie niechcianą uwagę. Już w zupełności wystarczył mój wygląd by słyszeć za plecami zaniepokojone szepty, zakrwawione ubranie tylko by przysporzyło mi masy zupełnie niepotrzebnych kłopotów.
Ostrożnie przyklęknąłem na brzegu i powoli zamoczyłem swą zakrwawioną koszulę w zimnej wodzie. Płukałem ją, pocierałem i wykręcałem tak długo, aż nie pozbyłem się większość krwi. By pozbyć się resztki krwi potrzebne byłoby coś silniejszego niż czysta woda, a w tamtej chwili zupełnie nie miałem zamiaru tego szukać. Zwłaszcza, że i tak planowałem raz jeszcze tą koszulę wybrudzić. Na razie jednak odłożyłem ją na brzeg i zabrałem się za oczyszczanie płaszcza. Gdy ten został doprowadzony do jako takiego stanu zawiesiłem go na rosnącej najbliżej mnie roślinności, by chociaż trochę wody z niego odkapało i sięgnąłem po leżącą na brzegu bluzkę. Zamoczywszy ją znów w zimnej wodzie przyłożyłem do zakrwawionej części swego ciała, by w ten sposób powoli i żmudnie zmyć z siebie cały brud. I chociaż zimna woda drażniła wciąż niepogojone ślady po krwawiących ranach, przynajmniej przestałem wyglądać jakbym właśnie uciekł z pola jakiejś okropnej bitwy lub zabił jakąś niewinną rodzinę.
Gdy w końcu zarówno ja jak i moja odzież byliśmy w miarę czyści, spokojnym krokiem udałem się w stronę Shayi. Przeszedłem obok elfki i zupełnie nie zwracając uwagi na to, że od pasa w górę jestem nagi, odwróciłem się do swej towarzyszki plecami, tylko po to by na gałęziach rosnącego w pobliżu drzewa zawiesić do przeschnięcia swą odzież. Nawet jeśli wątpiłem by to coś dało.
Gdy w końcu skończyłem, sięgnąłem po swój kostur i dotknąwszy ręką znajdujących się na jego końcu kamieni sprawiłem, że te rozbłysły błękitnym, przyjemnym światłem. Z uśmiechem wbiłem kostur w miejscu, gdzie wcześniej paliło się ognisko i uważnie przyjrzałem się znajdującej się na ramieniu ranie. Nie było tak źle, udało mi się ją znacznie podgoić i chociaż wciąż pokrywał ją gruby i ciemny strup, wyglądało na to, że gdyby pozostawić ją samą sobie zostałaby po niej tylko ledwo widoczna blizna. A ja nie miałem zamiaru zostawać jej samej sobie – planowałem codziennie ją trochę podleczyć, z resztą tak samo jak tą, która znajdowała się na moim policzku.
Z uśmiechem zadowolenia usiadłem obok Shayi – oczywiście w odpowiedniej odległości - i z wyraźnym zainteresowaniem wlepiłem w nią swe złote tęczówki.
-
Coś czuję, że jestem ci winny wyjaśnienia – zacząłem uważnie obserwując reakcję elfki – No chyba, że nie masz żadnych pytań i wolisz bym milczał – dodałem nie mając pojęcia czy Shaya zechce mnie wysłuchać. W końcu równie dobrze mogła marzyć o tym bym dał jej święty spokój i grzecznie siedział w milczeniu na drugim końcu obozu.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:39, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:42, 18 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Nie patrz na niego. Nie patrz na niego. Nie patrz na niego! Nie możesz podążać za nim wzrokiem! Ja wiem, że on jest cholernie seksowny i przystojny, ale nie możesz! To tylko podróż, która ma ci pomóc zapanować nad tą mocą, albo jej się pozbyć! To nie jest nudna, nie mająca celu wyprawa dwojga elfów, którzy łakną przygody. To gonitwa za życiem, za wolnością, za opanowaniem.
Wzięłam głęboki wdech, następnie wydech i powtórzyłam tę czynność kilka razy całkowicie się uspokajając i zrzucając z twarzy czerwone rumieńce. Poklepałam się nawet po policzkach, ocucając z tego transu i wreszcie udało mi się powrócić do normalnego stanu. Dopiero teraz zaczęło mnie zastanawiać, co się tak właściwie stało. On spał, on naprawdę spał, a potem się rzucał i na jego ciele pojawiły się dwie, krwawiące rany. To nie było normalne, to nie było czymś, co spotyka każdego elfa bez wyjątku. Pierwszy raz coś takiego widziałam i nie rozumiałam, co się tak właściwie stało. Kim on do jasnej cholery był?!
Przygryzłam wargę i złapałam rąbka swojej spódnicy (tak jakby), po czym zaczęłam się nią bawić. Pod spodem miałam jeszcze krótkie spodnie, żeby niczego nie było widać, ale ten materiał jakoś mi nie przeszkadzał. To nie pomagało mi zebrać odpowiednio myśli, dlatego po prostu wyjęłam z pokrowca, jaki miałam opleciony wokół lewego uda jeden ze sztyletów i zaczęłam się nim bawić, przerzucając go pomiędzy palcami niczym jakąś zabawkę. A kiedy wreszcie udało mi się zebrać myśli i jakoś je zacząć ogarniać, on wrócił z nadal nagim torsem. Niemal od razu moja twarz znowu przybrała czerwony odcień, a ja mocniej zacisnęłam dłoń na ostrzu broni, rozcinając sobie skórę, ale nie zwracając na to zbytniej uwagi. Robiłam wszystko, żeby tylko nie natrafić spojrzeniem na jego ciało, ale uniemożliwił mi to, kiedy zaczął mówić. Kultura wymagała, żeby patrzeć w oczy rozmówcy i nawet spróbowałam, ale jeszcze większego buraka spaliłam i odwróciłam wzrok.
- No więc...eeee... - zaczęłam, próbując jakoś ubrać w słowa to, co chciałam się dowiedzieć, ale nawet kręcenie głową na wszystkie strony nie potrafiło oderwać moich myśli od nagiego torsu mężczyzny. - Co... - musiałam przełknąć ślinę i wziąć bardzo głęboki oddech, żeby móc się skupić. - Co się tak właściwie stało? Ty spałeś i się rzucałeś, a potem pojawiły się rany... - rzuciłam w końcu tak szybko, że nie wiem czy on w ogóle wyłapał o co mi chodziło, ale więcej nie byłam w stanie z siebie wykrztusić. No nie mogłam, kiedy miałam przed sobą pół nagiego mężczyznę!



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:15, 18 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Ze spokojem przyglądałem się Shayi cierpliwie czekając aż pozbiera swe myśli. Wyglądało na to, że ma z tym dość poważny problem, ale jakoś za bardzo mnie to nie zdziwiło. Zwyczajnie musiała być w szoku, pewnie po prostu nie miała jeszcze dotąd okazji spotkać żadnego śniącego i teraz chyba sama nie za bardzo wiedziała, które spośród ogromnej ilość krążące jej w głowie pytań zadać jako pierwsze. A przynajmniej tak mi się wydawało.
-
Nic takiego, po prostu spotkałem demona – odpowiedziałem gdy w końcu z ust elfki padło pytanie, po czym powoli przeniosłem swój wzrok na świecący kostur. – Znaczy nie tu, w Otchłani. Odwiedzam ją każdej nocy jak tylko uda mi się zasnąć i nie mam na to żadnego wpływu. Urodziłem się śniącym i pozostanę nim do końca życia. Można się do tego przyzwyczaić i nie byłoby to tak uciążliwe gdyby nie pałętające się po drugiej stronie płaszcza przerażające demony, które bardzo chętnie rzucają się na śniących. A ja niestety nie jestem zbyt dobrym wojownikiem. I tak mi się tym razem poszczęściło, przynajmniej nie zostaną mi blizny - kontynuowałem wpatrując się w hipnotyzujące, chwilami lekko przygasające i powoli jakby obracające się wokół nas błękitne, magiczne światło. Nie za bardzo wiedziałem jak to wyjaśnić Shayi by perspektywa stania się jednym z regularnych gości Otchłani jej nie przeraziła, więc postanowiłem po prostu przedstawić jej sprawę jasno tak by zapamiętała chociaż jedną, jedyną rzecz: „Otchłań nie jest fajnym miejscem i nigdy o tym nie zapominaj”.
-
Bycie śniącym ma swoje jednak plusy: dzięki niemu dowiedziałem się naprawdę wielu rzeczy, znalazłem przyjaciół wśród duchów i nauczyłem się staroelfickiego – dodałem z lekkim uśmiechem. Oczywiście ta ostatnia część związana z językiem nie była prawdą. Bogowie nauczyli się staroelfickiego znacznie wcześniej niż duchy poprzez obserwację dawnych elfów. Wtedy jeszcze nie był taki złożony, pozwalał jedynie na określenie kilku najbardziej potrzebnych do życia rzeczy, dopiero przybycie bogów pomogło to zmienić. A gdy staroelficki uzyskał w końcu swą ostateczną postać, niektórzy z bogów, w tym ja postanowili go przekazać i duchom. Te zapamiętały go i w krótkim czasie stał się on ich jedynym językiem. Inne stare i mało praktyczne po prostu przestały być użyteczne, zostały więc prawie zupełnie zapomniane.
Shaya jednak nie musiała o tym wiedzieć, zdecydowanie wolałem by sądziła, że podczas swoich podróży po Otchłani spotkałem jednego z niewielu przyjaznych duchów, który nauczył mnie wszystkiego co sam wiedział. Stąd miała się wywodzić moja wiedza o dawnym imperium oraz wielu jego sekretach. Reszta miała być owocem badań licznych świątyń i poszukiwań. Tak to w zasadzie brzmiało nawet całkiem wiarygodnie. Z zadowoleniem pogratulowałem sobie w myślach pomysłowości i dopiero wtedy znów przeniosłem spojrzenie na swoją rozmówczynię. Od razu dostrzegłem spływającą jej po dłoni krew zapewne skutek zabawy sztyletem, którzy trzymała w dłoniach gdy wróciłem.
-
E… Wiesz o tym, że krwawisz? – spytałem tym razem nie rzucając się by to zmienić. Zamiast tego zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu czegoś czym można by zabandażować ranę, skoro Shaya wolałaby by nie używać na niej leczniczej magii. Sięgnąłem nawet po swój plecak i dokładnie go przeszukałem, ale niestety bandaży w nim nie było. Łowczyni musiała, więc poradzić sobie z tym sama, lub zwrócić się do mnie o z prośbą pomoc.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:39, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:43, 19 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Na całe szczęście on nie dostrzegł moich rumieńców, albo nie zwracał na nie uwagi. To było pokrzepiające, bo dzięki temu one jeszcze bardziej się nie powiększały. Mogłam więc spróbować nad nimi zapanować. Wzięłam więc głęboki oddech i z przymkniętymi oczami szukałam jakiegoś punktu zaczepienia. W końcu mi się to jako tako udało. Zaczęłam myśleć o nim po prostu jako o rannym na tyle, że noszenie jakiegokolwiek odzienia sprawiało mu ból. A dodatkowo bez niego, rana szybciej się goiła. To pomogło. Dzięki temu nad sobą zapanowałam i zmyłam ze swoich policzków te czerwone ślady. Oddech też mi się uspokoił, powrócił do normalnego rytmu. Moja klatka piersiowa też zaczęła się właściwie poruszać, a ja mogłam się dzięki temu skupić na tym, co mężczyzna do mnie mówił.
Niemal wstrzymałam oddech, kiedy zrozumiałam, co do mnie mówił. Każde jego zaśnięcie mogło skończyć się jego śmiercią. Stracenie koncentracji mogło doprowadzić jego życie do końca. Nie byliśmy bogami, nie byliśmy nieśmiertelni i w każdej chwili mogliśmy wydać z siebie ostatnie tchnienie. Zwłaszcza śniący. Wiedziałam kim oni byli, moja matka mi o tym opowiadała. Zdawałam sobie sprawę z tego, jak się to mogło zakończyć dla Imaela, a ja naprawdę nie chciałam oszaleć. Potrzebowałam jego pomocy, musiał ze mną okiełznać tę moc, aby nic groźnego mi nie zrobiła.
Z transu, w jaki prowadziły mnie jego słowa, ocknęłam się dopiero kiedy zdawał się nie wiedzieć co zrobić. Odruchowo spojrzałam na swoją dłoń i spostrzegłam cieknącą po niej krew. W jakiś sposób mnie to wciągnęło. Po prostu wpatrywałam się w ten strumień i przed oczami migotały mi obrazy tych, których zabijał tamten wojownik. Nim się spostrzegłam, na mojej twarzy wykwitł nieco zapewne niebezpieczny uśmiech, a oczy zalśniły. Szybko jednak się opanowałam, kręcąc głową.
- To tylko zadrapanie. Miałam gorsze rany - wzruszyłam ramionami, po czym strzepałam krew z dłoni, wyciągnęłam z torby jakiś materiał i owinęłam nim sprawnie swoją rękę. Dopiero potem uniosłam wzrok na Imaela, który chyba nie wiedział, co ma ze sobą teraz zrobić.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:35, 19 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Z uwagą przyglądałem się dłoniom Shayi gdy bandażowała swą ranę, a gdy skończyła z cichym westchnięciem przeniosłem swój wzrok na błękitne, magiczne światło.
-
Skoro tak twierdzisz… - mruknąłem lekko mrużąc oczy i zastanawiając się czy jednak nie rozpalić ogniska. Noc co prawda nie była aż tak chłodna, jednak co jakiś czas dało się odczuć, lekki chłodny wietrzyk, który drażnił moją niczym nieokrytą skórę i przyprawiał mnie o dreszcze i gęsią skórkę. Nie przeszkadzałby mi on zupełnie gdybym miał chociaż jedną suchą rzecz, którą mógłbym się okryć, a tak…
Mocno potarłem swe ramiona przypominając sobie przyjemny żar bijący od jeszcze nie tak dawno palącego się ogniska. Przez kilka sekund zastawiałem się nad tym czy jednak nie udać się na poszukiwania jakiegoś suchego drewna, jednak szybko porzuciłem ten pomysł. Było zbyt ciemno by opuszczać obóz, w końcu nawet jeśli na tej polance byliśmy bezpieczni nie mogłem zagwarantować, że i poza nią będziemy, a poza tym w tych ciemnościach łatwo można było nie zauważyć jakiejś przeszkody i zrobić sobie krzywdę lub po prostu zabłądzić. Z resztą do świtu nie zostało tak dużo czasu jak mogłoby się wydawać, spokojnie powinienem do tego momentu wytrzymać, a poranne promienie słońca przyjemnie ogrzeją moje zmarznięte ciało. I wreszcie będziemy mogli ruszyć w dalszą drogę.
-
Pamiętaj jednak Suledin w twojej krwi znajduje się teraz ogromna moc, która skorzysta z każdej okazji by wydostać się na zewnątrz jeśli tylko na chwilę stracisz nad nią kontrolę. Nawet drobna rana może być dla niej zaproszeniem – rzekłem nie odrywając wzroku od kostura i lekko się przeciągnąłem, by następnie skrzyżować ręce za głową i rozłożyć się na ziemi. Zacząłem wpatrywać się w świecące nad moją głową gwiazdy, lecz po chwili zamknąłem oczy i odetchnąłem głęboko. Chociaż nie chciałem tego przyznać byłem wykończony. Gdyby Tarath mnie teraz zobaczył z pewnością zacząłby się zwijać ze śmiechu.
-
Zobaczymy kto będzie się śmiał jako ostatni - szepnąłem, a moje usta wykrzywiły się w tajemniczym uśmiechu..
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:39, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:47, 19 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Nie umknęło mojej uwadze, że prze ciało mężczyzny przebiegają dreszcze. Musiało mu być chłodno, co mnie nieco dziwiło. Chociaż w gruncie rzeczy to było do zrozumienia. Mieszkał w mieście, miał chociaż coś, co przypominało dom i dawało mu okrycie. Nie wychował się na polach, w lasach, na świeżym powietrzu, jedynie w szałasach zbudowanych z tego, co dawała natura. Nie był przyzwyczajony do chłodów, w przeciwieństwie do Allis-wolnych elfów, do których należałam. Sięgnęłam więc do miejsca gdzie wcześniej leżałam i wzięłam w dłonie swój płaszcz, z którym wyszłam ze swojej wioski.
- Trzymaj, okryj się. Lepiej, żebyś się nie rozchorował już na początku podróży - powiedziałam, rzucając mu materiał, po czym wróciłam na swoje miejsce. Dla mnie to była względnie wytrzymała temperatura. Nie czułam ani zimna, ani gorąca. W sumie byłam obojętna na pogodę jaka nas otaczała, bo potrafiłam wytrzymać w o wiele gorszych warunkach. Nie w każdym miejscu, przy którym się zatrzymywaliśmy, szukając miejsca osiedlenia było przyjemnie, ciepło i nie było zimy. Przemierzyliśmy sporo terenów zanim znaleźliśmy ten, na którym teraz koczowaliśmy. W sumie jak do tej pory najdłużej ze wszystkich. Wokół nas było wszystko co potrzeba: zwierzęta na jedzenie i ubrania, labirynt drzew przez co ludzie nas nie znajdywali i woda pitna. Było też miejscami sporo owoców, a sami też posadziliśmy tak owe na ziemiach.
- Powiedz mi coś... - zaczęłam, przerywając cel, w jakim zmierzały moje rozmyślenia i ponownie zwróciłam twarz ku swojemu towarzyszowi. - Po raz kolejny używasz słowa Suledin w stosunku do mnie. Już się domyśliłam, że to ze staroelfickiego, ale co to oznacza? - spytałam i lekko przekrzywiłam głowę ciekawa odpowiedzi, jaką mógł mi dać mężczyzna.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Czw 23:47, 19 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:41, 20 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Ze zdziwieniem spojrzałem na materiał, który wylądował tuż obok mnie, a później na Shayę. Przez chwilę zastanawiałem się czemu postanowiła to zrobić, by ostatecznie dojść do wniosku, że najwyraźniej nie miała ochoty zatrzymywać się gdzieś na dłużej i tracić tak cennego dla niej teraz czasu gdybym akurat postanowił się rozchorować. No tak praktyczne podejście, był tylko jeden problem – bogowie nie chorowali, a przynajmniej nie tak jak zwykli śmiertelnicy. U nas objawiało się to raczej znacznym obniżeniem naszych boskich możliwości. Nasza magia słabła, a my traciliśmy część naszej boskiej wytrzymałości, siły, refleksu czy innych cech, którymi wyróżnialiśmy się wśród śmiertelników. Najlepszym sposobem by się z takiej choroby wyleczyć, było wrócić na kilka dni do Otchłani i zwyczajnie odpocząć. Niestety to co pozostało z rajskiego świata zdecydowanie przestało nadawać się do jakiegokolwiek odpoczynku przez co niechętnie zmuszony byłem przyznać, ze i moja moc może i bardzo powoli, ale systematycznie się zmniejsza. Kiedyś zastanawiałem się nawet nad tym czy za wiele setek lat nie zmniejszy się na tyle, że aż zachoruję na ten słynny katar. Kichający bóg z pewnością byłby niecodziennym widokiem, który z pewnością niesamowicie rozbawiłby Taratha. Ostatecznie doszedłem jednak do wniosku, że to byłoby zbyt proste. Pozwolenie bym stał się zwyczajnym śmiertelnikiem zupełnie nie pasowało mi do planów okrutnego boga, który wyraźnie cieszył się z tego jak wielkie cierpienie mógł mi zadać. I pomyśleć, że kiedyś uważałem go za jednego z najlepszych moich przyjaciół…
-
Dziękuję – odparłem wracając swymi myślami do rzeczywistości i nakryłem się płaszczem tak jakby był jakimś kocem, by następnie znów zamknąć oczy. Nie otworzyłem ich gdy elfka zadała swe kolejne pytanie, gdyż tak po prawdzie od dłuższego czasu zastanawiałem się nad tym kiedy w końcu je zada. Przez myśl przemknęło mi nawet, że może akurat to słowo zna, jednak niestety okazało się to, że nie.
-
Ta, która nosi w sobie prawdziwą siłę – odpowiedziałem nawet nie otwierając oczu. – Za czasów Etharalu nazywano tak elfki o silnym charakterze, a wspaniałe wojowniczki i kapłanki, a także te kobiety, które nigdy się nie poddawały i były w stanie pokonać wszystkie przeciwności. Nazywam cię tak, bo uważam, że na to zasługujesz, w końcu jako pierwsza byłaś w stanie na tyle okiełznać moc artefaktu bez potrzebnej do tego wiedzy by przeżyć – kontynuowałem swe wyjaśnienia, ciekawy jak zareaguje Shaya gdy je do końca usłyszy. – Nie oznacza to jednak, że cię lubię. Zaproponowałem ci, że pomogę ci przetrwać tylko dlatego, że ciekawi mnie jak daleko uda ci się zajść. Ale nie musisz bać się, ze cię okłamuję. Suledin naprawdę znaczy to co powiedziałem. Gdybym chciał cię obrazić użyłbym zupełnie innego słowa. Wierz mi potrafię kogoś nazwać idiota w sześciu językach i w żadnym nie brzmi to dobrze – skończyłem pozwalając by mój oddech stał się znacznie spokojniejszy i płytszy. Ciekawiło mnie, w którym momencie zmęczenie weźmie nade mną górę i znów zmusi mnie do tego bym zasnął. W połowie naszej rozmowy, czy gdy ją skończymy? A może jednak uda mi się doczekać do świtu?
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:39, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:20, 20 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Przez moment myślałam, że odmówi, narażając się na chorobę i już tworzyłam w głowie mnóstwo argumentów. Nie mogliśmy się zatrzymywać, miałam wrócić do plemienia jak najszybciej, żeby dalej wykonywać swoje obowiązki. Poza tym nie wiedziałam jak się potoczy nasza współpraca. Mimo wszystko nie byliśmy z tych samych rejonów. Ja wyznawałam inne zasady i on także. Nie byliśmy zgranym duetem, jedynym co mogło nas utrzymać przy życiu był podział: ja wojowniczka, a on mag. Tylko wiązało się to z tym, że to ja musiałam brać na siebie cały atak, aby on miał czas na powiedzenie zaklęcia i użycie odpowiedniej ilości energii. Miałam o tyle lepiej, że chociaż ta moc mogła mnie wykończyć psychicznie, albo fizycznie (ewentualnie tak i tak), to zapewniała mi bezpieczeństwo.
Uważnie słuchałam jego wyjaśnień i drgnęłam, kiedy wspomniał o tym, że jestem jedyną...Od razu w głowie pojawiły mi się obrazy z walki, w której czasami brałam udział jako ktoś inny niż ja sama, co mnie mocno dezorientowało. Ten szał, ta radość, przyjemność, rozkosz, które płynęły z zabijania wrogów...Nie! Stop! Ogarnij się! Nie możesz się doprowadzić do takiego stanu!
- Nie jako jedyna... - odpowiedziałam zanim pomyślałam. Nie chciałam zdradzać Imaelowi tego, że miałam te wstrętne wizje. Jeszcze do tej pory odróżniałam, które to była prawda, a które fikcja. Jednak im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej do mnie docierało, że nie wytrzymam tak długo. Niedługo pomylę te dwie rzeczywistości, a tego właśnie chciałam uniknąć.
- Jakbyś mnie obraził, to już byś miał sztylet przy gardle - skomentowałam niebezpiecznym głosem, z dziwnym błyskiem w oku. Byłam wojowniczką, a on magiem. Gdybym się postarała, mogłabym go przygwoździć do drzewa i uniemożliwić wypowiadanie słów inkantacji, wzywającej jakąś moc. Zrobiłabym to na tyle szybko, że dopiero by się zorientował, gdyby już czuł stal na skórze. A ja bym miała satysfakcję z tego, że znowu zdobyłam przewagę nad mężczyzną.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:37, 20 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Słysząc odpowiedź dziewczyny zacisnąłem mocno szczęki, jednak powstrzymałem się przed nawrzeszczeniem na Shayę. W końcu nic by mi to nie dało, a tylko rozpoczęłoby nieprzyjemną kłótnię, która z pewnością ciągnęłaby się przez wiele minut jak i nie godzin, nie pozwalając mi w spokoju odpocząć. Wziąłem, więc głęboki wdech, by po chwili z głośnym sapnięciem wypuścić nabrane do płuc powietrze.
-
Ah groźby, jak miło. Tylko tak dalej, a nawet nie zauważysz kiedy cię zostawię. Jestem bardzo ciekawy co wtedy poczniesz… – rzekłem spokojnym lecz równie niebezpiecznym głosem co łowczyni, by ta mogła wbić sobie do tej nadętej główki, że nie zawaham się ani na moment przed spełnieniem swojej groźby. Nie lubiłem jej i nie pozostawiałem jej co do tego żadnych złudzeń jednak nie upoważniało to w żaden sposób elfki do grożenia mi w tak jawny sposób. W końcu nie powiedziałem jej, że użyję któregokolwiek ze znanych mi języków by ją obrazić, chciałem za to dać jej do zrozumienia, że nie mam żadnego powodu by ją okłamywać co do znaczenia konkretnych słów ze staroelfickiego. Inna sprawa, że nie mówiłem jej prawdy o tym kim jestem jednak nigdy też nie obiecywałem, że będę mówił jej całą prawdę, szczerą prawdę i tylko prawdę. W końcu zupełnie sobie nie ufaliśmy, a Shaya nie wydawała się być póki co ani godna ani wystarczająco dociekliwa by poznać wszystkie odpowiedzi.
Nie obawiałem się, że elfka spełni swą groźbę, wszak gdyby pomimo mego ostrzeżenia zdecydowała się to zrobić to cóż… Niech próbuje w najgorszym wypadku mogłaby i tak mnie tylko i wyłącznie mocno poharatać. Pewnie zmuszonym byłbym odpoczywać przez kilka tygodni, miesięcy, a może i lat, ale raczej by mnie to nie zabiło. Nawet Tarathowi się to nie udało, choć był naprawdę bliski osiągnięcia swego celu.
Uznawszy, że na tym należy zakończyć naszą rozmowę, otworzyłem oczy, zdjąłem z siebie płaszcz i rzuciłem go właścicielce, po czym położyłem się na boku plecami w stronę Shayi. Prawą rękę zgiąłem i złożyłem na niej swą głowę, a lewą zacząłem skubać rosnącą na ziemi trawę. Przez chwilę przyglądałem się kolejnym zerwanym źdźbłom, lecz ostatecznie moje powieki okazały się być zbyt ciężkie by utrzymać je otwarte. Pozwoliłem, więc im opaść, a światłu mego kostura odrobinę przygasnąć.
Czułem jak znów wzywa mnie Otchłań, kusi bym choć na chwilę przekroczył Płaszcz i znalazł się w miejscu , do którego przecież należę. Świecie, w którym nie ma tej denerwującej mnie elfki, w którym kiedyś naprawdę byłem szanowany. A ja jakoś nie miałem ani siły ani najmniejszej ochoty odmawiać takiemu zaproszeniu.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:39, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:06, 21 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, co ja takiego powiedziałam i jak to zabrzmiało. Musiał to być ten wpływ mocy, o którym cały czas mówił. Na razie tylko pojawiał się sporadycznie, w różnych...odmianach. Jednak obejmowało mnie, a ja to czułam. To było trochę tak, jakbym robiła sobie spacer po rzece, która co metr zmienia o jeden stopień swoją temperaturę. Powolne przekraczanie jej sprawiało, że człowiek nie odczuwał aż tak diametralnie zmiany temperatury, ale po staniu chwilę w jednym miejscu i przyzwyczajeniu się...Łatwo było się domyślić, że każdy kolejny krok coraz bardziej ciągnął, uzależniał i zatracał w tym rytuale. Ze mną miało być dokładnie tak samo i wcale mi się to nie podobało. Dlatego potrzebowałam pomocy. I dlatego nic nie odpowiedziałam na jego groźbę czy ruch. Kłócenie się z nim w tym momencie nie miało sensu. Żadne z nas by nie ustąpiło i nigdy byśmy nie doszli do żadnego porozumienia, więc wolałam nawet nie zaczynać. Po prostu westchnęłam zrezygnowana i nic nie mówiąc obserwowałam jak po raz kolejny zapada w sen. Kiedy miałam pewność, że śpi i nic go nie obudzi, podniosłam się ostrożnie i okryłam go płaszczem, żeby się nie przeziębił. Sama natomiast podeszłam do drzewa i wspięłam się na niego, siadając na jednej z gałęzi, żeby czatować. Oparłam się o pień drzewa, nogi położyłam wzdłuż niej, po czym skupiłam się na terenie. Stąd miałam całkiem przyjemny widok i więcej wzrokiem obejmowałam niż kiedy siedziałam na ziemi. Mogłam też przyglądać się elfowi i w razie czego szybko go obudzić, kiedy będzie toczył kolejną walkę. Nie potrzebowałam więcej snu, te kilka godzin drzemania mi wystarczyło, żebym zregenerowała ciało. Miałam też dziwne wrażenie, że brała w tym udział ta moja moc, która we mnie teraz była. Trochę się jej bałam. Jej i tego, co mogła mi zrobić. Nie wiedziałam czy jestem na tyle silna psychicznie, żeby od tak sobie zignorować te wszystkie obrazy. Byłam pewna, że w końcu nie dam rady i się poddam. Ale nie wiedziałam za ile. Czy za kilka godzin, dni, a może nawet lat? Ile to potrwa, zanim nie uznam, iż walka z tym już nie ma sensu?



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:46, 21 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Gdy otworzyłem oczy ujrzałem, że otacza mnie mgła. Była wszędzie, a ja nie mogłem zobaczyć nic co znajdowałoby się choć kawałek dalej niż na wyciągnięcie ręki. Odkryłem również, że nie tylko stoję ubrany tylko od pasa w dół, ale również nie ma nigdzie mojego kostura. To był błąd, powinienem zabrać go nim pogrążyłem się we śnie, a jednak pozwoliłem by złość i zmęczenie wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem. I tak oto znalazłem się w Otchłani prosząc się tylko i wyłącznie o śmierć. A przecież nie mogłem jeszcze zginąć, nie póki nie wykonałem swej misji, nie póki reszta bogów była zamknięta w Krainie Ciemności. Przeklinając, więc we wszystkich sześciu znanych mi językach zacząłem nerwowo rozglądać się w poszukiwaniu jakiejś broni i właśnie wtedy usłyszałem odgłos miażdżonej przez coś lub przez kogoś trawy.
Pomimo ogromnego zmęczenia, które czułem, odruchowo przywołałem całą swą moc i z groźnym błyskiem w oczach spojrzałem w miejsce, z której ów dźwięk dochodził. Spodziewałem się, że ujrzę kolejnego chcącego poczuć moją krew demona, lecz zamiast powykręcanej postaci, niebezpiecznie jarzących się czerwienią oczu i długich szponów dostrzegłem młodą, nie więcej jak dwudziestoparoletnią elfkę o kręconych kasztanowych włosach i granatowych oczach. Stała ubrana w piękną, lecz prostą błękitną suknię, a na jej ramiona okrywał gruby, granatowy płaszcz. Nie nosiła butów, ani żadnych ozdób, z resztą nie potrzebowała - była dokładnie tak piękna jak w dniu gdy po raz ostatni ją widziałem…
-
Vaya – szepnąłem i na samo dźwięk tego imienia poczułem się tak jakby ktoś znów dźgnął mnie sztyletem.
-
Falerelu, wyglądasz tak jakbyś zobaczył ducha – odpowiedziała uśmiechając się tak promiennie jak zawsze i powoli zaczęła kierować się w moją stronę. A ja stałem nie mogąc się poruszyć nawet wtedy gdy zatrzymała się tuż przede mną i spojrzała na mnie swymi dużymi, szafirowymi oczami. Kiedyś potrafiłem się w nich bez reszty zatracić. Teraz jedno spojrzenie w nie wystarczyło bym z powrotem przypomniał sobie dotyk elfki, jej zapach, smak jej ust i… Dzień, którym znalazłem jej zimne, martwe ciało.
-
Ty nie żyjesz – z trudem wydusiłem przez ściśnięte bólem gardło. Znów czułem jak pęka mi serce, jak wypełnia je bezdenna pustka i skuwa lud.
-
Moje ciało może i jest martwe, ale moja dusza mieszka w Otchłani od kiedy ją tu sprowadziłeś – wyjaśniła i podniosła rękę by z czułością pogłaskać mnie po policzku.
-
Przepraszam, tak bardzo przepraszam, że nie udało mi się… - tylko tyle zdążyłem powiedzieć nim elfka przyłożyła mi palec do ust, by następnie mocno mnie przytulić.
-
Wiem i nie winię cię za to. Zrobiłeś wszystko co mogłeś. Nie mogłeś wiedzieć o tym co się stało, ocaliłeś mą duszę, a ja jestem ci za to wdzięczna – stwierdziła i pocałowała mnie w policzek, a ja wciąż nie mogłem uwierzyć, że znów ją widzę. I choć od jej śmierci minęło już wiele stuleci, wciąż nie potrafiłem sobie wybaczyć tego, że podczas gdy ja spałem, Vaya walczyła i niestety przegrała tą walkę. Oddała swe życie by chronić i ukryć przed ludźmi jeden z prastarych artefaktów, a gdy w jednej z prastarych świątyń znalazłem jej zachowane tylko dzięki resztce boskiej magii, martwe ciało okazało się, że zginęła za nic - ludzie w końcu odnaleźli artefakt i zniszczyli go.
-
Przepraszam – szepnąłem raz jeszcze pozwalając by elfka usadziła mnie na ziemi, wśród kwiatów. Na środku polany, z której podczas naszej rozmowy zniknęła niepokojąca mnie wcześniej mgła.
-
Proszę nie przepraszaj to niczego nie zmieni, a ty naprawdę musisz odpocząć. Połóż się, więc i ten jeden, ostatni raz pozwól mi nad sobą czuwać – rzekła, a ja niewiele myśląc wykonałem jej polecenie. Gdy tylko położyłem swe plecy na ziemi, Vaya ułożyła się obok mnie, przytulając swą głowę do mego torsu i gdy odruchowo objąłem ją ramieniem, z uśmiechem okryła nas swoim płaszczem. A potem cicho zaczęła nucić, starą i smutną pieśń, która niemalże natychmiast ukołysała mnie do snu. I choć przez setki lat patrząc na to w co zmienia się mój ukochany lud ani razu nie zapłakałem nad jego losem, ostatnim czym pamiętam były spływające mi po policzkach łzy.
</center>

Przepraszam, że tak kiepsko, ale jakoś nie mam dzisiaj weny D:



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:39, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:31, 21 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Kiedy tak siedziałam na drzewie, zastanawiało mnie to, czego w zamian za pomoc będzie oczekiwał Imael. Nie wydawał się być złym charakterem, ale co, jeśli jego zapłata będzie o wiele gorsza niż pozwolenie tej mocy na przejęcie nade mną całkowitej kontroli? Co jeśli zażyczy sobie wykorzystania tej mojej mocy w niebezpiecznej grze? Albo do czynienia zła? Co jeśli nie będę w stanie mu pomóc, a on wtedy zrezygnuje z pomagania mi? Co się potem ze mną stanie? Oszaleję czy po prostu zginę? I dlaczego żadna z tych dwóch opcji nie miała w sobie ani krzty optymizmu?
Przygryzłam wargę i poczułam na szyi coś bardzo nieprzyjemnego. Dopiero po chwili się zorientowałam, że coś mi się wokół niej owinęło. Automatycznie złapałam za ten sznur i przerażona stwierdziłam, że to były jakieś mocne pędy. Zaciskały się coraz bardziej, a ja starałam się je odciągnąć od skóry, patrząc się wielkimi oczami przed siebie. Płuca zaczynały mnie boleć, brakowało mi tchu i haustami starałam się złapać powietrze, ale nie dawałam rady.
- Im... - zaczęłam, po czym poczułam mocne uderzenie, zsuwając się z gałęzi. Ból rozszedł mi się od tyłka po całym ciele, a ja poczułam jak pędy znikają. Od razu złapałam mocno powietrze, po czym dotknęłam szyi spodziewając się śladów. Nic tam nie było, a ja wtedy zrozumiałam, że to była tylko iluzja, halucynacja wytworzona przez moje paniczne myśli. Odetchnęłam więc z ulgą i właśnie wtedy usłyszałam hałas. Niemal automatycznie poderwałam się z miejsca i znalazłam się przy elfie, który dalej spał. Kątem oka dostrzegłam na jego policzkach łzy, ale nie zwróciłam na nie uwagi. Moją uwagę przykuły sylwetki, które krążyły po otoczeniu, co jakiś czas lustrując nas wzrokiem. Szybko złapałam w dłonie po jednym sztylecie do każdej i ugięłam nogi gotowa do ataku. A kiedy tamci zdecydowali się na nas ruszyć, ja wybiłam się z ziemi, biegnąc do nich nieco pochylona.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:12, 22 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Obudził mnie odgłos, którego nie dało się z niczym pomylić. Na tyle głośny, że był w stanie przebić się do Otchłani i siłą ściągnąć moją świadomość do świata śmiertelników. Dźwięk wbijającego się ostrza w ciało żywej istoty.
Zaskoczony poderwałem się z ziemi do siadu, a gdy sekundę później otworzyłem oczy z przerażeniem odkryłem, że nie tylko coś, ktoś nas w między czasie zaatakował, ale również, że Shaya postanowiła z nim zawalczył. Właśnie wtedy jeden z jej przeciwników złapał się z wyraźnym bólem za brzuch i padł na ziemię. Niestety było zbyt ciemno bym poza zarysem sylwetki postaci dojrzał coś więcej, więc mogłem tylko stwierdzić, że wielkością przypominała ona człowiek… Lub elfa. Nie miałem jednak zamiaru zastanawiać się z czym moja towarzyszka walczy, wolałem się o tym przekonać na własne oczy. Zerwałem się, więc z ziemi i w kilku susach dopadłem do swego kostura, który natychmiast rozjaśnił mrok jasnym i błękitnym światłem. I wtedy to zobaczyłem i pożałowałem, że nie walczę w absolutnych ciemnościach. Nasi przeciwnicy nie byli bowiem ani ludźmi, ani elfami. Może kiedyś, ale na pewno nie w momencie, gdy postanowili zmącić spokój tej dotąd wiecznie bezpiecznej polany.
Ich ciała, niejednokrotnie zniekształcone, powykręcane obciągnięte były szarą, a u części wręcz prawie przeźroczystą skórą. Pod nią znajdowały się niezwykle grube żyły, u niektórych na tyle widoczne by zamiast krwi dało się dostrzec bulgoczącą wewnątrz czarną posokę. Ich jarzące się czerwienią oczy spoglądały na nas wyraźnie licząc na to, że nie tylko uda im się nam zabić, ale i pożreć, a ich dłonie i palce… W większości stwory te nie miały żadnych dłoni – ich ręce kończyły się białą, wystającą, kością, która pod naostrzenia najpewniej na jakimś kamieniu zmieniła się w długi szpikulec.
-
Opętani – szepnąłem nawet nie kryjąc swego przerażenia i jakby na potwierdzenia mych słów
jeden ze stworów spojrzał na mnie i zasyczał ukazując mym oczom długi, wężowy język oraz rząd ostrych i niezwykle długich, ostrych kłów. A mnie zrobiło się niedobrze na ten widok. To był kolejny powód, dla którego miałem prawo nienawidzić Taratha. Te istoty były kiedyś żywymi ludźmi lub elfami, ba magami i śniącymi. Niestety spotkali demony, a te skuszeni jakimiś chorymi obietnicami podpisali z nimi układ tym samym na zawsze przypieczętowując swój los – demony wypaczyły do reszty ich umysły, zmieniając je w potworne byty, które po powrocie do świata śmiertelników zniekształciły ich ciała zmieniając ich w wiecznie głodnych i nienasyconych drapieżników i potworne zabawki okrutne boga. Im w przeciwieństwie do nieumarłych, nawiedzonych przez uwięzione w świecie śmiertelników dusze nie dało się już pomóc przeprowadzając ich na drugą stronę Płaszczu. Ich można było tylko zniszczyć, doszczętnie spalić tak by nie pozostał po nich nawet ślad.
-
Dopóki ich doszczętnie nie poćwiartujesz, nie zmiażdżysz, nie zetrzesz na proch lub nie spalisz będą powstawać i dalej walczyć. Nawet odcięta głowa będzie próbować gryźć – krzyknąłem obracając w dłoni kostur i zbierając w sobie moc potrzebną mi do rzucenia zaklęcia. Chwilę później wypowiedziałem kilka słów inkantacji skupiając moc w swej ręce dokładnie w momencie, gdy jeden z potworów postanowił zaatakować walczącą z innym bytem Shayę od tyłu. Jeden solidny ruch, zupełnie taki jakby wymierzał właśnie Opętanemu prawy sierpowy starczył, by potwór poleciał kilka metrów w tył rąbnięty przez dwukrotnie większą od mojej, solidną kamienną pięść. Niestety nie miałem czasu cieszyć się z mego triumfu, gdyż kolejny stwór postanowił zemścić się na mnie za atak na swego pobratymca i rzucił się do ataku. Zbierając krążącą w mych żyłach swą moc i szepcząc słowa inkantacji, czułem jak powoli całe me rozłożone i wyciągnięte przed siebie ręce powoli zaczynają płonąć.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:40, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:47, 22 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Przeciwników było o wiele więcej niż myślałam. Ledwie z jednym dawałam radę, kiedy zaraz potem atakowali mnie kolejni. Starałam się unikać ich ciosów, ale nie byłam w stanie ego zrobić ze wszystkimi. Na moim ciele co chwila pojawiały się jakieś zadrapania. Niegroźne, ale taka ich ilość mocno wpływała na mój stan. Wyczerpywały mnie, krwawiły i odbierały energię potrzebną do atakowania.
Nie chciałam budzić Imaela, ale jak widać tylko ja tak myślałam. Nie musiałam się obracać w jego stronę, żeby wiedzieć, że się podniósł i dobył kostur, bo już po chwili oślepiło mnie jasne światło. Nim zdołałam przetrzeć oczy, kolejny cios przebił moją skórę. Tym razem zaczynając się na lewym boku, a kończąc w okolicach pępka. Dopiero potem, jak uniosłam wzrok, dostrzegłam iż nie byli to ani ludzie, ani elfy tylko coś...innego. To było obrzydliwe, a ja z trudem powstrzymałam odruch wymiotny, obserwując to wszystko. Wiedziałam czym byli, ale nigdy się z żadnym nie spotkałam. Słyszałam o nich, opowiadano historie na ich temat, żeby być przygotowanym na spotkanie z nimi. Jednak nigdy mi się to nie udało. Pewnie dlatego, że nie zapuszczaliśmy się w aż takie chaszcze, a to na pewno była najlepsza kryjówka na to. Nie dostrzegliśmy ich, a oni na pewno nas obserwowali od dłuższego czasu. Byłam za to na siebie strasznie wściekła.
Złapałam w dłonie jedną z ostrych gwiazd, które sobie wyrobiłam i rzuciłam w przeciwnika, który na mnie szedł. Byłam pewna, że już wcześniej go zabiłam, ale okazało się, że myliłam. A dopiero po kilku sekundach, ciągnących się w nieskończoność, dowiedziałam się dlaczego i nie ukrywam...spanikowałam. Nie okazywałam tego, ale w środku mnie buzowały bardzo pesymistyczne myśli. Było ich tak wielu, a nas tylko dwoje. Nawet jeśli Imael znał zaklęcia, a ja byłam dobra w walce na broń oraz wręcz, to i tak mieliśmy bardzo małe szanse. Właśnie wtedy dotarło do mnie, że teraz by się nam przydała ta moja moc, która się we mnie zakotwiczyła. Dlatego w pewnym momencie zrobiłam szybko skok w tył i stanęłam obok swojego towarzysza, słuchając jego słów. Zanotowałam je w głowie i spojrzałam na niego kątem oka.
- Jak nie będę nad sobą panowała, musisz mnie unieszkodliwić - powiedziałam do niego, po czym wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Musiałam jakoś znaleźć w sobie drzwi. Miejsce, przez które przeciekała ta magia, ale nie umiałam. Odgłosy walki mnie wytrącały ze skupienia. Jednak kiedy wyczułam, że od tyłu nas atakowano, zadziałał impuls. Momentalnie powtórzyłam to, co padło z ust Imaela i poczułam jak coś...ogromnego ze mnie ulatuje. Oczy mi na pewno zapłonęły czerwienią, a mój ogień połączył się z tym, który wytworzył mój towarzysz i pognał w stronę wrogów, niszcząc wszystko na swojej drodze. Jednak nie miałam nad tym panowania. Jeśli mężczyzna, z którym podróżowałam nie stałby obok, pewnie też by spłonął, chociaż nie był moim wrogiem.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:15, 22 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Nim zdążyłem zrozumieć co Shaya ma zamiar zrobić znalazłem się wewnątrz kręgu płomieni, które niszczyły wszystko co stanęło na ich drodze. Jak zahipnotyzowany patrzyłem jak nasi wrogowie obracają się w pył, jednak gdy nie pozostał po nich żaden ślad, a ogień wciąż nas otaczał i nie wyglądało na to by miał zamiar zniknąć, dotarto do mnie, że elfka nie do końca nad tym panuje. Z resztą nic dziwnego skoro po raz pierwszy postanowiła użyć swych nowych mocy i zamiast rozwijać ją i uczyć się ją kontrolować małymi kroczkami, od razu sięgnęła i wydobyła z siebie jej tyle ile tylko była w stanie.
Nie chcąc dopuścić by Shaya zrobiła sobie przez to jakąś krzywdę, a raczej by jeszcze bardziej zniszczyła tę niegdyś piękną polanę, pozwoliłem by wciąż płonący na mych rękach ogień zgasł i odwróciłem się w jej stronę chcą powiedzieć jej, że może już przerwać czar. Wtedy jednak ujrzałem, że dotąd jej zielone oczy płoną niebezpieczną czerwienią i odrobinę spanikowałem. Nie mogłem pozwolić by magia artefaktu przejęła nad nią kontrolę, dlatego też niewiele myśląc, oparłem swój kostur o tors, złapałem łowczynię za płonące ramiona i nie zwracając uwagi na powstały w ten sposób ból, kilkoma słowami przywołałem złociste światło, które natychmiast pochłonęło i zgasiło ogień otaczający me dłonie. Od razu poczułem znaczą ulgę, jednak to nie wystarczyło jeszcze by powstrzymać buchające wokół nas płomienie, gdyż tak długo jak chociaż na części ręki Shayi utrzymywał się ogień, tak długo rzucony przez nią czar nie mógł zostać przerwany.
Szybkim ruchem zjechałem, więc od ramion, przez przedramiona aż do dłoni elfki gasząc w ten sposób większość otaczających nas płomieni i na chwilę blokując przepływ mocy artefaktu. To w zupełności mi wystarczyło, by wciąż trzymając jedną dłoń Shayi, drugą ręką zakręcić kilka kółek w powietrzu i zdusić resztki płonącego na polanie ognia. Dopiero gdy jedynym śladem po użyciu magii artefaktu, był wszędzie leżący popiół, puściłem elfkę i rozświetliwszy mrok światłem kostura dokładnie się jej przyjrzałem. Była cała pokiereszowana i choć w większości były to drobne nacięcia i zadrapania, krwawiąca rana ciągnąca się od lewego boku aż do pępka wyglądała naprawdę groźnie. Zwłaszcza, że we wszystkie zadane przez Opętanych rany bardzo łatwo dostawało się zakażenie.
-
Shayo posłuchaj mnie: muszę wyleczyć twoje rany, a przynajmniej większość z nich. Uwierz mi przed zakażeniem zadanych przez Opętanych ran żadne bandaże cię nie uchronią – wyjaśniłem licząc na to, że łowczyni udało się już na tyle dojść do siebie, by zrozumieć co do niej mówię. Miałem nadzieję, ze to wystarczy by ją przekonać jednak na wszelki wypadek już przygotowywałem w myślach inne mające przekonać elfkę argumenty.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:40, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 3 z 10

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy