Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
 Forum
¤  Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
www.rajdlawyobrazni.fora.pl
Miejsce dla każdego miłośnika pisania
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
Between Light and Dark (fantasy, przygodowe romans, bn, +18)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Between Light and Dark (fantasy, przygodowe romans, bn, +18)
Autor Wiadomość
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:49, 22 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

To było cudowne uczucie. Tak patrzeć jak spanikowani wrogowie robią wszystko, aby uciec przed płomieniami, jednak nic im to nie daje. Uciekali, zderzali się ze sobą, ale ogień i tak ich dosięgnął. To było przyjemne, pozbyć się tej złości, jaka kłębiła się we mnie od czasu śmierci mojej matki. Nawet nie wiedziałam, że tak bardzo nienawidziłam tych potworów i ludzi. Albo to była kwestia tej mocy, która mimo wszystko była powiązana z bardzo negatywnymi odczuciami. Tak czy siak powoli się rozluźniałam, podobała mi się ta magia. Podobało mi się to, że mogłam jedynie kiwnąć palcem, a wszyscy opętani padali jako popiół na ziemię. Czułam się potężna, nikt nie był w stanie mnie powstrzymać, nie teraz. A to było tylko jedno z pewnie słabszych zaklęć. Co będzie jak użyję mocniejszych? Co, jeśli zdecyduję się torturować kolejnymi formułkami, które miały inne właściwości? Chciałam to zobaczyć. Chciałam się przekonać do czego byłam zdolna. Dlatego nie przestałam nawet wtedy, kiedy już wszyscy wrogowie byli martwi. Dalej rozsiewałam ogień, dalej niszczyłam wszystko, co stanęło mi na drodze. To było tak cudowne uczucie, że miałam ochotę skakać jak podniecone małe dziecko. Jednak w pewnym momencie, zza jakiejś mgły wyłoniła się sylwetka Imaela. Wpatrywał się we mnie i był przerażony, a ja uśmiechnęłam się niebezpiecznie i już miałam go atakować, kiedy ogień zgasł. Poczułam jak coś ze mnie wysysa energię, jak tracę siły. Jakiś czas później już nie miałam żądnych, a moje nogi były dosłownie jak z waty. Jak zza muru słyszałam słowa elfa, powoli traciłam przytomność i nie panowałam nad własnym ciałem.
- Zajmij się tym... -wyszeptałam, nawet nie wiedząc dokładnie czym ma się zająć. Po prostu nic do mnie nie docierało. Ciemność mnie ciągnęła, zakręciło mi się w głowie i miałam wrażenie, że zapadam się w sobie. Jeszcze chwilę próbowałam utrzymać się na nogach, ale one były jak z waty. Nie dawałam rady. Zwłaszcza wtedy, kiedy zaczęłam się w sobie zapadać. Jak zaczynałam być otaczana wielkim murem, przez który nic nie było w stanie się przebić. Byłam pewna tego, że teraz po prostu leciałam na ziemię, tracąc przytomność. I byłam świadoma bólu, jaki się pojawi, kiedy się obudzę, przez to, że uderzyłam w ziemię z całą siłą swojego ciężaru. Grawitacja mi to gwarantowała.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:50, 22 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Szczerze powiedziawszy miałem jednak nadzieję, że Shaya aż tak nie przeholuje. Liczyłem, że zachowa na tyle dużo sił by być w stanie chociaż w miarę ze światem kontaktować, a nie od razu stracić przytomność. Niestety tak się nie stało, a ja zmuszony byłem w ostatniej chwili złapać mdlejącą elfkę i uklęknąwszy z jej bezwładnym ciałem na ziemie, zacząć się nerwowo rozglądać w poszukiwaniu czegoś co mogłoby chociaż odrobinę odizolować jej ciało od leżącego wszędzie popiołu. Nie chciałem by ten dostał się do jej ran, tylko utrudniając mi ich leczenie, które wiedziałem, że i tak niesamowicie mnie zmęczy biorąc pod uwagę fakt, że przed chwilą zmuszony byłem powstrzymać Shayę przez zniszczeniem wszystkiego co stanęło by jej na drodze. A choć odpoczynek w Otchłani przywrócił mi część sił, nie był na tyle długi by pozwolić mi je w pełni odzyskać.
Na całe szczęście już po chwili odkryłem, że chociaż wybuch Shayi doszczętnie zniszczył mój plecak to jakimś cudem zarówno rozwieszonym na drzewie moim ubraniom i jak i materiałowi nic się nie stało. Z lekką ulgą spowodowaną faktem, że jednak będę miał co na siebie włożyć, odłożyłem kostur na ziemię, by następnie wziąć Shayę na ręce, wstać z nią z ziemi i zbliżyć się ostrożnie do drzewa. I tu pojawił się zasadniczy problem, gdyż do zdjęcia materiału potrzebowałem przynajmniej jednej ręki, a obie miałem zajęte ciałem elfki.
Z niekrytym grymasem na twarzy, delikatnie przerzuciłem ręce Shayi przez swoją szyję, tak by choć na minutę przytrzymały ją w moich ramionach i silnym szybkim ruchem pociągnąłem robiący mi na ręcznik materiał. Na moje nieszczęście drzewo nie chciało go tak łatwo puścić, przez co byłem zmuszony szarpnąć raz jeszcze, znacznie mocniej co z kolei spowodowało, że gdy w końcu udało mi się ściągnąć materiał, wskutek utraconego oporu straciłem równowagę i wylądowałem plecami na pokrytej popiołem ziemi. Chyba tylko cudem udało mi się utrzymać wciąż tkwiącą w mych ramionach elfkę tak, by w przeciwieństwie do moich pleców, żadna z jej ran nie pokryła się zanadto prochem. I dobrze, bo z pewnością po odzyskaniu przytomności robiłaby mi za to wyrzuty.
Przeklinając siarczyście pod nosem, podniosłem się do pozycji siedzącej i niedbale rzuciłem na ziemię materiał, na którym następnie ułożyłem łowczynię. I wreszcie mogłem przy niej uklęknąć i przystąpić do żmudnego i mozolnego leczenia jej ran.
Skończyłem dopiero o świcie i niemalże natychmiast udałem się do jeziorka zmyć z siebie poprzyklejany do mojego pokrytego ciała popiół. Zupełnie nie zwracając uwagi na wciąż nieprzytomną Shayę, zrzuciłem z siebie wszystkie ubrania i z radością zamoczyłem swe ciało w przyjemnie chłodnej wodzie. Tym razem jednak po kąpieli nie dane mi było się wytrzeć, więc mrucząc pod nosem to jak potraktuję boga sztuczek i tajemnic gdy go dostanę w swoje ręce, ubrałem na wciąż mokre ciało wszystkie części garderoby, w których przybyłem na tą polankę, po czym z wciąż ociekającymi wodą włosami podniosłem z ziemi swój kostur i stanąłem nad nieprzytomną łowczynią. Przez chwilę wpatrywałem się w nią zastanawiając się nad tym czy jednak nie lepiej wziąć któryś z jej sztyletów i zwyczajnie skrócić jej męki podrzynając jej gardło, jednak ostatecznie porzuciłem ten pomysł i odwróciwszy się na pięcie oddaliłem się kawałek od naszego obozu, by w miejscu gdzie już rosła trawa schować się przed wzrokiem elfki za grubym drzewem, o które oparłszy się plecami w zmąconej jedynie szumem drzew i śpiewem ciszy ptaków podziwiać wchód słońca.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:40, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:59, 22 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Spadałam i spadałam, i nie zbliżałam się nawet do połowy drogi. Czułam się koszmarnie, nie byłam w stanie nic zrobić i po prostu leciałam w dół, widząc jedynie pustkę i ciemność. Bałam się tego. Cały czas zajęta byłam polowaniem i pomaganiem swojemu plemieniu, że nie miałam czasu myśleć. A teraz miałam i byłam przerażona. Do tej pory nie miałam ani chwili na myślenie o samotności, a teraz w niej wylądowałam i nie podobało mi się to. Było to ponad moje siły, nie byłam w stanie się z tego wyrwać i mnie to przerażało. Od czasu śmierci mojej matki-jedynej osoby, która mnie akceptowała taką, jaką byłam, zachowywałam się samolubie i egoistycznie. Trzymałam wszystkich na dystans, odrzucałam każdego adoratora. Inne kobiety z mojego plemienia, znalazły sobie mężów mając maksymalnie dwadzieścia jeden lat. A ja miałam już dwadzieścia sześć i nie zwracałam uwagi na żadnego mężczyznę. Zamykałam się w świecie walki, polowania i przetrwania. I po co? Żeby pozwolić jakiejś głupiej mocy nad sobą zapanować? Żeby odrzucać każdego, kto próbuje się do mnie zbliżać?
Zatrzymałam się z zamkniętymi oczami. Kiedy je otworzyłam byłam w sali, otoczona przez dziwnie ubranych elfów. Rozglądałam się zaskoczona i dopiero po chwili udało mi się zrozumieć o czym oni mówili.
- Znaleźliśmy ją - odezwał się jakiś głos, a ja poczułam jak mimowolnie kąciki moich ust się unoszą ku górze.
- Zaprowadźcie ją na dziedziniec - odparłam, ale to nie był mój głos, tylko męski. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że musiałam być tym wojownikiem z poprzednich misji. Chwilę później wszyscy opuścili pomieszczenie i wyszliśmy na zewnątrz. Słońce mocno świeciło, ale nie oślepiło mnie ani na moment. Dalej maszerowałem przed siebie, będąc mężczyzną i będąc mocno podekscytowanym. Kiedy dotarliśmy na miejsce, już wiedziałem czemu.
- Rozbierzcie ją - nakazałem, wpatrując się z nienawiścią w stronę kobiety, która związana stała pomiędzy wojownikami, zapewne będącymi pod rozkazami tego, w którego ciele byłam. Jednak nie to mnie przerażało najbardziej, a to, że przyjemnym było obserwowanie jak ta niewiasta się wyrywa, wrzeszcząc żeby tego nie robili, kiedy zdzierano z niej ubrania. Kiedy już była całkiem naga, podekscytowanie wzrosło. Wyjąłem zza pasa jakiegoś żołnierza miecz, po czym ruszyłem w stronę dziewki, która starała się zakryć negliż.
- Proszę nie... - wyjąkała ze łzami w oczach, a ja je przetarłem, spoglądając prosto w jej oczy.
- Będzie jeszcze gorzej - skomentowałem, po czym zgrabnym ruchem wbiłem miecz w jej brzuch.
- N...Nie, moje dziecko... - wyjąkała, zakrywając twarz dłońmi, ale ja nie przerywałem. Przekręciłem ostrze, obserwując ból i rozpacz w oczach swojej ofiary. - Dlaczego?
- Bo magia jest zabroniona - odwarknąłem, czując jak narasta we mnie chęć mordu.
- Sam jej używasz! - wrzasnęła dziewczyna i wtedy jakaś żyłka we mnie pękła. Wyciągnąłem miecz z jej brzucha, odrzuciłem go, po czym zacząłem samymi rękami miażdżyć kości kobiety.

- Nie! - poderwałam się, chcąc pozbyć się tej wizji. Podobała mi się ta dominacja, ta siła, to że miałam panowanie nad tą dziewczyną. To, że sprawiałam jej ból, że miażdżyłam jej kości, że patrzyłam na jej łzy...Każdy sen, każdy miał się kończyć w taki sposób. Nie chciałam poznawać historii, nie chciałam dowiadywać się tych wszystkich rzeczy, więc uznałam, że nie mogę spać. Po prostu nie mogę, bo to się źle kończy.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:47, 27 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Kiedy słońce już wstało nadeszła wreszcie pora by zebrać się i nie zwracając uwagi na zmęczenie ruszyć w dalszą drogę. Pytanie tylko dokąd?
Jeszcze poprzedniego dnia nie miałem żadnych wątpliwości co do tego jak powinna wyglądać nasza dalsza trasa, jednak po nocnym popisie Shayi moje plany musiały ulec drastycznej zmianie. Wcześniejsza w miarę prosta droga wymagała bowiem nie tylko ogromnych zapasów sił, które znacznie uszczuplił atak Opętanych, ale również zapasów jedzenia, wody i innych potrzebnych w podróży rzeczy, a tych niestety już nie posiadaliśmy. Padły one ofiarą niekontrolowane ognia i nie musiałem nawet próbować szukać płaszcza i reszty rzeczy zabranych przez łowczynię, by doskonale wiedzieć, że i tak ich nie znajdę. Jedynymi rzeczami, które przetrwały były moje ciuchy, a to tylko dlatego, że na szczęście znalazły się na tyle wysoko, by być poza zasięgiem płomieni. No i artefakt, choć nawet on pozbawiony całej swej mocy mógł w skutek zetknięcia z tak wysoką temperaturą zostać zniekształcony lub rozbity, a tego chyba nawet sam Kealyn nie byłby w stanie naprawić.
Stan artefaktu postanowiłem sprawdzić dopiero w momencie gdy już opracuję dobry plan naszej dalszej podróży, pod warunkiem, że taka podróż będzie w ogóle miała miejsce. W końcu po tym co zrobiła Shaya mogła uznać, że i tak jej się nie uda przeżyć i postanowić wrócić do swego klanu. I choć zdążyłem poznać już na tyle tą elfkę by wiedzieć, ze raczej tego nie zrobi, nie mogłem wykluczyć takiej możliwości.
Kiedy stałem tak oparty o drzewo i rozmyślałem gdzie to możemy za darmo - gdyż ostatnie moje zaskórniaki też niestety nie przeżyły – zdobyć jakieś ubrania, bukłaki i prowiant, kilka liści i gałązek zaszeleściło na jednym z drzew, a chwilę później jakiś niewielki ciężar wylądował na moim ramieniu. I chociaż początkowo wyrwany z zamyślenia, chciałem od razu obronić się przed jakimś kolejnym, groźnym przeciwnikiem, gdy spuściłem wzrok i spojrzałem co siedzi na moich skrzyżowanych na piersi rękach, natychmiast porzuciłem ten pomysł. Zobaczyłem bowiem słodką, niewielką brązową główkę z dwoma sterczącymi uszkami, ruszającym się lekko nosem i czarnymi, paciorkowatymi oczkami, które wpatrywały się we mnie z wyraźnym zainteresowaniem. Na szyi przyczepionej do owej główki znajdowała się kremowa plama, przypominająca krawat, zaś reszta ciała właścicielki owej głowy miała równie brązowy odcień. Młoda kuna leśna, moje boskie zwierzę i nieodłączna towarzyszka wielu podróży. Gatunek zwierzęcia podarowany mi przez Eyę jako podziękowanie za pomoc jej „przyjacielowi” tak bym nigdy sam nie musiał kroczyć po świecie pomagając zgubionym elfom i prowadząc ich dusze „ku żyznym łąkom Otchłani”. Stworzenie, z którym ja jako mężczyzna z zakrytą przez kaptur twarzą i drewnianym kosturem byłem przedstawiony na wszystkich obrazach i rzeźbach w Etharalu.
Pojawienie się kuny było tym czego potrzebowałem by przypomnieć sobie, że przecież ja też byłem bogiem i choć posiadłem znacznie mniej ogromnych świątyń niż reszta - gdyż z reguły stawiano mi zamiast nich małe przydrożne kapliczki, aby czuwał nad podróżującymi nimi wędrowcami – to wciąż jedna z nich, choć z pewnością już mocno zasypana i opanowana przez ogromne pamiątki mieściła się w tym lesie. I z pewnością były w niej potrzebne nam w podróży rzeczy, gdyż w podzięce za bezpieczną podróż, starożytne elfy zostawiały w niej jako dary liczne rzeczy, które można było określić ogółem tylko jako ekwipunek poszukiwacza przygód. A teraz wystarczyło tylko tą świątynię znaleźć, a to wszystko byłoby do naszej dyspozycji.
-
Cześć śliczna, gotowa wybrać się ze mną w drogę? – spytałem z uśmiechem i pogłaskałem delikatnie kunę po łbie i szyi, co wyraźnie sprawiło jej przyjemność.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:40, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:50, 28 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Jako tako opanowując swoje paniczne myśli, oparłam się plecami o korą drzewa, przy którym siedziałam. Następnie wypuściłam sporą ilość powietrza z ust i przymknęłam oczy, żeby się uspokoić i rozluźnić. Chwilę później przypomniałam sobie o ataku, ogniu oraz moich ranach i niemal odruchowo dotknęłam brzucha, na którym była na najgorsza. Skrzywiłam się, czując że dotknięcie owego miejsca jeszcze pozostawia po sobie ból oraz zdając sobie sprawę z tego, że w tym przypadku nie obejdzie się bez blizny. Taki rany zawsze oszpecały ciało, dlatego kobiety nigdy się nie pisały do walki. Tylko ja byłam taka głupia, tak lekkomyślna. Jednak nie mogłam przestać. Takie coś, to że walczyłam i musiałam skupiać się na bitwie, odrywało moje myśli od przyziemnych spraw. Kiedy nie byłam wojowniczką, byłam zwykłą kobietą, z którą na pewno coś jest nie tak, skoro mając dwadzieścia sześć nadal jest dziewicą, nie ma męża, nie ma rodziny, a nawet chłopaka. W sumie sama czasem się tym załamywałam. Dopuszczałam wtedy do siebie myśli, że może jednak powinnam komuś się oddać, komukolwiek. Byleby tylko nie być tak...inną...odmienną...
Niechętnie podniosłam się z miejsca i właśnie wtedy dotarło do mnie, że leżałam na ubraniach Imaela. Niemal od razu zaczęłam go poszukiwać, w obawie, że coś mu zrobiłam, ale na szczęście nic mu nie było. Siedział po drugiej stronie drzewa, a na jego ramieniu tkwiła kuna leśna. Mimowolnie skojarzyłam ją z jednym z bogów i to tylko dlatego, że mama mi opowiadała te historie.
- Nie mówiłeś, że masz zwierzę - odezwałam się, znajdując się przy nim i opierając bokiem o drzewo, bo utrzymanie pionu bez podparcia wywoływało ból mojego ciała. Najwidoczniej używanie tych mocy ma więcej wad, jak zalet. A jakoś specjalnie mnie to nie cieszyło.
- Dzięki za zajęcie się ranami. Ruszamy? - dodałam po chwili, nie ruszając się z miejsca. Bardzo chętnie bym jeszcze się położyła i poszła spać, ale nie mogłam. Nie dość, że to zabierało mnie do przeszłości, to jeszcze często myliło mi się to z rzeczywistością. A teraz jeszcze powoli przenosiło się to na nagłe wizje w rzeczywistości. Jak tamta a drzewie, co myślałam, że mnie ktoś dusi, mimo że nikt tego nie robił.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:33, 01 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Słysząc głos Shayi odruchowo odwróciłem się w jej stronę i dokładne zmierzyłem ją wzrokiem od stup do głów. Wyglądała no cóż tak jak chyba każdy wyglądałaby w jej sytuacji czyli koszmarnie, ale na szczęście powstrzymałem się przed powiedzeniem tego na głos. Z pewnością w niczym by to nie pomogło, a tylko zdenerwowałaby Shayę, a ja chwilowo nie miałem zamiaru się z nią skupić. Zamiast tego wzruszyłem tylko ramionami co wyraźnie nie spodobało się siedzącej na jednym z nich kunie, która wydawszy z siebie niezadowolone warkniecie, wskoczyła mi na głowę. Nim jednak zdążyłem coś powiedzieć usłyszałem podziękowanie mojej towarzyszki co z kolei nie tylko mnie zdziwiło, ale i w jakiś dziwny sposób zmusiło mnie do ponownego przyjrzenia się miejscom, które dopiero co leczyłem.
-
Jeśli pozwolisz mi się nimi zajmować codziennie to nie zostanie ci nawet jedna blizna – rzekłem uśmiechając się lekko, by następnie pogłaskać lekko kunę na pocieszenie. – A co do niej to nie jest to mój zwierzak. Chyba po prostu mnie z kimś pomyliła, to pewnie przez te tatuaże, niemniej wydaje mi się, że szybko nas nie opuści – dodałem nadal nie spuszczając wzroku z elfki. Czy na pewno pomysł z ruszeniem w dalszą drogę był dobry? Nawet jeśli znajdziemy świątynię i weźmiemy potrzebne nam ziej rzeczy to co z tego skoro Shaya ledwo była w stanie ustać o własnych siłach? Chyba musiałbym ją tam zawlec, a to raczej nikomu z nas by się nie spodobało, nawet kunie.
-
Nie, zostajemy – odparłem z cichym westchnięciem przenosząc wzrok na ciągnący się przed nami niemalże w nieskończoność las – A przynajmniej TY zostajesz, ale nie tutaj. Zaraz poszukam artefaktu, a potem przeniesiemy się na inną polanę gdzie ty odpoczniesz, a ja poszukam czegoś co mogłoby nam w dalszej podróży. I żadnych protestów, może i jestem dziwny, ale jeszcze nie jestem ślepy. Widzę, że ledwo stoisz – dodałem powoli podnosząc się z ziemi i nie dając łowczyni żadnej szansy na choćby najmniejszy sprzeciw, szybkim krokiem skierowałem się na polanę gdzie rozpocząłem poszukiwania artefaktu. Nie było to co prawda proste, gdyż wszystko skrywał popiół, jednak w pewnym momencie dostrzegłem, że niedaleko miejsca, w którym mieliśmy ognisko coś błyszczy. Nie chcąc stracić tego miejsca z oczu, czym prędzej tam poszedłem, by chwilę później wygrzebać tam sposób popiołu artefakt. Nie był ani zniekształcony, ani też zniszczony w jakiś inny sposób, był jednak jakiś taki dziwny. Nie potrafiłem tego określić żadnymi słowami, jednak czułem, że już nigdy nie będzie tym czym był kiedyś. Czym w takim razie będzie?
Nie zastanawiając się nad tym, czym prędzej podniosłem z ziemi resztę naszych rzeczy i ruszyłem prosto przed siebie.
-
Chodźmy stąd – rzuciłem mijając Shayę i nawet się za siebie nie oglądając. Miałem już serdecznie dość tego miejsca.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:40, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:46, 02 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

To było co najmniej dziwne. Leśne zwierzęta od tak sobie nie myliły osób i nie wskakiwały na nikogo z tego powodu. Trzymały się od nas z daleka, bo wiedziały, że mogą skończyć martwe i w naszych żołądkach. Dlatego, nie panując nad tym gestem, uniosłam jedną brew do góry nie dowierzając w to, co powiedział Imael. Nie dopytywałam jednak, bo potrzebowałam go i wolałam mu już bardziej na nerwach nie grać. I tak chyba nie był zadowolony z mojego wyczyny, co w sumie potrafiłam zrozumieć. Pewnie tak samo bym reagowała, gdyby było zupełnie na odwrót.
- Nie trzeba. Rany nie są już groźne, a marnowanie energii na ich uleczenie tak, żeby nie było blizn jest bez sensu - wyjaśniłam, mając ochotę rąbnąć głową w drzewo. No co kto będzie chciał kobietę z blizną, ciągnącą się przez pół brzucha? - To, co byś przelał na mnie w celu uleczenia ran mogłoby zawierać tyle energii, ile potrzebne by nam było do przeżycia. Nie chcę tak ryzykować - dodałam, jakby na potwierdzenie tego, że to było najlepsze wyjście. Najgorsze miałam za sobą, teraz musiałam po prostu czekać, aż się zregeneruję całkowicie. Wiedziałam też, że jestem w kiepskim stanie i właśnie dlatego nie protestowałam, kiedy wspomniał o tym, że ja zostanę, a on pójdzie szukać nam zapasów, które niestety ja zniszczyłam.
- Znasz może jakieś zaklęcie powiązane z ziemią, dzięki któremu można by było w miejscu naszego postoju stworzyć krzaki bądź drzewa z jakimiś owocami? - spytałam, chcąc w dobry sposób skorzystać z mocy, którą posiadałam i odpłacić za te zniszczenia jakiś dokonałam nieświadoma tego, co robię. Sama nie miałam pojęcia jak wykorzystywać swoje umiejętności tak, żeby niczego nie zniszczyć i bez wykorzystywania inkantacji. Natomiast mój towarzysz na pewno miał o tym spore pojęcie skoro był magiem. Niestety mi nie odpowiedział, więc westchnęłam zrezygnowana i podążyłam za nim, starając się nie stracić równowagi. To było męczące, ale byłam w stanie to zignorować i skupić się na tym, aby nadążać za mężczyzną. Upewniłam się także, podążając za nim krok w krok, czy aby wszystko, co się uchowało przez płomieniami wzięliśmy.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Pon 12:50, 02 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:46, 05 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Słysząc pytanie Shayi odruchowo odwróciłem się w jej stronę i na moment zatrzymałem. Czy znałem zaklęcia związane z ziemi? A i owszem i to więcej niż reszty, tylko z reguły polegały one na kontrolowaniu martwej części ziemi. Gdy przychodziło do zmuszania roślin, by te podporządkowały się mojej woli szło mi znacznie gorzej. Prawdopodobnie, dlatego, ze przecież nie byłem bogiem życia, byłem bogiem tego co martwe i puste. Nie to co Eya, ona potrafiła wrócić życie i już zeschniętym, obumarłym roślinom, a leczenie ran było dla niej tak trudne jak podniesienie z ziemi drobnej gałązki. Gdyby łowczyni miała szczęście i znalazła się pod jej opieką, nie musiałaby się już nigdy w życiu martwić jakimikolwiek ranami bądź bliznami.
Oczywiście nawet tak mało utalentowana w stosunku do bogini osoba jak ja znała kilka prostych zaklęć, które z pewnością spełniłyby oczekiwania elfki odnoście owocowych drzew i krzewów, jednak po tym co spotkało nas zaledwie kilka godzin wcześniej, szczerze wątpiłem by uczenie ich Shayi było dobrym lub chociaż średnim pomysłem. Przecież ona nie tylko nie panowała nad mocą artefaktu, ale prawdopodobnie i nad sobą! A gdyby nauczyła się jak stwarzać rośliny w dodatku będąc w posiadaniu cząstki mocy Eyi… Bałem się choćby myśleć o tym co mogłoby się stać pod moją nieobecność. A na walkę ze wściekłymi, gigantycznymi sosnami, ochoty nie miałem.
-
Znam, ale nie będę cię ich teraz uczyć – odpowiedziałem wznawiając swój marsz. Jeśli tylko elfka zechciałaby w tym momencie zaprotestować, przygotowałem już sobie w głowie konkretną listę argumentów mających poprzeć moje postanowienie. Po pierwsze: i tak była zbyt wykończona i obolała by być w stanie się odpowiednio skupić się na rzucanym zaklęciu, po drugie: zupełnie nie posiadała kontroli nad swoją mocą, po trzecie: zużywając zbyt dużo energii mogłaby zrobić sobie sporą krzywdę, a po czwarte: zupełnie nie miałem ochoty na powtórkę z poprzedniego wieczoru. Nawet jeśli tym razem nie groziłoby mi spalenie to na tworzenie nowych, piekielnych bytów ochoty nie miałem. W zupełności wystarczały mi już twory Taratha.
Mijaliśmy kolejne identycznie wyglądające krzaki i krzewy, powoli kierując się w stronę wyjścia z lasu. Co prawda nadal dzielił nas od niego szmat drogi, ale choć kawałek bliżej zawsze znaczył, że przynajmniej tego jednego fragmentu drogi nie będziemy musieli dopiero pokonać w kolejnych dniach.
Co jakiś czas oglądałem się za siebie, by upewnić się czy elfka nadal za mną idzie i jak długo będzie jeszcze w stanie to robić. Aż w końcu doszedłem do wniosku, iż jesteśmy na tyle daleko od miejsca wczorajszej jatki, by móc ponownie rozłożyć jakiś obóz. Tylko gdzie? Kolejne miejsce, które na nasze obozowisko przewidziałem znajdowało się zdecydowanie poza naszym zasięgiem. Stanąłem, więc w miejscu i zacząłem się nerwowo rozglądać we wszystkie strony starając się przy tym przypomnieć gdzie powinniśmy iść. I w tym momencie przyszła mi z pomocą kuna, która przeskoczyła na moje prawe ramię, wyraźnie pokazując, że powinniśmy udać się we wskazanym przez nią kierunku. Bez żadnych protestów skręciłem, więc w prawo by już po chwili przedzierania się przez wysoką, pełną rozmaitych gatunków grzybów trawę, znaleźć się na niewielkiej, ale uroczej polance. Tak to miejsce idealnie nadawało się na tymczasowy obóz.
Z uśmiechem spojrzałem na kunę i szepcząc słowa podziękowania w języków starożytnych elfów, zacząłem ją delikatnie głaskać.
-
Tu rozbijemy nasz obóz – zwróciłem się po chwili z uśmiechem do Shayi i miałem jakieś dziwne wrażenie, że gdyby elfka czuła się choć trochę lepiej, na tę wieść aż zaczęłaby skakać z radości.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:41, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:36, 07 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

W pierwszym odruchu chciałam się go spytać dlaczego, ale chwilę później przypomniałam sobie zdarzenie sprzed kilku godzin. Ponownie widziałam w głowie te obrazy palonych wrogów, trawy i wszystkiego, co pojawiło się na drodze. Dodatkowo znowu ucieszyłam się, czując tę dominację i kontrolę nad wszystkim. Mogłabym kogoś zabić nawet bez mrugnięcia okiem i nawet by mi się to podobało. A to nie było dobrym pomysłem skoro coraz łatwiej przychodziło mi zatapianie się w świecie wyobraźni, która ciągnęła mnie nie tylko w przeszłość, pokazując to, co się wydarzyło, ale także w przyszłość, przypominając mi, że mogę zrobić dosłownie wszystko.
- Masz rację - odpowiedziałam tylko i właśnie wtedy się zatrzymał. Na początku myślałam, że chciał się na mnie spojrzeć z niedowierzaniem, ale po chwili zrozumiałam, że po prostu szukał drogi. A kiedy podążył w kierunku, który wskazywała kuna...no cóż, zaczęłam wątpić w jego racjonalną ocenę sytuacji. Ja rozumiem, że teoretycznie elfy i leśni mieszkańcy żyli w zgodzie i kiedyś zapewne skakali sobie razem po polanie w rytm rytualnych utworów, ale teraz polowaliśmy na zwierzęta, żeby się posilić. A takie postępowanie raczej nie zjednywało sobie innych. Nie odzywałam się jednak słowem, bo nie miałam siły. Coraz trudniej mi się szło, a zwłaszcza na trasie przez te wszystkie krzaki. Musiałam robić tak precyzyjne uniki, nie mogąc wskoczyć na drzewo, żeby tak podróżować, że jedynie skupienie było w stanie utrzymać mnie na nogach. Dlatego odetchnęłam z ulgą, kiedy wreszcie znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu. Niemal od razu położyłam się plecami na trawie i spojrzałam w czyste, niebieskie niebo. Jakoś tak mnie wciągnął ten widok i prawie zapomniałam o swoim towarzyszu.
- Co masz zamiar teraz zrobić? - spytałam w końcu przenosząc na niego swoje oczy, które do tej pory były zaabsorbowane błękitną wstęgą u góry. Nie mieliśmy prowiantu (przeze mnie), nie mieliśmy tego, co wzięłam z domku (znowu przeze mnie) i tylko jedno z nas mogło poszukać wszystkiego, czego nam brakowało (no i teraz zaskoczenie...także przeze mnie). Miałam ochotę podejść do drzewa i rąbnąć się o nie swoją głową, bardzo boleśnie.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:06, 13 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Co miałem zamiar zrobić? No cóż przez moją wspaniałą towarzyszkę niestety nie posiadałem zbyt wielu możliwości. Wyprawa do świątyni wydawała się mi jedyną sensowną opcją nawet jeśli miałem zupełnie sam, nadal ranny po ataku demona i wykończony po nocnej walce i leczeniu, mierzyć się z jej nowymi klekoczącymi i syczącymi lokatorami. W zasadzie dźwięk wydawany przez ogromne, jadowite pająki wydawał mi się być zawsze połączeniem obydwu tych dźwięków, jednak elficcy łowcy zawsze potrafili je rozróżnić. Podczas gdy klekot był tylko ostrzeżeniem, syk oznaczał przypuszczenie ataku, innymi słowy: słyszało się ciche klekotanie lub syczenie – uciekało się póki jeszcze było można. No chyba, że pająk rzucił w ciebie wielką i niezwykle szybko zastygającą siecią zupełnie tak jakby zarzucał wędkę. Wtedy nic już nie dało się zrobić – trafiony taką linką nieszczęśnik niemalże natychmiast był przyciągany przez zaskakująco silne odnóża pajęczaka, a teraz czym prędzej owijał swój obiat w sieć. Co działo się dalej wie każdy kto obserwował kiedyś co działo się w załapaną sieć muchą.
-
W tym lesie znajduje się jeszcze jedna świątynia, jeśli dopisze mi szczęście znajdę tam potrzebne w naszej wyprawie rzeczy. Spokojnie, mam zamiar je później oddać – odpowiedziałem elfce po czym dokładnie się jej przyjrzałem. No tak najpierw sam skrytykowałem ją za to, ze rusza to co do niej nie należy, a teraz mam zamiar zrobić to samo, a przynajmniej tak to wyglądało z jej punktu widzenia, bo tak naprawdę to rzeczy były moje, w końcu zostały mi przed laty złożone w ofierze. Ale tego jej powiedzieć nie mogłem jeśli nie chciałem zdradzić jej swej prawdziwej tożsamości. A nie chciałem, brakowałoby jeszcze tylko tego by stwierdziła, ze zupełnie oszalałem, poza tym i tak za sobą nie przepadaliśmy, a ona mogła w każdej chwili zginąć, więc czemu miałbym marnować swój cenny czas na wyjaśnianie jej wszystkiego? Znacznie prościej i lepiej było poczekać aż sama się wszystkiego domyśli.
-
Jak wrócę to nauczę cię czegoś o tych znakach – dodałem zmieniając temat i pokazując na wytatuowane na swej twarzy symbole oraz te, które powstały na ręce łowczyni w skutek zetknięcie się z mocą artefaktu. – Powinno pomóc ci to kontrolować tę moc, o ile w ogóle jesteś lub będziesz w stanie ją kontrolować - dodałem odradzając się powoli na pięcie. Jeśli chciałem wrócić tu przed zmrokiem, musiałem czym prędzej ruszać, inaczej byłbym zmuszony przedzierać się przez las jeśli i nie pozawalane korytarze świątyni po ciemku. A poza tym nie starczyło tylko zebrać potrzebnego do wyprawy ekwipunku, musiałem jeszcze znaleźć jakieś źródło czystej wody i coś do jedzenia. Szczerze wątpiłem w to by choćby i tym Shaya była w stanie się tym zająć, przecież ona ledwo stała...
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:41, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:31, 14 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Nie miałam zamiaru go zatrzymywać ani protestować, bo wiedziałam, że miał rację. Potrzebowaliśmy wszystkiego, co nieumyślnie spaliłam podczas mojego napadu. Nie chciałam, ale niestety to zrobiłam i teraz musieliśmy łapać się pierwszej lepszej deski ratunku. Westchnęłam więc zrezygnowana i pozwoliłam mu oddalić się bez żadnej kłótni czy sporu pomiędzy naszą dwójką. Zostałam sama i wreszcie poczułam się naprawdę swobodnie. Mogłam wszystko na spokojnie przeanalizować i właśnie za to się brałam. Miałam w sobie nieograniczoną moc. Nie miałam nad nią panowania, natomiast wyglądało na to, że ona miała nade mną. We śnie podrzucała mi wizje z przeszłości. Historie, których wcale nie chciałam znać od tej strony. Słyszałam opowieści, ale nie chciałam mieć dowodów na to, że były prawdą. Do głowy podrzucała mi naprawdę nieprzyjemne myśli. Niemal słyszałam jak dosłownie karze mi niszczyć wszystko i zabijać każdego na swojej drodze. Pchała mnie w najciemniejsze zakamarki mojego jestestwa i czułam się z tym jednocześnie dobrze, i jednocześnie okropnie. Chciałam uwolnić z siebie ten mrok i nie chciałam tego zrobić. W zasadzie to chociaż podróżowanie z Imaelem mi się nie podobało, to dobrze zrobiłam. Nie mogłam zrzucać na Opiekuna i pozostałych mieszkańców wioski tego ciężaru. Już lepiej było obarczyć nim przypadkowego elfa, który właśnie tej mocy potrzebował.
- Dobra Shaya, bierz się do roboty! - zwróciłam w końcu samej sobie uwagę i podniosłam się z miejsca. Wszystko mnie bolało, ledwo trzymałam się na nogach, ale to nie był pierwszy raz. Kiedy byłam młodsza Althorn nie szczędził mi treningów. Nie litował się nade mną, a nawet wyżywał. Nie raz i nie dwa traciłam przytomność podczas ćwiczenia z nim i budziłam się u znachorek. Często powtarzały mi, że powinnam kilka dni odpocząć, a ja zamiast tego szłam na polowanie. Dlatego, wiedząc że tylko ja jem tutaj mięso, zdecydowałam się je zdobyć. Nie było to łatwe i dodałam sobie wielu ran na ciele, ale w końcu przyniosłam nadzianego na strzały zająca, który był co prawda dla dwóch osób, bo mimo wszystko nie wiedziałam czy Imael jednak nie spróbuje, ale nie był na tyle duży, że nie byłabym w stanie na siłę go wcisnąć w siebie. Nie miałam jednak na razie zamiaru go przygotowywać, bo musiałam także zająć się znalezieniem czystej wody. Jedyną negatywną cechą tej polany był brak strumyka czy jeziora, które mieliśmy w poprzednim miejscu.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:31, 22 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Świątynia, moja świątynia była położona znacznie bliżej centralnej części lasu niż pamiętałem przez co dotarcie do niej zajęło mi znacznie więcej czasu niż mógłbym przypuszczać. Na całej szczęście chroniąca ją przez stulecia magia nadal w niewielkim stopniu pozostała związana z jej murami, dzięki czemu światło mego kostura odpowiedziało na wezwanie wyrytych na murach świątyni run. Prawdopodobnie tylko dzięki temu udało mi się dotrzeć do skrytego pod listowiem i pnączami, niegdyś pięknego wejścia, gdyż za każdym razem gdy skręcałem w złym kierunku, złociste światło spowijające mój kostur momentalnie gasło i powracało dopiero gdy wróciłem na dobrą drogę.
A gdy w końcu znalazłem się nad ukrytym przez lata przez las wejściu mój kostur lśnił tak jasno jak wznoszące się coraz wyżej na niebie słońce, obwieszczające mi zbliżanie się południa.
Mój wzrok mimowolnie omiótł niegdyś piękną i porośniętą specjalnie sadzonymi tu co roku przez elfy kwiatami polanę, która teraz zmieniła się w istną, naturalną dżunglę. Gdzieniegdzie dało się jeszcze dostrzec wyjątkowo zniszczone, niegdyś przez lata rzeźbione kamienne figury przedstawiające elfie maginie i wojowników, którzy wznosili swe bronie ku niebu jako ostrzeżenie dla wszystkich gości, że jest to miejsce święte i wszelkie złe czyny nie będą tu tolerowane. Na głowie jednej właśnie z takich rzeźb usiadła sobie towarzysząca mi dotąd kuna, a ja wziąwszy głęboki oddech zacząłem recytować niezwykle śpiewną i długą inkantację, w której prosiłem duchy lasu, aby oczyściły wejście do świątyni. I choć wszystko wyglądało na naturalne dzieło czasu i natury, doskonale wiedziałem o tym, że wejście do świątyni zostało schowane przez chcące uchronić przed zniszczeniem przez ludzi to miejsce elfy i tylko magia pozwoli na nowo odkryć prowadzące w głąb ziemi schody.
Gdy w końcu wypowiedziałem ostatnie słowa zaklęcia w starożytnym języku mego ludu, niemalże natychmiast poczułem jak znajdująca się pod moimi stopami ziemia zaczęła się poruszać, a kolejne korzenie i rośliny zaczynają się cofać powoli odsłaniając pokryte ziemią i grubymi pajęczynami ściany, niegdyś całe pokryte niezwykle pięknymi i zdobnymi, magicznymi runami. Czując niewielki ciężar, który znów usadowił się na moim wciąż obolałym ramieniu, jeszcze raz spojrzałem na zniszczone rzeźby kamiennych strażników polany, po czym uważnie nasłuchując postawiłem swe stopy na pierwszym z prowadzącego do leża pająków stopni. Na całe szczęście nie usłyszałem jeszcze ani żadnego niebezpiecznego syknięcia, ani też nieprzyjemnego, ostrzegawczego klekotania, co znaczyło mniej, więcej tyle, że może uda mi się dotrzeć do pierwszej ze świątynnych sal nim spotkam się z jej nowymi, obrzydliwymi lokatorami. I choć czułem jak z każdym kolejnym pokonywanym przeze mnie stopniem towarzysząca mi kuna zaczyna coraz to bardziej nerwowo rozglądać i wczepiać się w me ramie ostrymi pazurami, nie miałem wyboru – musiałem iść dalej w dół i głąb tego niegdyś pięknego, a teraz iście przerażającego miejsca.
Połyskujące pod mchem i pajęczynami runy tworzyły teraz dziwaczne kształty przypominające czające się w mroku i czekające na jeden nieostrożny ruch potwory, zaś odbijające się echem w ciemności kapanie wody tylko bardziej tą nieprzyjemną i demoniczną atmosferę pogłębiało. Gdzieś tak w połowie schodów, jedynym towarzyszącym mi źródłem światła pozostał mój kostur i połyskujące od czasu do czasu runy, a ja poczułem jak na moich rękach pojawia się gęsia skórka wywołana zimnym podmuchem niosącego zapach śmierci i stęchlizny powietrza. A gdy tylko dotarłem do rozległej, niegdyś przepięknej i marmurowej sali, na której środku stały dwie wspaniałe choć zniszczone i pokryte nierozpoznawalnym w słabym świetle czymś rzeźby kapłanek trzymających misy, w których winien palić się rozpraszający mrok ogień i której ściany pokrywały niegdyś przepiękne, wykonane ze złota i klejnotów mozaiki przedstawiające różne sceny z życia Falerela, teraz cały pokryte jakimś dziwnym grzybem i pajęczynami, usłyszałem to nieprzyjemne i mrożące krew w żyłach w tych absolutnych ciemnościach klekotanie, które zmusiło mnie do mimowolnego spojrzenia w górę. I choć rozpraszające mroki, teraz błękitne światło mego kostura nie było na tyle jasne by dać mi możliwość dokładnego przyjrzenia się znajdującego się nade mną sufitowi, nadal byłem w stanie dojrzeć zwisające z niego, ogromne ilości pozawijanych w kokony resztek ciał jakiś istot i niemal niekończącą się plątaninę sieci. Wiedziałem, że tam, wśród nich czają się ich klekoczący twórcy, którzy tylko czekają na odpowiednią okazję by rzucić się do ataku na kolejnego, lekkomyślnego zwiedzającego to przerażające miejsce śmiałka. Jasnym stało się dla mnie, że to nie świątynię przed ludźmi zamykając i ukrywając wejście do niej elfy chciały chronić, a las przed jej nowymi lokatorami. A ja pomimo ogromnej chęci rzucenia się do ucieczki, musiałem iść dalej w głąb świątyni, wprost na spotkanie z tymi ośmionogimi potworami.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:41, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:06, 23 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Słońce wspinało się coraz wyżej po drabinie, celując w najwyższy punkt na niebie. W moich dłoniach tkwiła spora kłoda drewna, z której miałam zamiar zrobić prowizoryczną miskę. Sięgnęłam więc po sztylet i zaczęłam dłubać w bali, starając się zrobić jak największe wgłębienie, aby więcej wody się tam zmieściło. Przypuszczałam, że zanim Imael zdoła wrócić, ja dam radę skończyć swoją robotę. Starałam się jednak wykończyć to jak najszybciej, aby zmrok mnie nie złapał. Dlatego już mniej więcej po dwóch godzinach miałam to, co sobie wyobraziłam i mogłam ruszyć z miejsca. Niemal od razu moje kości pstryknęły, dając znak, że zasiedziałam się w miejscu i mimowolnie skrzywiłam się, słysząc ten trzask. Szybko jednak wyrzuciłam to ze swojej głowy i ruszyłam tam, gdzie widziałam strumyk. Dotarłam tam w mniej więcej trzy do pięciu minut i nabrałam do kłody już z dziurą wody. Następnie równie spokojnym tempem ruszyłam w drogę powrotną do obozowiska, zbierając po drodze znane mi owoce na przekąskę.
Mojego towarzysza nadal nie było z powrotem i nieco zaczęłam się tym niepokoić. Wiedziałam, że był silny, ale jednak mimo wszystko taka długa nieobecność mogła świadczyć o jakimś niefortunnym wypadku. Do tej pory pamiętałam dzień, w którym tak czekałam na swoją mamę, a ta nie wracała, nie było jej nawet w połowie nocy. Dopiero następnego dnia ówczesny Opiekun wioski powiadomił mnie o jej śmierci podczas zbierania ziół. Teraz czułam się podobnie. Obawiałam się, że Imael nie wróci, a nie mogłam ruszyć na jego poszukiwania. Nie byłam w stanie. Nadal miałam obolałe i wykończone takim wybuchem ciało. Usiadłam więc na swoim miejscu, odstawiłam zapas wody na bok i spojrzałam na upolowaną zdobycz, której jeszcze nie usmażyłam. Kultura nakazywała poczekać na towarzystwo, w którym się przebywało, nawet jeśli nie jadło mięsa.
Czekając na Imaela zajęłam się obserwowaniem nieba. Nie było ono interesujące. Jedynie białe chmury płynęły swoim standardowym szlakiem, nie mająca nawet celu swojej wędrówki. Ja miałam, ale tak naprawdę go nie znałam. Wiedziałam, że podążamy gdzieś, gdzie coś miało mi pomóc z opanowaniem mocy, ale nie miałam pojęcia, gdzie to było. Nie było to przyjemne. Zazwyczaj miałam świadomość tego dokąd zmierzam i byłam pewna, że to, co chcę, uda mi się zdobyć, a teraz? Nie miałam pewności czy wytrzymam do czasu dotarcia na miejsce. Nie miałam pojęcia czy faktycznie to mi pomoże. Nie miałam pojęcia czy po drodze nie zgubię samej siebie i to mnie przerażało. Nigdy tak nie miałam.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:46, 29 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Im bardziej zagłębiałem się w stare, niegdyś piękne, a teraz mroczne kotarze swej świątyni tym na więcej pokruszonych kawałków sufitów, zapadniętych posadzek i zniszczonych przez drzewa ścian trafiałem. A wszystko to spowite było coraz do gęstszą pajęczyną, obok której miałem coraz to większy problem przejść. Wiedziałem, że nie mogę jej dotknąć, gdyż z pewnością skończyłoby się to przyklejeniem się do niej niczym zwykła mucha lub co gorsza atakiem całego stada tych ośmionogich, jadowitych istot. I choć z każdym kolejnym krokiem towarzyszyło mi coraz to głośniejsze i zniecierpliwione klekotanie, to nadal trzymałem się tej resztki nadziei, mówiącej mi, że jednak uda mi się zabrać stąd to po co przyszedłem i wyjść bez ani jednego zadrapania więcej. Moja znajoma kuna najwyraźniej mojej nadziei nie podzielała, gdyż już od dłuższego czasu siedziała cała schowana pod wszystkimi zakrywającymi mój tors ciuchami, niemiłosiernie wbijając swe długie i ostre pazury w nadal nie do końca zaleczony ślad po nocnej walce z demonem.
To wszystko sprawiło, że towarzyszący mi dotąd smutek związany z upadkiem Etharalu zaczął zmieniać się w coraz to większą i niepochamowaną wściekłość. Nie potrafiłem spokojnie przyjąć do wiadomości tego co ujrzałem gdy znalazłem się w jednym z głównym korytarzu swej świątyni prowadzącym do sali, w której miały znajdować się wszystkie potrzebne mi i Shayi w podróży rzeczy. Niegdyś piękne, zdobione runami o identycznym kształcie co znajdujące się na moim ciele tatuaże ściany teraz cały były pokryte warstwą jakiegoś czarnego grzyba, grubych pajęczych sieci i gdzieniegdzie ozdobione starymi, ubranymi w zniszczone już przez czas szaty, reszkami poprzyczepianych do sieci ciał. A otaczający to wszystko smród był wprost nie do zniesienia.
W jednej chwili poczułem, że chcę odpłacić się tym przebrzydłym pajęczakom pięknym za nadobne i zupełnie nie zwracając uwagi na lekko drgające wokół mnie sieci, zacisnąłem mocniej dłoń na swoim kosturze i zamknąwszy oczy przywołałem do siebie, trzymaną dotąd na smyczy i głęboko ukrytą boską moc. O razu poczułem jak moje ciało wypełnia błogie ciepło, a gdy otworzyłem swe oczy te nie miały już białek, tęczówek czy źrenic lecz całe składały się z falującego złoto-zielonego ognia. Ognia, którym teraz płonął mój cały kostur. A gdy uderzyłem nim o ziemię od razu obudziłem od dawna uśpione runy, które również zapłonęły podobnym ogniem. Trawił on wszystko to co dotąd zasłaniało wyrzeźbione na ścianach runy, żywiąc się pozostawionymi na ścianie ciałami i dając mi siłę, która okazała się być znacznie bardziej potrzebna niż mógłbym przypuszczać. Przekonałem się o tym gdy tylko z hukiem otworzyłem grube, kamienne wrota prowadzące do celu mej podróży, a pajęczy klekot zmienił się w głośny syk. Nie musiałem nawet rozglądać się by wiedzieć, że niegdyś marmurowe, a teraz czarne ściany całe są pokryte czekającymi tu na mnie wśród swych sieci pająkami. Jednak tym co zmartwiło mnie najbardziej była ogromna, trzymetrowa, włochata kula stanowiąca odwłok pajęczej królowej. Wyraźnie głodnej pajęczej królowej, z której szczękoczułek na mój widok zaczął skapywać palący nawet kamień jad. Jednak ten widok zamiast mnie przerazić tylko powiększył mój gniew. Nikt nie miał prawa tak bezczelnie niszczyć mojej świątyni, a już tym bardziej nie przerośnięty pająk.

***

Z trudem stawiałem kolejne kroki opierając większość swego ciężaru na podniszczonym jadem kosturze. W niegdyś prostym i niczym nienaruszonym kawałku drewna znajdowały się teraz dwie dziury o szerokości małego palca – ślad po ataku jednego ze sług królowej. Identyczne dwie dziury znajdowały się też na mojej lewej ręce, którą pokrywała od łokcia do dłoni gruba warstwa krwi zmieszanej z jadem, bandażami, resztkami całego podartego odzienia i odrobiną jakiejś znalezionej w świątyni maści. I chociaż był już środek nocy, a ja byłem wyczerpany to tego dnia odniosłem zwycięstwo. Pozbyłem się całej pajęczej kolonii ze swej świątyni, a na moich plecach wisiał teraz choć stary to zachowany niemal w nienaruszonym stanie plecak podróżny wypełniony po brzegi najpotrzebniejszymi w podróży rzeczami takimi jak bandaże, urania, bukłaki, krzemienie czy nawet prowizoryczny namiot. Spakowałem tam wszystko co wydało mi się choć w niewielkim stopniu przydatne, a wszystkich tych rzeczy strzegła moja przyjaciółka kuna, która radośnie teraz powarkiwała starając się mnie pogonić. W końcu powinienem wrócić już dawno temu i zająć się łowczynią. Niezależnie od tego czy podobał mi się ten pomysł czy nie.
-
Wróciłem. Jest coś na kolację? – spytałem wchodząc na robiącą nam za obóz polankę, by następnie zrzucić z pleców plecak – co wyraźnie nie spodobało się kunie, która z warknięciem wdrapała się na drzewo - i z trudem usiąść pod drzewem.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:41, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:01, 29 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Słońce coraz niżej schodziło na niebie, a Imaela dalej nie było witać. Zaczynałam mieć obawy o to, czy nie uciekł. W sumie nie dziwiłabym mu się. Po tym, jak straciłam panowanie nad sobą i spaliłam wszystko, co mi stanęło na drodze, mógł poczuć się zagrożony. Widziałam efekty tego wybuchu. Wszystko było spalone, nawet ziemia chrupała nam pod stopami tak, jakbyśmy deptali po kościach zwierząt i ludzi. Gdyby mężczyzna nie stał obok mnie, to jego też by dosięgnęły te płomienie i nie miałby jak uciec. Czułabym się potem okropnie z tym, że go zabiłam, ale w tamtym momencie myślałabym tylko o jeszcze lepszej zabawie. Nie mogłam używać tych mocy, nie powinnam była nawet, jeśli były w stanie nam pomóc. One były niebezpieczne i przez nie, i ja byłam niebezpieczna.
Kiedy już było całkowicie ciemno, a mężczyzny nadal nie było, uznałam że zrezygnował z mojego towarzystwa. Zabolało mnie to, bo teraz byłam skazana tylko na siebie, a to znaczyło, że oszaleję. Chciałam uciekać. Chciałam, żeby coś, albo ktoś mnie w jakikolwiek sposób zabił. Nie chciałam zabijać bez potrzeby i dla zabawy. Robiłam to tylko po to, żeby mieć co do jedzenia i w razie niebezpieczeństwa. Próbowałam znaleźć jakiś sposób na pozbycie się tej mocy. A kiedy nie mogłam, stwierdziłam że pójdę spać. Położyłam się z głową na kamieniu i chciałam oddać się w objęcia Morfeusza, ale nie mogłam. Uznałam więc, że zajmę się wypatroszeniem zająca i usmażeniem jego mięsa nad ogniem. Tak się oddałam temu zajęciu, że prawie zapomniałam o tym, aby przemyć owoce, które zebrałam dla Imaela. Nawet jeśli on nie wróci, to ja też mogłam to zjeść. Dlatego podczas gdy zwierzę wisiało nad płomieniami, ja przepłukałam owoce jak najdokładniej. A gdy wszystko było gotowe, usłyszałam czyjeś kroki. Niemal od razu dobyłam jeden ze swoich krótkich mieczy, przygotowując się do ataku, lecz zamiast wroga dostrzegłam swojego dotychczasowe towarzysza, co wywołało we mnie uczucie nieopisanej ulgi. Nie tylko dlatego, że nie był nieprzyjacielem, ale też dlatego, że jednak mnie nie zostawił.
- Mam zająca na rożnie i owoce z boku. Zjesz tak jak poprzednio tylko owoce czy skusisz się na... - zaczęłam, ale właśnie wtedy dostrzegłam jak on wyglądał. - Co to do cholery jest? - spytałam, niemal wrzasnęłam zaskoczona i podbiegłam do niego, spoglądając na rękę. Miał tam dwie dziury wywołane kwasem i wyglądające koszmarnie. - Pokaż mi to - rozkazałam, po czym złapałam plecak i zaczęłam grzebać w nim.Wyciągnęłam opatrunki, ale żadnych ziół tam nie było. Przejrzałam więc te, które udało mi się zebrać po drodze i szybko znalazłam te łagodzące takie poparzenia. - Żuj - dodałam stanowczym tonem, wpychając mu w usta zielsko i czekając aż skończy. Zrobiłabym to sama, ale nie wiedziałam czy nie obrzydziłaby go moja ślina. Ja nie miałam z tym problemu, dlatego jak tylko uznałam, że wystarczy nakazałam mu wypluć to na moją dłoń i delikatnie rozsmarowałam na ranach, starając się nie sprawić mu za dużo bólu. Gdy skończyłam, owinęłam mu rękę bandażami i spojrzałam w twarz. - Poczekaj aż zaczniesz to leczyć, jesteś wykończony i dzisiaj nie masz wyboru, zjesz mięso - mówiłam wszystko pewnym głosem, który dawał jasno do zrozumienia, że sprzeciwu nie przyjmę. Chwilę później zdjęłam znad ognia zająca, podzieliłam jego mięso na dwie menażki i jedną podałam mężczyźnie. - Jeśli sam tego nie zjesz to nakarmię cię - wtrąciłam, zajmując miejsce obok niego. - Smacznego - dodałam, po czym zajęłam się posiłkiem, obserwując elfa czujnym wzrokiem.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:23, 29 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Zaskoczony reakcją Shayi mimowolnie spojrzałem na swoją rękę nim elfka zdążyła ją pochwycić w swoje dłonie i zacząć niemal wykrzykując kolejne pytania i rozkazy zajmować się zadaną mi przez pająka raną. Nawet nie próbowałem protestować czy się z nią kłócić gdy łowczyni dosłownie wepchnęła mi do ust te paskudne, gorzkie liście, które chwilę później z nieukrywaną radością wyplułem. I choć znałem o wiele lepsze i szybsze sposoby uleczenia ran tym razem pozwoliłem zająć się nimi w typowy śmiertelny sposób gdyż na używanie magii leczącej nie miałem za bardzo ochoty. Do profesjonalnego opatrunku dodałem jednak od siebie jedną rzeczy – konkretnie ignorując słowa łowczyni dotyczące mojego posiłku i tego jak go spożyję, powoli podniosłem prawą rękę do ust i z całej siły ugryzłem się w kciuk tak by mieć pewność, że ten zacznie krwawić. A gdy tak się już stało rozsmarowałem swoją krew na palcu wskazującym tejże ręki i zacząłem z jej pomocą kreślić na bandażu w miejscu gdzie znajdowały się rany podobne do moich tatuaży lecz inne symbole i znaki w kształcie skomplikowanych zawijasów. Był to zupełnie inny rodzaj magii niż ta, której zazwyczaj używałem do leczenia ran, korzystająca w niewielkim stopniu z moich boskich mocy i mych sił witalnych. Dzięki temu miałem pewność, że w żadną z moich nowych ran nie wda się zakażenie i ślady po pajęczym jadzie zagoją się znacznie szybciej, a ja nie zmęczę się za bardzo.
Dopiero gdy skończyłem spojrzałem na Shayę, a później na swój posiłek, z którego wyjadłem tylko owoce, zaś mięso odsunąłem od siebie z bezczelnym uśmiechem.
Nie zjem tego, nie zmusisz mnie – odparłem przeciągając się lekko i cicho cmokając by siedząca na drzewie kuna do mnie przyszła. Ta niestety tylko cicho warknęła i wspięła się jeszcze wyżej. Z cichym westchnięciem oderwałem swe spojrzenie od drzewa zastanawiając się przy tym jak długo zwierzak ma zamiar się jeszcze boczyć za to niegroźne rzucenie plecakiem. Godzinę? Dzień? Miesiąc? A może mięso królika było dobrym prezentem na przeprosiny?
Planując sprawdzić swą teorię jeśli tylko siedząca obok mnie, władcza elfka postanowi jednak spełnić swą groźbę i mnie nakarmić, usadowiłem się trochę wygodniej na ziemi i poprawiłem pozostałości swoich ubrań. I choć w plecaku znajdowały się zdecydowanie porządniejsze i o dziwo bardzo dobrze zachowane, choć trochę już wyblakłe ciuchy to raczej mało prawdopodobnym było bym je jeszcze tej nocy na siebie włożył. W końcu po walce z pajęczą królową i jej poddanymi nie byłem zbyt czysty i przed ubraniem na siebie świeżych rzeczy wolałbym się najpierw wykąpać, a znalezione w świątyni szaty należałoby przed włożeniem na siebie przeprać. My zaś nie mieliśmy na tej polance żadnego jeziorka, które by to umożliwiło, a nawet gdyby faktycznie tak było to i tak raczej trudno byłoby mi nie zamoczyć podczas kąpieli tego świeżo zrobionego opatrunku.
-
Znalazłaś tu jakieś strumień lub jezioro, w którym mógłbym się rano przemyć? Wskażesz mi jego kierunek? – spytałem odwracając się w stronę Shayi. - Bo teraz raczej mnie tam nie zaprowadzisz i nie pomożesz mi się umyć bym nie zamoczył tego opatrunku prawda? – dodałem wiedząc, że jest to pytanie retoryczne. W końcu mało prawdopodobnym było by Shaya zgodziła się coś takiego zrobić. Znaliśmy się zaledwie dwie doby i nie przepadaliśmy za sobą. Już fakt, że w ogóle zajmowaliśmy się nawzajem swymi ranami był bardziej spowodowany potrzebą by ta druga strona była cała na czas podróży niż jakąkolwiek troską o jej stan.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:41, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:02, 29 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

On naprawdę nie wierzył w to, że ja zrobię to, co powiedziałam. Nie znał mnie jeszcze. Byłam uparta i jeśli naprawdę uznam, że tego potrzebuję, to zrobię wszystko, aby osiągnąć taki cel, jaki potrzebowałam. Nie zdziwiło mnie jednak, że odsunął talerz i zajął się tylko owocami. Nie miał tylko pojęcia, że znam dwa dodatkowe sposoby na to, żeby to zjadł. Jeden był normalny, drugi na pewno by mu się nie spodobał, chociaż przypuszczam, że właśnie końcowo będę musiała go użyć.
Kuna, na całe szczęście, obraziła się tak mocno na Imaela, że nie miała zamiaru stawać w jego obronie i rzucać się na mnie, kiedy przesadzę. Dlatego nie czekałam na moment, w którym zwierzę jednak zmieni zdanie i wskoczy na swojego towarzysza. Złapałam mięso w dłonie i na siłę wepchnęłam je do ust mężczyzny, nawet nie myśląc nad tym jak on to odbierze. Był zszokowany, widziałam to w jego oczach, bo właśnie to umożliwiło mi wykonanie tego gestu. Nie pomogło to jednak za dużo. Elf po prostu wyciągnął to z ust i zaczął wołać kunę, co mnie mocno podirytowało.
- Nie waż się tutaj teraz złazić! - warknęłam na zwierzę, które to w odpowiedzi się zjeżyło i po wydaniu kilku bliżej nieokreślonych dźwięków schowało w dziupli, zostawiając naszą dwójkę.
- Ostrzegałam cię - dodałam stanowczym głosem, po czym włożyłam w usta mięso. Następnie bez żadnych oporów wpiłam się w usta mężczyzna, wpychając mu na siłę jedzenie do ust i nie oddalając się. Nie miałam zamiaru oderwać się od niego, dopóki nie przełknie tego jedzenia. Wiem, że pewnie zrobiłam sobie tym z niego wroga, ale potrzebował tego. Był wykończony. Nie dość, że wczoraj musiał użyć dwa razy więcej mocy, żeby jeszcze mnie uspokoić, to jeszcze dzisiaj najwidoczniej stoczył bardzo zażartą walkę. Nie obchodziło mnie więc jak bardzo znienawidzi mnie za ten czyn. Ważne dla mnie było, żeby następnego dnia był w pełni sił, abyśmy mogli ruszyć dalej. Czułam się coraz gorzej. Rany na ciele były bolesne, ale nie miały na mnie większego wpływu. Natomiast ta moc i to, co było wraz z nią...Cała historia świata, wszystko czego ten artefakt był świadkiem, to mnie przerastało. Naprawdę nie wiedziałam jak długo mój umysł będzie umiał rozróżniać rzeczywistość od wspomnień i jak długo moja psychika wytrzyma. Musiałam jak najszybciej znaleźć się przy tym jeziorku, który miał mi pomóc i skorzystać z niego.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:00, 29 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Cudowne święte zwierzę, towarzysz jakich mało. Wystarczy jeden krzyk przypadkowej elfki, a to już zamiast pomóc swemu panu wspina się tylko wyżej i bardziej obraża. I znając życie na mnie, bo czemu by nie, przecież to ja kazałem Shayi tak na kunę nakrzyczeć. Och dzięki Ci Eyu za tak wspaniały dar…
Moje złorzeczenie w myślach na przyjaciółkę przerwały słowa łowczyni, na które w żaden sposób nie zdążyłem zareagować, gdyż już po chwili w moich ustach znalazł się kolejny kawałek mięsa, a ja zszokowany patrzyłem w zielone tęczówki Shayi. Trzeba jej przyznać, że sposób, który sobie wymyśliła by zmusić mnie do zjedzenia tego królika był bardzo oryginalny, jednak mimo wszystko nawet gdybym nie był bogiem to byłoby lekkie przegięcie. A przecież byłem i nie życzyłem sobie by ktoś tak okrutnie naruszał moją przestrzeń osobistą tylko i wyłącznie po to by zmusić mnie do zjedzenia czegoś na co zupełnie nie miałem ochoty!
Gdy w końcu udało mi się wyjść z szoku i pogodzić z całą tą sytuacją i tym, że raczej już w żaden sposób nie uda mi się wykręcić od spożycia mięsa i sprawieniu smutku Eyi, przepraszając w myślach boginię lasu i powstrzymując odruch wymiotny przełknąłem to nieszczęsne mięso w takiej wersji w jakiej się w mych ustach znalazło. No bo przecież przez znajdującą się zdecydowanie za blisko łowczynię nie miałem nawet za bardzo jak tego pogryźć. I może dobrze, gdyż pewnie i tak nie byłbym w stanie się do tego zmusić.
Następnie zupełnie nie zwracając uwagi na łączący się z tym ból, ułożyłem szybko dłonie na ramionach elfki i z całej siły ją od siebie odepchnąłem.
-
Ma veena Suledin! Odbiło ci?! – krzyknąłem spoglądając groźnie na swoją towarzyszkę i dosłownie wbijając palce w jej ramiona. Chciałem by wyjaśniła mi co to wszystko ma znaczyć, a nie zwyczajnie z triumfalnym uśmieszkiem sobie poszła. Jeśli ośmieliłaby się to zrobić z pewnością bez słowa opuściłbym jeszcze tej nocy polane i już nigdy nie wrócił. A skazana na siebie łowczyni z całą pewnością niedługo straciłaby nad sobą panowanie i oszalała i umarła. Nie mogłem do tego dopuścić, nie po tym jak zmusiłem się do zjedzenia tego cholernego mięsa! W końcu obiecałem Eyi, że pomogę tej elfce niezależnie od tego jak wielką idiotką i ignorantką była. Miałem dać jej możliwość zdobycia potrzebnej do kontrolowania mocy artefaktu wiedzy i po to stoczyłem walkę z pajęczą królową we własnej świątyni. Po to zaciskałem z bólu zęby czekając na odpowiedź łowczyni, jakiekolwiek wytłumaczenie z jej strony, dla którego zdecydowała się na tego typu posunięcie. Przecież powinna liczyć się z tym, że nie będę tym zachwycony! A gdybym był? Co gdybym bym tylko czekał aż coś podobnego się stanie lub na jakąkolwiek inną odpowiednią okazję? Przecież byłem mężczyzną i z tego co miałem już okazję z ust Shayi usłyszeć ta miała o nas dosyć ciekawe mniemanie. W końcu to ona z góry założyła poprzedniego dnia, że nie mam nic lepszego do roboty niż tylko ją podglądać. I nawet jeśli zapewniałem ją, że mnie na tego typu kontaktach zupełnie nie zależy to elfka nie powinna mieć pewności. Wszak słowa i czyny to dwie różne rzeczy.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:41, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:57, 30 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Na początku się opierał, ale w końcu przełknął mięso, kiedy dotarł do niego, że inaczej się nie odsunę. Dopiero wtedy miałam zamiar się oderwać, ale uprzedził mnie poprzez mocne odepchnięcie od siebie. I chociaż wbijał mi palce w nadal obolałe ciało, nie zmieniłam wyrazu twarzy ani na jedną chwilę. Wpatrywałam się w niego zawzięcie i pokazując, że nie dam mu spokoju, dopóki nie zje całej swojej porcji. Powinien się cieszyć, że nie związałam go, i nie zaczęłam tak karmić. Nie obchodziło mnie, że może mnie przez to znienawidzić. Najważniejsze było to, żeby nabrał sił, bo od samych owoców nie będzie ich posiadał wystarczająco.
- Upewniam się, że na pewno to zjesz - odwarknęłam mu ostrym, zimnym tonem. Potrzebowałam go w pełni sił, coraz trudniej mi było rozróżniać rzeczywistość od wspomnień. Nie byłam świadoma tego, za ile on zauważy, że coś się dzieje. Jeszcze potrafiłam zatrzymać prawdę dla siebie, ale nie miałam pojęcia ile to mogło jeszcze trwać. Nie miałam zamiaru się poddawać, ale same chęci i walka nic nie dadzą, jeśli przeciwnik jest o wiele silniejszy od ciebie.
- Zjesz to sam czy mam cię związać i dalej karmić w taki sposób? - spytałam jasno dając mu do zrozumienia, że naprawdę to zrobię, jeśli będzie się opierał. - Potrzebuję, żebyś był w pełni sił, abyśmy jak najszybciej ruszali w dalszą drogę - wyjaśniłam swoje podejście, nie ruszając się z miejsca. Cały czas wpatrywałam się prosto w jego oczu, trzymając jego porcję pomiędzy nami, a bliżej niego. Nie miałam zamiary zaprzestać tego starcia z nim o taki rodzaj posiłku. Potrzebował tego, przecież był w katastrofalnym stanie.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 4 z 10

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy