Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
 Forum
¤  Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
www.rajdlawyobrazni.fora.pl
Miejsce dla każdego miłośnika pisania
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
Sztuka wojny (2os, fantasy, +18)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 10, 11, 12  Następny

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Sztuka wojny (2os, fantasy, +18)
Autor Wiadomość
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:03, 21 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Skrzyżowałam ręce na piersi, odchylając się na krześle. Przyglądałam się uważnie Dorhianowi, który pozostawał nieustępliwy. I na jego nieszczęście ja też nie planowałam rezygnować. Miałam już dość siedzenia w tym przeklętym pałacu i nie robienia niczego i nie mam zamiaru słuchać od nikogo po raz kolejny, że powinnam tu zostać. Wysłuchiwałam tego już wystarczająco często. Kiedy byłam chora faktycznie nie miałam ku temu możliwości, ale po moim ozdrowieniu rodzice przez pierwsze miesiące nie pozwolili mi się nawet ruszyć z sypialni do jadalni bez nadzoru straży! Dopiero po jakimś czasie udało mi się ich przekonać, że siedząc tutaj nic mi się nie stanie. Mogłabym się co najwyżej pociąć łyżką, jedząc śniadanie, a do umierania wbrew temu, co mogli myśleć moi rodzice, mi się nie spieszyło.
Niestety po śmierci matki mój ojciec ponownie postanowił ograniczyć moje ruchy i znowu przez pewien czas dzień w dzień śledził mnie strażnik, pilnujący czy czasem nie będę próbowała uczyć się zakazanej magii, podobnie, jak jego była królowa. Faktycznie zdarzało mi się wychodzić przed mury zamku, kiedy bramy były otwierane, a ja wykazałam się odpowiednią szybkością, aby zgarnąć Grzmota ze stajni i osiodłać, ale zazwyczaj budziło to gniew mojego ojca.
I zapewne gdybym się postarała i wykorzystała jakoś Lizandra, albo odpowiednie zaklęcia to bez problemu wydostałabym się do lasów otaczających pałac, a potem do Wiedźmy. O ile wcześniej dowiem się, gdzie mogę ją dokładnie znaleźć, choć mam wrażenie, że ta informacja na pewno znajduje się w dziennikach mojej matki. Ucieczka stąd mogłaby się udać, choć po powrocie mój ojciec na pewno nie byłby zadowolony. A jeszcze przed nim, posłałby na moje poszukiwania cały oddział, który miałby choćby siłą zaciągnąć mnie z powrotem do domu. Cóż, może i by to zrobili, gdyby najpierw udałoby się im mnie znaleźć. Umiałam stać się niewidzialna, a odpowiednimi zaklęciami trochę namotać w głowie żołnierzom. I książę Dorhian na pewno nie zmieni mojego nastawienia do sytuacji, choćby nie wiem co powiedział.
-Widać, książę, nie znasz uporu kobiety. Nie planuję zostać tutaj i zastanawiać się, czy wrócisz tutaj z powrotem. Poza tym nie masz pojęcia, jak ona wygląda, ani gdzie dokładnie jej szukać. Nie będę siedzieć tutaj bezczynnie, jak księżniczka na ziarnku grochu i czekać, aż ktoś mnie uratuje - powiedziałam oschłym tonem, cały czas wpatrując się w księcia.
Nie mam zamiaru ustępować. Nie pozwolę, aby znowu ktoś za mnie decydował. Ale widać, on też nie planuje ulec i pozwolić mi jechać. Skrzywiłam się lekko, rozważając wszystkie argumenty. Jeżeli tam pojadę, to na pewno wygada wszystko mojemu ojcu. Jeżeli pojedzie tam Dorhian, to nie wiem, czy przeżyje, a nie będę narażać Blardów na śmierć kolejnego króla na przestrzeni tygodnia. Pomysł, który narodził się w mojej głowie nie odpowiadał mi ani trochę, ale prawdopodobnie był jedyną alternatywą.
-Jadę sama, albo jeżeli już musisz, zabierasz się ze mną. Innej opcji nie widzę - powiedziałam poważnym tonem, oczekując reakcji ze strony Dorhiana. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:12, 21 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Szczerze powiedziawszy powinienem się spodziewać, że Ceana okaże się równie nieustępliwa co ja inaczej zapewne nigdy nie udałoby się jej nauczyć tak dobrze walczyć skoro cały czas była traktowana przez swego ojca niczym porcelanowa laleczka lub piękna ozdoba tła. Dodatkowo posiadała ten niekoniecznie przyjemny dar odczuwania cudzego bólu i jakby nie było postawiła na swoim i w tajemnicy przed wszystkimi wkradła się do lochu gdzie postanowiła mnie wyleczyć. Tego wszystkiego mogła dokonać tylko osoba o silnym charakterze, która łatwo nie cofa swoich słów i nie zmienia swego zdania. Mimo to nie miałem najmniejszego zamiaru cofnąć swoich słów. Nie było opcji bym pozwolił jechać jej tam samej, dlatego też z pozbawionym wszelkich emocji wyrazem twarzy odłożyłem kielich na stół i skrzyżowawszy za głową ręce, zacząłem bujać się na krześle.
- Och, ja doskonale znam upór kobiet wierz mi księżniczko, po prostu jestem równie nieustępliwy co one. W końcu jakby nie było nasza dwójka nigdy nie powinna się spotkać – rzekłem uśmiechając się tajemniczo i przenosząc swoje spojrzenie na sufit – Gdybym nie postawił na swoim teraz z pewnością siedziałbym w swoim zamku już w koronie i tworzył plan zemsty na twoim ojcu. I nigdy byście mnie nie pojmali do niewoli, bo zamiast udać się na tą nieszczęsną bitwę miałem siedzieć w swoim pokoju i ćwiczyć tworzenie strategii wojennych. Ale uparłem się, wymknąłem i ruszyłem wraz z resztą armii – wyjaśniłem odchylając się coraz to bardziej do tyłu na krześle tak, że w końcu stało tylko na dwóch tylnych nogach. I szczerze powiedziawszy ustawienie go tak był dosyć poważnym błędem, gdyż gdy usłyszałem propozycję Ceany omal z niego nie spadłem. Tylko łut szczęścia sprawił, że na skutek mego gwałtownego ruchu mebel w ostatniej chwili zamiast do tyłu przechylił się do przodu, a ja z dosyć zaskoczoną miną i podniesionymi rękami z głośnym hukiem wylądowałem na stojącym prawidłowo krześle, a nie na podłodze.
Przez dłuższą chwilę siedziałem tak wpatrując się w księżniczkę zupełnie jak gdyby zmieniła się na moich oczach w dynię, chociaż tak po prawdzie powinienem się spodziewać, że z czyiś ust w końcu podobna propozycja paść może. Wydawało mi się jednak, że prędzej nasza dwójka postanowi rozwiązać ten spór za pomocą pojedynku lub staniemy się swoimi śmiertelnymi wrogami ewentualnie zostanę zamieniony w żabę, gdyż w tej postaci nie byłbym w stanie powiedzieć nic Asgallskiemu królowi o planach jego córki. A jednak propozycja padła, a ja musiałem poważnie zastanowić się nad tym czy faktycznie wyprawa naszej dwójki na poszukiwania znienawidzonej przez wszystkich Wiedźmy to tak genialny pomysł jak na początku mógł się wydawać. Z tym, że na początku tylko jedno z nas miało gdziekolwiek jechać.
Rozważenie wszystkich za i przeciw zajęło mi chyba niecałe pięć minut, jednak te dłużyły się tak niemiłosiernie, że miałem wrażenie, iż spędziliśmy w tej wierzy w absolutnej ciszy co najmniej kilka godzin jeśli i nie dni. Nie mogłem jednak podjąć decyzji pochopnie, miałem być w końcu królem i jakby nie było od tego co powiem miała zależeć przyszłość mego rodu. Ta wyprawa mogła ponownie rozpocząć wojnę, wszak nasz sojusz był tymczasowy i równie kruchy co cieniutki kawałek szkła. A jednak nie byłem w stanie pozwolić by Ceana ryzykowała swoim zżyciem i ruszyła na tę niebezpieczną wyprawę całkiem sama. Doskonale wiedziałem, że nikt poza Lizandrem nie zgłosi się na ochotnika by jej pomóc, a udział w tym spisku przeciw królowi – wszak ojciec księżniczki jasno wyraził swoje zdanie na temat zwracania się po pomoc do Wiedźmy – z pewnością skończyłby się jego natychmiastową egzekucją. O ile tylko tej dwójce udałoby się wrócić całej i zdrowej. Musiałem, więc być to ja, nikt inny nie mógł tego za mnie zrobić i czułem, że nawet jeśli ta niebezpieczna kobieta postanowi targować się z księżniczką w cztery oczy to przydam się choć w charakterze obrońcy podczas samej podróży.
- W takim wypadku ustalone: ja nie puszczę cię tam samej, a nikt inny nie może ci pomóc nie ryzykując przy tym, że po powrocie nie zawiśnie na stryczku – rzekłem spoglądając w oczy księżniczki i uśmiechając się lekko. – Jedziemy tam razem – dodałem wyciągając przed siebie rękę, by przypieczętować naszą umowę, choć czułem już w kościach, że jeszcze tego pożałuję.
</center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:55, 21 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Gdyby został w domu, to przynajmniej nie wycierpiałby tylu tortur w naszych lochach. Jakby na to nie spojrzeć, to dalej ojcu nie wybaczyłam i nie zapowiadało się na to, abym miała mu w najbliższym czasie powiedzieć, że wcale nie przeszkadza mi tak potworne traktowanie więźniów. Widać w ten sposób sprawowało się rządy w naszym rodzie - stalą i krwią. A skoro tak, to kiedy ja zasiądę na tronie, choćbym nie wiem, co miała zrobić, będę próbowała przekonać Leara do złagodzenia losów poddanych. Nie zapowiadało się jednak, aby w ogóle miał mnie wysłuchać, a najchętniej uniknęłabym w ogóle ślubu z nim. Nie to jest teraz ważne, przemknęło mi myśl, kiedy ze stoickim spokojem przyglądałam się Dorhianowi.
Widać elfem wstrząsnęła ta wiadomość, bo zamiast zareagować ze spokojem, omal nie spadł z krzesła, rozbijając sobie przy okazji głowę. Przez chwilę siedział, wpatrując się we mnie jak oniemiały. Widać jemu też nie podobała się ta propozycja. Sama miałam co do niej bardzo złe przeczucia, nie przekonywało mnie to, że będę musiała go narażać na niebezpieczeństwo ze strony tej jędzy. Wolałabym tam pojechać samotnie i ryzykować jedynie własnym życiem, ale skoro mus to mus.
Kiedy w końcu książę się zgodził, skinęłam głową i uścisnęłam jego dłoń. To zły pomysł, szeptał cichy głosik w mojej głowie. To bardzo zły pomysł. Dwójka następców tronu, w tym jeden od-jutra-król, z dwóch walczących ze sobą rodów wyruszają w potajemną podróż, aby ściągnąć tu jedną z większych plag tego świata. To nie brzmi dobrze i mam wrażenie, że przez czas mojej nieobecności mój ojciec osiwieje i będzie dobrze, jeżeli nikogo przy okazji nie zabije w ataku gniewu.
-W porządku. Trzeba to jednak dobrze zaplanować - powiedziałam z ciężkim westchnięciem. -Będziemy potrzebowali jechać tam konno, stąd wspinaczka po murze jest wykluczona. Nie możemy wyjechać z królestwa, gdy wszyscy będą to widzieć, bo od razu ruszą w pogoń, a znając niektórych naszych łowców, to ich na pewno nie zgubimy. Musimy wyruszyć w środku nocy. Przy pomocy zaklęcia zmuszę strażników do otworzenia bram. Nie będą nawet pamiętać, że to zrobili. Kiedy wszyscy się zorientują, że nas nie ma, my już dawno będziemy poza granicami królestwa, zmierzając do lasów Brethil. Ponieważ to rozległy teren, spróbuję znaleźć informacje, gdzie dokładnie ona przebywa, a jeżeli mi się to nie uda, musimy liczyć na to, że sama nas znajdzie...
Choć to może się źle skończyć, gdy ona znajdzie nas zanim my znajdziemy ją. Nie wiadomo jak się zachowa, chociaż mam wrażenie, że wiedząc, kto wjechał do "jej" lasu będzie na tyle zainteresowana, że nie zabije nas od razu. Nie miałam okazji do szczególnej rozmowy z nią, choć był moment w którym zostałyśmy w moim pokoju same na kilka minut. Wolałam jednak nie rozważać tego, o czym wtedy rozmawiałyśmy.
-Pytanie tylko: kiedy? - spytałam, spoglądając na księcia.</center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:29, 21 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Już z większym spokojem słuchałem planu księżniczki rozważając przy okazji wszystko o czym wspomniała i… Zmuszony byłem przyznać, że Ceana wszystko dokładnie przemyślała nim w ogóle postanowiła poinformować mnie o swych zamiarach. Prawdę powiedziawszy chociaż naprawdę chciałem to zupełnie nie potrafiłem znaleźć ani jednego elementu tego planu, do którego mógłbym się przyczepić i zaproponować lepsze rozwiązanie co trochę raniło moją męską dumę. Oto ja, wielki książę Blardów, od-jutra-król planuję wyruszyć w niebezpieczną podróż w celu ochrony Asgallskiej księżniczki przed wszelkim złem, by w praktyce okazało się, że tylko jej zawadzam i to mnie trzeba ratować… Nie to byłoby trochę zbyt oczywiste prawda? A przynajmniej miałem nadzieję, że właśnie z tego powodu moje zdobyte podczas obozowania w namiotach i podróży z armią doświadczenie na coś się jednak przyda. W końcu Ceana sama wspomniała o tym, że póki co raczej nie miała zbyt wielu okazji nocować na świeżym powietrzu w obozie, w którym nie zawsze jest ciepło i nie zawsze można to zmienić rozpalając ognisko.
- Trzeba wyposażyć się w ciepłe koce i zabrać sporo prowiantu, może okazać się, że zmuszeni będziemy przeczekać noc kryjąc się wśród drzew i dygocząc z zimna by nie przyciągnąć uwagi jakiegoś trolla lub nie zwabić tych istot, które dosłownie miażdżą nasze zjednoczone armie – rzekłem z zamyśleniem przypominając sobie czas gdy wraz z wieloma żołnierzami mego ojca siedziałem ukryty w środku lasu – ja akurat na jednym z drzew - podzwaniając zębami, gdyż rozpalenie ogniska mogłoby zaalarmować obozującą niedaleko, Asgallską armię, którą próbowaliśmy wyminąć. To był plan Undine i choć powiódł się w stu procentach pozwalając nam wygrać bitwę i zdobyć nawet jakieś miasto, tamtej nocy miałem naprawdę szczerą ochotę udusić mą przyjaciółkę. Nasi zwiadowcy bowiem pomylili się co do liczebności wrogich oddziałów i nikt nie pomyślał o tym by wziąć zapas ciepłych koców. Ba, planowo mieliśmy jeszcze przed zmierzchem na nasze ziemie w glorii i chwale.
- A co do tego kiedy to w momencie gdy nikt nie będzie się tego spodziewać… Sądzisz, że uda nam się wyrobić z przygotowaniami w ciągu niecałego tygodnia? – spytałem uśmiechając się tajemniczo. Byłem pewien, że przez kilka najbliższych dni z pewnością wszyscy będą zbyt przejęci śmiercią mego ojca, moją niedawną koronacją i przygotowaniami do wyruszenia naszej połączonej armii, by w ogóle zwracać uwagę na to co robi księżniczka. I choć z pewnością sporą uwagę skupialiby na mnie to gdybym tylko udawał, że wszystko co robię łączy się z przygotowaniami do wyruszenia naszych armii to mógłbym do woli gromadzić potrzebne nam zapasy. Nikt przecież nie zauważyłby, że brakuje jednego koca, miecza czy odrobin prowiantu. A już tym bardziej nie spodziewałby się, że nasza dwójka zniknie w tym samym dniu co nasze połączone oddziały. Dodatkowo wyjazd wojsk znacznie obniżyłby ilość obecnych na zamku/pałacu żołnierzy, co znacznie ułatwiłoby niepostrzeżone wymknięcie się z pokoju, zabranie koni i opuszczenie tego miejsca. Poza tym bądźmy szczerzy - od tego jak szybko dotrzemy do Wiedźmy zależały losy naszych rodów, więc logicznym było wyruszenie w podróż przy pierwszej możliwej okazji.
</center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:06, 22 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Skinęłam głową. Cóż, nie wiem, czy siedzenie na drzewie uchroni nas przed tym czymś, co było w stanie zniszczyć Antivę, ale zawsze to jakieś zabezpieczenie. Plus tego, że Dorhian jechał ze mną był taki, że nigdy wcześniej nie zapuszczałam się tak daleko i już na pewno nie sama. Stąd mogłabym mieć w niektórych przypadkach problemy, ale może jego pomoc okaże się faktycznie konieczna. Nie chciałam tego jednak przyznawać, bo... Nie potrafiłam podać żadnego logicznego argumentu, ale po prostu nie lubiłam pokazywać swoich słabości i tego, że mogłabym sobie z czymś nie poradzić. Wiele osób na zamku i z poddanych i tak myślało, że w gruncie rzeczy nic nie mogę zdziałać i jeżeli umiem pościelić łóżko to jest cud.
-Wszystkie rzeczy możemy znosić tutaj. To będzie bezpieczna kryjówka, do której na pewno nikt nie zajrzy - powiedziałam ze spokojem w głosie. -Co prawda drzwi są zamknięte przy pomocy zaklęcia, ale jeżeli kiedyś nie będę mogła pójść, aby je otworzyć, zawsze możesz ukryć przyniesioną rzecz w krzewach obok wieży. Jeżeli chodzi prowiant to ja się tym zajmę, gorzej z ekwipunkiem typowo żołnierskim. Nie jestem wpuszczana do koszar czy zbrojowni, chyba, że z Lizandrem, a jego mimo wszystko wolałabym w to nie mieszać. Mógłby mieć potem niemałe problemy. A nie uda mi się okłamać go, dlaczego potrzebuję zabrać stamtąd parę rzeczy.
Jest na tyle sprytny, że gdybym nagle zaczęła się tam kręcić i prosić go o podebranie paru rzeczy na pewno zacząłby mnie wypytywać o to, co się dzieje i co knuję. A ja nie potrafiłabym milczeć i w końcu powiedziałabym mu prawdę. A im mniej Lizander wie, tym lepiej dla niego. Przynajmniej nie wyląduje na stryczku za ukrywanie informacji na temat córki króla. I nawet jeżeli magowie sprawdzą jego pamięć, to nie znajdą w niej nic na temat mojej ucieczki. Wystarczy, że będę się zachowywać wobec niego całkowicie normalnie, a po powrocie jakoś go udobrucham. Co może być wyjątkowo ciężkie, ale liczę na to, że mimo wszystko mi wybaczy. W gruncie rzeczy nie robię nic aż tak złego, ale jako jego przyjaciółka nie powinnam przed nim ukrywać tak ważnych informacji i zamiarów, jak spotkanie się z tą Wiedźmą.
Słysząc pytanie księcia wzruszyłam ramionami.
-Myślę, że tak. A nawet szybciej jeżeli się postaramy - odparłam po chwili zastanowienia. Zebranie wszystkiego nie byłoby takie trudne, wystarczy, że zrobilibyśmy to po koronacji Dorhiana. Wtedy będzie panowało na tyle duże poruszenie, że nikt nie zwróci na nas uwagi. Tym bardziej, że nasza eskapada odbędzie się pod osłoną nocy. Wtedy nikt niczego nie zauważy. A nawet jeżeli ktoś usłyszy kroki na korytarzu, to nie zwróci na nie uwagi. W tym pałacu już wiele rzeczy działo się po zachodzie słońca, więc czyjaś przechadzka o północy nikogo nie zaskoczy, ani nie zmusi do wyjrzenia na korytarz. Trudniej będzie oszukać strażników, ale potrafiłam dokonać drobnych manipulacji przy pomocy magii. Mam tylko nadzieję, że ci, którzy będą akurat pilnować bramy nie skończą w trumnach przed naszym powrotem. O ile wrócimy... </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:18, 22 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Słysząc odpowiedź Ceany uśmiechnąłem się szeroko. Wyglądało na to, że nasz plan ma jednak chociaż niewielką szanse na powodzenie. W końcu ledwo zdążył powstać, a my już nie tylko znaleźliśmy sobie kryjówkę, gdzie moglibyśmy wszystko przygotować, ale i ustaliliśmy najważniejsze rzeczy, czyli co kto ma zebrać i kiedy mniej więcej należy ruszyć na naszą małą wyprawę. Mnie oczywiście przypadła ta trochę trudniejsza cześć związana z ekwipunkiem żołnierskim, ale liczyłem, że sobie jakoś poradzę w końcu od następnego dnia miałem być królem. A królowi nie wypada zadawać głupich pytań. No chyba, że jest się Undine, ona i bez patrzenia na sprawcę potrafiła zwęszyć podstęp, miałem jednak nadzieje, że przez najbliższych parę dni będzie zbyt zajęta pewnym miłym, Asgallskim dowódcą. I miałem zamiar bardzo się postarać o to by faktycznie tak było, zwłaszcza, że odwrócenie uwagi tej dwójki sobą nawzajem pomogłoby nie tylko mi, ale i księżniczce.
- No to świetnie. Ty zajmiesz się prowiantem, ja ukradkiem przemycę tu trochę potrzebnych do tego typu wypraw rzeczy, a co do ekwipunku żołnierskiego to byłbym wdzięczny gdybyś sporządziła mi listę potrzebnych ci rzeczy. W końcu jakby nie było Ceano ta wieża już robi za całkiem nieźle wyposażony arsenał – oznajmiłem z uśmiechem i sięgnąłem po swój kielich wciąż pełen wina. – Proponuję wyruszyć gdy tylko zbierzemy wszystkie potrzebne materiały. A i jeszcze jedno, może i to głupi pomysł, ale jeśli chodzi o odwracanie uwagi strażników, to wolałbym by nikt nie skończył przez naszą wyprawę dwa metry pod ziemią za niewypełnienie swych obowiązków. Jeśli, więc nie chcesz by mieli problemy, to istnieje jeszcze jedno rozwiązanie kwestii wydostania się z zamku – dodałem i upiłem trochę wina z mojego kielicha - Mogę wszem i wobec zapowiedzieć, że wysyłam gońca z pilną wiadomością i cię za niego przebrać. U nas kobiety w wojsku to w końcu nic nowego, a z pewnością kilka z nich zostanie na zamku, dodatkowo będzie ciemno, więc wystarczy odpowiedni strój, kaptur i nikt cię nie pozna. Mojego konia możesz wtedy zabierać jako luzaka co tylko potwierdzi, iż musisz się spieszyć, a ja niezauważony mogę przekraść się przez wasze mury – zaproponowałem z lekkim uśmiechem. Nie powiem to rozwiązanie miało swoje wady w końcu nie można było zagwarantować, że nikt mnie nie złapie lub na pewno nie rozpozna księżniczki, jednak jego dużym plusem był fakt, iż jeśli tylko uda się bez problemu przekroczyć bramy to pilnujący ich strażnicy nie będą mogli mieć żadnych problemów, wszak wypełniali tylko rozkaz króla. Może i nie swojego, ale jakby nie było - króla.
Czekając aż Ceana rozważy moją propozycję dopiłem swe wino, po czym wstałem od stołu i zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu przyniesionych do wierzy przez księżniczkę dzienników. Jeśli chcieliśmy gdziekolwiek jechać, musieliśmy najpierw dowiedzieć się gdzie faktycznie słynna Wiedźma z lasów Brethil mieszka, a zgodnie z tym co twierdziła towarzysząca mi elfka to właśnie wśród kartek owych starych zapisków. I choć byłem pewien, ze aby nasz plan wymknięcia się niepostrzeżenie miał prawo się udać musieliśmy praktycznie przestać się z księżniczką widywać, to jednak nie chciałem zostawiać z tymi poszukiwaniami Ceany samej. A przynajmniej nie tego dnia, gdyż wiedziałem, ze ten jeden, jedyny raz z wiadomych powodów wszyscy dadzą mi święty spokój.
- To co poszukamy informacji o leżu potwora? – spytałem po chwili uśmiechając się ciepło i mając nadzieję, że księżniczka zgodzi się bym jej w tym pomógł. W końcu od momentu symbolicznego przypieczętowania naszej umowy, oboje tkwiliśmy w tym po nasze szpiczaste uszy.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Nie 22:22, 22 Lut 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:05, 26 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Skinęłam głową. To prawda. W tym miejscu można było znaleźć już większość rzeczy, które byłby potrzebne do pójścia na wojnę. Owszem, nie było tutaj wszystkiego, ale na pewno do naszej "wyprawy" nie będzie potrzeby zabierania dużej ilości rzeczy z pałacu. Najwięcej potrzebnego będzie prowiantu. Ale nie będzie dla mnie problemem zebrania odpowiednich produktów z kuchni. Kucharki nie zwrócą na to szczególnej uwagi, ot pomyślą, że zgłodniałam albo postanowiłam zrobić sobie "mini-przyjęcie" w swoich komnatach. Więc jedyne co może się stać, to pojawienie się kilku niezbyt miłych plotek na zamku. Chociaż po naszej wyprawie zamek będzie pękać w szwach od "ciekawych" informacji na nasz temat. Aż strach się bać, jakie piekło się rozpęta przez ten czas.
-Później przejrzę wszystko i dam ci znać.
Słysząc pomysł księcia zamyśliłam się na moment. Przebranie się nie będzie problemem. Nawet w wieży miałam ubrania, które należały do typowo męskich. Spięcie włosów i kaptur faktycznie mogą pomóc. Do tego jakieś odpowiednie pismo od Dorhiana, które pokaże, że faktycznie bardzo się spieszę. Mojego konia i tak nie poznają, bo wygląda tak typowo, że nikt nie zwróci uwagi z czyjej stajni pochodzi.
-To dobra myśl. Przekradanie się przez te mury nie będzie trudne. Spotkamy się na głównym trakcie pięćset metrów od bram, w miejscu, gdzie dochodzi do rozwidlenia dróg - wyjaśniłam ze spokojem, przypominając sobie miejsca, które zdarzało mi się samotnie zwiedzać wbrew mojemu ojcu.
Podniosłam się z krzesła i sięgnęłam po dwa dzienniki, które zabrałam z pokoju matki. Nie wiedziałam, co dokładnie może się tam znajdować, jakie informacje. Nie przyglądałam się wcześniej każdej dacie, każdej notatce, ale założę się, że któraś z nich wskazywała na miejsce, w którym znajdowała się Wiedźma. Podałam Dorhianowi ten dziennik, w którym nie było zawartej daty śmierci jego ojca. Może i nie powinnam była tego ukrywać, ale mimo wszystko wolałam go teraz tym nie martwić. Takie rzeczy mogły być szokiem.
-Nie odpowiadam za to, co tam zobaczysz - powiedziałam spokojnie. -Sama nie wiem, co tam się znajduje, znalazłam je dopiero dzisiaj. I cokolwiek znajdziesz tam na temat wydarzeń, które jeszcze nie miały miejsca, proszę, niech ta informacja nie opuszcza tej wieży. Ktoś mógłby to niewłaściwie wykorzystać.
Miałam nadzieję, że to zrozumie. Nie chodziło o brak zaufania w stosunku do mężczyzny, po prostu myśl o tym, że ktoś mógłby poznać przyszłość i wykorzystać to na własną korzyść nie była zbyt zachęcająca. Wszystko powinno toczyć się własnym rytmem, a moja matka mogła przewidzieć naprawdę błahe wydarzenia, które po prostu powinny się wydarzyć.
Wróciłam na swoje miejsce, po czym otworzyłam dziennik na pierwszej stronie. Była zapisana starannym pismem mojej matki, aczkolwiek nawet to nie ułatwiało przeczytania niektórych fragmentów pisanych drobnym maczkiem. Przebrnęłam przez daty śmierci niektórych polityków z dokładnym opisem przyczyn. Moja matka nie znała się na uzdrawianiu, ale ja potrafiłam dokładnie zaklasyfikować niektóre objawy do chorób, które ich nękały. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:48, 27 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Uśmiechnąłem się słysząc zgodę Ceany na wprowadzenie zaproponowanych przeze mnie zmian do naszego planu, chociaż szczerze powiedziawszy nie miałem bladego pojęcia o tym, o jakim miejscu mówi księżniczka. Z resztą skąd niby miałbym mieć skoro nigdy wcześniej nie miałem okazji zbliżyć się do zamku/pałacu Asgallów, a znalazłem się w nim tylko i wyłącznie dlatego, że zostałem tam przywleczony wbrew mojej woli, choć nie za bardzo dano mi okazję protestować, gdyż podczas transportu byłem nieprzytomny. Na szczęście zdobycie informacji o tym miejscu nie wydawało mi się być jakimś dużym problemem, gdyż wystarczyło tylko zebrać kilku ochotników, którzy jako moja straż wybraliby się ze mną w pobliże na konną przejażdżkę. A taki pomysł urozmaicenia sobie dnia przez króla nawet w przypadku wojny nikomu raczej nie wydałby nikomu bardzo dziwny i podejrzany, w końcu jak długo można siedzieć zamkniętym w zamku „wrogów”? Część z naszych żołnierzy z pewnością miałaby dosyć już po dwóch dniach, a ja spędziłem tu już sporo ponad tydzień, z czego nawet kilka długich dni w lochach. Z tych właśnie powodów postanowiłem zatrzymać fakt mojego braków rozeznania w terenie dla siebie i tylko skinąłem głową na potwierdzenie, że przyjąłem do wiadomości gdzie będę zmuszony się dostać.
- I tak nikt by mi nie uwierzył, że odczytałem w Przeklętej Wierzy przyszłość ze starych dzienników. A przynajmniej nikt z mego ludu, bo twój lud uznałby mnie za uosobienie zła i zrobiłby wszystko bym skończył spalony na stosie – stwierdziłem z poważną miną odbierając od księżniczki dziennik po czym uśmiechnąłem się do niej ciepło – Nie martw się Ceano nikomu nie powiem o tych dziennikach, a już tym bardziej o tym co w nich znajdziemy. O ile cokolwiek w nich znajdziemy – dodałem i ostrożnie przekartkowałem dziennik, po czym rozejrzałem się po pomieszczeniu i usiadłem z pełnym rozmaitych dat notatnikiem usiadłem na podłodze pod jedną ze ścian pomieszczenia.
- Mam spodziewać się, ze znajdę tu datę swojej śmierci? – spytałem z absolutną powagą gdyż podczas przekartkowywania dziennika z cztery razu rzuciło mi się w oczy słowo „śmierć”. Nie spodziewałem się jednak usłyszeć odpowiedzi na to pytanie, gdyż jak już księżniczka wspomniała – ona też nie miała pojęcia co może się pomiędzy tymi zlepkami dat znaleźć. Mogliśmy mieć tylko nadzieję, że znajdziemy tam informacje o miejscu pobytu Wiedźmy z Lasów Brethil i sposobie jak się z nią skontaktować nie tracąc przy tym życia.
Z cichym westchnięciem ostrożnie otworzyłem dziennik na pierwszej stronie i zacząłem czytać kolejne, czasem niezwykle trudne do rozczytania i rozszyfrowania litery i liczby, które już po chwili sprawiły, że pożałowałem trochę, iż bardziej nie przykładałem się do nauki historii z Faolinem. Niemniej pomimo swej ignorancji i dosyć mocnego rozrzucenia wydarzeń w czasie od tego co działo się za czasu życia mojego co najmniej pra-pra-pra-pra-pra-pra-pradziadka do czasów prawie obecnych, już po chwili udało mi się dojrzeć w nich pewną prawidłowość wszystkie bowiem wspominały albo o narodzinach i śmierci co ważniejszych dowódców, albo o wygranych i przegranych bitwach pomiędzy naszymi rodami. Prawdę powiedziawszy udało mi się znaleźć nawet dwie daty starć, w których osobiście brałem udział, jednak nie za bardzo przybliżyło mnie to w jakikolwiek sposób do odnalezienia miejsca pobytu Wiedźmy. Z tego też powodu po przejrzeniu w ciszy i skupieniu prawie połowy dziennika, chciałem już oznajmić, że nic tu nie ma, jednak właśnie wtedy dostrzegłem coś co natychmiast zmusiło mnie do porzucenia tego pomysłu. Na jednej ze stron widniało bowiem w żaden sposób nieopisana, widocznie pogrubiona i podkreślona data z dosyć dalekiej przeszłości. I być może szybko uznałbym to za pewien błąd gdyby nie fakt, że gdy zdziwiony przekartkowałem kilka kolejnych stron, w rogu jednej z nich dostrzegłem inną, zaznaczoną w ten sam sposób, późniejszą do poprzedniej datę. Z zainteresowaniem złapałem trochę mocniej dziennik i uważnie przyjrzałem się obydwu datom po czym przejechałem po nich kilkukrotnie palcem i odwróciłem dziennik tak, by strony prześwietlić mogło wpadające do kuchni światło. Nic. Nic poza faktem, że ktoś – najprawdopodobniej matka Ceany – specjalnie zaznaczył te daty tak by nie tylko były widoczne, ale i łatwo było je znaleźć. Pytanie czemu? Przecież to zdarzyło się tak dawno, że raczej na nic za życia właścicielki dzienników nie mogłoby mieć wpływu. Racja?
Podrapałem się po głowie i usiadłem wygodniej, po ludzku*, na ziemi po czym oparłszy na prawym kolanie prawy łokieć i wsparłszy o dłoń głowę, zacząłem przewracać kolejne kartki, po których błądziłem nieprzytomnym wzrokiem. A przynajmniej do czasu gdy nie znalazłem – dla odmiany wybiegającej w niedaleką przyszłość – kolejnej zaznaczonej w ten sam sposób daty. Co to mogło oznaczać i czy tych dat mogło być więcej?
- Ceano masz tu może jakiś czysty pergamin, pióro i atrament? – spytałem nie wiedząc czy powinienem czuć się podekscytowany czy raczej przerażony. W końcu te daty mogły oznaczać wszystko, nawet nasza nieuchronną klęskę.
</center>

*Miałam to napisać wcześniej ale zapomniałam XD Po ludzku znaczy po turecku (w końcu oni nie mają tam Turcji) Smile



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 19:36, 27 Lut 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:14, 27 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

-Dziękuję - powiedziałam z uśmiechem. Muszę przyznać, że odetchnęłam z ulgą. Będzie zdecydowanie bezpieczniej jeżeli w tą sprawę zostanie wtajemniczonych, jak najmniej osób. Może i faktycznie jego lud by nie uwierzył, ale zawsze znajdzie się jedna osoba, która może uznać to za prawdę, a to zrodziłoby tylko więcej problemów. Nie bez powodu mój ojciec ukrywał te wszystkie informacje przez tyle lat. Prawdopodobnie nie odkryłabym tych dzienników nigdy, gdyby nie to, że dzisiaj podpatrzyłam swojego ojca w komnacie matki. Prawda jest taka, że dzienniki nie były jedynym źródłem informacji, ale mama musiała zacząć pisać po ścianach dopiero potem. A więc jeżeli mamy coś znaleźć na temat wiedźmy to w dziennikach. Ewentualnie mogę potem zajrzeć do jej pokoju w wieży.
Słysząc jego pytanie przez chwilę milczałam, wpatrując się w stół.
-Swoją, Undine, moją, jednego z twoich dowódców, twojego przyszłego dziecka. Moja matka nad tym nie panowała. Mogła przewidzieć wszystko - wyjaśniłam spokojnym tonem. -Własną przewidziała. W wieży nie miała, jak wyznaczać czasu inaczej niż przez pory dnia, a jednak popełniła samobójstwo w przepowiedziany dzień. W każdym razie, wolałabym nie wiedzieć, kiedy umrę. Myślę, że lepiej, aby doszło do tego w niewiedzy...
Powoli śledziłam wzrokiem wszystkie daty, dziękując matce za jej fioła na punkcie historii. Dzięki temu bez problemu orientowałam się w poszczególnych datach. Kiedy byłam jeszcze zdrowa, uwielbiała opowiadać mi różne historie, a potem osobiście zajęła się moją nauką. Po jej śmierci zgromadziłam kilka najważniejszych kronik w tej wieży. Co prawda były to kopie, spisane przez nadwornych kopistów na życzenie mojej matki, ale uznałam, że mogę sobie je wziąć na własność, bo nikogo i tak w tym miejscu to nie obchodzi.
Jak zauważyłam już w jej komnatach daty tyczyły się przede wszystkim przeszłości. A przynajmniej w tym dzienniku ciężko było znaleźć coś na temat przyszłości. Jeżeli już, to były to wydarzenia jeszcze jej bliskie, które wydarzyły się za czasów jej życia. Westchnęłam ciężko, przewracając stronę z datą śmierci ojca Dorhiana. Kiedyś mu powiem. Na pewno. Ale to nie będzie dzisiaj. Jego pytanie oderwało mnie od pracy. Podniosłam na niego spojrzenie, a po chwili skinęłam głową. Otworzyłam jedną z szaf, z której wyciągnęłam potrzebne przybory, które następnie podałam blardzkiemu księciu. Pochyliłam się nad nim, zerkając na dziennik.
-Znalazłeś coś pomocnego? - spytałam, przyglądając się uważnie treści dziennika oraz analizując poszczególne wydarzenia. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:17, 27 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Podziękowałem Ceanie za podane mi przybory i zabrałem się do przepisywania na pergamin wszystkich znalezionych przeze mnie dotychczas, pozaznaczanych w ten specyficzny sposób dat. Nie było ich dużo, w zasadzie były tylko trzy, więc nie zajęło mi to tylko chwilę, jednak dopiero gdy skończyłem postanowiłem opowiedzieć o swoim znalezisku księżniczce.
- Czy interesującego to nie wiem. W ogóle nie wiem co to jest, ale te daty - o ile w ogóle to są daty, a nie coś innego - zostały w specyficzny sposób zaznaczone. Rzucają się w oczy i w przeciwieństwie do reszty w ogóle nie są opisane. Nic, nawet najmniejszej literki, która miałaby powiedzieć co znaczą – wyjaśniłem podnosząc dziennik tak, by elfka mogła w bardzo łatwy sposób dostrzec o co mi chodzi. Nie pozostałem w tej pozycji jednak zbyt długo, gdyż wciąż nie przejrzałem całego dziennika i czym prędzej chciałem sprawdzić czy na jego dalszych stronach nie znajdują się kolejne zaznaczone w ten sam sposób ciągi liczb lub jakiekolwiek wyjaśnienie co miałby one znaczyć. Może to nie daty, a jakieś współrzędne lub zagadki? Kolejność w jakiej należy przejść obok znajdujących się w wieży czy zamku cegieł lub desek by znaleźć tajną skrytkę z mapą? Nie, to byłoby zdecydowanie zbyt proste…
Z cichym sapnięciem zabrałem się za wertowanie kolejnych stron, na których znalazłem jeszcze siedem identycznie zaznaczonych i rozrzuconych bez żadnego ładu i składu dat. Poza sposobem zaznaczenia nie było w nich żadnej prawidłowości – jedne znajdowały się w rogach strony, inne na złożeniach, jeszcze inne ginęły na marginesach lub pomiędzy słowami wyjaśniającymi inne wydarzenia. Już nie wspominając o tym jak wielkie dziury w czasie powstały pomiędzy jedną datą, a drugą. To już nie były okresy życia jednego elfa, to były okresy życia całych pokoleń i wielodzietnych rodzin. A mimo to czułem, że to musi coś znaczyć, no bo czemu inaczej ktoś zadałby sobie tylko trudu, by jednocześnie ukryć ten ciąg znaków jak i uwidocznić go na tyle, że dało się je pomiędzy masą innych znaleźć? To nie mógł być tylko głupi żart lub za mocno zanurzone w kałamarzu pióro, nie przy takiej ilości napisów, zwłaszcza, że żaden z nich nie był ani odrobinę rozmazany. W zasadzie gdy im się naprawdę z bliska przyjrzało to można było stwierdzić, że są nawet napisane staranniej od reszty.
- To musi coś znaczyć... – powiedziałem bardziej do siebie niż do Ceany wpatrując się w zapisane przeze mnie na papierze liczby i nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że nadal kartkuję dziennik, chociaż już wcześniej co najmniej dwa razy dotarłem do jego końca. – Tylko co? Eh trzeba się było słuchać matki i poświęcić więcej czasu historii – dodałem czytając kolejne zapisane tuż pod sobą numery dni. 7, 18, 12, 5... Przecież to nawet nie ma wspólnego dzielnika!
Niezadowolony odłożyłem dziennik na bok i odwróciwszy się bokiem do ściany położyłem się na plecach z podgiętymi nogami, by nadal wpatrując się w ciąg liczb zacząć bębnić palcami wolnej ręki w podłogę w rytm bicia mojego serca. A może właśnie to rytm wypowiadania jakiś słów? Może czas potrzebny na wypowiedzenie kolejnej litery? Nie nikt nie byłby w stanie wymawiać tak długo jednej, głupiej literki, by potrzebować na to aż tylu sekund, co poniektóre liczby mające oznaczać lata…
- Nigdy nie byłem dobry w zgadywanki – stwierdziłem podnosząc się na tyle, by móc podać księżniczce pergamin, a gdy ten zlazł się już w jej dłoniach, skrzyżowawszy za głową ręce znów położyłem się na podłodze i założywszy nogę na nogę, zacząłem się wpatrywać w sufit.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 20:21, 27 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:53, 27 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Zmarszczyłam brwi, przysłuchując się słowom Dorhiana. Daty zaznaczone w koła? To było faktycznie coś zaskakującego. W dzienniku, który przeglądałam ja nie było czegoś takiego. W żaden sposób nie były też zaznaczone daty na ścianach w jej pokoju. Wychodziło więc na to, że faktycznie elf miał rację i coś było szczególnego w tych konkretnych datach. Zagryzłam dolną wargę przez chwilę przyglądając się dziennikowi, który po chwili oddałam księciu, ze świadomością, że i tak raczej nie wpadnę zbyt szybko na rozwiązanie. Nieopisane daty? To rzadkość. Do tej pory widziałam tylko jedną taką - jej śmierci. Cała reszta zawsze była szczegółowo opisana. Zawierała w niej wszystkie elementy, które dostrzegła w wizji. A więc dlaczego w tym przypadku było inaczej? Przecież nie bawiłaby się w durne gierki. Gdyby to były daty dotyczące przyszłości, to można by pomyśleć, że przepowiedziała tam śmierć kogoś bliskiego i nie chciała, aby ten ktoś się o tym dowiedział. Ale wszystkie te momenty miały miejsce już kiedyś.
-Ja słuchałam matki i uczyłam się historii... - mruknęłam, biorąc od księcia pergamin. Prześledziłam wzrokiem wszystkie daty, po czym spojrzałam na regał z książkami obitymi w skórę. Podsunęłam pod niego krzesło, stanęłam na nim, po czym zaczęłam przeglądać odpowiednie kroniki. Po kolei ściągałam je na niższe półki, orientując się w których powinny znajdować się odpowiednie daty.
Otworzyłam jedną z nich, wertując cienkie strony. Niektóre wyglądały tak, jakby miały się zaraz rozpaść w drobny mak, więc starałam się przerzucać je z nabożną czcią. Niestety pierwszych dwóch dat nie znalazłam. Otworzyłam kolejną kronikę, jednak i w niej nie znalazłam wyjaśnienia dla dat. A więc nie było w nich nic szczególnego? To by wyjaśniało, dlaczego wcześniej o nich nie słyszałam.
-W kronikach nic o tym nie ma. A u nas kronikarze są bardzo szczegółowi. Pod koniec każdego miesiąca rozpisują nawet ilość wyciętych drzew, dorobionej broni czy wybudowanych domów. A pod tymi datami nie kryje się nawet to! - burknęłam zirytowana. Co mojej matce przyszło do głowy, że wymyśliła coś takiego? Przecież to całkowicie bezsensu.
-Ona je za to bardzo lubiła. Pytanie tylko czy uda nam się ją rozwiązać... -Wertowałam kolejne kroniki, w których jednak nie znalazłam śladu pod wskazanych datach. Dopiero ostatnia wydała mi się znajoma i po odnalezieniu w kronice, faktycznie okazała się znacząca. -Tylko ta jedna ma sens. To ślub moich rodziców - powiedziałam, opadając na krzesło. -Ale nie mam najmniejszego pomysłu, jakie mogłoby mieć to znaczenie. -Przez moment wpatrywałam się w kronikę, aby po chwili przeczytać fragment, opisujący to wydarzenie. -Zaślubiny księcia, następcy tronów Asgallów Agnora I z rodu Asgallów wraz z szlachcianką Beatrice Fae z rodu Asgallów.*
A może jest to wskazówka? Tylko co miałby do tego wszystkiego ślub moich rodziców? Ujęła różne przypadkowe daty, które nie zapisały się na kartach historii, a jako ostatnią wymieniła swój własny ślub? to na pewno nie był przypadkowy zabieg, ale nie widzę żadnego, nawet najmniejszego powiązania tych wszystkich wydarzeń. Ona uwielbiała zagadki. Aczkolwiek ta zabawa post mortem mnie nie bawiła </center>

* - Załóżmy, że popularną bajką dla dzieci elfów była opowieść o "Księżniczce Beatrice". I że ta bajka powstała jeszcze przed wojną między Blardami i Asgallami. Opowiadała o dzielnych rycerzach, magii, smokach, a wszystko to było opowiedziane z perspektywy młodziutkiej Beatrice. Bardzo dzielnej, nie do końca posłusznej dziewczynie, która miała dar zjednywania sobie wszystkich istot. I załóżmy, że matka Ceany została właśnie nazwana Beatrice ze względu na to powiązanie z tą bajką. Można powiedzieć, że jej rodzice chcieli, aby to imię było znaczące i że ich córka też będzie taka, jak ta bajkowa Beatrice.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:43, 27 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Och, a więc to faktycznie coś znaczyło przynajmniej ostatnia z dat. Ślub rodziców Ceany, jak uroczo. Czyli coś co wydało się być mi się być chociaż trochę znaczące jak zwykle okazało się być na tyle mało ważne by nie wspomnieć o tym nawet słowem, ba okazało się nawet nie warte wspomnienia przez kogoś kto spisuje ile drzew wyciął w danym roku!
- A więc to nic nie znaczy – burknąłem i zły na siebie, że tak łatwo pozwoliłem sobie wmówić, że udało mi się znaleźć jakąś niezwykle trudną do rozwikłania zagadkę, zacisnąłem zęby i pięści, wbijając przy okazji paznokcie w swoją skórę. Drobny, wywołany w ten sposób ból pomógł mi trochę ochłonąć i raz jeszcze trzeźwo przemyśleć całą sprawę. Przecież nie miałem się o co wściekać, w kocu od początku było wiadomo tylko, że w tych dziennikach MOŻE znajdować się coś przydatnego co pomogłoby nam odnaleźć Wiedźmę. Nikt, a już tym bardziej nie królowa Beatrice nie wypisał swoją własną krwią i drukowanymi literami na pierwszej stronie dziennika „tu znajdziesz zapisane daty, które doprowadzą cię do czarownicy i pomogą pokonać potwornego i okrutnego przeciwnika, z którym twój ród będzie walczyć”. Gdyby tak było te dzienniki już dawno zostałby wykorzystane przez króla Agnora do pozbycia się mojego rodu, a ja nie miałbym możliwości nawet się o nich dowiedzieć. A jednak pomimo tych faktów nadal czułem się trochę oszukany, prawdopodobnie dlatego, że zdecydowanie bardziej podobał mi się pomysł wzięcia udziału w jakiejś niesamowitej przygodzie niż siedzenia na tronie, dyskutowania o polityce i robienia tego wszystkiego co młody król powinien.
- Masz jeszcze jakiś dziennik? – spytałem powoli podnosząc się z ziemi, by następnie przeciągnąć się i udać się w stronę regału z książkami. Gdy pod nim stanąłem zacząłem po kolei przyglądać się oglądanym wcześniej przez Ceanę kronikom. Jedna z nich, obita w czerwoną, spłowiałą już skórę, która wyraźnie wskazywała na to, że księga ta ma już przynajmniej połowę mojego życia za sobą, przykuła moją uwagę, więc kucnąwszy by móc dostać się do najniższej półki, na której stała, ostrożnie ją wyjąłem i zacząłem wertować. Była to kronika rodu Asgallów opisująca losy rody w czasach gdy mojego pra-pra-pradziadka nie było jeszcze na tym świecie, a o tym, że kiedyś narodzi się książę Dorian w ogóle nikt nie myślał. Wtedy liczyło się tylko to co teraz, a teraz znaczyło wojnę, wojnę i jeszcze raz wojnę. No przynajmniej tak było w moim rodzie. Po przejrzeniu zaledwie kilku kart księgi zdążyłem odkryć, że niestety pod tym względem ród Asgallów był od mojego znacznie lepszy, bowiem w kronice znalazły się również inne ważne rzeczy jak na przykład huczne przyjęcia, narodziny, śluby i faktycznie spisy ilości posadzonych i wyciętych drzew w danym roku. Mój wzrok jednak zatrzymał się na górze tej strony, gdzie wyjątkowo kwiecistym językiem autor księgi opisywał ślub jednego z ważniejszych dowódców z wybraną mu przez ojca narzeczoną. Ani razu nie wspomniał o tym by państwo młodzi w ogóle się lubili i tego ślubu chcieli, co tylko potwierdziło słowa Ceany o tym, że pewnego dnia będzie zmuszona wyjść za Leara. Na samą myśl o tym, ze pewnego dnia w podobnej kronice ktoś opisze wesele towarzyszącej mi elfki mimowolnie się skrzywiłem i tylko cudem powstrzymałem się przez zamknięciem z hukiem praktycznie zabytkowego dzieła. Na całe szczęście jednak nie zrobiłem mu krzywdy, a jedynie ostrożnie odłożyłem na miejsce i po ludzku usiadłem przed regałem.
Czy Asgallowie od zawsze pobierali się tylko z przymusu? Ich śluby zawsze wyglądały tak jak ten, o którym miałem okazję przeczytać? Jeśli tak to nic dziwnego, że matka Ceany nie wspomniała słowem o swoim wielkim dniu, wszak nie miała powodu by miło go wspominać. Po prostu zrobiła to co było trzeba, spełniła swój obowiązek… No właśnie obowiązek. Przygoda przygodą, szukanie Wiedźmy szukaniem Wiedźmy, a obowiązki obowiązkami. Przecież miałem być królem, miałem stanąć na czele swego rodu przeciw wszystkiemu co zechce rzucić nam wyzwanie. I choć czułem, że należy pomóc księżniczce i odnaleźć Wiedźmę nie był to mój jedyny obowiązek jako władcy. Wystarczyła jedna myśl o moich nowych obowiązkach, bym pojął czego będą ode mnie oczekiwać od jutra moi poddani – zupełnie tego samego czego oczekiwali od dowódcy, o którym czytałem i jego narzeczonej.
- Jutro koronacja, potem odwiedziny Wiedźmy, a po powrocie ślub – mruknąłem nie spuszczając wzroku z regału. – Teraz będę już musiał znaleźć sobie narzeczoną. No cóż może chociaż Undine stanie na ślubnym kobiercu z kimś nie z obowiązku – dodałem i cicho westchnąłem. Chyba będę zmuszony kazać jutro swej doradczyni zrobić mi listę mogących za mnie wyjść elfek. Ona z pewnością wiedziała chociaż pobieżnie, dla której z nich to nie będzie aż tak przykry obowiązek, a ja nie znałem imion ponad połowy proponowanych mi przez ojca kandydatek. Na samą myśl o takim ślubie jak ten opisany w kronikach miałem ogromną ochotę rzucić się z tej nieszczęsnej wieży lub pozwolić tym potworkom rozszarpać mnie na strzępy. Ale miałem być królem i wiedziałem, że pewnego dnia i tak zmuszony będę spełnić swój obowiązek, tak by krew Dehadana – pierwszego władcy Blardzkiego rodu – nie przepadła na wieki.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 21:44, 27 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:17, 27 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Ślub moich rodziców. Co mogło być w nim takiego znaczącego? Wydaje mi się, że nie było w tym nic, co mogłoby wpływać na to, gdzie znajdowała się Wiedźma. Przecież nie była druhną mojej matki! A więc dlaczego z przypadkowych dat ta jedna okazała się znacząca. Zerknęłam na mapę wywieszoną na ścianie. Przez dłuższy czas śledziłam linie poprowadzone przez pergamin, mając nadzieję, że może to nie daty, a współrzędne, jednak każda jedna data wskazywała na miejsca, które nie znajdowały się na mapie, albo były tak chaotycznie rozłożone, że dalsze zastanawianie się nad ich znaczeniem nie miało sensu.
-Tylko te dwa, które już przejrzeliśmy - powiedziałam z ciężkim westchnięciem. -Albo inaczej: ściany, miejscami podłoga oraz ramy łóżka w jej komnatach są popisane, ale tam na pewno nic nie znajdziemy. Przestała pisać w dziennikach, gdy powoli traciła kontrolę nad własnym umysłem, a stało się to już po odwiedzinach Wiedźmy. Dlatego wydaje mi się, że jeżeli nie w dziennikach, to nigdzie.
Skrzyżowałam ręce na piersi, wpatrując się w przestrzeń. Jeżeli nie znajdziemy dokładnych informacji na jej temat, zawsze możemy pojechać do lasów Brethil i liczyć na łut szczęścia. Może ją znajdziemy albo ona znajdzie nas. Nigdy nic nie wiadomo. Przecież różne rzeczy się zdarzają. Może nawet nie zginiemy zaraz po wjeździe do tego "urokliwego" lasu, a dopiero po rozmowie z kobietą. Zapewne nasza propozycja niezwykle ją ubawi. Nie przemyślałam też innej rzeczy. Wiedźma nie pomoże nam ot tak, zapewne będzie chciała jakiejś zapłaty. A sądząc po tym, co zrobiła ostatnio nie zadowoli jej złoto czy inne bogactwa i będzie chciała czegoś więcej. Pytanie tylko czego będzie od nas chciała. Poza tym... Niezależnie od tego, czego zapragnie w zamian za informacje, nie pozwolę, aby zniszczyła życie Dorhiana. Ja już jestem na tyle potępiona, że kolejne manipulacje z jej strony mnie nawet nie ruszą.
Uśmiechnęłam się krzywo, słysząc słowa księcia. To faktycznie nie była zbyt dobra wizja. Raczej napawała obrzydzeniem do własnego życia. A przynajmniej ja się tak czułam od momentu, w którym usłyszałam, że mam poślubić Leara. Nienawidziłam go. Wtedy, kiedy doszło do naszych zaręczyn znienawidziłam go jeszcze bardziej. Nie ważne czy próbował być miły czy nie. Zawsze czułam do niego tylko wszechogarniającą nienawiść. Chciałam innego życia, ale obowiązek spadł na mnie i był konieczny do wykonania.
-Ślub z miłości. To dla mnie dość abstrakcyjne pojęcie. Moja matka musiała porzucić elfa, którego kochała, ponieważ została wydana przez rodziców za następcę tronu. Teraz ja poślubię kogoś, kogo szczerze nienawidzę. Moja matka miała to szczęście, że po paru latach faktycznie zakochała się w moim ojcu. Ja do Leara nie poczuję nigdy nawet sympatii. Współczuję, że będziesz musiał podzielić ten przykry los i poślubić kogoś, kogo nawet nie znasz. Może jednak pokochasz swoją małżonkę pewnego dnia i będziecie w gruncie rzeczy razem szczęśliwi. -Uśmiechnęłam się ciepło, przez chwilę milcząc. -Mimo to chciałabym żyć jako całkiem wolna. Podjąć decyzję o to, czy kogoś kocham i wyjść za tego kogoś albo zostać samotna, jeżeli tak będę chciała. Zawsze chciałam mieć jakieś przygody, walczyć, a nie trenować w ukryciu, spotykać magiczne istoty, a nie tylko o nich czytać, zwiedzać kilkusetletnie miasta, a nie uczyć się stąd o ich architekturze... -Zaśmiałam się. -Jestem beznadziejnym przykładem księżniczki. Wolałam być, jak ta postać z bajki... Jak to się nazywało? - mruknęłam z rozbawieniem, próbując sobie przypomnieć tytuł powieści, czytanej mi przez matkę, gdy byłam mała. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:10, 27 Lut 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Czemu ja muszę mieć rację zawsze tylko w kwestii tego, że czyjeś życie jest beznadziejne? Królowa Beatrice przecież wbrew wszystkiemu nie mogła kochać króla Agnora, oj nie. Ona musiała porzucić miłość swojego życia, a dopiero po latach obdarzyć uczuciem kogoś z kim przyszło zostać jej aż do śmierci. Typowe przedstawiany wszystkim w opowieściach bajkowy świat jak zwykle okazał się szary, okrutny i przewidywalny.
- Ta pewnie. Prędzej poderżnie mi gardło już pierwszego dnia naszego małżeństwa, które ku nieszczęściu obojga z państwa młodych by zostać uznanym za prawomocne musi zostać skonsumowane. Takie ”miłe” zabezpieczanie wymyślone przez, któregoś z naszym królów by mieć pewność, że krew Dehadana nie zginie wraz, z którymś z jego potomków – stwierdziłem krzywiąc się przy tym tak strasznie jakby ktoś właśnie zmusił mnie do zjedzenia na raz całej cytryny. Naprawdę nie rozumiałem czemu mój ród robi dosłownie wszystko by na tronie zawsze zasiadał potomek pierwszego króla, który postanowił wybić Asgallskie elfy. Przecież to było bez sensu, krew tego elfa nie miała w sobie żadnej mocy czy siły, co z resztą nasi Uczeni udowodnili już wielokrotnie. A jednak wszyscy poddani pomimo zabezpieczeń w przypadku przedślubnego zgonu dziedzica korony, uparcie wierzyli w to, że za wszelką cenę należy chronić ciągłość rodu Dehadana. Kiedyś słyszałem nawet niezwykle ciekawą historyjkę o tym jak to sami Pradawni Bogowie jakimś cudem nagle gdy faktycznie niedoszła matka lub ojciec królewskiego rodu będzie konać mają zmienić zdanie i powrócić tylko po to by zapobiec zniknięcia ze świata krwi jednego z dwóch idiotów, którzy według niektórych legend mieli wszcząć wojnę przez kobietę. Ha jakże zabawnym by było gdyby to była prawda, a ową niezwykle piękną elfką, przez którą od niepamiętnych czasów nasze rody toczą krwawą wojnę., okazała się sama okrutna Wiedźma z Lasów Brethil. To by z pewnością było coś.
- Może Wiedźma ocali mnie przed koniecznością ożenienia się z elfką, której nie kocham? Aż chciałbym zobaczyć jak Pradawni Bogowie przybywają ocalić mnie przed śmiercią przed dniem poczęcia mego dziedzica – rzuciłem z uśmiechem, którego na pewno nie można było określić jako ciepły i czarujący. Prędzej szalony , przerażający lub mroczny, czyli dokładnie taki jakim zwykłem obdarzać na polu bitwy wszystkich kajających z mojej winy Asgallskich dowódców.
- W każdym bądź razie przykro mi księżniczko, ale niestety nie znam waszych historii, więc nie mogę ci pomóc w przypomnieniu sobie tego imienia. Mogę ci jednak obiecać, że niedługo wyruszysz na swoją wielką przygodę, która miejmy nadzieję zakończy się szczęśliwie – rzekłem powoli podnoszą się z zmieni, by wyczyścić swą odzież z niewidocznego kurzu. – I przypominam ci, że rozmawiasz z beznadziejnym, okrutnym księciem, który w waszych opowieściach z pewnością niejednokrotnie miał rogi lub insze demoniczne części ciała – dodałem tym razem z ciepłym uśmiechem po czym spojrzałem w stronę odłożonych dzienników. Ciekawie jak długo nasza dwójka już tu siedzi i czy przypadkiem nie zaczęto mnie już szukać. Miałem ogromną nadzieję na to, że Undine jest zbyt zajęta spędzaniem miło swego czasu, by w ogóle zauważyć moją nieobecność lub pomyśleć o tym, gdzież znowu postanowiłem uciec. A już tym bardziej liczyłem na to, że nie rozpocznie swych poszukiwań z Lizandrem równie zaniepokojonym zniknięciem księżniczki, co Undine mnie. Z pewnością mieliby niezwykle zabawne miny widząc naszą dwójkę razem, choć mimo wszystko zdecydowanie wolałem nigdy się o tym nie przekonać.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 23:19, 27 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:11, 04 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Westchnęłam ciężko. Ktoś mieszkający wśród niższych sfer zapewne chciałby powiedzieć, że życie na zamku jest czymś wspaniały. Księżniczka jest rozpieszczana, nie ma żadnych obowiązków, a książę może przebierać w teoretycznych małżonkach oraz urządzać sobie zawsze polowania. Niejednokrotnie słyszałam, że moje życie musi być idealne. Elfy, które przyjeżdżały z innych miast na przyjęcia do naszego zamku, gdy jednak postanowiły wdać się ze mną w grzecznościową rozmowę z góry zakładały, że jestem tutaj szczęśliwa. Mam "przystojnego" narzeczonego, miękkie, ciepłe łóżko, nie muszę się martwić o posiłki, mam cały dzień wolny i w sumie nie muszę się niczym szczególnym przejmować. Niestety zapewne sami nie wiedzieli, jak bardzo się mylą. Zazdrościłam ludziom, którzy mieszkali w małych wioskach, że mogli poślubić kogo tylko zechcą - z miłości. Podobnie, jak niektóre elfy. Spora część kobiet z naszego rodu wychodziła za mąż za tych, których kochały od lat. I zawsze uznawałam to za magiczne. Nieważne, czy był to ślub w małym ogródku czy w czyimś domu. Robili to dlatego, że się kochali, a nie z przykrego obowiązku. I zawsze, gdy słyszałam o osobach, które musiały podzielić mój los robiło mi się przykro. Dlatego też świadomość, że książę Dorhian będzie musiał poślubić obcą mu elfkę wprawiał mnie w pewien smutek.
-Mam nadzieję, że nie zginiesz i będziecie wbrew pozorom szczęśliwi - powiedziałam z łagodnym uśmiechem na twarzy. Wyjrzałam przez okno, przyglądając się zachodzącemu powoli słońcu. Musieliśmy tutaj spędzić sporo czasu. Podniosłam się z krzesła i zebrałam dzienniki, które następnie zamknęłam w szafce, a tą zaklęłam, aby otworzyła się tylko wtedy, gdy ktoś rzuci odpowiedni czar. Przynajmniej miałam pewność, że mój ojciec nie złamie zaklęcia. Znał kilka sztuczek magicznych, ale jego były bardziej wybuchowe niż dyskretne. Zapewne spróbowałby podpalić całą wieżę, niż otworzyć ja przy pomocy zaklęć. Ja stawiałam na te, które potrafiły zmienić albo chociaż lekko przekształcić rzeczywistość. Wsunęłam pergamin ze wskazówkami znalezionymi w dziennikach do kieszonki, sprytnie ukrytej między fałdami sukni. Potem nad tym pomyślę...
-Trudno, przypomnę sobie potem - rzuciłam, machając ręką. -Mam nadzieję, że ta przygoda, akurat będzie ciekawa i zakończy się pomyślnie.
Zaśmiałam się, słysząc następne słowa księcia.
-Tak, rogi, ogon i kopyta. I do tego pazury! - żachnęłam się. -Byłeś raczej opisywany jako okrutny wojownik, który na polach bitwy przypominał prawą rękę śmierci. Ale na pewno nie z atrybutami demona, choć nie byłeś opisany jako pozytywna postać. Zapewne wy też opisujecie mojego ojca czy mnie, jako okropne postacie, prawda? - spytałam, wskazując po chwili na drzwi. -Powinniśmy już wracać. Przesiedzieliśmy tutaj sporą część dnia i straże mogły się już trochę "zaniepokoić". A wolałabym żeby nikt nie odkrył tego, że ktoś jeszcze korzysta z wieży i że tym kimś, jestem ja - wyjaśniłam, schodząc krętymi schodami na dół. Zamknęłam za sobą drzwi przy pomocy zaklęcia, po czym skierowałam się w stronę drzew. </center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Salivia dnia Śro 18:14, 04 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:24, 05 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Och żadnych kłów, pazurów czy choćby kopyt? Cóż za zawód, zawsze sądziłem, ze uważają mnie tu za prawdziwego demona w elfim ciele i zupełnie nie zdziwiłbym się gdyby w swoich opowieścią co niektórzy dodawali i tak komiczne elementy. Elf z rogami, to byłoby coś mógłby spokojnie tłuc swych wrogów z główki… Jak baran. Kolejne słowa księżniczki jednak zupełnie mnie nie dziwiły, nie raz i mój ród śmiał się, że dla Asgallów książę jest z pewnością najlepszym przyjacielem śmierci. A co do tego co powszechnie sądzono o Ceanie to cóż. Nigdy nie słyszałem by była opisywana jako wspaniała i bajeczna postać, ale w drugą skrajność też jakoś specjalnie nie popadano.
- Szczerze powiedziawszy to nie. Według naszych opisów księżniczka Ceana najpiękniejsza z Asgallskich kobiet, która swą urodą przyćmiewa nawet najpiękniejsze z rosnących na waszych ziemiach kwiaty – zacytowałem fragment jednej z opowieści, którą miałem okazję usłyszeć od jednego z naszych dowódców, siedząc przy ognisku w obozie naszej armii – Jej cera jaśniejsza jest niż goździk, a czerni jej włosów pozazdrościć mógłby niejeden kruk. Ubrana jest zawsze w najpiękniejsze suknie, a jej fryzury układa aż dwanaście służących. Biada jednak temu kto zauroczony wyglądem księżniczki zapomni, że to co piękne na zewnątrz nie zawsze jest wspaniałe i w środku. Serce Asgallskiej księżniczki jest bowiem skute lodem, a ten kto spojrzy w jej prosto w oczy będzie zgubiony – kontynuowałem opowieść wpatrując się przy tym nieprzytomnym wzrokiem w sufit, a gdy skończyłem mówić uśmiechnąłem się ciepło do swej towarzyszki. – To jeden z najpopularniejszych w moich stronach twoich opisów. Pragnę tu zaznaczyć, że jej autor prawdopodobnie nigdy nie miał szansy nawet ujrzeć twojej matki, lecz męska część mego rodu od zawsze uważa elfki z twojego za atrakcyjniejsze stąd te wszystkie komiczne porównania – mówiłem choć nawet sam nie byłem w stanie stwierdzić czemu postanowiłem to wytłumaczyć. Być może dlatego, że słysząc ten opis księżniczka mogła poczuć się niekomfortowo lub mogła uznać, że to największy stek bzdur jakikolwiek słyszała i poczuć się urażona. – Trzeba ci przyznać Ceano, że naprawdę jesteś piękna, jednak gdyby to ja miał opisywać twój wygląd użyłbym do tego zupełnie innych słów. – Czemu to dodałem już zupełnie nie potrafiłem powiedzieć, dlatego też uznając, że najlepiej zrobię jeśli się zamknę, z uśmiechem ruszyłem w stronę wyjścia. Już po chwili nasza dwójka stała na dworze, a ja ze zdziwieniem spoglądałem w niebo. Kiedy tu przychodziliśmy nie było nawet południa, a teraz wielkimi krokami zbliżał się już wieczór. Ile myśmy w tej wierzy przesiedzieli i co stało się z resztą dnia?
Nie potrafiłem tego zrozumieć, więc ostatecznie zmuszony byłem przyznać rację tym filozofom, którzy od lat twierdzili, że w miłym towarzystwie czas płynie o wiele szybciej. A niech ich szlak trafi i te ich głupie, wymyślne teorie. Jeśli jeszcze trochę tak będą mieć co do wszystkiego rację to w końcu okaże się, że i głoszone przez bajarzy legendy są prawdziwe i faktycznie ten z naszego rodu kto spojrzał w oczy pięknej księżniczki jest stracony. Przecież ja w nie spojrzałem… I to wielokrotnie!
- Lepiej będzie jeśli wrócimy do zamku osobno. Z pewnością ktoś już ruszył na poszukiwania przyszłego króla, a wolałbym uniknąć tłumaczenia waszej straży jak to prze przypadek na siebie wpadliśmy – rzekłem uśmiechając się ciepło. Z pewnością nikt nie uwierzyłby w moją zmyśloną naprędce historyjkę i ktoś jeszcze byłby gotów pomyśleć, że nasza dwójka udała się na jakąś potajemną schadzkę. A tego typu plotek zdecydowanie wolałbym uniknąć ze względu na Ceanę. Naprawdę nie chciałem by jej lud uznał ją jeszcze za zdrajczynię, no ej, elfy przecież my tylko knuliśmy jak dotrzeć do przeklętej i okrutnej Wiedźmy!
- To do zobaczenia Ceano – dodałem i skłoniwszy się jej szarmancko, powoli ruszyłem w stronę zamku. Miałem ogromną nadzieję, że nikt nie odkryje naszego planu nim uda nam się go wcielić w życie, bo z pewnością nie wynikłoby z tego nic dobrego.
</center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:39, 08 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Słuchając opowieści jego ludu poczułam pewne rozbawienie, a zarazem zakłopotanie. A więc według Blardów byłam pięknością? Aż ciężko w to uwierzyć, spodziewałam się, że opisują mnie raczej jako brzydotę na miarę ogra! A jednak zaskoczenie me jest teraz wielkie. Choć z drugiej strony, gdy ja patrzyłam w lustro, to nie postrzegałam się, jako taka idealna, jak z tego opisu. Czułam się, jakbym nie do końca słuchała o sobie.
-Dwanaście? Toż to, ubliża mojej osobie! Ich jest piętnaście! - powiedziałam ze śmiertelną powagą, spoglądając przez chwilę na księcia. W końcu jednak nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. -Tak naprawdę włosy układam sobie sama, co najwyżej dwie służące w przypadku balów - powiedziałam z rozbawieniem, próbując zapanować nad chichotem. Cóż, dwanaście służących to dosyć dużo. Nawet nie wyobrażam sobie, jak wszystkie miałyby się dopchać do moich włosów! Chyba bym oszalała, gdyby aż tyle osób próbowało coś dookoła mnie zrobić. Najlepszym rozwiązaniem w takiej sytuacji byłoby zgolenie się na łyso, choć szczególnie mnie to nie przekonuje.
-Oprócz tego nie zabijam spojrzeniem, a czy mam serce skute lodem... Pozostawię to opinii innych. Choć zawsze wydawało mi się, że uzdrowiciele to osoby, które odczuwają właśnie empatię wobec innych.
Słysząc jednak komplement z ust księcia, na moment zamilkłam, z trudem powstrzymując speszenie, które aż krzyczało, aby dać o sobie znać. Dlaczego reagowałam w ten sposób? Wiele osób wcześniej prawiło mi komplementy, próbując się przymilić i sprawić, że wspomnę ojcu dobre słowo na ich temat. A tym razem miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Tak zdecydowanie nie zachowuje się osoba, która ma je skute lodem! Najchętniej spuściłabym teraz wzrok, pozwoliła, by rumieńce wypłynęły na policzki i uciekła. A przynajmniej tak wydawało mi się, że powinnam była zrobić. Zazwyczaj tak robiłam i było to wymuszone. Teraz naprawdę miałam ochotę się tak zachować. Zamiast tego uśmiechnęłam się tylko ciepło, starając zachować powagę.
-Dziękuję, to miłe. -Skinęłam głową i pomachałam mu, kiedy zniknął pomiędzy drzewami. A więc mamy nasz spisek. Nie spodziewałam się, że będę kiedyś knuć z blardzkim księciem. To dość... Zaskakujący zbieg okoliczności.

***

Kilka godzin później przewracałam się w łóżku z boku na bok. Raz wpatrywałam się w drzwi, raz w sufit, innym razem w okno, a mimo kolejnych godzin, które wybijał zegar nie umiałam zasnąć. Nie cierpiałam na bezsenność, ale dzisiaj miałam wrażenie, że nie usnę. Prawdopodobnie wiązało się to z pewnym podekscytowaniem, które towarzyszyło mi od rozmowy z księciem w wieży. Miałam wtedy wrażenie, że dzieje się w końcu coś niesamowitego. Wydaje mi się, że pierwszy raz odbędę przygodę, taką, która zapadnie mi w pamięć na zawsze - o ile ją przeżyję. Zupełnie taką, jak...
W tym momencie dostałam olśnienia. Zerwałam się z łóżka i niemal wybiegłam ze swoich komnat. Jak mogłam o tym zapomnieć?! Przecież ta odpowiedź była aż tak oczywista! Od początku miałam ją tuż przed swoim nosem. Dopiero po dziesięciu metrach uświadomiłam sobie, jak wielkie miałam szczęście, że do tej pory nie spotkałam strażników. Przekradałam się korytarzami dla służby w odpowiednie miejsce i już po chwili stałam pod drzwiami do pokoju księcia Dorhiana. Położyłam dłoń na klamce i wypowiedziałam cicho zaklęcie, które sprawiło, że drzwi otworzyły się nie wydając żadnego dźwięku. Zamknęłam je za sobą i podeszłam do księcia. Muszę przyznać, że gdy spał wyglądał zdecydowanie niegroźne. Jak takie bezbronne zwierzątko i było to na swój sposób urocze. Bogowie, co mi w głowie siedzi?! Nie to jest teraz ważne, czy twój wrogo-przyjaciel wygląda jak szczeniaczek!
-Dorhianie, obudź się! - syknęłam, szturchając mężczyznę w bok. -Obudź się! - powtórzyłam. -Musimy iść do biblioteki. Teraz. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:36, 13 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Szczerze powiedziawszy spodziewałem się zastać na dziedzińcu jeśli nie cały oddział to chociaż kilka osób zaniepokojonych moim całodniowym zniknięciem. Tymczasem nie zastałem nikogo, albo raczej nikogo kogo nie powinno tam być. Stojący z boku zamku strażnik na mój widok nawet nie kiwnął palcem co w jasny sposób dało mi do zrozumienia, że nikt nie postanowił mnie szukać. A przecież nie było mnie cały dzień! Zostałem ostatnim żywym potomkiem Dehadana, ba przyszłym królem, a nikt nawet nie pofatygował się sprawdzić czy nie grozi mi jakieś niebezpieczeństwo. I chociaż wiedziałem, że powinienem się cieszyć, iż nikt nie postanowił mnie szukać w Przeklętej Wieży, a wszyscy chcieli dać mi jedynie czas na oswojenie się z poznanymi rano złymi wieściami, to mimo wszystko czułem się z tym źle. Miałem wrażenie, że moi przyszli poddani chcą mi w ten sposób pokazać, że nie mieliby nic przeciw temu abym dołączył do swej matki i ojca, gdziekolwiek oni teraz byli. Jeszcze nie zdążyłem zasiąść na tronie i włożyć na swą głowę korony, a mój ród już chciał się mnie pozbyć. To nie wróżyło zbyt dobrze moim przyszłym rządom ani tym bardziej planom związanym z dołożeniem wszelkich starań do utrzymania pokoju pomiędzy Blardami, a Asgallami.
Z ledwo słyszalnym westchnięciem, wbiłem wzrok w ziemię i ruszyłem na poszukiwania Undine. Chciałem z nią porozmawiać o tym co się stało oraz o tym co mam zamiar zrobić już jako król czyli o podarciu na strzępy pomysłu mego ojca związanego z Legionem Umarłych, jednak nigdzie nie potrafiłem elfki znaleźć. Po godzinie błądzenia po korytarzach w końcu się poddałem dochodząc do wniosku, że skoro nie potrafię swej przyjaciółki odnaleźć znaczy t tylko tyle, że spędza teraz czas najpewniej z Lizandrem i po prostu nie chce być znaleziona. Wiedziałem, że nie mogę jej winić za to, że nie ma dla mnie czas, ponieważ elfka też tego dnia straciła kogoś bliskiego, dlatego też zrezygnowany udałem się do swojego pokoju.
Gdy dotarłem na miejsce od razu zauważyłem odłożony dla mnie na stoliku lekki posiłek, który mimo, że cały dzień nic nie jadłem, zupełnie mnie nie zachęcał. Wręcz na jego widok robiło mi się niedobrze, choć normalnie byłbym pełen podziwu dla fantazji z jaką kucharz ułożył na talerzu wszelkie potrawy tak by swym wyglądem skusiły nawet najbardziej wybrednego elfa świata.
Aby powstrzymać swój żołądek przed niechcianymi sensacjami, czym prędzej przeniosłem swój wzrok na okno, przez które niemalże natychmiast dostrzegłem, iż ten dzień dobiegł już końca i najwyższa poro by udać się na spoczynek. Niewiele myśląc wyciągnąłem, więc z szafy czyste i odpowiednie do spania odzienie, które rzuciłem na łóżko i zabrawszy ze sobą tylko bieliznę udałem się do łazienki, z której wyszedłem po porządnej kąpieli i dokładnym wyszorowaniu swych zębów i włosów.
Gdy znalazłem się z powrotem w swoim pokoju od razu doszedłem do wniosku, że zupełnie nie mam siły i ochoty przywdziewać na siebie czegokolwiek więcej niż ubrana w łazience czysta bielizna. Bo i po co miałbym to robić? Przecież nikogo oprócz mnie w tym pokoju nie było i nie powinno być, a skoro tak to nikt nie mógł mi i zabronić przespania nocy zupełnie nago. Poza tym byłem pewien, że obudzę się na tyle wcześnie by zdążyć się w pełni ubrać nim ktokolwiek zechce mnie odwiedzić. Na wszelki wypadek jednak nim porządnie opatuliłem się kołdrą, trzykrotnie upewniłem się czy drzwi do mojego pokoju na pewno są zamknięte. A gdy w końcu znalazłem się w miękkim łóżku i złożyłem swą głowę na poduszce, niemalże natychmiast zasnąłem.

<center>***</center>
Obudziło mnie jakieś szarpnięcie, zupełnie takie jakby ktoś szturchnął mnie w bok. Takie źródło prawie nieodczuwalnego bólu wydało mi się niemożliwe - w końcu tyle razy sprawdzałem czy zamknąłem te cholerne drzwi – dlatego też starając się zignorować mówiący mi o czyjejś obecności cichutki głosik w mojej głowie, leniwie potarłem policzkiem o poduszkę nie siląc się nawet na to by otwierać oczy. Wtedy jednak usłyszałem czyjś głos, który wydał mi się brzmieć nieco niezrozumiale, prawdopodobnie dlatego, że nadal nie byłem do końca rozbudzony. Chcąc sprawdzić czy aby to wszystko mi się nie śni, lekko rozchyliłem jedną powiekę i po dojściu do wniosku, że nadal jest noc, mocniej naciągnąłem na siebie kołdrę powtarzając sobie w myślach, że z niewyspania i wypicia połowy butelki wina na pusty żołądek, zwyczajnie mam halucynacje.
Nie pomogło, ktoś ewidentnie był w moim pokoju i robił wszystko by mnie obudzić. Zły obróciłem się na drugi bok naciągają sobie kołdrę aż na głowę.
- Ilseo idź sobie! Jeśli zaatakowali nas Asgalle lub postanowili nas nawiedzić Pradawni Bogowie to powiedz im, że mają wrócić rano! – burknąłem nie za bardzo wiedząc co w zasadzie mówię. Byłem pewien za to jednego: byłem zmęczony i zupełnie nie miałem zamiaru wstawać. Niestety nie byłem w swoim zamku, więc wypowiedziane przeze mnie słowa mogły co najwyżej rozbawić mojego gościach, który nadal się nie poddawał i robił wszystko abym poświęcił mu choć odrobinę uwagi. Niestety bardzo skutecznie.
- Czego!? – krzyknąłem nawet nie siląc się na miły ton i zrywając się do pozycji siedzącej. Byłem wściekły, że ktoś śmiał nie tylko nie uszanować mojej prywatności, ale i chcieć czegoś ode mnie w środku nocy. Dopiero gdy spojrzałem na twarz swego gościa pożałowałem swego ostrego tonu i zachowania. A także podziękowałem Pradawnym Bogom za to, że zrzucona przeze mnie przez przypadek kołdra postanowiła zatrzymać się akurat na moich biodrach, a nie na przykład kostkach, a ja miałem tyle rozumu by zostawić na sobie chociaż gacie.
- Ceana? Co ty tu robisz? – spytałem spoglądając na księżniczkę zupełnie tak jakby była jakąś senną marą, duchem lub spowodowanym piciem wina w wieży delirium. Dopiero po chwili dotarło do mnie co mogło być przyczyną nagłego pojawienia się elfki w mojej sypialni.
Wpadłaś na coś? W takim razie musimy czym prędzej… - przerwałem spowodowany nagłym podekscytowaniem i związanym z rozwiązaniem tajemniczej zagadki, zamiar dosłownego wyskoczenia z łóżka i ruszenia gdzieś z księżniczką przypominając sobie o tym jak wiele odzienia w tej chwili się na mnie znajduje.
Możesz na chwilę się odwrócić? – spytałem zmieniając temat i posyłając Ceanie zmieszany uśmiech. Jednocześnie moje oczy niemalże odruchowo powędrowały w stronę poskładanej i spoczywającej na ziemi reszty mojej garderoby. Wolałem nawet nie wiedzieć co moja wrogo-przyjaciółka teraz zacznie o mnie i o moim rodzie myśleć, już w zupełności starczył mi fakt, że po zadaniu tego pytania czułem się zupełnie tak jakby w identycznym stroju co w tamtej chwili stanął przed pułkiem wojska złożonego z samych elfek w celu wygłoszenia jakiejś poważnej mowy. Innymi słowy choć nie wiedziałem do końca czemu to miałem dosłownie wrażenie, że zaraz spalę się ze wstydu.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 16:38, 13 Mar 2015, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:47, 21 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Widząc niechęć księcia do obudzenia się i jego wymówki, aby "wrócić rano" zastanawiałam się czy zacząć się śmiać czy może płakać. Następny raz, jak podejdziemy pod zamek Blardów, zastaniemy księcia w piżamie, nalegającego na nasz powrót rano. Myślę, że to ubawiłoby naszych żołnierzy na tyle mocno, że umarliby ze śmiechu, a tym samym nasi przeciwnicy wygraliby walkowerem. Wolałabym żeby jednak do tego nie doszło. Ponownie potrząsnęłam księciem.
-To nie Ilsea! - burknęłam, kręcąc głową. Doprawdy, co to jest za elf! Tak twardy sen?! Przecież to mógł być w obecnej chwili zabójca, chociaż stawiam, że morderca nie budziłby go, potrząsając nim gwałtownie. -Dorhianie obudź się!
Gdy w końcu się zerwał z łóżka niemal odskoczyłam do tyłu. Nie pomyślałam, że podniesie się aż tak gwałtownie! Westchnęłam ciężko, kiedy mężczyzna w końcu uświadomił sobie, kto przed nim stoi. Doprawdy, zapamiętam, aby więcej nie liczyć na to, że obudzi się go z łatwością i na następny raz użyję jakiegoś gongu albo wykorzystam kogoś innego, aby zerwał go z łóżka, bo w moim wykonaniu przynosi to marny efekt. Zresztą! Nie to było teraz ważne! Liczył się przede wszystkim fakt, że mam wyjątkową sklerozę, jak na swój młody wiek.
Kiedy zadał mi pytanie na temat odwrócenia się, na ułamek sekundy zmarszczyłam brwi, nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Dopiero po chwili przyjrzałam mu się uważnie i momentalnie wykonałam zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, ciesząc się, że dopiero teraz wypłynęły na moje policzki rumieńce. Matko! Jak mogłam tego nie zauważyć?! W ogóle na następny raz nie będę wchodzić mu do sypialni w środku nocy. Żadnemu mężczyźnie! Wyślę służącą albo będę walić w ten gong pod drzwiami! Cokolwiek, byle nie wchodzić do komnaty, w której praktycznie nagi elf może spać, a ja miałabym zamiar go obudzić! Jaka ja jestem głupia! W końcu opanowałam się i odchrząknęłam, licząc na to, że zachowam normalną barwę głosu.
-Wiesz, czasami naprawdę nie myślę. Książka, którą miałam na myśli jest oczywista. "Przygody księżniczki Beatrice". Moja matka miała tak na imię, bo chcieli, aby była odważna, jak główna bohaterka. Też kochała tą bajkę. Nie wiem czy to nam pomoże, ale mam te wszystkie cyfry, które znalazłeś i może będą wskazówką. Przynajmniej mam taką nadzieję, że to nie będzie ślepy zaułek...
Na moment zamilkłam, wpatrując się w drzwi.
-Jesteś gotowy? - spytałam, kierując się w ich stronę, jednak dalej na niego nie spoglądałam. Nie wiem, jak długo mógł się ubierać, ale wydaje mi się, że miał wystarczająco dużo czasu. W końcu znaleźliśmy się we dwoje na korytarzu, a ja wskazałam na małe drzwi po drugiej stronie korytarza, pokryte tą samą boazerią, co ściany.
-Skorzystamy z korytarzy dla służby. Mniejsze szanse na wykrycie - powiedziałam półgłosem, otwierając drzwi i wchodząc do środka. Znaleźliśmy się w wąskim korytarzu, którym normalnie przechodziła służba, aby skrócić sobie trasę i nie zrazić gości, którzy mogliby odwiedzać zamek. Dla kobiet była to też ochrona przed zaczepkami ze strony strażników. Szybkim krokiem kluczyłam między korytarzami, dokładanie znając ich rozkład. Tyle lat już po nich chodziłam, że potrafiłam się w nich zorientować po najdrobniejszych szczegółach, jak zapach czy drobne wypustki na ścianach. Nad każdymi drzwiami, wychodzącymi na zamek zawieszono tabliczki, wskazujące na to, gdzie służba się znajdzie, jeżeli je otworzy. W końcu wybrałam jedne z tych, które głosiły wschodnie skrzydło.
Ponownie znaleźliśmy się na korytarzach zamkowych, a ja skierowałam się do potężnych drzwi, za którymi krył się największy zbiór ksiąg, jaki posiadali Asgallowie. Pomieszczenie było obszerne, zapełnione regałami, które pękały w szwach od tomów. Biblioteka była dwupiętrowa, na górnym piętrze znajdowały się najważniejsze dokumenty do których dostęp mieli tylko niektórzy.
-Ta bajka będzie gdzieś na dole - powiedziałam, wskazując na wszystkie regały. -Tylko nie wiem, gdzie... </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 10, 11, 12  Następny
Strona 7 z 12

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy