Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
 Forum
¤  Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
www.rajdlawyobrazni.fora.pl
Miejsce dla każdego miłośnika pisania
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
Sztuka wojny (2os, fantasy, +18)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11, 12  Następny

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Sztuka wojny (2os, fantasy, +18)
Autor Wiadomość
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:30, 21 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Nie uszło mojej uwadze, że nim Ceana postanowiła się odwrócić najpierw dokładnie mi się przyjrzała. I pewnie potraktowałbym to jako pewnego rodzaju komplement gdyby po poskładaniu pewnych faktów księżniczka nie odwróciła się tak gwałtowanie jakby zobaczyła coś tak wstrętnego, że aż dłużej nie była w stanie znieść widoku tego. Zamrugawszy kilkukrotnie potarłem ręką włosy i postawiwszy swe nogi na ziemi, sięgnąłem po swoje rzeczy. Czyli jednak jestem bardziej obrzydliwy niż mógłbym przypuszczać. Dobrze wiedzieć. Chyba powinienem przed tym ostrzec każdą elfkę, która zechce zostać moją żoną, nawet na te kilka nieszczęsnych dni, po których będzie mogła odebrać mi życie. W przeciwnym razie może być nieźle zaskoczona i to z pewnością nie pozytywnie.
Zupełnie nie mając ochoty o takich rzeczach myśleć, zwłaszcza nie w obecności już i tak wyraźnie zdegustowanej mym zachowaniem księżniczki - a przynajmniej ja tak odebrałem jej reakcję – czym prędzej wciągnąłem na siebie spodnie i buty, by następnie słuchając z uwagą wypowiedzi Ceany, zabrać się za ubieranie przeznaczonej mi do spania tuniki.
- Nawet jeśli mielibyśmy stracić na szukaniu tej książki całą noc i dowiedzieć się, że nic nie znaleźliśmy i tak warto to sprawdzić. W końcu z pewnością nieźle musiałaś się już natrudzić by mnie dobudzić. Na przyszłość polecam wiadro zimnej wody – rzekłem zapinając ostatnie guziki swojej tuniki. Ledwo zdążyłem skończyć, a księżniczka spytała się mnie o to czy już możemy stąd wyjść. Zabawne dała mi na ubranie się dokładnie tyle samo czasu co Nalsir przed każdym z naszych odbywających się w okolicy tego zamku treningów. Nieziemsko męczących treningów stanowiących karę za moje koszmarne zachowanie. Treningów, które miały się już nigdy więcej nie odbyć…
Starając się odegnać od siebie te nieprzyjemne myśli udzieliłem księżniczce potwierdzającej mą gotowość odpowiedzi i czym prędzej ruszyłem za nią w głąb korytarzy dla służby. Czy nimi faktycznie były tego nie mogłem być pewien, jednak nie miałem najmniejszego problemu by zaufać Ceanie, że nie prowadzi mnie prosto do jaskini jakiegoś trolla lecz biblioteki. W końcu była moją wrogo-przyjaciółką i zaledwie chwilę wcześniej miała wręcz idealną okazję pozbawić mnie głowy lub innej, dowolnej części mojego ciała.
Całą drogę do biblioteki pokonaliśmy w milczeniu zapewne spowodowanym po części obawą o znalezienie nas w nieodpowiednim miejscu i o nieodpowiedniej porze przez jakiegoś zagubionego strażnika lub służącego, a po części moją głupotą, dzięki której wpadłem na ten genialny pomysł spania w samej bieliźnie. No cóż miałem nauczkę na całe życie, by nigdy, przenigdy już tego nie robić.
A gdy już przekroczyliśmy prób pomieszczenia nie mogłem powstrzymać cichego gwizdu podziwu. To miejsce było ogromne, a te wszystkie książki…
- To trzeba będzie jej poszukać. Miejmy nadzieję, że uda nam się ją znaleźć do rana, choć sądząc po ilości tych książek, nawet trzy dni nam a to nie starczą – rzuciłem z lekkim uśmiechem i powoli zbliżyłem się do pierwszego regału. – Może i tym razem dopisze mi szczęście i przypadkiem znajdę to czego szukamy? – zażartowałem sięgając po pierwszą lepszą książkę. Niestety może i był to jakiś zbiór Asgallskich opowiadań i legend, niemniej o żadnej Beatrice nie wspomniał. Opowiadał tylko o wspaniałych i odważnych bohaterach, który poświęcali swe życie by mordować moich rodaków.
Z niesmakiem odłożyłem księgę na miejsce i sięgnąłem po kolejną, w której znalazłem podobne opowiadania. Najwyraźniej jeden tom nie był w stanie pomieścić tych wszystkich bohaterów zrodzonych podczas setek lat elfich wojen.
- I wtedy wbił miecz w ciało potwora o twarzy tak podobnej do samego siebie, że aż trudno mu było w stanie uwierzyć, że jego dusza może być przeklęta. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie w te łaknące mordu oczy, by dojrzeć kryjącego się w ciele Blardzkiego wojownika potwora – przeczytałem na głos pierwsze lepsze zdanie z trzeciej również opisującej kolejne wojny księdze, po czym z hukiem zamknąłem opasłe tomiszcze i pomachałem nim księżniczce. – Muszę to pożyczyć naprawdę wciągająca historia – zażartowałem, po czym odłożyłem dzieło Asgallskiego skryby na miejsce. Naprawdę ta nasza wojna… Czemu tak długo chcieliśmy ją toczyć? Czemu wychowywano nas w kłamstwie o tym, że drugi ród to potwory? Przecież niczym się praktycznie od siebie nie różniliśmy! Przecież księżniczka nie była pozbawioną serca istotą! Co innego ja. Ja byłem mordercą i prawdziwym potworem, ale Undine już nie. Jeśli w całym moim rodzie Asgalle chcieliby szukać jakiejkolwiek bestii będącej powodem do wymordowywania reszty Blardów znaleźliby tyko jedną – mnie. A ja, teraz gdy już dojrzałem te wszystkie wmawiane mi przez lata kłamstwa, bez wahania poświęciłbym swe życie w imię pokoju.
Z cichym westchnięciem sięgnąłem po kolejną księgę, w której podobnie jak w poprzedniej i reszcie książek ustawionych na tym jednym regale nie było ani jednej wzmianki o dzielnej Beatrice. Zrezygnowany rozejrzałem się po bibliotece i ruszyłem w stronę kolejnego regału, mając ogromną nadzieję, że księżniczce poszukiwania idą znacznie lepiej.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Nie 2:01, 22 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:43, 28 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

-Jeżeli kiedyś będę próbowała cię znowu obudzić, to obiecuję, że się zaopatrzę w to wiadro - odparłam ze śmiechem. Faktycznie, trzeba było przyznać, że jak na żołnierza, to książę miał wyjątkowo twardy sen. Lizandra budził najcichszy odgłos. Swego czasu ćwiczyłam podkradanie się. Raz na parę dni - w nieregularnych odstępach - wychodziłam z komnat i kierowałam się do pokoju mężczyzny. Nieważne, jak cicho otworzyłam drzwi - zawsze się budził. Moją największą porażką było, gdy obudził się jeszcze zanim spróbowałam otworzyć drzwi, a największym sukcesem, gdy znalazłam się w odległości kroku od jego łóżka. Czasami nawet odnosiłam wrażenie, że elf nigdy nie śpi. Dla mnie było niemożliwe mieć tak słaby sen! Tym bardziej, że szłam na palcach, otwierałam drzwi przy pomocy zaklęcia i sama zawsze słyszałam tylko bicie własnego serca. Lizander powtarzał za to, że mam za głośny chód. Mojego ojca za to byłam w stanie zaskoczyć. Wielokrotnie zdarzało się, że nie słyszał, gdy stawałam obok niego i dopiero wzrok go o tym uświadamiał. Może Dorhian byłby kolejną osobą do której mogłabym się podkraść niezauważona! Na pewno podniosłoby to w jakimkolwiek stopniu moje ego.
Westchnęłam ciężko, słysząc stwierdzenie księcia. To prawda, biblioteka była na tyle obszerna i bogata w księgi, że ciężko tutaj cokolwiek znaleźć. Fakt, że nie posiadaliśmy żadnej osoby, która poukładała by te księgi i je posegregowała tym bardziej utrudniał to zadanie. Co prawda sugerowałam ojcu, że przydałyby się porządku w bibliotece i spis ksiąg, ale zazwyczaj osoba przez niego wysłana po dwóch dniach zaprzestawała działań, twierdząc, że nie jest w stanie się tym wszystkim zająć. Cóż, dla mnie to miejsce było przyjazne, ale wiedziałam, że dla niektórych jego ogrom mógł być przytłaczający i denerwujący.
Podeszłam do jednego z regałów, po czym zaczęłam przeglądać grzbiety książek, poznając, które na pewno nie były poszukiwanym przeze mnie tomem. Przeczytałam trochę pozycji z tej biblioteki, aby jako tako orientować się w tym, co się tutaj znajduje, ale nie na tyle dobrze, aby wiedzieć, gdzie znajduje się opowieść przygodowa dla dzieci, tym bardziej, że ostatni raz widziałam ją kilkadziesiąt lat temu! To tylko wprowadzało mnie w większą dezorientację. Słysząc fragment przeczytany przez księcia zaśmiałam się.
-Mamy więcej w podobnych klimatach - rzuciłam z rozbawieniem. -Kilka horrorów z wami jako głównymi antagonistami, a gdzieś był nawet zakazany romans o związku dwóch elfów z naszych rodów. Gdzieś na pewno jest ten egzemplarz, nawet to kiedyś czytałam! Autor niestety pewnego dnia nie przeżył śniadania, ktoś dodał mu trucizny do napoju - wyjaśniłam, przeglądając kolejne tomy. -Chciał pokoju i wskazania innego rozwiązania, a w zamian umarł. Przykre - westchnęłam, wspinając się na drabinę i przeszukując wyższe półki. W pewnym momencie zachwiałam się, omal nie spadając z drabiny, jednak w ostatniej chwili przytrzymałam się regału, choć zrzuciłam przy tym kilka tomów na ziemię. Zaklęłam w myślach, schodząc na dół.
-Mam nadzieję, że nikt nie słyszał tego rumoru. To mogłoby się źle skończyć - rzuciłam, podnosząc książki z ziemi. Jedna z nich, w niebieskiej oprawie, była wyjątkowo zniszczona. Litery zostały już zatarte i nie dało się dostrzec tytułu, a pozaginany grzbiet świadczył o tym, że książka została przeczytana kilkukrotnie. Otworzyłam ją na pierwszej stronie, gdzie dostrzegłam napis "Przygody księżniczki Beatrice".
-Znalazłam! - powiedziałam ze śmiechem, odkładając pozostałe książki, które spadły na ziemię na półkę. Tą jedną przytuliłam, dziękując w myślach mojej matce. Niemal podbiegłam do stołu na którym położyłam księgę, a potem wyciągnęłam z kieszeni koszuli nocnej kartkę z zapisanymi przez Dorhiana numerami.
-Teraz tylko rozgryźć, która cyfra, co oznacza - mruknęłam, zerkając na listę. -Lata rozbiegają się od 59 roku do 410, a więc myślę, że to może być strona. Miesiąc to będzie zdanie albo słowo... - powiedziałam, otwierając na pierwszej wskazanej na kartce stronie - 102. -Weźmy się do roboty - powiedziałam, rzucając Dorhianowi uśmiech. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:19, 28 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Słysząc komentarz księżniczki cicho się zaśmiałem. Tak zakazany romans, jeśli jeszcze był z gatunku tych pikantnych to z pewnością była to idealna książka dla Undine. Ona wprost uwielbiała tego typu dzieła podczas gdy ja starałem się omijać je z daleka. Już pomińmy fakt, ze jestem elfem, a nie elfką i z wiadomych przyczyn wolę bardziej książki przygodowe, tego typu książki omijałem jednak głównie z powodu tego, że księciu przecież nie wypada czytać tego typu dzieł, a zwłaszcza nie o zakazanych romansach między Blardami i Asgallami. Przecież to herezja, jakby ktoś zobaczył mnie z podobnym tomem w ręce z pewnością skończyłoby się to niemałym skandalem. Zupełnie tak samo jak moje pomysły zażegnania konfliktu między naszymi rodami. Ta myśl sprawiła, że uśmiech, który pojawił się na mojej twarzy po usłyszeniu komentarzu Ceany, natychmiast zniknął, a ja już miałem powiedzieć coś w stylu „miejmy nadzieję, że po mojej koronacji i ogłoszeniu wszem i wobec mych poglądów szybko nie skończę jak ten nieszczęsny autor”, gdy za swoimi plecami usłyszałem niepokojący huk. Od razu, odruchowo poderwałem się z ziemi wykonując przy okazji półobrót, by zobaczyć co się stało, a gdy ujrzałem leżące na ziemi książki i zrozumiałem, że Ceana może zaraz spaść podobnież jak one, czym prędzej rzuciłem się jej na ratunek. Na szczęście ten okazał się nie być księżniczce potrzebny. I dobrze! Bo z pewnością nie zdążyłbym na czas jej złapać, a tak poradziła sobie sama i cała i bezpieczna stanęła na ziemi. A ja miałem ogromną nadzieję, że nie usłyszała mojego głośnego westchnięcia ulgi, gdy tylko zrozumiałem, że nic jej już nie grozi.
Naprawdę dziwnym było to, że w ciągu tak krótkiego czasu zacząłem się tak bardzo martwić o jeszcze nie tak dawno swego śmiertelnego wroga. I nie chodziło tu tylko o to, że bałem się o kruchy sojusz między naszymi rodami, który na pewno rozpadł by się na tysiące kawałków niczym szkło upadające na ziemię, gdy tylko Asgallski król dowiedziałby się o tym, że jego ukochanej córce stała się krzywda w obecności Blardzkiego księcia. Tu chodziło bardziej o to, że nigdy bym nie przypuszczał, że będę w stanie tak szybko zaprzyjaźnić się z córką kogoś kto bez wahania wbiłby mi miecz prosto w serce. A jednak tak się stało, a ja zupełnie nie byłem z tego powodu niezadowolony. Wręcz przeciwnie, byłem szczęśliwy, że w tak nieprzyjaznym mi miejscu jak zamek mego wroga znalazłem kogoś komu mogę zaufać. Kogoś spoza mego rodu. Kogoś kto podobnież jak ja nie chciał kontynuować tej wyniszczającej wojny.
- Tak jest! – odpowiedziałem z uśmiechem salutując lekko księżniczce po czym usiadłem na ziemi i delikatnie pociągnąłem Ceanę za łokieć by usiadła tuż obok mnie. W końcu tak było o wiele wygodniej niż stać w jednym miejscu i zerkać sobie przez ramię. Nawet jeśli mieliśmy pod ręką stół. W końcu siedząc na ziemi można było położyć pergamin z zapiskami z dzienników na kolanach, wziąć i postawić obok siebie pióro i atrament tak by niczego nie wybrudzić, a wokół siebie rozłożyć czyste kawałki pergaminu, który mógł nam posłużyć do robienia notatek. W końcu znalezienie książki to nie wszystko, trzeba było przecież rozgryźć jeszcze ten nieszczęsny kod. Oczywiście zakładając, że był to kod, a nie zlepek jakiś przypadkowych i nieważnych dat, zaś księżniczka wzięła ze sobą potrzebne do robienia notatek rzeczy, gdyż ja wyszedłem ze swej sypialni zupełnie nieprzygotowany. I mało brakowało bym siedział tu bez spodni.
- Zobaczmy jeśli to jest strona, to miesiące będą oznaczać konkretny akapit, a dni słowo z tego akapitu. Czyli 11-6-102 to jedenaste słowo szóstego akapitu - zacząłem mówić do siebie pod nosem przejeżdżając palcami po odpowiedniej stronie, gdy już oboje z księżniczką siedzieliśmy na ziemi. – Szósty, szósty o jest szósty. Wiedząc, że wszystko idzie po jej myśli, Beatrice z uśmiechem stanęła… Stanęła, pierwszym słowem jest stanęła lub stanąć. Może stań? – kontynuowałem coraz to bardziej podekscytowany. Naprawdę chciałem rozgryźć tą zagadkę i wyruszyć czym prędzej w podróż. Nie mogłem przecież dopuścić by kolejni moi poddani ucierpieli z rąk tych przebrzydłych stworów, które nawet nie wiedzieliśmy jak wyglądają. Nie wspominając o tym, że wydawały się wręcz niezniszczalne. I jeśli tylko wiedźma mogła nam pomóc, musieliśmy się do niej udać jak najprędzej. Byłem gotowy oddać jej w zamian za tą wiedzę wszystko co tylko by zechciała o ile nie skrzywdziłaby żadnego z moich przyjaciół. A Ceanę zaliczałem do tego właśnie grona.
- Na – rzuciłem odczytując drugie zaszyfrowane słowo. – Stań na, to ma nawet sens, co jest kolejne? – spytałem dopiero teraz odrywając na chwilę swój wzrok od książki i pergaminu by spojrzeć na księżniczkę. Miałem ogromną nadzieję, że w spokoju uda nam się rozszyfrować cały kod nim ktoś postanowi pofatygować się do biblioteki. Nawet jeśli strażnicy mieli ku temu dobry powód gdyż ten wywołany spadającymi książkami hałas byłby w stanie obudzić nawet zmarłych. Niemniej liczyłem na to, że jednak jakoś zdążyły, choćby cudem. Inaczej zmuszeni bylibyśmy chować się pomiędzy tymi licznymi regałami, a na to chwilowo nie miałem specjalnie ochoty.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Nie 0:44, 29 Mar 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:15, 01 Kwi 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Usiadłam obok księcia, zerkając na książkę. Czyżby to faktycznie była odpowiedź na wszystkie nasze pytania? Może moja matka przewidziała, że będę szukać Wiedźmy i dlatego zostawiła mi te wskazówki. Zrobiła to w taki sposób, że należałam do wąskiego grona osób, które mogły zrozumieć przekaz. Mój ojciec zapewne nie zwróciłby na to uwagę. Nie, na sam koniec ona go nienawidziła. Nie pomogłaby mu. A więc musiała mieć wizję w której dostrzegła zbliżające się zagrożenie. Pytanie tylko, czy Wiedźma będzie równie skora do pomocy... Możliwe, że nas zabije, może nas wyśmieje i odeśle z pustymi rękami albo będzie żądała abstrakcyjnej ceny za swoje usługi. W końcu nie zrobić niczego za darmo.
Chwyciłam pusty pergamin i starannie zapisałam pierwsze słowo "stań". Możliwe, że będzie chodziło o inny zwrot z tym związany, ale jeżeli tak, to obyśmy domyślili się o co chodziło mojej matce. Westchnęłam cicho, szukając kolejnej daty w książce.
-Na półce, obok czerwonego imbryka... - przeczytałam, stukając palcem w słowo "na", które również od razu zapisałam. A więc możliwe, że faktycznie będzie to składne, choć fakt, że dwa pierwsze słowa pasują, nie oznacza, że wszystkie będą.
Uświadomiłam sobie, że serce wali mi młotem i że jestem tym, co się teraz działo podekscytowana. Ze względu na brak snu powinnam praktycznie padać na twarz, ale w obecnej sytuacji miałam ochotę biegać i skakać! Byłoby to absurdalne zachowanie, ale czułam, jak rozpiera mnie energia od środka. Każdy nerw w moim ciele drgał, mówiąc mi, że dzieje się coś naprawdę bardzo ważnego.
Mimo że przyszło mi to z trudem, to ze spokojem starałam się wyszukiwać kolejny słów i zapisywać je na kartce. Jednak z każdym kolejnym wyrazem miałam ochotę zacząć piszczeć, a ekscytacja rosła. Wcześniej nie wpadłam na pomysł poszukiwania zapisków mojej matki. Mimo że jej śmierć była dla mnie ciosem, to starałam się zignorować fakt, że zapisywała swoje wizje. I to był błąd. Możliwe, że gdybym wcześniej się za to zabrała, to zdołalibyśmy powstrzymać plagę, która teraz spowiła nasz świat.
Po chwili, choć możliwe, że upłynęły godziny, dotarliśmy do ostatniego słowa. Zapisałam je starannie na pergaminie, po czym trzęsącymi się z radości dłońmi uniosłam go, przyglądając się uważnie treści. Odchrząknęłam, czując, że z tego wszystkiego w moim gardle pojawiła się jakaś gula. Cieszyłam się, że udało nam się znaleźć odpowiedź, ale z drugiej strony, gdy myślałam o tym, co zostawiła po sobie moja matka czułam ogromny żal. Nie zasługiwała na swój los... Ceana, weź się w garść! Nie masz czasu na użalanie się nad sobą. Skup się na czymś, co jest teraz ważniejsze. Możesz rozpaczać kiedy indziej.
-Stań na płaskim kamieniu, na środku wrzosowiska, pokłoń się i przedstaw, a droga się pojawi... - powiedziałam głosem, drżącym z emocji. -Mamy odpowiedź! - powiedziałam radośnie, po czym niewiele myśląc ze śmiechem objęłam księcia. Gdy jednak uświadomiłam sobie, co robię odsunęłam się od niego. -Wybacz, po prostu się ucieszyłam - rzuciłam z lekkim zażenowaniem. Brawo, Ceana. Brawo. Jesteś taka głupia... Doprawdy, weź to teraz jakoś napraw! Szybko podniosłam pergamin, wskazując na tekst. -Już wiemy, co zrobić! </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:03, 24 Kwi 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Z każdym kolejnym pasującym słowem, czułem jak wypełnia mnie coraz to większe podekscytowanie, które po odczytaniu całego utworzonego z zagadkowych dat zdania omal nie doprowadziło do wybuchu. Miałem ochotę wykrzyczeć na całe gardło, niezwykle przez to głośnych podziękowań do Pradawnych Bogów i wykonać masę dziwnych podskoków i wygibasów na środku tej biblioteki na całe szczęście nim do tego doszło udało mi się ugryźć w język, a wywołane podekscytowaniem i radością zachowanie Ceany w pełni przywołało mnie do porządku.
Nie do końca wiedząc czy faktycznie zostałem uściskany, czy jednak tylko mi się przewidziało, zamrugawszy kilkukrotnie rzuciłem swej towarzyszce pytające spojrzenie. A gdy tylko usłyszałem jej przeprosiny i kolejne nerwowo wypowiedziane słowa, cicho się zaśmiałem kręcąc lekko przy tym głową.
- Spokojnie Ceano nic się nie stało. Mnie też bardzo cieszy znalezienie rozwiązania, teraz jednak… – Przerwałem słysząc dobiegający zza głównych drzwi biblioteki hałas. Przez krótką chwilę przysłuchiwałem się mu, by następnie – po dojściu do wniosku, że to z pewnością odgłosy kroków zbudzonych upadkiem książek strażników – niewiele myśląc złapać wszystkie przyniesione przez nas i wciąż leżące na ziemi rzeczy po czym wepchnąć je w ręce Ceany. I nim w jakikolwiek sposób niewątpliwie zdziwiona mym zachowaniem księżniczka zdążyła zareagować, złapałem ją za łokieć i pociągnąłem w kierunku pierwszego lepszego stojącego równolegle do drzwi regału.
Nie panowałem nad tym co robię, moje wyćwiczone przez lata spędzone na bitwach i czuwaniu w zasadzkach ciało poruszało się automatycznie przez co nim zdążyłem się zorientować, stałem już przylegając plecami do regału jednocześnie mając głowę odwróconą w lewą stronę, by móc nasłuchiwać, a moja prawa ręka obejmowała mocno talię stojącej przede mną Ceany, którą tym samym cały czas przyciągała do mojego torsu. Moja lewa ręka tymczasem zakrywała usta księżniczki nie pozwalając jej tym samym na wydobycie z siebie jakiegokolwiek dźwięku.
I dobrze, bo tak jak sądziłem już po chwili w bibliotece znalazła się dwójka strażników, którzy zaczęli uważnie szukać źródła hałasu. Początkowo tylko rozglądali się uważnie jednak po chwili zaczęli uważnie przechadzać się między regałami. Poczułem, że moje serce zaczęło bić szybciej, gdy tylko uświadomiłem sobie, że jeden z zupełnie teraz nieproszonych gości tego miejsca zaczyna się niebezpiecznie zbliżać w naszą stronę. Z każdym kolejnym zmniejszającym dzielącą nas odległość krokiem coraz to nerwowej powtarzałem sobie w myślach słowa „myśli Dorhian, myśl” choć doskonale wiedziałem, że to niewiele pomoże. Już powoli zaczynałem tracić nadzieję na to by udało się utrzymać naszą wizytę w bibliotece i jej powód w tajemnicy, gdy moich myślach zupełnie niespodziewanie pojawiło się słowo „szczur”. W tym samym momencie odgłos kroków jednego ze strażników rozległ się niebezpiecznie blisko naszego regału, a ja dosłownie poczułem czułem jak elf powoli wychyla się by sprawdzić czy źródło hałasu nie postanowiło schować się w tym miejscu…
- Szczur! – wykrzyknął niespodziewanie z drugiego końca biblioteki strażnik, a chwilę później rozległ się głośny huk kolejnych spadających książek. – Cholerne zwierzę, wracaj tu! – dodał elf, a jego towarzysz pośpiesznie ruszył w jego stronę. W ten sposób rozpoczęły się łowy na szczura, które zakończyły się po dłuższej chwili, gdy to nieszczęsne zwierzę uciekło przez jakąś dziurę. Ogłosiły to nam długie, głośne i siarczyste przekleństwa strażników, którzy kilka minut później opuścili bibliotekę.
I właśnie w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego jak blisko siebie znajdujemy się ja i księżniczka. Zdecydowanie nawet jako przyjaciele winniśmy zachować choć trochę większy dystans, dlatego też niemal natychmiast poczułem jak robi mi się gorąco i pośpiesznie puściłem Ceanę wyrzucając z siebie kilka niezbyt zrozumiałych słów i odsuwając się od niej o kilka kroków.
- Lepiej już stąd chodźmy. Oddzielnie, bo tak będzie nas trudniej złapać – dodałem odwrócony do niej tyłem, by elfka przypadkiem nie zauważyła mojego zażenowania. – To do zobaczenia jutro księżniczko. Dobrej nocy życzę – dodałem i szybkim krokiem opuściłem bibliotekę. O dziwo byłem na tyle skupiony na rozmyślaniu o tym jak wielkim jestem idiotą i jak mogłem zrobić coś tak głupiego, że kierując się korytarzami dla służby udało mi się ani razu nie zgubić. Dzięki temu już po chwili znalazłem się w przeznaczonej mi komnacie i zamknąwszy drzwi na klucz, padłem na łóżko i po czubek głowy zakryłem się kołdrą. Miałem szczerą ochotę zostać tak do końca swego życia, zwłaszcza, że następnego dnia miała się odbyć moja koronacja.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 15:03, 24 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:14, 08 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Cieszyłam się, że książę nie zwrócił szczególnej uwagi na moje, bądź co bądź, niezbyt poprawne zachowanie. Księżniczka nie powinna rzucać się na mężczyznę z uściskami ot tak. A już na pewno nie powinna tak robić w przypadku kruchego sojuszu. Ogólnie nie powinnam się za bardzo zadawać z Dorhianem, ale nie potrafiłam przestać. W końcu miałam kogoś oprócz Lizandra, z kim mogłam porozmawiać, kto doskonale rozumiał moją sytuację i nie chciałam tracić czegoś takiego.
Spojrzałam na księcia, który miał teraz nietęgą minę. Zanim jednak zdążyłam spytać, czy coś się stało, mężczyzna zerwał się z podłogi, pozbierał wszystkie rzeczy, a następnie pociągnął mnie za regały. Już chciałam zaprotestować, kiedy ten zasłonił mi usta i przyciągnął do siebie. Przyciskałam do piersi dzienniki matki oraz nasze notatki, próbując zrozumieć, co się dzieje. Planowałam właśnie zdzielić mojego szanownego księcia łokciem w brzuch, kiedy usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi i zrozumiałam dlaczego Dorhian postąpił tak, a nie inaczej.
Prawdopodobnie, gdyby nie on, to nawet nie zauważyłabym, że ktoś się zbliża i potem musiałabym się tłumaczyć z tego, dlaczego w środku nocy przebywam w bibliotece. Aczkolwiek strażnicy mogliby na to przymknąć oko, biorąc pod uwagę, że byłam księżniczką i jednak miałam pewne przywileje. Gdyby jednak elf na czas nie ukrył nas za regałami mielibyśmy problem. I to niemały. Przyszły król Blardów i księżniczka Asgallów organizują sobie nocne schadzki w bibliotekach! Zapewne przewodzą nami nieczyste myśli i niecne zamiary. Już widzę, jak wszyscy w królestwie o tym plotkują. Mój ojciec prawdopodobnie w takim przypadku doprowadziłby do moich natychmiastowych zaślubin z Learem, co skończyłoby się moją rychła śmiercią.
Niestety fakt, że się ukryliśmy nie sprawił, że problem zniknął. Strażnicy zaczęli spacerować między regałami, zapewne szukając źródła hałasu, którym zostali tutaj zwabieni. A niech to szlag! Powinnam bardziej uważać w momentach, w których próbuję coś ściągnąć. Do tego, gdyby Dorhian nie zasłaniał mi ust prawdopodobnie mogłabym wypowiedzieć odpowiednie zaklęcie, a zamiast tego mogłam jedynie się modlić, że nic wielkiego się nie stanie.
Nagle, kiedy strażnicy byli już naprawdę blisko, dostrzegli szczura i po kilku minutach wyszli z biblioteki. Nie powiem, że nie byłam zła za sposób w jaki zostałam potraktowana. Z drugiej zaś strony czułam się tym niezwykle zakłopotana. Byliśmy zdecydowanie za blisko i to przez zbyt długi czas! Przeklęłam w myślach i niemal ucieszyłam się, kiedy Dorhian od razu ruszył w stronę wyjścia.
-Dobranoc - mruknęłam, zbierając wszystkie swoje rzeczy. Zrobiłam jeszcze rundkę po bibliotece, upewniając się, że nie zostawiliśmy żadnych śladów po naszym spisku, po czym kwadrans później ruszyłam w stronę swojej sypialni, gdzie położyłam się do łóżka i niemal od razu zasnęłam, szczęśliwa, że udało nam się odkryć, jak znaleźć Wiedźmę. Choć nie jestem pewna, czy to naprawdę był powód do radości.
***
Na następny dzień do mojego pokoju o świcie wparowały dwie służące, które momentalnie oświadczyły, że muszą przygotować mnie na koronację. Dopiero teraz dowiedziałam się, że rozpocznie się w południe, a więc zostało tylko sześć godzin. I to jest zatrważająco mało czasu, aby doprowadzić mnie do porządku. Skrzywiłam się, jednak poddałam się temu, co planowały ze mną zrobić służące. Po tym, gdy wyszorowały mnie i zrobiły makijaż stanęłam przed lustrem, odziana tylko w bieliznę. Do pokoju weszła kolejna, drobna kobieta, która trzymała ogromne pudło. Wyciągnęła z niego czarną suknię z licznymi wstawkami z tiulu oraz elementami bieli. W momencie, w którym zawiązano mi gorset z trudem łapałam oddech, jednak to pozostało obojętne służącym, dla których liczyło się to, abym dobrze wyglądała, a nie wygoda. Na dłonie ubrałam długie, czarne rękawiczki, a moje włosy upięto w wysoki kok. Zrobiono mi delikatny makijaż, a jedna ze służących w towarzystwie jednego ze strażników przyniosła srebrną tiarę, którą założono mi na głowę.
Wyszłam z moich komnat, kierując się w stronę ogromnej sali, w której miała mieć miejsce koronacja. Była ona przyozdobiona kwiatami, w rogu orkiestra rozkładała swoje instrumenty, służba biegała w tę i z powrotem znosząc jedzenie, kwiaty oraz trunki. Mój ojciec był ubrany w błękitne, eleganckie szaty, a u pasa znajdował się miecz, o długiej, pozłacanej rękojeści. Na jego skroniach spoczywała mocarna, złota korona. Stał tuż obok wysokiego tronu, po którego prawej stronie znajdowało się skromniejsze siedzenie przeznaczone dla królowej, a po jej śmierci dla mnie. Dla Dorhiana również przeznaczono miejsce w pobliżu króla, które wyraźnie odróżniało się na tle reszty. Ojciec spojrzał na mnie, uśmiechając się ciepło i zachęcił gestem, abym podeszła.
-Wyglądasz pięknie, córko - powiedział, podnosząc podłużną, metalową skrzynię, wyłożoną szafirami.
-Dziękuję - mruknęłam. -To prezent?
-Ach, tak - odparł, otwierając skrzyknę i pokazując mi zawartość. Na czerwonym atłasie spoczywał miecz o czarnej rękojeści, w której znajdował się blady kamień księżycowy.
-Piękny - powiedziałam, na co mój ojciec zamknął skrzynię i odłożył ją na stolik obok tronu. Kątem oka dostrzegłam, jak Lizander zdecydowanym krokiem wchodzi na salę, kłaniając się nisko przede mną i ojcem.
-Strażnicy są rozstawieni, wydałem im rozkazy bezwzględnej ochrony przedstawicieli obydwu rodów. Mają również dopilnować, aby nikt nie przeszkodził w uroczystości.
-Wspaniale, Dowódco - powiedział z uśmiechem mój ojciec. -A gdzie Lear?
Momentalnie na mojej twarzy pojawił się grymas, który musiał rozbawić Lizandra, bo jego oczy na ułamek sekundy się zaświeciły.
-Prawdopodobnie jeszcze w swojej komnacie, Panie... - odparł mój przyjaciel.
Mój ojciec widać niezbyt zachwycony tą sytuacją skinął głową i polecił jednej ze służących, aby po niego poszła i obudziła lub kazała mu się pospieszyć. Prawdopodobnie Lear był zbyt zajęty spędzaniem czasu z jakąś nową kochanką, aby przejąć się czymś takim, jak koronacja Blarda... </center>

[link widoczny dla zalogowanych]



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:22, 08 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Podekscytowanie wywołane odnalezieniem sposobu na dotarcie do Wiedźmy, mieszane uczucia związane z moją koronacją i wstyd spowodowany tym jak potraktowałem księżniczkę nie pozwoliły mi zmrużyć oka do rana. Przez całą noc przewracałem się z jednego boku na drugi starając się nie myśleć o ostatnich wydarzeniach jednak nie byłem w stanie. Ostatecznie po kilku godzinach męczarni zwyczajnie się poddałem i poświęciłem się dokładnej analizie tego co powinienem zrobić już jako król. Efektem tego rozważania były dwa gęsto zapisane pergaminy i mój cudowny wygląd następnego ranka. Niesamowicie jak na mnie blada cera i mocno podkrążone i zaczerwienione oczy zdecydowanie nie przywoływały na myśl osoby zdrowej, a już tym bardziej nie wskazywały na moje królewskie pochodzenie. Zwłaszcza nie wtedy gdy towarzyszyły im jeszcze zmięte ubranie i niezmiernie rozczochrane po wielu próbach zaśnięcia włosy.
Na całe szczęście porządna kąpiel i ubranie czystych odświętnych szat, na które składały się mój najlepszy żupan, spodnie, wysokie buty i kontuszowy pas znacznie ukryły mój kiepski stan, choć osobiście sądziłem, że nadal wyglądam dosyć kiepsko. I staro, - zupełnie tak jakbym tej nocy postarzał się co najmniej o dwadzieścia pięć lat.
Związawszy włosy rzemieniem w wysoki koński ogon wyszedłem ze swojego pokoju i niemal od razu usłyszałem za sobą głos wołającej mnie Undine. Ona również była odświętnie ubrana, a na jej ustach gościł profesjonalny, ciepły uśmiech choć w oczach dało się dostrzec prawdziwy smutek – skutek wydarzeń z minionego tygodnia.
- Dzień dobry Undine, również wybierasz się na dziedziniec powitać Wielebną Matkę? – spytałem się posyłając przyjaciółce lekki uśmiech. Zgodnie z tradycją to właśnie Wielebna Matka miała włożyć na moją głowę koronę i odmówić dziękczynną modlitwę do Pradawnych Bogów za wszystkie te razy gdy udało mi się cudem uniknąć Asgallskiego ostrza prosząc przy tym o to by lata sprawowanych przeze mnie rządów sprowadziły na Blardzkie ziemię miłość i urodzaj.
- Tak. Co prawda początkowo planowałam cię również obudzić, ale jak widzę jesteś już od dłuższego czasu na nogach – odpowiedziała wyraźnie chcąc mi zwrócić uwagę na mój kiepski wygląd. – Dobrze się czujesz? – dodała spoglądając na mnie z troską, a ja uśmiechnąłem się ciepło i powoli ruszyłem w stronę zamkowego dziedzińca.
- Tak w porządku, po prostu nie potrafiłem spać… - rzuciłem mijając kolejne zagonione służce i strażników, którzy wyraźnie nie byli zadowoleni z tego, że muszą przygotowywać zamek na koronację jakiegoś Blarda. I w sumie trudno się im było dziwić skoro niedawno byliśmy wrogami, a ja na mającym uczcić nasz sojusz balu na oczach wszystkich gości złamałem nos jednemu z ich dowódców. I co z tego, ze w obronie godności księżniczki, biorąc pod uwagę reputację Ceany część elfów uznało to za jeszcze większą obrażę.
Starając się nie zwracać uwagi na nieprzyjazne spojrzenia przyspieszyłem nieco kroku i po dłuższej chwili dotarłem z Undine na pięknie przystrojony kwiatami dziedziniec. Na niektórych drzewach można było dostrzec również niewielkie wstęgi w kolorach tutejszego królewskiego rodu, a promienie porannego słońca pięknie odbijały się w odświętnych i kolorowych zbrojach pilnujących tego miejsca strażników. I choć podczas swego pobytu w Asgallsim zamku byłem na dziedzińcu już wielokrotnie, tym razem nie potrafiłem uwierzyć w to jak wiele elfów może się na nim zmieścić. Były tu dziesiątki osób noszących różne pakunki zapewne pełnych potrzebnych do przygotowania na nadchodzącą uroczystość rzeczy, a mimo to wciąż pozostało tu sporo wolnego miejsca. A przynajmniej do czasu aż tak niesamowicie dobrze znany mi dźwięk rogu nie obwieścił przybycia Blardzkich oddziałów.
Ze szczerym uśmiechem przyglądałem się jak kolejne wspaniałe konie wjeżdżają przez Asgallską bramę wioząc na swych grzbietach ubranych w odświętne zbroje rycerzy, z których część trzymała chorągwie mego rodu. U boku każdego z nich znajdował się schowany teraz do pochwy miecz, a w rękach innych znajdowały się halabardy lub łuki. Na środku zaś tego konwoju na wspaniałej siwej klaczy jechała przepięknie ubrana, rudowłosa elfka, której oczy zdradzały dosyć sędziwy wiek. A mimo tego kobieta nadal nie straciła niezwykłej urody czy choćby hartu ducha. Można się było o tym przekonać po odbyciu z nią zaledwie jednej rozmowy, lecz choć elfka niesamowicie dobrze radziła sobie w walce nie była wojowniczką, lecz kapłanką. I to Wielebną Matką, najważniejszą i mogącą otwarcie wyrażać opinię na temat poczynań samego króla.
I choć w ciągu ostatnich lat Wielebna Matka wielokrotnie krytykowała moje zachowania, a na mój widok jej twarz wykrzywiał niezadowolony grymas, tym razem w jej oczach dało się dojrzeć ogromny smutek i współczucie.
W swych ramionach kobieta trzymała niewielką, czarną, drewnianą skrzynkę zupełnie tak jakby był to jej największy skarb, od którego w dodatku miało zależeć jej życie.
Spokojnym krokiem, odpowiadając skinieniem głowy na każde pozdrowienie jednego lub jednej z moich żołnierzy podszedłem do elfki i zgodnie z zasadami etykiety lekko się jej skłoniłem. Spodziewałem się, że niemal natychmiast usłyszę jakąkolwiek reprymendę dotyczącą mego wyglądu lub zachowania lecz zamiast tego Wielebna Matka zwyczajnie mi się skłoniła i z niekrytym smutkiem spojrzała mi w oczy.
- Książę tak mi przykro – powiedziała, a ja uśmiechnąłem się smutno i z jakiegoś powodu nagle znowu poczułem się zupełnie tak samo jak gdy po raz pierwszy usłyszałem o śmierci mego rodziciela. Sądziłem, że od tamtego momentu udało mi się wziąć trochę w garść jednak wyglądało na to, że jest wręcz przeciwnie. A Wielebna o tym doskonale wiedziała.
Mnie też Wielebna Matko, wierzę jednak, że nie musieli długo cierpieć i odnaleźli spokój u boku Pradawnych Bogów – rzekłem starając stłumić w sobie targające mną emocje i ze smutnym uśmiechem wskazałem elfce ręką aby ruszyła za mną w stronę tutejszej świątyni Pradawnych Bogów. Zgodnie z towarzyszącą memu rodowi od lat tradycją przed koronacją miałem odbyć chociaż półgodzinne czuwanie w świątyni i z pomocą Wielebnej Matki osobiście poprosić Pradawnych Bogów o pomoc w sprawowaniu władzy. Kierując się w to właśnie miejsce tylko kątem oka dojrzałem jak Wielebna Matka przekazuje jeszcze Undine ten niezwykle ważny, tajemniczy pakunek, by następnie z podniesioną głową ruszyć tuż za mną w stronę niezwykłego, całego porośniętego przez roślinność budynku.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Wto 20:01, 12 Maj 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:35, 12 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Rozejrzałam się po bogato ozdobionej sali. Prawdopodobnie zrobili to specjalnie ze względu na delegację Blardów. Mój ojciec zapewne chciał w ten sposób pokazać, że jesteśmy teraz stroną dominującą, o czym zapewne nie pozwoli zapomnieć Dorhianowi. Prawda była taka, że mój ojciec był zdecydowanie bardziej doświadczony w działaniach wojennych oraz władaniem królestwem. Do tego był starszy i to on odpowiadał również za przebieg koronacji księcia. Wszystko to wskazywało na to, że mój ród będzie chciał się popisać i pokazać posiadaną władzę. Na samą myśl, aż żal mi biednego Dorhiana.
-Panie, przybyła delegacja Blardów - powiedział oschle jeden z żołnierzy, który odpowiadał bezpośrednio przed Learem. Był to wysoki elf o złotych włosach, upiętych w wysoki kucyk. Ubrany był w odświętny, błękitny mundur. Podobnie, jak większość wojowników dzisiaj.
Oddział mojego przyszłego męża słynął z tego, że przede wszystkim były tam osoby dobrze urodzone, posiadające bogatych krewnych, czystą krew, szlachecką do pięciu pokoleń wstecz. I zazwyczaj była to grupa największych gburów w całym królestwie. Samo przebywanie z kopiami Leara przyprawiało mnie o mdłości, a na swoje nieszczęście był to oddział do którego winna byłam zaglądać częściej. A przynajmniej najczęściej ze wszystkich, co można zrozumieć jako: powinnam odwiedzać tylko ten jeden, konkretny oddział, ponieważ jest tam mój narzeczony.
-Skierowali się do świątyni - odparł z nutą rozbawienia w głosie.
Oczywiście! Wśród większości osób z naszego rodu perspektywa modlenia się do bogów budziła spore rozbawienie. Większość z nas nie uznawała żadnej wyższej siły ponad władzę króla. Nie chodziło o uświęcanie jej, ale po prostu wierzyliśmy jedynie w oręż oraz magię. A to, skąd ona pochodziła: czy od bogów czy powstała w jakimś bardziej skomplikowanym procesie, już nie była naszym problemem. Niektórzy badali nawet pochodzenie magii w sposób po części naukowy, jednak nie doszli póki co do żadnego przełomowego odkrycia, gdyż cofnięcie się do samych początków naszej cywilizacji pod kątem istot magicznych jest czasochłonną pracą.
-Do tej rudery? - spytał mój ojciec z zaskoczeniem, jednak po chwili spoważniał, kręcąc głową. W tym samym momencie do sali wparował Lear, jeszcze zapinający błękitny mundur na którym skrzyły się trzy złote medale. Stanął tuż obok króla, uśmiechając się niby to pogodnie, jednak dla mnie był to obślizgły uśmiech. Lizander odchrząknął znacząco, co musiało oznaczać, że skrzywiłam się, patrząc na swojego przyszłego męża i na chwilę wyłączyłam się z rozmowy. -Ci bogobojni Blardowie -kontynuował mój ojciec. - Doprawdy, nigdy nie pojmę z jakiej racji tak wiele nadziei pokładają w tych istotach. W tym układzie, Ceano, razem z podpułkownikiem Earfalasem oraz dowódcami Lizandrem oraz Learem. Myślę, że wasza czwórka będzie odpowiednio reprezentacyjna, ja zaczekam tutaj. I pamiętajcie, aby być miłymi, nie chcemy zepsuć naszych stosunków. Nie poruszacie kwestii wiary, bogów, kłaniacie się tej ich całej Mateczce i jesteście najbardziej uroczymi stworzeniami na świecie.
-Nas bardziej można porównać do chochlików, które wszystko niszczą - powiedziałam chłodnym tonem. Prawdopodobnie to fakt, że przywołałam akurat te istoty spowodował, że przez twarz mojego ojca przeszedł cień. Skinęłam mu lekko głową, po czym skierowałam się do wyjścia na dziedziniec.
Już po chwili znajdowaliśmy się przed świątynią, nie próbując nawet przeszkodzić w przeprowadzeniu obrządków, czy innych rytuałów. Będę musiała potem zapytać Dorhiana, co właściwie tam robił - o ile nie jest to sekret wagi państwowej. Część z żołnierzy armii Blardów stała na przeciwko nas, uważnie śledząc każdy nasz najmniejszy ruch. Widać, że za bardzo nam nie ufali, choć, gdybyśmy chcieli uśmiercić ich Wielebną Matkę wraz z przyszłym królem, to wystarczyłoby proste zaklęcie. I nawet nie musiałabym stać tuż obok świątyni w trakcie wypowiadania go. Cóż, widać albo o tym nie wiedzieli, albo nie dopuszczali tego do myśli. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:26, 12 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Spoglądając na pokrytą kurzem i pajęczynami rzeźbę usłyszałem za sobą wyraźnie zdegustowane sapnięcie Wielebnej Kapłanki. Nawet nie musiałem widzieć jej twarzy, by wiedzieć jaką elfka ma teraz minę, gdyż przez lata miałem okazję słyszeć to sapniecie po prawie każdej z moich wypowiedzi. I choć normalnie doprowadzało mnie ono do szału, gdyż zupełnie nie potrafiłem zrozumieć co tym razem zrobiłem znowu nie tak, tym razem doskonale znałem powód irytacji Wielebnej i o dziwo nawet się z nią zgadzałem.
Gdy Ceana potwierdziła plotki o niewielkiej ilości naprawdę wierzących elfów wśród Asgallskiego rodu i powiedziała mi o tej opuszczonej świątyni spodziewałem się, że to miejsce będzie się znacząco różnić od typowych poświęconych Pradawnym Bogom przybytków, które miałem okazję oglądać na swych ziemiach, ale nie przypuszczałem, że aż tak. U nas tuż po wejściu do świątyni dało się poczuć magię tego miejsca, wszystkie rzeźby lśniły czystością, w grafitowej posadzce można się było przejrzeć, a magiczny ogień i zapach tamtejszych kadzideł sprawiały, że miało się wrażenie, iż Pradawni Bogowie odeszli zaledwie kilka godzin temu i mogą powrócić w każdym momencie. Tymczasem w Asgallskiej świątyni nie tylko brakowało wiernych, a to z daleka unikalne i magiczne miejsce wyraźnie przez lata podupadło w środku, ale brakowało również tego czegoś co sprawiło, iż po przekroczeniu progu wiedziałeś, że jesteś w prawdziwej świątyni, a nie zwyczajnym, starym budynku.
- To… Nie mogę znaleźć słów by opisać to co widzę – rzekła wyraźnie niezadowolona Wielebna i zaczęła przechadzać się po świątyni posapując i tupiąc nerwowo nogą za każdym razem gdy stanęła przed jakimś obrazem, rzeźbą czy co ważniejszą konstrukcją. – Dorhianie czy ty też to widzisz czy to mi się tylko przyśniło? – spytała retorycznie, a ja tylko cicho westchnąłem. W końcu nie przyszliśmy tu podziwiać świątyni, a jedynie pomodlić się, poprosić Pradawnych Bogów o wsparcie i być może odprawić jakiś rytuał. Prawdę powiedziawszy w tamtym momencie naprawdę sądziłem, że miało się skończyć tylko na tych dwóch pierwszych rzeczach.
- Z daleka wygląda naprawdę magicznie – stwierdziłem starając się jakoś złagodzić nagły wybuch gniewu wielebnej, ta jednak wyraźnie nie zamierzała przestać narzekać najwyraźniej starając się w ten sposób ukazać wyższość naszego rodu nad Asgallami.
- To rudera! Rozumiesz mnie Dorhianie, zwyczajna rudera! Może z zewnątrz wygląda dobrze, ale to?! – krzyknęła, a jej głos odbił się echem od świątynnych ścian. – Pradawni Bogowie przepraszam. Proszę wybaczcie mi mój wybuch ale to.. Nie tak dalej być nie może – Dorhianie znajdź mi tu zaraz jakąś misę. Trzeba doprowadzić to miejsce do porządku – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu głosem, a ja spojrzałem na nią z niedowierzaniem starając się upewnić, że się nie przesłyszałem. W końcu byłem księciem, a Wielebna Matka chciała bym w specjalnie przygotowanym na ten dzień stroju na niecałe sześć godzin przed własną koronacją zabrał się za gruntowne sprzątanie świątyni. To zdecydowanie był niecodzienny rozkaz, nawet jak na tą elfkę. – No co tak stoisz, chyba nie chcesz się spóźnić na własną koronację – dodała zaczynając wypisywać w powietrzu jakieś znaki rękami, a przy tym starając się skupić na poprawnym wyszeptaniu jakiś słów zupełnie nieznanego mi zaklęcia.
- Ale Wielebna Matko teraz po… - zacząłem lecz elfka przerwała mi oburzonym kręceniem głową. Zrobiła to dokładnie tak samo jak za każdym razem gdy jako dziecko ja czymś rozczarowywałem.
- Przede wszystkim pokora Dorhianie. Pokora. Najlepiej udowodnisz Pradawnym Bogom swe szczere intencje doprowadzając to miejsce do porządku – rzekła, a ja wydałem z siebie zrezygnowane westchniecie. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, ze kłótnia z Wielebną na nic się nie zda, a jedynie sprawi, że znacznie później opuścimy to miejsce. - Z resztą i tak nie mógłbyś iść w tym stroju. Na całe szczęście osobiście zatroszczyłam się o to byś na koronacji miał na sobie odpowiednie szaty – dodała, a ja zupełnie nie potrafiłem zrozumieć co było nie tak z moich dotychczasowym strojem. Wolałem jednak o to nie pytać, gdyż domyślałem się, że i tak nie uzyskam odpowiedzi. Zamiast tego posłusznie skierowałem się na poszukiwanie słynnej misy, którą po pięciu minutach błąkania się po świątyni znalazłem w rogu pomieszczenia.
Była piękna, gładka, wykonana z marmuru i dosyć głęboka, zaś jej średnica była dokładnie długości mego przedramienia. I choć naprawdę przypominała te wszystkie znajdujące się na naszych ziemiach świątynne misy, w tej było coś innego, niezwykłego i niepowtarzalnego jednak nie do końca potrafiłem stwierdzić co. A gdy podałem ją Wielebnej ta mamrocząc coś pod nosem zaczęła rysować w niej ręka jakieś magiczne kręgi, za sprawą których po chwili z misy zaczęła wypływać krystalicznie czysta i pachnąca tym dziwnym zapachem świątynnych kadzideł woda. I choć najpierw tworzyła tylko niewielka kałuże na środku świątyni, już po chwili zalała całą posadzkę, a następnie w rytm śpiewanej przez Wielebną Matkę pięknej wychwalającej Pradawnych Bogów pieśni, zaczęła wspinać się po filarach, obrazach i rzeźbach oczyszczając je z kurzu, pajęczyn i brudu i przywracając do dawnej świetności. Jak zahipnotyzowany patrzyłem jak w krótkiej chwili to miejsce zmienia się w rudery z powrotem we wspaniałą świątynie, a gdy tylko zostałem poproszony o pozbieranie, napełnienie, zapalenie i ponowne pozawieszanie świątynnych kadzideł rzuciłem się dosłownie biegiem by wykonać polecenie Wielebnej.
Na sam koniec sprzątania nasza dwójka ustawiła jeszcze tylko na środku świątyni misę, w której elfka rozpaliła wieczny ogień Pradawnych Bogów, a ja z podziwem spoglądając jak delikatnie faluje przy każdym podmuchu wiatru poczułem, że naprawdę znajduję się w miejscu przeznaczonym naszym bogom. I dopiero wtedy rozpoczęliśmy czuwanie i duchowe przygotowania do mej koronacji…
- Książę przybyła Asgallska delegacja – oznajmił jeden ze strażników czuwających przy wyjściu ze świątyni, gdy tylko usłyszał nasze zbliżające się kroki.
- Dziękuję, możesz spocząć – rzekłem mrużąc lekko oczy przed zdecydowanie za jasnym światłem jak na to, że przez ostatnie ponad pół godziny byłem zmuszony spędzić w absolutnych, magicznych ciemnościach. – Księżniczko, dowódco Learze, dowódco Lizandrze – przywitałem się lekko skłaniając głowę przed Ceaną jednak podczas całego przywitania zachowując przy tym absolutnie kamienną twarz. Zero uśmiechu, zero niepohamowanej wściekłości, którą wybuchałem zawsze na widok Leara. W tamtej chwili zachowywałem się naprawdę oficjalnie i to nie tylko dlatego, że tak należało. – Poznajcie proszę Wielebną Matkę naszego rodu. Wielebna Matko to księżniczka Ceana wraz ze swym narzeczonym oraz jednym ze swych najlepszych dowódców – przedstawiłem wysłaną naprzeciw nam delegację, a stojąca obok mnie rudowłosa elfka jedynie lekko skłoniła głowę.
- To zaszczyt poznać tak ważne osobistości, raczcie nam jednak wybaczyć, gdyż książę musi przygotować się do koronacji – odparła i ukłoniwszy się naprawdę zdecydowanie płycej niż powinna ruszyła prosto przed siebie dając przy tym znak strażnikom, że mają otoczyć mnie i ruszyć za nią. I pewnie tak właśnie by się stało, gdyby nie fakt, że w tym właśnie momencie dołączyła do naszej grupki Undine, która z czysto profesjonalnym uśmiechem przywitała męskim ukłonem przedstawicieli Asgallskiego rodu. Dla kogoś kto nie znał Undnine to zachowanie wyglądało czysto urzędowo, lecz każdy kto poznał ją bliżej mógł jasno wyczytać z jej mowy ciała, że naprawę cieszy ją widok księżniczki i pewnego, Asgallskiego dowódcy. Jednocześnie w jej spojrzeniu było coś co jasno mówiło mi, iż ma dla mnie pewne ważne informacje, które niezwłocznie powinna mi przekazać, jednak nie pozwala jej na to obecność pewnych osób. I nie trudno było się domyślić, ze chodzi jej tu o Leara i tego ubranego zupełnie tak samo jak on i kompletnie nieznanego mi elfiego żołnierza.
</center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:19, 13 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Earfalas rozmawiał o czymś z Learem ściszonymi głosami, uważnie przyglądając się blardzkim żołnierzom. Wyglądali co prawda jak dwie przekupki na targu, ale wolałam ich o tym fakcie nie uświadamiać. Lizander za to stał wyprostowany, opierając dłoń na rękojeści miecza, zawieszonego przy pasie. W obecnej chwili robił za mojego prywatnego strażnika, gdyż domniemam, że mój przyszły małżonek nawet nie raczyłby mi pomóc, gdyby ktoś się na mnie rzucił z bronią. Za to mój serdeczny przyjaciel od zawsze, gdy przebywał ze mną dbał o to, aby nic mi się nie stało. I dlatego też uważałam, że to on powinien stać wyżej w hierarchii od Leara, ale niestety urodzenie zrobiło swoje.
Było to coś absurdalnego, że o stanowisku świadczył fakt, iż Lear od pokoleń należał do szlacheckiej rodziny, za to matka Lizandra była szwaczką z odległego miasta, w której zakochał się wojownik, pochodzący już z wiekowego rodu. Niestety dla wielu osób liczyło się tylko to, że mój przyjaciel był "półkrwi", a co za tym idzie, nie powinien piastować niektórych stanowisk. I nawet moje wstawiennictwo u ojca nic nie dawało, gdyż jego zdanie pozostawało niezmienne. Na szczęście Lizander nawet jeżeli chował urazę, to jej nie pokazywał i z uwagą pilnego ucznia sprawował swoje obowiązki.
Kątem oka dostrzegłam, że w oknie świątyni siedzi kruk. Co prawda nie był to jeden z moich wiernych towarzyszy, a przypadkowe zwierzę, jednak pod siłą mojego spojrzenia zwróciło swe paciorkowate oczy na mnie. Poruszyłam ustami w słowach: do mnie, jednak z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Ptaszysko momentalnie zleciało z parapetu i wylądowało na moim ramieniu, przesyłając mi do myśli odpowiedź na nurtujące mnie pytanie: co działo się w świątyni? Uniosłam brwi, gdy w mojej głowie pojawił się obraz Kapłanki, która sprzątała w uświęconym miejscu. I muszę przyznać, że byłam tym zszokowana. Kruk przekazał mi również obrazami przebieg obrządku, a ja podziękowałam mu i odesłałam go do własnych zajęć.
Zapomniałam, jak pięknie wyglądała świątynia zanim popadła w ruinę... Teraz w pamięci miałam obrazy, które zobaczył kruk i było to naprawdę ładne miejsce. Mimo to nie żałowałam, że nasz ród odszedł od wiary w Pradawnych Bogów. Co prawda w momentach dramatycznych zdarzało mi się modlić do nich, jak do ostatniej deski ratunku, jednak nie zawsze moje prośby były "wysłuchiwane".
Skinęłam głową wszystkim zgromadzonym, którzy wyszli ze świątyni. Lizander skłonił się nisko, jak też powinni postąpić Lear wraz z Earfalasem, jednak ci, podobnie, jak ja, lekko skinęli głowami. Wyglądało na to, że są też lekko zirytowani faktem, iż Kapłanka Blardów zachowywała się w taki, a nie inny sposób.
-Dla nas to również zaszczyt spotkać Wielebną Matkę. Dziękuję w imieniu rodu za to, co zrobiła pani przed chwilą w świątyni, jednak nie było to konieczne. Przynajmniej nie dla Asgallów. Rozumiem jednak, że wasz ród jest niezwykle przywiązany do Pradawnych Bogów i gdybyśmy byli świadomi waszej tradycji przedkoronacyjnej, to wskazalibyśmy odpowiednim osobom przygotowanie świątyni - powiedziałam spokojnym tonem, spoglądając na kobietę.
Kątem oka dostrzegłam pytające spojrzenie Lizandra, który nie za bardzo rozumiał o czym mówiłam. Cóż, nie zdążyłam przekazać mu moich spostrzeżeń, które zdobyłam dzięki swoim wiernym posłańcom. Ptaki były na tyle dyskretne, że nikt nie spodziewał się ich obecności, a wręcz nie zwracał na nie szczególnej uwagi. Dzięki temu wiedziałam, co dzieje się w różnych miejscach mimo mojego braku obecności. Fakt, można to było nazwać obserwowaniem, śledzeniem, podglądaniem, ale była to niezwykle przydatna umiejętność.
-W momencie, w którym książę będzie już przygotowany zapraszam do sali bankietowej, Earfalas pójdzie z wami i was zaprowadzi, prawda Learze? - spytałam, zwracając się do mojego przyszłego męża z wyćwiczonym, sztucznym uśmiechem numer pięć.
-Ależ oczywiście - powiedział oschłym tonem, przybierając podobny wyraz twarzy co ja. -Earfalasie, pójdziesz z delegacją Blardów, to rozkaz...
Blondyn skinął głową i ruszył razem z delegacją, starając się zachować jak największą powagę. Nie był tym zachwycony, ale wiedział, że skoro rozkaz wyszedł bezpośrednio od Leara, to oznacza, że musi się go słuchać. Prawdopodobnie mój przyszły mąż był dla niego większym autorytetem niż sam król.
-Dowódco Undine - powiedziałam, spoglądając na kobietę, przy czym skinęłam lekko głową. Lizander podobnie, jak elfka skłonił się przed nią nisko z uśmiechem na twarzy. Ach, jak ja im życzę szczęścia. Mam nadzieję, że jednak uda im się pewnego dnia być małżeństwem... Lear oraz Lizander skierowali się w stronę sali bankietowej, a ja podążyłam za nimi. Mam nadzieję, że mojego ojca nie zdenerwuje to, co dokonało się w świątyni. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:59, 16 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Lekko skinąłem głową na pożegnanie delegacji Asgallów po czym przeniosłem swój wzrok na świątynię. Nie miałem pojęcia skąd Ceana wiedziała o tym co Wielebna i zrobiliśmy w świątyni jednak wychodząc z niej miałem nadzieję, że pozostanie to tajemnicą. Niestety księżniczka w łatwy sposób rozwiała moje nadziej i sprawiła, że zacząłem obawiać się, iż przez fakt, że zbyt łatwo uległem słowom kapłanki i tak niesamowicie kruchy sojusz pomiędzy naszym rodem, a rodem Asgallów rozpadnie się szybciej niż zdarzę powiedzieć „przepraszam”. Co gorsza im dłużej nad tym myślałem tym sytuacja, w której się znalazłem na kilka godzin przed swą koronacją wydawała mi się tylko coraz to bardziej patowa, a ja nie mogłem nic na to poradzić. Jedynym co byłem w stanie zrobić było stanie w miejscu i wpatrywanie się pustym wzrokiem w świątynię czyli miejsce przez, które sojusz, o który chciałem tak bardzo walczyć by przetrwał nie tygodnie, a wieki mógł rozpaść się w ciągu kilku sekund.
Na całe szczęście nie zostałem z tym wszystkim sam. Jak się po chwili okazało podczas gdy ja biłem się z myślami Undine zdążyła odwiedzić świątynię i poznać powód mego niepokoju, a co ważniejsze stwierdzić, że niepotrzebnie się martwię i pora to zakończyć. I choć z reguły przywołanie mnie z powrotem do rzeczywistości było niezwykle ciężkie, elfka znała mnie na tyle długo, by doskonale wiedzieć jak tego dokonać.
- Jeśli jeszcze trochę będziesz tak stać to Asgalle gotowi jeszcze pomyśleć, że coś cię w tej świątyni opętało – rzuciła ciągnąc mnie przy tym lekko za włosy, a ja gwałtownie odwróciłem się w jej stronę i zauważyłem, że usta mojej przyjaciółki ułożone są teraz w szeroki, szczery i ciepły uśmiech. I choć nie wiedziałem wtedy jeszcze czemu elfka jest taka radosna, wszystko wskazywało na to, ze nie mam się czym martwić. – Nie martw się świątynią, wbrew pozorom nie zrobiliście nic złego. Wielebna zrobiła tylko to co nakazywała jej tradycja – dodała łapiąc się pod boki i spoglądając w błękitne niebo. Jej słowa nie przekonały jej jednak, gdyż byłem pewien, ze żadna tradycja nie nakazuje nikomu sprzątać świątyni. W końcu jaki przyszły król zgodziłby się na coś takiego?
- Modlitwa, czuwanie i inne obrządki jeszcze rozumiem, ale sprzątanie zdecydowanie nie należy do naszych tradycji – odpowiedziałem, a Undine się roześmiała. Wyglądało na to, że w ciągu ostatnich kilku godzin spotkała ją masa samych dobrych rzeczy lub sam widok Lizandra potrafi wprawić ją w aż tak dobry humor. Nagle poczułem wielką potrzebę poznania bliżej i dokładniej wszystkich szczegółów dotyczących relacji łączących mą przyjaciółkę z Asgallskim dowódcą. Niestety doskonale wiedziałem, że wypytywanie absolutnie trzeźwej Undine o takie rzeczy skończyć się może jedynie tak okropnie swędzącym magicznym naprawianiem ubytków w zębach, a zdobycie kilku butelek wspaniałego Asgallskiego wina przed moją koronacją było niemożliwe. Choćby dlatego, że upijanie się przed tak ważną uroczystością z pewnością nie zostałoby dobrze przyjęte ani przez Asgallów ani przez Blardów.
- Och Dorhianie gdybyś bardziej uważał podczas nauki historii z Faolinem wiedziałbyś, że każdy Blardzki książę i każda Blardzka księżniczka przed swoją koronacją wraz z Wielebną Matką sprząta świątynię. Ma to na celu udowodnienie Pradawnym Bogom szczerych intencji kierujących przyszłym władcą – wytłumaczyła elfka, a ja spojrzałem na nią z niedowierzaniem. W końcu Wielebna przecież robiła to wszystko tylko dlatego, że Asgallska świątynia była… - Oczywiście Wielebna ci tego nie powiedziała. Pewnie chciała cię w ten sposób ukarać za twe braki w podstawowej, wiedzy. Z resztą szczegóły dotyczące przed koronacyjnej tradycji są z reguły tematem tabu – dodała przerywając mój tok myślenia i sprawiając, że poczułem się nagle jak skończony idiota. Po chwili jednak to czucie zniknęło ustępując miejsca naprawdę wielkiemu uczuciu ulgi gdy już dotarło do mnie, że to co stało się w świątyni będę mógł w łatwy sposób wytłumaczyć Asgallskiemu królowi naszą tradycją.
- A wiec to tak… Doskonale, a właśnie Undine masz mi coś do przekazania prawda? – zmieniłem temat przypominając sobie ten niezwykle znaczący wyraz twarzy, który jeszcze przed odejściem Asgallów miała Undine. Te słowa wyraźnie przypadły elfce do gustu, gdyż z szerokim uśmiechem nakazała mi gestem dłoni bym poszedł za nią i ruszyła przed siebie. Oczywiście nakazałem swym nogom by skierowały się w tą samą stronę co moja przyjaciółka, lecz niestety za każdym razem gdy próbowałem się czegoś dowiedzieć ta z poważnym wyrazem twarzy szybko uciszała mnie kolejnym gestem dłoni. Nie mając, więc większego wyboru postanowiłem ciekawie zaczekać aż elfka zgodzi się wyjawić mi tą tajemnicę i również przybrawszy poważny wyraz twarzy rozglądałem się po dziedzińcu pełnego teraz nie tylko Asgallów, ale i raz za razem kłaniających mi się i pomagających w przygotowaniach do uroczystości Blardów. O dziwo moi żołnierze starali się być niezwykle mili i uprzejmi dla przedstawicieli drugiego elfkiego rodu co z pewnością było zasługą Undine lub ogromną potrzebą pokazania wszystkim, że nasz religijny ród jest od Asgallów lepszy.
Nim zdążyłem się obejrzeć ja i Undine znaleźliśmy się w zamku, by po kolejnych dziesięciu minutach drogi dotrzeć do niewielkiej komnaty pełnej różnych zwojów, pergaminów, skrzyń i ksiąg. Rzeczą, która jednak mnie najbardziej zdziwiła i uradowała był grzebiący i mamroczący coś pod nosem był niezwykle chudy elf ubrany w zakurzone szaty. Jego włosy były krótko przycięte i szaro-białe, a dosłownie granatowe oczy podążały za kolejnymi linijkami tekstu. I choć minęło wiele lat od momentu gdy po raz ostatni widziałem owego wcale niemłodego Blarda wszystko wyglądało na to, że od ostatnich stu lat czas w ogóle nie odcisnął na nim swego piętna. Jedyną rzeczą, która się zmieniła była długość jego włosów.
- Faolinie przyprowadziłam księcia – rzekła Undine, a elf niemal natychmiast odwrócił się w naszą stronę z szerokim uśmiechem.
- Witaj Faolinie, niezwykle miło cię widzieć. Co tutaj robisz? – spytałem, a mój nauczyciel historii roześmiał się i wskazał gestem na księgi.
- Dorhianie naprawdę nie wiesz? Zostałem wybrany jako przedstawiciel naszych uzdrowicieli i uczonych. Mam pomóc w znalezieniu antidotum na truciznę. Z resztą nie mógłbym przecież przegapić koronacji mego niezwykle upartego i niechętnego do nauki ucznia – rzekł, a Undine wybuchła śmiechem. Ta reakcja zupełnie mi się nie spodobała jednak zanim zdążyłem o tym wspomnieć zostałem wypchnięty z komnaty i dosłownie zaciągnięty siłą do swego pokoju. A wszystko dlatego, że z jakiegoś powodu chyba cała Blardzka delegacja uważała, że mój strój był zdecydowanie za mało odświętny jak na czekającą mnie uroczystość.
Gdy tylko wkroczyłem do pokoju niemal od razu zauważyłem czekającą na nas Wielebną Matkę oraz kilka służących i rozłożone na mym łóżku i przygotowane do ubrania przeze mnie szaty. Niestety nie zdążyłem im się przyjrzeć, gdyż służące niemal natychmiast wepchnęły mnie do łazienki nakazując mi raz jeszcze się wykąpać w już przygotowanej i pachnącej jakimiś olejkami wodzie. Ostatnim co zauważyłem nim drzwi łazienki zostały zamknięte był kłaniający się Wielebnej Faolin, który zaczął o czymś z kapłanką rozmawiać. I choć bardzo chciałem się dowiedzieć czego miała dotyczyć ta rozmowa, doskonale zdawałem sobie sprawę z faktu, iż zgodnie z poleceniem służących nie wezmę kąpieli nie będę mógł opuścić tego pomieszczenia.
Gdy już wykąpany i ubrany jedynie w bieliznę i spodnie wyszedłem z łazienki zauważyłem, iż w pokoju został jedynie Faolin, który siedział teraz na krześle czytając jakąś księgę. Nie przerwał tej czynności nawet wtedy gdy podszedłem do łóżka i zacząłem się przebierać w przepiękny i zdobiony, typowo elfi, srebrny żupan oraz czarne, niezwykle poddające się przy każdym ruchu spodnie i srebrno-czarne, wyraźnie warte majątek wysokie, wciągane i zdobione masą klamer buty. Zaczekał również aż ubiorę na siebie czarny i błyszczący, przypominający wyglądem obsydian pas kontuszowy, który tylko gdzieniegdzie zdobiony był herbem naszego rodu. Dopiero gdy sięgnąłem po specjalnie przygotowaną mi na tę okazję, przepięknie zdobioną szablę Faolin z hukiem zamknął swą księgę, wstał i spojrzawszy na mnie pokręcił głową. I choć przez kilka pierwszych sekund nie miałem bladego pojęcia o co może mu chodzić, gdy dostrzegłem niewielki, zdobiony i idealnie nadający się do ukrycia pomiędzy wieloma zdobieniami jednego z butów sztylet pojąłem, że nie mam ze sobą brać widocznej broni. Nie spodziewałem się jednak zupełnie tego co miało nastąpić chwilę później.
- Twoi rodzice z pewnością są z ciebie dumni. Twój ojciec kazał mi przysiąc, że dam ci ten sztylet w dniu twej koronacji. Jest zaklęty tak, by był w stanie przeciąć dosłownie wszystko. A to – rzekł wyjmując z kieszeni niewielkie, drewniane i niczym niewyróżniające się pudełeczko. – Jest dar od królowej Azei. Obiecałem jej podobnież jak królowi Thorlanowi, że dam ci go w tym ważnym dla ciebie dniu – dodał wręczając mi pudełeczko, w którym na niewielkim kawałku ciemno-purpurowego atłasu znajdował się niewielki, [link widoczny dla zalogowanych] i srebrny łańcuszek do niego.
Należał do twej babki i podobnież jak sztylet jest zaklęty. Osobie, która go nosi nie może stać się żadna krzywda czy to za sprawą magii czy też siły. Niestety królowa oddała mi go wiele lat przed tym straszliwym wypadkiem – oznajmił, a w jego oczach dało się dostrzec wyraźny smutek. Ja również poczułem jak te wszystkie trzymane w sobie przez lata emocje, na które składał się smutek, żal i wściekłość zaczynają mnie wypełniać powodując, że świat przed mymi oczami zaczął się powoli rozmazywać. Nim jednak zdążyłem coś powiedzieć do komnaty weszły służące, które usadziły mnie na krześle i zaczęły się zajmować mymi włosami. Wydawało mi się, że Faolin wspomina coś jeszcze o tym, że powiadomi Asgallów, Wielebną Matkę i Undine, że za kwadrans będziemy gotowi, jednak nie byłem pewien czy to nie była tylko moja wyobraźnia. W tamtej chwili cały świat przestał mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie, wszystko stało się wygłuszone i jakby obce, a ja ściskając w dłoni zaklęty wisior mojej babki po raz pierwszy od wielu lat po moich policzkach zaczynają spływać łzy.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pon 0:25, 24 Sie 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:07, 17 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

W ciszy dotarliśmy do sali bankietowej. Lear z wysoko podniesioną głową podszedł do mojego ojca, kłaniając mu się i stając po jego lewej stronie. Lizander stanął obok drzwi wejściowych do sali, koło których znajdował się jeden z elfów z jego oddziału. Widać dopracowywali elementy kwestii obronnej koronacji. Prawdopodobnie nikt nie będzie na tyle głupi, aby w przypadku ogólnego zagrożenia naszej rasy próbować przerwać uroczystość albo zrobić coś głupiego, jednak przezorny zawsze ubezpieczony. Tym bardziej, że w jednym miejscu miało stawić się tyle ważnych osobistości z obu rodów.
Zbliżyłam się do ojca, który uśmiechnął się do mnie ciepło. Usiadł na tronie i wskazał na niższe krzesło, po prawej stronie wyłożone czerwonymi poduszkami. Ostrożnie, uważając na suknię usiadłam obok niego, spoglądając na mężczyznę kątem oka. Lear mimo że nie był zachwycony tym, że musiał tutaj przebywać, to starał się udawać, że w razie zagrożenie własną piersią osłoni rodzinę królewską. Tym bardziej, że za niedługo - a miejmy nadzieję, że jak najpóźniej - miał on zostać jej częścią.
-Myślałem ostatnio o waszym małżeństwie - powiedział mój ojciec, jakby czytając mi w myślach. Z trudem powstrzymałam się od skrzywienia, jednak mimochodem spojrzałam na Leara. Nasze spojrzenia na moment się skrzyżowały, wyrażając taką pogardę do siebie nawzajem, że ciężko było w to uwierzyć komuś, kto nie znał całej sytuacji.
-Tak, ojcze? - zagaiłam niby to z zainteresowaniem, jednak wydawało mi się, że mój głos był całkowicie wyprany z emocji w obecnej chwili. Nie chciałam nawet myśleć o małżeństwie z tym paskudnym elfem, ale było mi to niestety przeznaczone.
-Myślę, że powinniśmy się tym zająć w najbliższym czasie - powiedział ze spokojem, a ja poczułam, że serce mi zamiera. Chyba rzucę się z tej wieży szybciej niż myślałam... Zawsze spodziewałam się, że jednak zanim dojdzie do małżeństwa, to trochę czasu upłynie. Przeniosłam spojrzenie na Leara, który też był zdenerwowany. Zapewne niezbyt cieszyła go perspektywa małżeństwa. Z drugiej zaś strony było mu to o tyle na rękę, że mógł być spokojniejszy i kiedyś przejąć koronę.
-W najbliższym czasie, to znaczy...? - spytał z opanowaniem.
-Oczywiście nie zaraz! Teraz mamy na głowie koronację księcia Dorhiana, potem trzeba się zająć taktyką wojenną, ale myślę, że w przyszłym tygodniu zaczniemy przygotowania. Może jeszcze pod koniec tego... Aczkolwiek ślub przypadnie w najbliższym czasie.
Niech to szlag... Ja doprawdy jestem przeklęta. Złapałam zmartwione spojrzenie Lizandra, które oznaczało, że nie wyglądałam w obecnej chwili najlepiej. Już pomijając fakt małżeństwa z największym padalcem w całym królestwie. Ważniejsze jest to, że będziemy musieli się pospieszyć z Dorhianem w realizacji naszego planu. W momencie, w którym zaczną się przygotowania do ślubu będę praktycznie uziemiona w zamku. Nie będę mogła nic innego robić, tylko chodzić po krawcach i komentować, jakie wolę kwiaty. Do tego zapewne zaczną się jakieś lekcje przygotowawcze przed małżeństwem, bo w końcu byłam, na swoje nieszczęście, księżniczką. W tym układzie Lizander również nie pozwoli mi przed małżeństwem na zrobienie głupot. Dlatego musimy się pospieszyć. I to bardzo...
-Och, nie bądźcie tacy zszokowani! Jesteście narzeczeństwem od prawie roku! I tak długo zwlekaliśmy - powiedział mój ojciec, na co Lear skinął głową ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
Chyba liczyłam na cud. Liczyłam na to, że do małżeństwa nie dojdzie. Prawda jest taka, że w momencie, w którym wrócę do królestwa po tym, co zrobimy z Dorhianem, to nie przekroczę dziedzińca już nigdy więcej. Zostanę uziemiona w zamku aż do poczęcia dziedzica, a potem zapewne zamknięta przez mojego małżonka w wieży, w której będę miała dokonać swego żywota. Pytanie tylko, co będzie powodem? Wmówione szaleństwo? Zdrada? Zresztą, cokolwiek by to nie było skończy się dla mnie źle.
-Musisz nam wybaczyć, panie, po prostu to było tak nagłe... - zaczął Lear, jednak nie było dane mu zakończyć, bo przy drzwiach doszło do poruszenia. Musiało to oznaczać, że Blardowie się zbliżali, ratując mnie od okropnej rozmowy na temat naszej wspólnej przyszłości z Learem. Razem z ojcem podnieśliśmy się z siedzeń. Z tą różnicą, że on zachowywał na twarzy uśmiech. Podobnie zresztą, jak Lear. On też wyglądał, jakby był najszczęśliwszą osobą na świecie. A ja miałam ochotę zadźgać się łyżeczką do herbaty... </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:33, 17 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Nim zdążyłem się zorientować byłem już prowadzony przez kolejne z korytarzy Asgallskiego zamku, które w krótkiej chwili niepokojąco zbliżyły mnie do Sali Tronowej. Moje włosy pozostały rozpuszczone, a służące wśród nich zaplotły tylko kilka warkoczy, z których dwa poprowadzone od skroni zmieniały się w jeden grubszy na środku tyłu mojej głowy, jednak w tamtej chwili zupełnie o tym nie myślałem. Prawdę powiedziawszy nie przejąłbym się nawet gdybym został ogolony na łyso lub przefarbowany z użyciem magii na różowo. Tym co martwiło i wypełniało me myśli w tamtym momencie był fakt, że z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej zbliżałem się do miejsca mej koronacji.
O dziwo zamiast czuć podekscytowanie, spełnienie czy choćby głupią dumę miałem wrażenie, że zaraz zemdleję. Czy groźny Blardzki książę Dorhian zabójca mógł się czegoś bać? Najwyraźniej nawet jednej głupiej uroczystości.
Moje nogi były jak z bawełny i trzęsły się bez przerwy, na przemian robiło mi się zimno i gorąco, a przed oczami pojawiły mi się jasne plamki. I jeśli mam być szczery to gdyby nie niesamowicie podekscytowany Faolin i kracząca obok mnie z dumą Undine prawdopodobnie nigdy nie dotarłbym pod tą Asgallską Salę Tronową.
Moje przybycie od razu wzbudziło poruszenie zarówno wśród członków mojego jak i Asgallskiego rodu, po korytarz zaczęły roznosić się liczne podekscytowane szepty, a ja z nietęgą miną stałem pod wielkimi wrotami starając się przełknąć ogromną gulę w gardle, która powstała gdy tylko te drzwi zobaczyłem. I prawdę powiedziawszy zupełnie nie tak wyobrażałem sobie dzień swej koronacji. Za każdym razem gdy snułem odnośnie go plany na przyszłość widziałem wspaniałą uroczystość w naszej kaplicy i Sali Tronowej mego zamku, a także mego uśmiechniętego ojca, który spoglądał na mnie z dumą. W mych wizjach kroczyłem po czerwonym, obsypanym płatkami świeżych kwiatów dywanie wśród dźwięku fanfar, skrzypie i uderzających o ziemię halabard, a przed dojściem do schodów, na których miałem klęknąć by przyjąć swą koronę byłem zmuszony przejść pod mostkiem stworzonym ze skrzyżowanych mieczy żołnierzy z mego oddziału.
Stojąc przed Asgallskimi wrotami szczerze wątpiłem czy załapię się chociaż na ten czerwony dywan i fanfary. Co prawda praktycznie nic nie wiedziałem o ojcu Ceany, jednak w ciągu tych kilkunastu dni, które spędziłem na jego zamku miałem okazję przekonać się o tym, że ten elf zdecydowanie nie byłby w stanie urządzić naprawdę hucznej koronacji kogokolwiek z mego rodu, a już na pewno nie mnie. W końcu byłem synem jego największego wroga i zarazem chyba najbardziej oryginalnym przedstawicielem królewskiego rodu od ponad tysiąclecia.
- Jak się czuje nasz przyszły władca? – szepnęła Undine wygładzając dłonią swój strój i przywołując mnie do rzeczywistości co spowodowało u mnie niemal natychmiast silne mdłości. Dopóki myślałem o czymkolwiek innym niż tym, że wielkie wrota Sali Tronowej zaraz się otworzą byłem w stanie nie przybierać koloru płatków jasnopomarańczowej róży co przy mojej karnacji wyglądało naprawdę kiepsko.
- Niedobrze mi… Chyba zaraz zwymiotuję – mruknąłem starając się powstrzymać mdłości głębokimi oddechami i odruch zasłaniania ust ręką splatając swe dłonie za plecami i prostując plecy.
- Uśmiechnij się w końcu to twój wielki dzień… Z resztą już i tak za późno na ucieczkę – szepnęła elfka posyłając mi ciepły uśmiech i szturchając mnie w plecy bym wypiął pierś dokładnie w momencie gdy drzwi Sali Tronowej skrzypnęły lekko powoli stając przede mną otworem.
Niemal natychmiast rzuciły mi się w oczy przygotowane na końcu pomieszczenia wspaniałe krzesła i tron ojca Ceany, a także Lizander, księżniczka, król i ten okropny glisto-elf, na którego twarzy widniał teraz iście szatański uśmiech. Widząc go poczułem aż jak dreszcze przechodzą mi po plecach. Starałem się jednak mimo wszystko zachować zimną krew, dlatego też przybrawszy na twarzy chłodną maskę powagi i obojętności, z wypiętą dumnie piersią i wyprostowanymi plecami wśród dźwięku fanfar wkroczyłem na środek Sali Tronowej myśląc przy tym jedno, niezwykle pomocne mi na nieco zszargane nerwy zdanie: a niech się dzieje co chce.
</center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:17, 18 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Starałam się nie myśleć o zbliżającym się ślubie. Starałam, ale nie wyszło. Miałam wrażenie, że sekundy ciągnęły się w nieskończoność, kiedy kątem oka widziałam uśmiech Leara. Niemal mogłam sobie wyobrazić jego myśli. Nie był zachwycony tym, że to ja zostanę jego żoną. Chciał jednak stanowiska, władzy i dziedzica, którego będzie mógł wyszkolić według własnego uznania. Tym sposobem ja zabawię po ślubie na zamku może rok, a potem w jakiś sposób się mnie pozbędzie. Wnioskując po zapowiedziach trafię do tej samej wieży, w której dokonała żywota moja matka. A jeżeli nie samobójstwo stanie się powodem mojej śmierci, to zapewne o ukrócenie mego życia zadba odpowiednia osoba wskazana przez mojego szanownego małżonka. Wtedy przez pewien czas Lear pogrąży się w sztucznej żałobie, powie o ogromnej miłości, którą mnie rzekomo darzył i że na zawsze pozostanę w ich pamięci. Mój ojciec przekaże z czasem całą władzę Learowi i po chwili z monarchii będziemy mieć tyranię. Jeżeli będziemy mieć syna, to prawdopodobnie zostanie tak przeszkolony, aby być bezwzględnym i obłudnym władcą, jak jego ojciec. A jeżeli będzie to córka, to zapewne szybko wyda ją za mąż, aby zdobyła odpowiednie koneksje. Aż żal mi własnych dzieci, których Lear już dopilnuje, aby nie było dane mi poznać. Inną opcją od śmierci jest tylko ucieczka, ale to też nie widzi mi się zbyt kolorowo. W ten sposób straciłabym resztki godności, a zamordowana we własnych komnatach mogę mieć wysoko podniesioną głowę, w momencie, w którym ktoś będzie mnie jej pozbawiać.
W gruncie rzeczy na zamku nikt nie będzie w takich okolicznościach za mną tęsknić. Dzieci się mnie boją, stare baby mają za przeklęta, dorośli udają, że mnie szanują, aby nie zaprzepaścić szans własnych oraz ich dzieci. Prawdopodobnie wszyscy będą udawać żałobę, aby w duchu cieszyć się ze śmierci księżniczki. Ciekawe jednak, jak długo potrwa ich radość? Zapewne skończy się w momencie, w którym uświadomią sobie, kto został ich nowym królem. A wtedy będzie już za późno, aby cokolwiek mogli zmienić. Z jakiegoś powodu mam czarną wizję odnośnie przyszłości rodu Asgallów. O ile nie zniszczy nas ta ogromna armia, zabijająca wszystko, co spotka na swej drodze, to o naszą zagładę na pewno zadba Lear. Przy jego rządach Blardowie zrównają nasz kraj z ziemią. Cóż, przynajmniej doprowadziłoby to końca wojny. Ciekawe, czy Dorhian były w stanie, to zrobić...?
Podniosłam spojrzenie na elfa, który wkroczył właśnie na salę, w towarzystwie Undine oraz kogoś, kogo nie miałam dotychczas okazji poznać. Mój ojciec uśmiechnął się i klasnął w dłonie, spoglądając na wszystkich.
-Dzisiejsza uroczystość ma na celu ukoronowanie księcia Dorhiana z rodu Blardów. To przykre, że w tak dramatycznej sytuacji nasze rody mogły dopiero zacząć ze sobą współpracować... - ciągnął z opanowaniem w głosie. -Jednak skoro do tego doszło, to widać tak musiało być. I wydaje mi się, że koronacja blardziego księcia w królestwie Asgallów jest dobrym symbolem naszego pojednania. Witam całą delegację, która przybyła tutaj z kraju Blardów, aby mogli dopilnować koronacji swego przyszłego króla. Z tego, co wiem, uroczystość ma poprowadzić wasza kapłanka, Wielebna Matka, dobrze mi przekazano? - spytał, jednak świadomy tego, że nie uzyska żadnej odpowiedzi, kontynuował dalej z tym samym pozornym entuzjazmem w głosie. -Chciałbym jednak przed tym powiedzieć, że jako Asgallowie całkowicie popieramy wstąpienie księcia Dorhiana na tron. Wraz z moją córką, Ceaną, jesteśmy zadowoleni, że dzieje się to właśnie w tym miejscu. W naszym domu - powiedział, a ja mimowolnie uśmiechnęłam się, wyćwiczonym przez lata uśmiechem. Zawsze, gdy słyszałam "ja i moja córka" od razu uśmiechałam się, starając zachować pozory bycia najszczęśliwszą księżniczką na świecie. -Z tego powodu, chcielibyśmy przekazać dar od naszego rodu... - odparł, a Lear z ogromną niechęcią sięgnął po skrzynkę, po czym skierował się tuż za moim ojcem, ramię w ramię ze mną w stronę Dorhiana. Jako jedyny Lear miał obowiązek skłonić się w pas, jednak tego nie zrobił i podobnie, jak ja oraz mój ojciec tylko skinął głową przed księciem. -Przyjmij, proszę ten podarek - rzucił mój ojciec, machając dłonią na Leara, który uniósł wieko do góry, pokazując zawartość skrzynki. Miecz o czarnej rękojeści z kamieniem księżycowym. -Ten kamień rozprasza mrok - ponowił mój ojciec, a Lear przekazał skrzynię Dorhianowi tak szybko, jakby miała ona zaraz zacząć się palić. -Z tym kamieniem nie można zabłądzić. A teraz, przekazuję już obrządki w dłonie waszej kapłanki - powiedział ojciec, spoglądając na kobietę, która wcześniej pomagała posprzątać świątynię. We trójkę skierowaliśmy się z powrotem na swoje miejsca, oczekując kontynuacji koronacji księcia. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:05, 18 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Jak widać ojciec Ceany pomyślał o wszystkim, gdyż przygotował nawet podarek z okazji tego „wielkiego” wydarzenia, którym była moja koronacja. I choć naprawdę chciałem widzieć w tym tylko i wyłączni jego szczerą chęć umocnienia naszego sojuszu, nie potrafiłem nie doszukiwać się w tym ukrytego znaczenia. Miałem wrażenie, że kierując się w moją stronę z tą tajemniczą skrzynią chciał pokazać wszystkim jaki to Asgallski ród jest cudowny, a Blardzki okropny skoro oni wręczają nam dary, a my nic dla nich nie mamy. Nawet jeśli było to nasze święto.
Skinąwszy królowi i księżniczce głową podczas gdy stojąca obok mnie Undine i Faolin wykonali głęboki ukłon, podejrzliwie spojrzałem na skrzynię, a później na przepiękny miecz o czarnej rękojeści. Wyglądało na to, że na barwy obsydianu po prostu zostałem skazany – najpierw przez swoich rodziców, a później nawet przez Asgallskiego króla, który nie mógł przecież wiedzieć o materiale, z którego została stworzona moja korona. Najwyraźniej z jakiegoś powodu Pradawni Bogowie po prostu chcieli bym wyglądał jak okrutny i mroczny, spowity czernią władca.
Nim zdążyłem podziękować królewskiej rodzinie za podarek ta oddaliła się na swoje miejsca, a miecz odebrał mi jeden z wyżej postawionych dowódców. Dokładnie w tym samym momencie przy głośnym akompaniamencie fanfar na środek pomieszczenia lecz spory kawałek ode mnie wyszła Wielebna Matka ubrana w przepiękną, granatowo-białą, zakończoną długim trenem suknię o naprawdę szerokich rękawach. Jej rude włosy opadały luźno na jej plecy, choć z tyłu powiązane były w liczne [link widoczny dla zalogowanych].
W tym samym momencie orkiestra zaczęła cicho grać, a modląc się w duchu o to by przypadkiem nie pomylić momentów, w których miałem stać, klęczeć, wypowiedzieć słowa przysięgi i przemówić do obydwu rodów wraz z Undine i Faolinem ruszyłem do przodu. W połowie drogi dzielącej mnie od Wielebnej moi towarzyszy rozdzielili się i ruszywszy na prawą i lewą stronę pomieszczenia stanęli pod ścianami, splatając ręce za plecami i prostując się. Ich zachowanie miało wyraźnie przypomnieć wszystkim, że jeśli nawet Asgallscy żołnierze nie będą wystarczającą siłą by powstrzymać kogoś przed zakłóceniem uroczystości to nadal przyszły król miał swą własną ochronę, która była gotowa zrobić wszystko by tylko koronacja przebiegła bez żadnych problemów.
Doskonale wiedziałem, że raczej nikt nie będzie próbował żadnych sztuczek, a na pewno nie w czasie tej uroczystości. Jeśli ktoś chciałby mnie zabić z pewnością postanowiłby zaczekać do momentu aż znajdę się sam w swej komnacie lub innym miejscu, w którym nie byłoby żadnych światków. Mimo to wcale nie czułem się lepiej powoli, w rytm akompaniującej mi muzyki krocząc w stronę Wielebnej Matki. Czułem na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych wwiercający się w moje plecy i tors i doskonale wiedziałem o tym, że nie mogę popełnić nawet najmniejszego błędu, a już na pewno nie mam możliwości potknąć się, wywrócić lub zwyczajnie zemdleć. Jakakolwiek wpadka stałaby się niezmywalną plamą na mym i mego rodu honorze. Zostałaby zapamiętana na całe stulecia, a ja już zawsze byłbym zwykłym pośmiewiskiem nawet mimo mego królewskiego pochodzenia.
Aby do tego nie dopuścić musiałem się zwyczajnie uspokoić, ochłonąć i odetchnąć, dlatego też stawiając kolejne kroki zamknąłem na chwilę oczy i wziąwszy głęboki wdech, kilkukrotnie powtórzyłem sobie w myślach „nazywasz się Dorhian, jesteś synem króla Thorlana i królowej Azei, potomkiem Dehadana pierwszego z Blardów, więc weź się wreszcie w garść!”. O dziwo te słowa naprawdę mi pomogły i kiedy stanąłem przed Wielebną Matką w mych oczach nie było już strachu, a jedynie pewność siebie i determinacja. Nie mogłem zwyczajnie stchórzyć w takim momencie i uniknąć odpowiedzialności jeśli miałem móc jeszcze spojrzeć któremukolwiek z przedstawicieli mego rodu w oczy. Jeśli miałem pomóc Ceanie w spotkaniu z Wiedźmą z Lasów Brethil i doprowadzić do trwałego sojuszu między Blardzkim i Asgallskim rodem musiałem bez lęku przyjąć na swe barki związaną z byciem królem odpowiedzialność.
Na znak Wielebnej orkiestra ucichła, a w pomieszczeniu zapanowała absolutna cisza. Wtedy kobieta rozłożyła szeroko ręce i lekko zmrużywszy oczy rozejrzała się po tłumie.
- Zgromadziliśmy się tu dziś by w ten wielki dzień wznieść na tron naszego drogiego księcia, potomka Dehadana i pierworodnego króla Thorlana i królowej Azei. Choć wciąż nasze serca nie zostały ukojone po stracie naszego ukochanego króla, wojna nadal nie została przegrana. Dziś po raz pierwszy w historii wraz z Asgallskim rodem świętujemy tak ważny dla naszego rodu dzień. Z woli Pradawnych Bogów jesteśmy tu, w zamku naszych braci, by odłożywszy na bok wszelkie waśnie, w ramię w ramię stanąć przeciwko zagrożeniu. Niechaj ten dzień będzie symbolem naszego pojednania i zwiastunem wspólnego i rychłego zwycięstwa – rzekła, a jej głos odbił się echem po całej sali. Była to zapewne sprawka magii mnie jednak zdecydowanie bardziej zdziwiły wypowiadane przez kapłankę bez żadnego zająknięcia te niezwykle odważne słowa. W końcu sojusz pomiędzy Asgallasmi i Balrdami był wciąż niezwykle świeży, a w związku z tym i niesamowicie kruchy – wystarczył jeden błąd by zniszczyć to co powstało pod wpływem przymusu. Wyglądało jednak na to, że postarzając słowa ojca Ceany chciała w swój przedziwny sposób wyrazić wdzięczność za możliwość zorganizowania tu tej całej ceremonii. Nie miałem jednak okazji dłużej się nad tym zastanawiać, gdyż widząc dyskretny znak kapłanki czym prędzej przyklęknąłem na jedno kolano. Koronacja wciąż trwała, a ja nie powinienem o tym zapominać.
- Dorhianie Blard, potomku Dehadana, synu króla Thorlana i królowej Azei Pradawni Bogowie obdarzyli cię swą łaską i wybrali na naszego następnego króla. Przez ponad setkę lat życia udowodniłeś nam swe męstwo, determinację, mądrość i wiarę, by dziś stanąć tu przed nami i przywdziawszy na głowę koronę poprowadzić nasz lud ku lepszym czasom – kontynuowała elfka, a podczas jej wypowiedzi dwie młode kapłanki stanęły po jej bokach niosąc w rękach na atłasowych poduszkach mą obsydianową, zdobioną srebrem koronę i piękny czarny, atłasowy, elfi płaszcz spinany pod szyją dużą, broszą stworzoną z kamienia księżycowego i srebra. – Niechaj ten płaszcz symbolizuje towarzyszący ci od teraz ciężar decyzji i obowiązków, byś nigdy nie zapomniał o tym, że każdy czyn ma swe konsekwencje – rzekła przywdziewając mi płaszcz, a ja poczułem jak nagle na moje barki spadło to ogromne brzemię. – Niechaj ta korona będzie po wsze czasy symbolem twej władzy i przewodnictwa, byś nigdy nie bał się czynić tego co słuszne – powiedziała powoli nakładając na moją głowę koronę, a ja miałem nadzieję, że mimo wszystko uda mi się utrzymać ten krótki sojusz i wraz z ojcem Ceany poprowadzić nasze rody ku zwycięstwu.
- W imię Pradawnych Bogów oto król Dorhian Pierwszy! Kto raz został władcą Blardów ten zawsze już ich władcą będzie. Niechaj twa mądrość będzie z nami póki słońce świeci na niebie – rzekła, a ja powstałem i widząc lekki uśmiech na twarzy Wielebnej również się uśmiechnąłem powoli odwracając się do swego ludu.
Niech żyje król Dorhian! – krzyknęła wielebna, a niemal natychmiast w odpowiedzi na jej słowa po Sali rozeszły się liczne oklaski i wiwaty. I choć początkowo tak bardzo bałem się tego momentu teraz widząc tą niesamowitą radość na twarzach moich poddanych poczułem dumę z faktu, ze jestem częścią tego właśnie rodu. Zostałem królem i wiedziałem, ze z pomocą przyjaciół będę w stanie dokonać niemal wszystkiego, zwłaszcza, że należały do nich tak wspaniałe elfki jak Undine i Ceana.
</center>


Korona Dorhiana wygląda [link widoczny dla zalogowanych] tylko, że jest z obsydianu, a te zdobienia są ze srebra. Jak to się trzymaj nie pytaj, pewnie dzięki magii XDD
A tu masz fajny soundstrack, który pomógł mi to napisać: link



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:13, 19 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Koronacja przebiegała spokojnie, jednak kątem oka widziałam, że Lizander cały czas rozgląda się dookoła, przyglądając zgromadzonym na sali osobom. Nie mógł dopuścić do tego, aby ktoś stanowił zagrożenie w trakcie tak ważnej uroczystości, a poza tym sam by sobie tego nie wybaczył, gdyby na jego służbie coś złego się wydarzyło. Dlatego teraz uważnie lustrował wzrokiem każdego służącego, każdego poddanego Blardów, a zarazem każdego z rodu Asgallów. Nie wiadomo, czy nie były wśród nas osoby przeciwne tej koronacji. Oczywiście, nie licząc Leara, który, gdyby mógł, to zabiłby Dorhiana przy pierwszej możliwej okazji, kiedy ten siedział zakuty w lochach. Pytanie, czy nie było tutaj osób, które podzielały jego zdanie. Co prawda zamordowanie króla Blardów nie wróżyło zbyt dobrze dla naszego sojuszu, ale zapewne komuś, kto by to planował nie przyszłoby na myśl o tym pomyśleć. Cóż... Miejmy jednak nadzieję, że w tym miejscu, większość osób ma choć trochę oleju w głowach.
Kiedy w końcu Dorhianowi założono koronę na głowę, uśmiechnęłam się i zaczęłam bić brawo, podobnie zresztą jak mój ojciec oraz, z wielką niechęcią, Lear. Różnica polegała na tym, że prawdopodobnie, jako jedyna z tej trójki szczerze cieszyłam się na to wydarzenie, które miało teraz miejsce. Blardowie wiwatowali, a Asgallowie po prostu klaskali, gdyż wiedzieli, że w obecnej chwili tak wypada. Nie widziałam jednak nikogo, kto również byłby niezwykle zadowolony, jak pobratymcy Dorhiana.
Mój tata lekko machnął ręką, więc służba zaczęła wnosić na salę różne potrawy i ustawiać je na długich stołach, ustawionych pod ścianami. Krzesła były porozstawiane w różnych miejscach, przy stołach, w okręgach kawałek dalej, a niektórzy, jeżeli chcieli, mogli się też rozsiąść na wygodnych kanapach. Mój ojciec, za którym podążył Lear, skierował się w stronę Dorhiana, aby jeszcze raz mu pogratulować, po czym zniknął gdzieś pomiędzy elfami, dyskutując z różnymi osobami. Wyglądało na to, że mamy teraz zwyczajne przyjęcie.
-Nie idziesz się bawić, pani? - Usłyszałam za swoimi plecami rozbawiony głos Lizandra. Spojrzałam na niego ze smutkiem, a mężczyzna zmarszczył brwi, nachylając się w moją stronę. -Coś się stało?
-Do roku będę martwa... - mruknęłam z ciężkim westchnięciem. Widząc jednak zszokowaną minę mojego przyjaciela od razu pospieszyłam z wyjaśnieniami. -Mój ślub z Learem odbędzie się w "najbliższym czasie". Mój ojciec planuje do tygodnia rozpocząć przygotowania.
-Będę cię bronił, nie zginiesz - odparł zdeterminowanym głosem mężczyzna. Zaśmiałam się, zasłaniając usta.
-Chyba wolę być martwa, niż z nim żyć przez lata... Poza tym on dopilnuje, aby nikt mu nie przeszkodził. Nadchodzą mroczne czasy, Lizandrze. I nikt tego nie powstrzyma. Mam bardzo złe przeczucia, a dobrze wiesz, że gdy mag je ma, to sprawa faktycznie jest nieciekawa. Na razie, mamy przyjęcie - powiedziałam, podnosząc się z siedzenia, czując, jakby przez całą koronację przybyło mi trzydzieści lat. -Idź się bawić, porozmawiaj z dowódcą Undine, na pewno się ucieszy.
Lizander westchnął ciężko, a ja skierowałam się w stronę Dorhiana, który teraz wyglądał zdecydowanie bardziej dostojnie. Bycie królem mu pasowało. Przynajmniej wizualnie. Skinęłam głową stając na przeciwko niego z ciepłym uśmiechem.
-Gratuluję - odparłam, rozglądając się dookoła, jednak wolałam nie ryzykować, że ktoś niepowołany usłyszy to, co chciałam powiedzieć. -Chciałabym porozmawiać z tobą na temat tej książki, o której mówiliśmy wcześniej. Bardzo nie podobało mi się zakończenie. Główna bohaterka w rezultacie nie mogła przez zbliżający się ślub odbyć przygody. Choć wydaje mi się, że gdyby się pospieszyła, to zdążyłaby wrócić przed rozpoczęciem przygotowań. Nie sądzisz, królu? - spytałam, nie tracąc uśmiechu z twarzy. Miałam nadzieję, że dla wszystkich, oprócz niego zabrzmi to, jak rozmowa na temat książki, a jeden, jedyny Dorhian zrozumie, co naprawdę miałam na myśli. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:11, 19 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Ze szczerym uśmiechem przyjąłem gratulacje króla po czym rozejrzałem się po Się po Sali. Prawie wszyscy goście zajęli się już rozmowami lub jedzeniem. Co jakiś czas, któryś z Balrdów skłaniał przede mną głowę lub przechodząc obok kłaniał się głęboko i składał swe najszczersze gratulacje.
Faolin siedząc przy jednym ze stołów wyraźnie podekscytowany rozmawiał z Wielebną Matką i jednym z wyraźnie wyżej postawionych Asgallów, gdzieś tam mignął mi Lear rozmawiający z dwójką Asgallskich elfek, które wyraźnie czymś rozbawione, lekko zarumienione głośno chichotały, ja jednak zdecydowanie nie miałem ochoty zastanawiać się nad tym co tym razem naopowiadał im ten glisto-elf. Koniec końców każda taka rozmowa w jego przypadku kończyła się przecież jednym i tym samym - czego dowodem było to ogromne łoże w jego sypialni - a dalsze rozważania na ten temat skończyłyby się w tylko jeden sensowny sposób: ponownym zbliżeniem się mojej pięści do jego nosa i wyłączeniem Leara z dalszego udziału w tym przyjęciu. I choć naprawdę chętnie raz jeszcze obroniłbym w ten sposób honor i godność Ceany, doskonale wiedziałem, że królowi nie wypada wszczynać burd na przyjęciu z okazji własnej koronacji. Szkoda…
Wreszcie udało mi się odnaleźć stojącą z boku i wydającą polecenia jednemu ze swych żołnierzy Undine, lecz nim zdążyłem do niej podejść i z nią porozmawiać zauważyłem zbliżającego się do elfki Lizandra, więc postanowiłem tej dwójce nie przeszkadzać. Za każdym razem gdy mieli ochotę zamienić ze sobą chociaż kilka słów wydawali się być naprawdę szczęśliwi, dlatego też wolałem aby spędzali razem jak najwięcej czasu, póki jeszcze mieli ku temu okazję. Nie miałem pojęcia co przyniesie przyszłość, wiedziałem jednak, że moja wiadomość spokojnie może zaczekać na znacznie bardziej odpowiedni moment.
- Dziękuję - odpowiedziałem Ceanie odwracając głowę w jej stronę i szczerze się uśmiechając. Ta uroczystość zdecydowanie była tym czego po ostatnich wydarzeniach potrzebowały oba rody. Dawała choć odrobinę nadziei na lepsze jutro i zwycięstwo poprawiając nieco trochę kiepskie morale obydwu armii. Z doświadczenia wiedziałem, że to właśnie od morali często zależy zwycięstwo, gdyż liczyła się nie tylko strategia i liczebność, ale również wiara we własne możliwości i wygraną. Bez niej nawet i najlepsza armia padała w z pozoru zwycięskiej bitwie, gdyż dochodziło do wielu kłótni i zatargów pomiędzy dowódcami. A właśnie na to nie mogliśmy sobie w tamtej chwili pozwolić. Pomimo tego kruchego sojuszu nadal byliśmy na straconej pozycji, a nasi dowódcy i bez kiepskich morali mieli problem się ze sobą dogadać. I to właśnie było między innymi powodem, dla którego ja i Ceana tak kurczowo trzymaliśmy się wiary w wiedzę Wiedźmy z Lasów Brethil.
Kiedy usłyszałem kolejne słowa księżniczki mój dobry nastrój natychmiast prysł. Zastąpiły go obawa o dalszy los Ceany i naszej wyprawy, a także gniew i obrzydzenie. Naprawdę nie potrafiłem uwierzyć w to, że Asgallski król tak bardzo chciał jak najszybciej uczynić Leara swoim zięciem. Wyglądało to trochę tak jakby był wpatrzony w młodszego elfa jak w obrazek lub zaczarowany. Niestety prawdopodobieństwo, że Lear mógł poprosić jakiegoś maga o rzucenie na ojca Ceany uroku było praktycznie równe zero. W końcu ten glisto-elf by na to nie wpadł!! Jego myśli za bardzo były pochłonięte myśleniem o spędzeniu nocy z kolejną z Asgallskich elfek. Zdecydowanie nie był w stanie opracować tak przebiegłego planu wpłynięcia na króla.
- Sądzę, że masz absolutną rację. Czas zdecydowanie nie działa na jej korzyść jednak gdyby zaczęła wcześniej przygotowania do podróży z pewnością zdążyłaby wrócić na swój ślub – stwierdziłem z absolutną powagą i rozpiąwszy spinającą mój płaszcz broszę, zdjąłem go z pleców i przewiesiłem sobie przez rękę. Choć był pewnym symbolem mej królewskiej władzy to nadal nie za bardzo mi odpowiadał – było mi w nim zdecydowanie z gorąco i w dodatku strasznie ciążył mi na ramionach, zupełnie tak jakbym dźwigał na nich całe swe królestwo. – A gdyby poprosiła o pomoc swego przyjaciela to nie musiała by martwić się o tego okropnego bandytę. Z pewnością wychowany na ulicy złodziejaszek dałby radę tępemu osiłkowi i wybiłby mu kilka zębów bez większego problemu, a główna bohaterka nie straciłaby jedynej pamiątki po swej ukochanej i zaginionej siostrze – dodałem oczywiście mając tu na myśli, że mam ogromną ochotę przyłożyć Learowi. Dodatkowo ubarwiłem nieco historię Ceany tak by brzmiała bardziej jak prawdziwa książka. Być może nie taka jaką powinna czytać prawdziwa księżniczka, ale taka która miałaby szansę zainteresować księcia.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Czw 13:19, 02 Lip 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:54, 23 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Skinęłam głową. W gruncie rzeczy "główna bohaterka" nie chciałaby wracać na swój ślub wcale, ale musiała to zrobić. Nie mogła przynieść hańby swojej rodzinie, nie mogła pozwolić na to, aby jej ojciec utracił jeszcze jedną bliską mu osobę. A jednak, jeżeli zostanę żoną Leara, to i tak prędzej czy później umrę. I to prawdopodobnie zanim zrobi to mój ojciec. Ten ślub będzie tylko odwlekaniem tego, co nieuniknione. Rozejrzałam się po sali z ciepłym uśmiechem, chociaż nie odzwierciedlał on moich myśli. W głębi ducha miałam ochotę zacząć krzyczeć i uciec z tego miejsca jak najdalej byłoby to możliwe. Ale wtedy szybko pochwyciłyby mnie straże i na tym skończyłaby się moja eskapada.
Musielibyśmy rozpocząć przygotowania. Aby zrobić z siebie giermka króla Dorhiana wystarczyło odpowiednio się ubrać. A takie rzeczy na pewno znalazłabym w wieży. Mam tam nawet pewnego rodzaju lekką zbroję, opierającą się przede wszystkim na ochronie magicznej. Zapewne płaszcz się też znajdzie, a jeżeli rzucę odpowiedni czar na mojego konia, to strażnicy przy bramie go nie poznają.
Zaśmiałam się, słysząc propozycję na temat "przyjaciela", który miałby zrobić krzywdę Learowi. Najchętniej sama bym wybiła temu elfowi parę zębów, ale póki co musiało mnie usatysfakcjonować to, że mogłam mu wbić widelec w dłoń. Co prawda rana pewnie już dawno się zagoiła i nie ma po niej śladu, ale dalej pozostawała we mnie duma na samo wspomnienie. Perspektywa tego, że został przeze mnie zraniony była zadowalająca. Choć nie powinna mnie cieszyć krzywda innych, biorąc pod uwagę fakt, że sama ją potem odczuwam na własnej skórze. Okazuje się jednak, że czasem jestem w stanie to znieść.
-Myślę, że główna bohaterka sama najchętniej by się tym zajęła, ale niestety nie może. To dość przykre, jak ograniczają ją konwenanse. Jednak mam nadzieję, że szczęście jej sprzyja i uda jej się chociaż odzyskać tą pamiątkę... - powiedziałam ze spokojem w głosie, spoglądając na Lizandra, który z szerokim uśmiechem na ustach rozmawiał z Undine. Był tak niezwykle uradowany jej towarzystwem, że pewnie nawet nie myślał o wojnie, która teraz się toczy. Mogłam jednak poznać po jego postawie, że w każdej chwili jest gotowy do walki i obrony rodziny królewskiej. Co jakiś czas również podnosił wzrok do góry, rozglądając się dookoła, w poszukiwaniu teoretycznych zagrożeń.
Mój ojciec za to pogrążył się w rozmowie ze swoimi doradcami, a nawet jakimiś przedstawicielami rodu Blardów. I nie wyglądał na zdegustowanego, a wręcz zadowolony z faktu, że ma okazję z nimi porozmawiać, co było dość zaskakujące. Za to Lear stał koło stołu, popijając wino i rozmawiając z jedną z arystokratek, która szczerze mnie nie lubiła od dziecka. Nessa była wysoka, postawna, o złocistej karnacji, dużych, błękitnych oczach oraz długich, rudobrązowych włosach, które zawsze upinała w wymyślne fryzury. Obecnie miała na sobie dość wyzywającą, czerwoną suknię, która miejscami odsłaniała jej brzuch. I prawdopodobnie to oraz głęboki dekolt przyciągało spojrzenie Leara, który wyglądał na zafascynowanego dziewczyną. Cała nasza trójka zna się od dziecka i na samym początku nawet się przyjaźniliśmy, jednak, gdy doszło do mojego wypadku związanego z chochlikami oddaliliśmy się od siebie. Nessa zawsze uwielbiała Leara, mimo że szybko stał się rozpuszczony i zapatrzony w siebie. Dlatego szczerze mnie znienawidziła, kiedy pojawiły się pierwsze plotki na temat naszego małżeństwa, które na moje nieszczęście szybko stały się prawdą.
-Jak się czujesz będąc królem? - zwróciłam się do Dorhiana, odwracając wzrok w momencie, w którym Nessa spojrzała na mnie, wykrzywiając swoje usta w kpiącym uśmieszku. Zanim jednak zdążył mi odpowiedzieć, poczułam czyjeś długie palce na swoim ramieniu. Spojrzałam na elfkę, która dygnęła z ogromną gracją przez srebrnowłosym, nie spuszczając z niego wzroku.
-Wasza wysokość, gratuluję. Ceano, moja droga, mogłabyś mnie przedstawić? - spytała najsłodszym głosem, na jaki tylko było ją stać. Jednak ja na samą tą barwę tonu, poczułam, jak coś w środku we mnie zamarza. Może i kiedyś ją lubiłam, ale potem stała się wredna, niesprawiedliwa, a jej celem numer jeden stało się dążenie do tego, aby mnie upokorzyć przed wszystkimi tymi, których znałam. I w większości przypadków jej się udawało.
-Tak... Oto Nessa, a to król Dorhian Blard - powiedziałam z ciężkim westchnięciem, a dziewczyna z uśmiechem lekko skinęła głową. Widać była zachwycona tą zabawą. Cieszyła ją perspektywa poznania króla, choć jej stała zabawka gdzieś się zawieruszyła, bo gdy rozejrzałam się po sali nie umiałam dostrzec Leara.
-Ceana opowiadała mi o panu... - zaczęła, a ja prychnęłam, kręcąc głową.
-Nie rozmawiałyśmy od czterdziestu lat, Nesso... Jedynie wymieniałyśmy grzeczności, gdy było to konieczne.
Elfka zaśmiała się, ściskając mocniej palce na moim ramieniu.
-Ceano, zawsze tak żartujesz!
-Jakbyś mogła zabrać tą rękę... Sama przecież rozpowiadałaś, że to sprawia iż ktoś zostanie przeklęty, czyż nie?
-Nie bądź niemiła - mruknęła, przy czym wydęła usta. Jednak mimo protestu, cofnęła dłoń zgodnie z poleceniem. Widać zrozumiała, że nie jest na bezpiecznej pozycji, więc skłoniła się przed Dorhianem. Dostrzegłam, że lekko marszczy nos ze zirytowaniem. Och, nie spodobał jej się taki obrót spraw. -Miło było poznać, panie...
Szybko wyprostowała się i skierowała na drugi koniec sali, gdzie zniknęła pomiędzy ludźmi. Westchnęłam ciężko, spoglądając na elfa.
-Przepraszam za nią. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:15, 23 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Zaśmiałem się słysząc słowa Ceany dotyczące jej chęci osobistego zrobienia krzywdy Learowi. Niemal od razu stanął mi przed oczami obraz księżniczki wbijającej nie jeden, a cały tuzin srebrnych widelców w najróżniejsze części ciała tego glisto-elfa począwszy od dłoni, stup i brzucha, a skończywszy na tych najczęściej przez niego używanych. I bynajmniej nie miałem wtedy przed oczami jego głowy. W końcu ten elf chyba nigdy jej nie używał, a mózgu pewnie w ogóle nie posiadał.
Pewnie gdyby jakimś cudem moja wizja pewnego dnia stała się prawdą powinienem był mu współczuć i łączyć się z nim w bólu męskiej solidarności, jednak wiedziałem, ze niezależnie od wszystkiego nie byłbym w stanie. Zdecydowanie bardziej widziałem się tam w roli osoby zażarcie kibicującej wcielającej się w rolę kata Ceanie.
Ze szczerym uśmiechem podążyłem za wzrokiem księżniczki i niemal od razu zauważyłem niezwykle radosną i pochłoniętą rozmową z Lizandrem Undine. Wyglądała jakby swym szczęściem była w stanie dosłownie zarażać, a z pewnością każda nieznająca jej osoba patrząc w tamtej chwili na tę dwójkę powiedziałaby, że nie widzą świata poza sobą, jednak ja doskonale wiedziałem o tym, że jest zupełnie inaczej. Oboje ukradkiem z wielką uwagą obserwowali całe przebywające w Sali Tronowej towarzystwo i byli gotowi w każdej chwili zapobiec ewentualnemu zamachowi na rodzinę królewską obydwu rodów lub któregokolwiek z gości. Z resztą nie tylko oni, gdyż wysłany tu w charakterze uzdrowiciela jednak doskonale znający się na magii bitewnej Faolin również po kryjomu śledził poczynania innych elfów. I choć zdecydowanie nie przepadał za korzystaniem z tej części swych zdolności to nadal był gotowy ich użyć w momencie gdy tylko byłoby to potrzebne.
Niespodziewane przybycie jakiejś wyjątkowo upartej i zdecydowanie będącej w typie Leara elfki w łatwy sposób pozbawiło mnie szczerego uśmiechu pozostawiając na mej twarzy jego sztuczną i wyjątkowo kiepską imitację. Zdecydowanie nie podobało mi się jej zachowanie i z pewnością gdyby tak bardzo nie zależało mi na utrzymaniu dobrych stosunków pomiędzy naszymi rodami z mojej twarzy od razu dałoby się wyczytać, ze nie mam najmniejszej ochoty z nią teraz rozmawiać. Niestety dalsze losy naszego kruchego sojuszu były mi naprawdę drogie, dlatego też niezależnie od tego czy mi się to podobało czy nie musiałem zachowywać się tak jak na króla przystało.
- Mnie również panno Nesseo – stwierdziłem pozbawionym jakichkolwiek emocji głosem i z ulgą odetchnąłem widząc jak ubrana w zbyt wyzywającą na taką uroczystość suknię elfka znika wśród tłumu. I choć normalnie niemal od razu powróciłbym jak gdyby nigdy nic do rozmowy z Ceaną tym razem nie byłem w stanie od razu tego zrobić. Pojawienie się Nessei nie tylko popsuło atmosferę i zdecydowanie ją zagęściło, ale także przypomniało mi o jednej ważnej rzeczy i mym postanowieniu. Nie tylko księżniczka była osobą, która w najbliższym czasie musiała wziąć ślub. Odkąd zostałem królem straciłem możliwość ciągłego wymigiwanie się od szukania sobie narzeczonej w końcu nie mogłem rządzić swym królestwem sam. Właśnie dlatego obiecałem sobie jeszcze przed koronacją, ze jak najszybciej porozmawiam z Undine i poproszę ją o stworzenie mi listy odpowiednich i chętnych na małżeństwo ze mną kandydatek. Osobiście bowiem nie znałem imion nawet połowy z nich gdyż mimo, że były to naprawdę przepiękne kobiety to z reguły równie puste i zepsute co wyraźnie znienawidzona przez Ceanę Nessea.
- Kiepsko… - mruknąłem powracając wzrokiem do księżniczki i odpowiadając na jej wcześniejsze pytanie. Wizja spędzenia reszty życia z kimś pokroju jednej z kochanek Leara sprawiła, że znów zrobiło mi się niedobrze i zupełnie straciłem wszelką ochotę pozostania chociaż odrobiny dłużej na tym przyjęciu. Postanowiłem wykorzystać swe kiepskie samopoczucie i jako wymówkę podając nadszarpnięte ostatnimi wydarzeniami zdrowie jak najszybciej opuścić Salę Tronową. Nawet jeśli byłem w niej gościem honorowym.
- Przykro mi księżniczko, ale dziś od rana nie czuję się najlepiej. Odrobina świeżego powietrza powinna mi jednak dobrze zrobić. Proszę mi wybaczyć... – oznajmiłem kłaniając się lekko Ceanie, by następnie raz jeszcze spojrzeć w stronę Undine. Elfka nadal zajęta była rozmową ze swym ulubionym z Asgallskich dowódców, dlatego też postanowiłem jej nie przeszkadzać i zwyczajnie skorzystać z bocznego wyjścia, gdyż do głównego i tak nie miałbym się raczej za bardzo szansy przecisnąć, a przynajmniej nie bez robienia sporego zamieszania. Naprawdę zależało mi na tym aby jak najmniej osób zdawało sobie sprawę z mojej nieobecności, gdyż planowałem poświęcić się nie leczniczemu odpoczynkowi, a pierwszym przygotowaniom do tej niebezpiecznej wyprawy do Lasów Berthil. W tamtej chwili wszyscy byli zajęci przyjęciem, rozmowami lub swoimi sprawami, dlatego też wątpiłem w to by ktokolwiek zauważył zniknięcie kilku drobnych i potrzebnych nam w podróży rzeczy, które planowałem niepostrzeżenie zwinąć i schować w szafach w swojej komnacie.
Zastanawiając się co powinienem zdobyć jako pierwsze, raz jeszcze skłoniłem się lekko księżniczce, by następnie powoli zacząć oddalać się od niej i kierować w stronę najbliższego wyjścia z Sali Tronowej.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Czw 13:30, 02 Lip 2015, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11, 12  Następny
Strona 8 z 12

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy