Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
 Forum
¤  Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
www.rajdlawyobrazni.fora.pl
Miejsce dla każdego miłośnika pisania
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
Sztuka wojny (2os, fantasy, +18)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 10, 11, 12  Następny

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Sztuka wojny (2os, fantasy, +18)
Autor Wiadomość
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:02, 17 Paź 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Skłoniłam się lekko Dorhianowi, po czym skierowałam się wolnym krokiem w stronę mojego pokoju. Przez moment miałam na twarzy wymalowany spokój, jednak po chwili przypomniałam sobie wszystkie zdarzenia z nocy, które po raz tysięczny zaczęłam układać i analizować. Nie wiedzieliśmy z czego składała się trucizna, a w obecnej chwili mogliśmy tylko czekać na odpowiedź osób, które nie wiadomo czy będą wiedziały coś więcej niż my. Co prawda Milczący Mędrcy zawsze potrafili doradzić w sprawach dla nas ważnych, a ich wiedza zdobywana w - jak sama nazwa wskazuje - kompletnej ciszy była niezmierzona, jednak trochę wątpiłam czy na pewno uda im się powiedzieć coś więcej. Pytanie czy mamy też tyle czasu, aby czekać na ich odpowiedź? Prawdopodobnie nie. Wojska za niedługo wyruszą i wtedy będziemy walczyć z czymś, co na razie podpada do kategorii - niezniszczalne. Poczułam, że moje serce zatrzymuje się na ułamek sekundy, gdy pomyślałam o zrujnowanej Antivie. Ta wiadomość wstrząsnęła nie tylko Asgallami, ale też Blardami, którzy latami próbowali zdobyć te mury.
Zatrzymałam się w pół kroku, mijając jeden korytarz, po czym odwróciłam się w jego stronę. Rozejrzałam niepewnie na prawo i lewo, po czym postąpiłam w rzadko uczęszczaną część zamku. Mimo to wiedziałam, że gdybym w tym momencie zamknęła oczy, to zatrzymałabym się pod właściwymi drzwiami. Ujęłam klamkę mahoniowych drzwi i nacisnęłam ją, jednak drzwi ani drgnęły. Wyszeptałam pod nosem proste zaklęcie, po czym powtórzyłam czynność, a tym razem, nawiasy z cichym jękiem ustąpiły. Weszłam do zakurzonego, ciemnego pomieszczenia i do tego niezwykle zagraconego. Przeskakując nad przedmiotami skierowałam się do okna i pociągnęłam za ciężką kotarę, wpuszczając do pomieszczenia trochę światła. Ogromne łoże zawalone było notatkami, na ziemi znajdowały się liczne plamy z atramentu. Ściany były popisane kredą w różne wycinki map, pojedyncze słowa, daty, które zlewały się w jedną, wielką zagadkę nie do rozczytania. Setki liczb nakładały się na słowa, imiona, nazwiska, miejsca... Wszystko to przyprawiało już o ból głowy. Na ścianach nie pozostawało wolne miejsce, praktycznie każdy centymetr był zapisany. Pod moimi nogami walały się zakurzone tomy, wazony stały puste, a na stolikach dalej pozostały puste dzbany i tace. Pokój ten, nie był sprzątany od momentu w którym jego właścicielka została przeniesiona do Przeklętej Wieży. Podeszłam do jednej ze ścian i przesunęłam palcami po zapisanych słowach.
-Amanella, 1213, śmierć, narodziny, 1243, 532, 1849, Cameila... -W końcu jednak zatrzymałam dłoń na słowie, które przyciągnęło moją szczególną uwagę. Mimo że zrozumienie tego, co widzę zajęło mi ułamek sekundy, to miałam wrażenie, że ta chwila trwała godzinami. Serce waliło mi młotem, jeszcze raz przejechałam palcem po dacie, próbując uznać to za jakiś chory żart, ale niestety tak nie było. Pismo należało do mojej matki, a więc ktoś w majakach nie przyszedł tu dzisiaj tego napisać. A jednak... To niemożliwe! A może jednak? Przecież widziała przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Jej szaleństwo jest wymalowane na tych ścianach, które zazwyczaj traktują o przeszłości, a teraz... Matka nie żyła od dziesiątek lat, a więc skąd mogła to wiedzieć? Przełknęłam głośno ślinę. Na wysokości moich oczu znajdowała się wczorajsza data. A tuż obok niej, idealnie wykaligrafowane litery - Upadek Antivy. Zrobiłam krok do tyłu, potykając się o stos książek, jednak w ostatniej chwili złapałam równowagę, opadając na łóżko. Spojrzałam na sufit, gdzie ku mojemu przerażeniu dostrzegłam jeszcze inną datę. Datę śmierci mojej matki, wyrytą jakimś ostrym przedmiotem. Wzięłam głęboki wdech. A więc wiedziała? Czyli to było zaplanowane? Planowała się zabić? Nie, ona to przewidziała... Podniosłam się z łóżka, przyglądając licznym zapiskom, jednak w szoku nie potrafiłam poskładać wszystkiego do kupy. Ona wiedziała o upadku Antivy, wiedziała, że to nastąpi. Wieża zegarowa wybiła godzinę posiłku, więc podniosłam się z zakurzonego materaca, wyszłam z komnaty, nakładając zaklęcia na drzwi, po czym skierowałam się do jadalni z przerażeniem, które ogarniało całe moje ciało. Ona wiedziała... </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:52, 18 Paź 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]

Rozmowa z Undine zupełnie pozbawiła mnie apetytu, dlatego też gdy nastała w końcu pora posiłku miałem szczerą udać się do swego pokoju i do końca dnia wpatrywać się bezsensownie w sufit. Ale byłem ambasadorem nie mogłem, więc tak otwarcie pozwolić sobie na okazywanie niezadowolenie i słabości. A szczególnie nie teraz gdy z powodu ostatnich wydarzeń wszyscy byli w koszmarnych humorach, gdyż z pewnością odbiłoby się to niekorzystnie na naszym sojuszu. Na całe szczęście nie byłem sam, wciąż miałem przy sobie swa doradczynię, której chociaż niedługo miała udać się na samobójczą misję po wyznaniu mi prawy wyraźnie mi ulżyło i poprawił się humor. Aby mnie trochę pocieszyć i uspokoić obiecała mi, ze jeśli tylko znajdziemy jakiś inny sposób pokonania wrogów naszego sojuszu to nie pozwoli by ktokolwiek ponownie wstąpił w szeregi Legionu Umarłych. Zmusiłem także Undine do tego by przestała zachowywać się tak ozięble względem wszystkich tych Asgallów, którzy chociaż starali się być dla nas mili – czyli dla Lizandra w końcu ta sprawa z Legionem Umarłych nie była jego winą – a sam zostałem zmuszony przysiąc, że więcej nie podniosę ręki na jakiegokolwiek dowódcę tego rodu o ile ten sobie na to nie zasłuży. Moim zdaniem na nokaut Lear zasługiwał z powodu samego faktu swego istnienia, jednak niestety mej przyjaciółki to nie przekonywało.
Zakończywszy tego typu ustalenia udaliśmy się oboje do jadalni gdzie miał zostać podany posiłek. Tym razem jednak nie miał uczestniczyć w nim ani mój ojciec ani też mistrz Nalsir czy ktokolwiek inny z mego rodu niż ja i Undine, gdyż wszyscy wyruszyli już w podróż na nasze ojczyste ziemie.
Kiedy weszliśmy do Sali okazało się, że w środku czekają już Asgallski król i Lear, na którego sam widok zrobiło mi się niedobrze. Z resztą nic dziwnego widok połączenia oślizgłej i plującej ropą glisty z elfem chyba nawet największym twardzielom odbiera apetyt. Aby jednak zachować warz i zasady etykiety nie dałem po sobie poznać tego, iż najnormalniej w świecie brzydzę się tym elfem i grzecznie skłoniłem się królowi. Skłoniła się mu również idąca obok mnie Undine, a gdyż zajęliśmy swe miejsca po przeciwnej stronie stołu do pomieszczenia wszedł Lizander, którego moja przyjaciółka obdarzyła promiennym i szczerym uśmiechem. Przez chwilę zastanawiało mnie czy z powodu jej raz chłodnego, a raz niezwykle uprzejmego zachowania elf nie będzie mieć teraz mętliku w głowie, jednak ostatecznie postanowiłem nie wtrącać się bardziej niż potrzeba w prywatne sprawy tej dwójki.
</center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:01, 18 Paź 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Miałam wrażenie, że znajduję się poza moim ciałem. Niby zawsze byłam świadoma tego, skąd wzięło się szaleństwo mojej matki. Wiedziałam, dlaczego postąpiła tak, a nie inaczej, aby posiąść władzę nad czasem. Nie zrobiła tego z czystej chciwości, nie to nią kierowało, a jednak straciła kontrolę i to doprowadziło do tego, że jedne wydarzenia zacierały jej się z drugimi. Kiedy wyzdrowiałam, ona zaczęła się miewać gorzej, nie wchodziłam do jej pokoju, ponieważ ojciec kazał mi tego unikać, a niedługo potem została zamknięta w wieży. Że też wcześniej nie pomyślałam żeby tam pójść. Może gdybym wcześniej dostrzegła te napisy, to udałoby się jakoś uratować Antivę? Mama zawsze mówiła, że potrzeba ogromnej mocy, aby zmienić przeszłość i chęci, aby wykreować nową przyszłość. A więc możliwe, że udałoby się temu wszystkiemu zapobiec. Pytanie tylko, czy by się to udało? Zresztą, nie można gdybać, tego typu rzeczy nic dobrego nie przyniosą. A jednak ona sama dobrze wiedziała, że umrze. Zapewne sama sobie wywróżyła taką, a nie inną śmierć. To musiało być straszne, wspomnienia mieszały się z przyszłością...
W końcu zatrzymałam się przed salą jadalną, pchnęłam drzwi do środka, zaglądając do pomieszczenia, w którym znajdowali się już wszyscy, którzy powinni tam być z wyjątkiem mnie.
-Przepraszam za spóźnienie - powiedziałam cicho, zamykając za sobą drzwi.
-Ach, nareszcie jesteś! - odparł mój ojciec z ciepłym uśmiechem. -Już chciałem wysyłać Leara na twoje poszukiwania?
-Doprawdy? - prychnął mój narzeczony z nutą irytacji w głosie. Zapewne odczuwał ulgę, że nie musiał się po mnie ruszać i szukać po całym pałacu. Od dnia, w którym dźgnęłam go widelcem stał się jeszcze bardziej nieznośny niż był. A przynajmniej tak mi się wydawało. Wcześniej chociaż silił się na to, że jestem mu obojętna, teraz pałał do mnie o wiele większą niechęcią. Usiadłam obok niego, mając po drugiej stronie Lizandra, który uśmiechał się łagodnie do Undine. Ta też, wyglądała na bardziej rozluźnioną niż wcześniej.
-Wszystko w porządku? - spytał mój ojciec. -Coś cię boli?
Przy drugim pytaniu uniósł brwi do góry, jakby próbował wyczytać coś ze mnie niczym ze księgi. Szybko przesunął spojrzenie po wszystkich zgromadzonych, jakby próbując dojść do tego, czy ktoś nie ma jakichś otwartych ran i właśnie nie wykrwawia się na śmierć, powodując, że z tego wszystkiego źle czuję się ja.
-Nie, wszystko jest dobrze - odparłam, uśmiechając się i wygładzając fałdy sukni. To pierwszy raz od kiedy dowiedziałam się o torturach, gdy zachowywał się w taki ciepły sposób. Wcześniej był o wiele bardziej zmęczony, ponury i srogi. Teraz zupełnie jakby się odmienił.
-W tym układzie zaczynajmy - dodał po chwili milczenia król. Miałam wrażenie, że świdruje mnie swoim spojrzeniem, jakby próbował dojść do tego, czy na pewno go nie okłamuję. -Książę Dorhianie, Pani Undine, jak się wam podoba na naszym dworze? Mam nadzieję, że nikt nie sprawia wam żadnych kłopotów?
-Wyglądasz niezwykle ponuro - zwrócił się do mnie pustym głosem Lear, przeżuwając kawałek pieczywa. Wzruszyłam tylko ramionami, popijając łyk wina. Nie czułam potrzeby do zwierzania mu się z mojego odkrycia. Prędzej pobiegłabym do tych demonów, które zniszczyły Antivę niż do Leara.
-Chciałbym... -zaczął spokojnym tonem, podnosząc spojrzenie na mojego ojca, który patrzył na niego teraz chłodno. -Przeprosić cię za moje wcześniejsze zachowanie.
Mój ojciec skinął głową, co tylko wywołało moje prychnięcie. Doprawdy? Kazał Learowi przeprosić, to przecież absurd! Ten mężczyzna nigdy nie zrobiłby czegoś takiego z własnej woli, to godziło w jego dumę. Same jego słowa były przesiąknięte tylko jedną emocją: pogardą.
-Nie przejmuj się - odparłam, wbijając spojrzenie w przeciwległą ścianę. -Nie powiedziałeś nic, czego wcześniej bym nie słyszała. Poza tym, to niezwykle ponury temat na rozmowy przy posiłku, porozmawiajmy o czymś milszym, ptaki śpiewają, mamy wojnę, słoneczko świeci - zaszczebiotałam, czując, że muszę dać upust wszystkim negatywnym emocjom, które się we mnie nagromadziły, jednak szybko ugryzłam się w język. To nie jest dobra chwila na takie odzywki, nawet jeżeli mam wrażenie, że zaraz pęknę. Lear wyglądał na zdenerwowanego całą tą sytuacją, jednak sam powstrzymywał się od powiedzenia jednego słowa za dużo. -W każdym razie smacznego - dodałam po chwili, zerkając kątem oka na księcia. Intrygowało mnie, co jemu oraz Undine siedzi w głowie, kiedy widzą taki obraz Asgallów. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:47, 28 Paź 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]

W końcu dotarła do nas księżniczka i rozpoczęła się część oficjalna posiłku. Oczywiście w jej skład wchodziły wymuszone zgodne z etykietą zachowania i masa nieszczerych odpowiedzi na pytania mających na celu tylko i wyłącznie doprowadzić do zadowolenia pytającego i zapobiegnięcia kolejnej wojnie na jedzenie.
- Dwór jest bardzo piękny wasza wysokość. Jestem pewna, że Asagllscy poeci i bardowie nieraz wychwalali jego majestat w wierszach i pieśniach – odpowiedziała uprzejmie Undine i prawdę powiedziawszy zrobiła to tak profesjonalnie, że nawet ja nie byłem w sanie stwierdzić czy mówi szczerze czy to jednak tylko słodkie kłamstwo mające zadowolić ego króla.
- A o problemy prosimy się nie martwić wasza wysokość. Pomimo wielu lat dzielących nasze rody wszyscy mieszkańcy dworu starają się ze wszystkich swych sił traktować nas uprzejmie i z szacunkiem – dodałem z lekkim uśmiechem i przeniosłem swój wzrok, wpatrujący się dotąd w postać króla, na księżniczkę i glisto-elfa toczących niezwykle żywą i prawdę powiedziawszy zabawną dyskusję. Zaraz jednak pewien brzęczący dźwięk odwrócił moją uwagę, więc odruchowo odwróciłem się by namierzyć jego źródło. Jak się okazało źródłem brzdęknięcia była łyżeczka, która przez przypadek upadła Undine na podłogę.
- Przepraszam – rzekła po chwili Undine odkładając łyżeczkę na swoje miejsce, a ja dostrzegłem wciąż lekko widoczne rozbawione iskierki tlące się w jej oczach. Od razu zrozumiałem, że elfka upuściła ów element zastawy stołowej na ziemię specjalnie, by zdobyć kilka potrzebnych sekund na opanowanie rozbawienia i łączącego się z nim rychłego wybuchu śmiechu, który z pewnością obraziłby króla.
- Nie ładnie tak podsłuchiwać – szepnąłem cicho sięgając po stojącą obok Undine miskę z sałatką i zaledwie kilka sekund poczułem charakterystyczne ukłucie bólu w prawej stopie, a konkretnie jej palcach tak charakterystyczny znak, że moja przyjaciółka usłyszała mą uwagę i postanowiła się odgryźć. I prawdę powiedziawszy udało się jej to doskonale, gdyż ból wywołany z całej siły postawioną na moich palcach stopą był tak niespodziewany, że czując go z wrażenia aż wypuściłem z rąk chyba kryształową misę z sałatką, którą w ostatniej chwili przez rozbiciem się o stół uratowała Unidine.
- Najmocniej przepraszamy i prosimy króla o wybaczenie. Książę Dorhian potrafi być czasami taki niezdarny… – stwierdziła głośnym i nad wyraz słodkim głosem i zabrała się za nakładanie mi na talerz sałatki. – Proszę bardzo książę – dodała gdy skończyła, a ja byłem pewien, że komu jak komu, ale glisto-elfowi swym czynem Undine zrobiła niesamowitą frajdę. Nie musiałem na niego nawet patrzeć, by wiedzieć, że na jego oślizgłej twarzy tkwił teraz wredny uśmieszek i tylko z obawy przed gniewem króla powstrzymuje się przed parsknięciem mi śmiechem w twarz.
</center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:52, 05 Lis 2014    Temat postu:
 
Dobra, olewam dwudziestolecie międzywojenne i Tuwima!
Trzeba jakoś rozruszać fabułę. Jakieś pomysły? Wysyłamy wszystkich na front? Ktoś umiera? Ktoś choruje? Moooże jakaś tajemnica wychodzi na jaw? W końcu Ceana znalazła te wszystkie napisy w pokoju swojej matki, mogłaby tam pójść jakiegoś wieczora i przypadkiem akurat Dorhian cierpiał na bezsenność, zauważył światło, to tam podszedł. Albo Lear napadnie na Ceanę, bo się uchleje... Co myślisz?

<center> Ceana Asgall

Przez moment przyglądałam się jeszcze Learowi, który gdyby mógł, to prawdopodobnie zabiłby mnie jednym swoim spojrzeniem, bylebym tylko w końcu zamilkła i została jego posłuszną żoną, a nie dziwaczną księżniczką. To chyba było jego największą bolączką, fakt, że akurat jedyna córka króla miała takie, a nie inne przywary, jak odczuwanie cudzego bólu i bycie uznawaną za przeklętą czy rozmawianie z krukami. Zresztą, kto mi zabroni? Mogę? Mogę.
Co prawda wcześniej odczuwałam głód, tak po swoim znalezisku w sypialni mojej matki, aż ciężko było mi cokolwiek przełknąć, gdyż mój żołądek, zdawałoby się, że zawiązał się w ciasny supeł, który nic nie przepuści. Z trudem wcisnęłam w siebie dwie łyżki sałatki, która kolorowymi warzywami zachęcała do zjedzenia.
-Ależ nic się nie stało! - powiedział mój ojciec, upijając wino. -Nie przejmujcie się tym, żebyście to widzieli, co tutaj się czasami przytrafia przy stole!
-Dźganie widelcami po rękach to akurat pikuś - rzuciłam, nawiązując do naszego pierwszego wspólnego posiłku z Blardami, kiedy to wbiłam sztuciec w dłoń Leara, gdy spróbował skrzywdzić mojego Kruka. -Czasami ktoś stłucze karafkę z winem, innym razem ktoś rzuci nożem i wbije go w ścianę, zdarzyło się, że ktoś ściągnął obrus ze wszystkimi potrawami na ziemię...
-Ceano, mówisz o jednej i tej samej osobie - powiedział cicho mój ojciec, spoglądając na mnie niepewnie.
-Owszem - odparłam, wzruszając ramionami. -A pamiętasz, Learze, latającego dzika? To twoje największe dzieło z wszystkich wymienionych!
Dowódca spojrzał na mnie gniewnie, niemal purpurowiejąc na twarzy. Te wszystkie wydarzenia miały miejsce, gdy wypił zdecydowanie za dużo alkoholu. I zawsze działo się coś, co powodowało, że ośmieszał się jeszcze bardziej niż poprzednim razem. Samo wypominanie mu tego było ogromną ujmą na jego honorze, ale perspektywa, że mówiłam o tym w towarzystwie naszych tymczasowych sojuszników powodowała u niego jeszcze większy przypływ agresji. Podniósł się z krzesła, opierając dłonie na blacie stołu i posłał wszystkim, z wyjątkiem mojego ojca, zdegustowane spojrzenie.
-Dziękuję za posiłek - wycedził przez zaciśnięte zęby, po czym wyszedł z pomieszczenia, niemal ciskając gromami na prawo i lewo. Przeniosłam spojrzenie na Lizandra, który teraz z trudem powstrzymywał wybuch śmiechu, jednak udało mu się zostać przy lekkim, kpiącym uśmieszku, kiedy patrzył na drzwi, w których przed chwilą zniknął Lear.
-Ceano... - zaczął mój ojciec, kiedy podniosłam się ze swojego siedzenia, ze słodkim uśmiechem na twarzy.
-Też już dziękuję za posiłek - odparłam, zasuwając za sobą krzesło, po czym swobodnym krokiem skierowałam się do swoich komnat. Chyba lepiej będzie teraz unikać zarówno Leara, jak i mojego ojca, bo obydwoje są tak nastawieni do sytuacji, że pewnie będą chcieli mnie zamordować. A zresztą, co mnie to właściwie interesowało? </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:03, 12 Gru 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]

Szczerze powiedziawszy ani ja, ani też zapewne Undine nie spodziewaliśmy się tego co jeszcze miało się stać podczas posiłku. Liczyliśmy, że król Asgallów co najwyżej spojrzy na nasze dziecinne zachowanie z przymrużeniem oka i dla przykładu wyrzuci nas z sali, a nie potraktuje to jak zupełną codzienność. No na naszym dworze z pewnością to BYŁA codzienność w końcu ja i Undine bez notorycznego robienia takich scen nie bylibyśmy sobą, ale nie przypuszczałem, że glisto-elf może być jeszcze gorszym przedstawicielem naszego gatunku i kandydatem na męża księżniczki Ceany niż jeszcze przed naszym wkroczeniem do tej sali. A tu proszę niespodzianka okazało się, że jednak tak. W ciągu niecałych pięciu minut poznałem tyle pobieżnie wspomnianych przez księżniczkę kompromitujących faktów o owym elfie, że aż zacząłem w duchu dziękować Pradawnym Bogom za to, że to nie ja jestem jego narzeczoną. Chyba naprawdę zacząłbym wtedy zastanawiać się nad ucieczką, gdyż jak się okazało glisto-elf zwany też przez niektórych Learem był nie tylko skończonym tłukiem i idiotą, ale także jeszcze bardziej niewychowanym i niepanującym nad swoim zachowaniem zapewne pod wpływem alkoholu chamem niż mógłbym przypuszczać.
Chwilę później niemalże purpurowy ze złości glisto-elf opuścił salę i nim zdążyłem coś powiedzieć pożegnała się z nami także księżniczka, doszedłem więc do wniosku, że i ja już powinienem się zbierać. I z pewnością podobnie jak Ceana po rzuceniu jakiejś grzecznościowej formułki opuściłbym by to miejsce, gdyby nie powstrzymała mnie lekko zaciśnięta na mym ramieniu dłoń Undine – przyjacielskie ostrzeżenie, że jeśli teraz zrobię to samo co niby wspaniały dowódca i córka króla Asgallów to rozpętam jakąś kolejną trzystuletnią wojnę czy coś. Nic nie mówiąc poprawiłem się, więc na krześle i skupiłem całą swą uwagę na leżącej na mym talerzu sałatce podczas gdy Undine przyglądała się ostatkiem sił powstrzymującemu rozbawienie Lizandrowi.
Posiłek dokończyliśmy w milczeniu, a pomieszczenie opuściliśmy dopiero wtedy gdy pożegnał się z nami król. Wychodząc zauważyłem powoli zbliżającego się w stronę mej przyjaciółki Lizandra, więc nie chcąc im przeszkadzać złapawszy ją lekko za ramię i szepnąwszy jej na ucho „za godzinę na dziedzińcu” ruszyłem w stronę swojej komnaty. Dotarłem tam po dłuższej chwili, gdyż jak to już miałem w zwyczaju i tym razem musiałem zgubić się przynajmniej trzy razy. Zamknąwszy za sobą drzwi na klucz, przebrałem się w mniej odświętny strój przeznaczony do treningu, którego nie udało się Asgallskim służącym doprać po moich ostatnich wypadach do lasu z mistrzem Nalsirem – zapewne dlatego, że zupełnie nie chciało im się prać ciuchów jakiegoś Blardzkiego księciunia lub co bardzo prawdopodobne był zbyt brudny by doprowadzić go do jako-takiego stanu – związałem swe włosy w kucyk i żwawym krokiem ruszyłem na dziedziniec. Kiedy tam dotarłem od razu zauważyłem czekającą na mnie również w przeznaczonym do treningu lecz o niebo lepiej wyglądającym niż mój stroju Unidne, na której twarzy wciąż gości szeroki uśmiech – zapewne skutek rozmowy z Asgallskim dowódcą. Nie miałem jednak zamiaru wypytywać swej przyjaciółki, wiedziałem bowiem, że z pewnością mi się za to oberwie, a już i tak w ciągu ostatniej doby wystraczająco jej podpadłem, by przez następny tydzień żałować swej decyzji o próbie trenowanie z elfią panią dowódcą. Niestety jak każdemu wojownikowi tak i mnie potrzebny był solidny i przede wszystkim regularny trening, a poza tym chciałem odegrać się na elfce za to jak ośmieszyła mnie podczas posiłku. I chociaż istniała jedynie niewielka szansa na to, że faktycznie uda mi się Undine pokonać, zamierzałem spróbować.
W tym celu udaliśmy się na skraj lasu, gdzie na niewielkiej polance zaczęliśmy nasz trening walki składający się z wielu cięć, uników i upadków. O dziwo tym razem chociaż żadne z nas nie dawało drugiemu tak zwanych forów, nasza walka zakończyła się remisem z czego ja byłem dosyć dumny, a Undine niezadowolona. Niestety nie starczyło nam czasu na decydującą walkę, gdyż słońce, któremu została mniej niż godzina do zachodu, dało nam znać iż czas wracać do zamku/pałacu/wielkiej budowli naszych sojuszników. I tak oto jakieś dwie godziny później, już umyty i przebrany leżałem w łóżku wpatrując się we wciąż tlący się płomień stojącej na małym stoliku świecy. W myślach odliczałem kolejne mijające minuty i przeklinałem się za to, że znowu nie potrafię w spokoju zasnąć. Taka bezsenność nie zdążała mi się zbyt często, z reguły tylko wtedy gdy sam sobie wmówiłem, iż tej nocy stanie się cos niedobrego. Jak łatwo się domyślić z reguły nic niedobrego się wtedy nie działo, dlatego też teraz ze wszystkich sił starałem się zignorować ten cichy raz za razem powtarzający mi w myślach głosik „uważaj, nie zasypiaj”. Oczywiście jak chyba wiele elfów tak i ja słysząc już chyba po raz setny te same słowa zacząłem zastanawiać się nad tym czy faktycznie coś niedobrego może się stać, a jeśli tak to co. Kto może być w niebezpieczeństwie i zginąć, lub czy pod moimi drzwiami nie soi teraz zabójca z nożem wynajęty przez glisto-elfa, który tylko czeka, aż stracę czujność i zamknę swe powieki by udać się w długą i przyjemną podróż do krainy snów. Po kilku minutach takich rozmyślań mrucząc pod nosem wszystkie znane mi przekleństwa podniosłem się z łóżka i wyjąwszy schowany pośród masy ubrań mały sztylet, powoli najciszej jak tylko byłem w stanie zbliżyłem się do drzwi. A potem odliczywszy w myślach do trzech, otworzyłem je na całą szerokość mierząc sztyletem prosto w brzuch ewentualnego zabójcy. Jak łatwo się domyślić żadnego zabójcy pod moimi drzwiami nie było, dlatego też przekląwszy siarczyście, odłożyłem sztylet na miejsce i postanowiłem udać się do kuchni, by napić się szklanki wody. W końcu wiedziałem, że i tak najpewniej przez najbliższe dwie godziny nie zasnę, przecież nawet jeśli teraz nie było tu zabójcy to mógł jeszcze się pojawić. A przynajmniej to podpowiadał mi ten koszmarny, cichutki głosik.
</center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:00, 26 Gru 2014    Temat postu:
 
<center> Ceana Asgall

Po kolacji udałam się do swojego pokoju, aby skutecznie uniknąć osób, które mogłyby zadawać zbędne pytania albo pouczać mnie odnośnie mojego zachowania w trakcie posiłku. Zamknęłam drzwi na klucz, a na wszelki wypadek założyłam jeszcze zaklęcie, ignorując czyjeś pukanie po godzinie spędzonej w mojej samotni. Spodziewałam się, że będzie to mój ojciec, chcący porozmawiać o tym, co się wydarzyło i dlaczego zachowuję się w taki, a nie inny sposób wobec dowódcy. Zagryzłam dolną wargę, wpatrując się drzewa za oknem. Kruk wyleciał z korony drzew i przysiadł na parapecie, przyglądając mi się uważnie. Przechylił lekko głowę w bok, a ja uśmiechnęłam się, głaskając go po łebku. Przynajmniej wiem, że on zawsze będzie popierał moje działania. Zawsze to ktoś, prawda? Chociaż jedno stworzenie, któremu mogę tutaj całkowicie zaufać. Tym bardziej, że z wyjątkiem Lizandra nikt nie wie o tym, że mogę rozmawiać z krukami bez żadnych problemów, a ten polubił mnie wyjątkowo mocno. O dziwo żył on też nieprzeciętnie długo, jak na swoich pobratymców, jednak odpowiedzi na to pytanie nie znałam ani ja, ani on.
Kiedy już nawet Kruk wrócił do gniazda, a całe życie na dziedzińcu ucichło, pozostałam całkiem sama. Księżyc górował na niebie, a wszyscy na zamku z wyjątkiem kilku strażników zapewne już spali. W tym układzie nikogo nie zszokuję, chodząc po zamku w długiej koszuli nocnej i rozpuszczonych włosach. Za dnia mogłoby to spowodować zdziwienie, a nawet zgorszenie, że księżniczka chodzi w bieliźnie! Dla mnie koszula nocna przypominała skromniejszą wersję sukien, które nosiłam na co dzień, a więc nie widziałam w tym nic złego. Aczkolwiek zdążyłam się już przekonać, że moje zdanie mało się liczy w tym miejscu.
Wyszłam z komnaty, kierując się w stronę pokoi, które kiedyś należały do mojej matki. Muszę spędzić tam więcej czasu i przekonać się, co jeszcze wiedziała. Zagryzłam dolną wargę. Na pewno była świadoma rzeczy, o których my nie mieliśmy pojęcia. Szkoda, że nie ma jej już wśród żywych, aby nam o wszystkim opowiedziała.
-Czemu chodzisz po zamku o tak późnej porze? - usłyszałam zimny i zachrypnięty głos Leara za swoimi plecami. Elf opierał się o jedną z kolumn, obracając w dłoni butelkę po winie. W jego oczach widziałam tyle nienawiści wobec mnie, że poczułam, jak przez całe moje ciało przechodzi lodowaty dreszcz.
-To nie jest twój interes - odparłam oschle, próbując zachować całkowitą powagę, jednak smród alkoholu potrafiłam poczuć nawet z odległości kilku dzielących nas metrów.
-Za niedługo będę twoim mężem więc to mój interes - warknął, zbliżając się w moją stronę.
-Póki co - chwalmy bogów - nie jesteś - odparłam w momencie, w którym dzieliło nas już tylko kilka centymetrów. Lear zrobił krok do przodu, a ja cofnęłam się, czując za swoimi plecami chłodną ścianę i perspektywę zerowej drogi ucieczki.
-Na miejscu twojego ojca nie puszczałbym cię tak swobodnie po zamku - syknął, odgradzając mi ręką drogę jakiejkolwiek ucieczki. Spróbowałam zrobić krok w drugą stronę, jednak w tym momencie Lear zacisnął palce na moim ramieniu niczym imadło. -Z tym swoim przekleństwem powinni cię byli zamknąć w wieży, jak twoją plugawą matkę.
-Nie mów tak o niej - warknęłam, czując, jak coś wewnątrz mnie się gotuje. Nie miał prawa mówić tak na jej temat. Poświęciła całe swoje zdrowie, aby mi pomóc, ale on był jak wszyscy. Postrzegał ją jako kogoś, kto ściągnął na królestwo plagę. Upadły Bóstwa, królowa się zabiła, córka została przeklęta. Poczułam, że jego uścisk jeszcze bardziej się wzmaga, sprawiając mi większy ból.
-Bo co? - zarechotał. -Kiedy zostaniesz moją żoną zamknę cię w tej samej przeklętej wieży i będziesz tam gnić aż do śmierci. Kto wie, może też postanowisz polatać, jak twoja mamuśka, co? Ułatwiłoby mi to życie... </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:13, 26 Gru 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]

Dotarcie do kuchni zajęło mi niespodziewanie dużo czasu chociaż – ku swemu zdziwieniu – udało mi się ani razu nie zgubić w tym labiryncie złożonym z plątaniny nieoświetlonych korytarzy. Problemem nie były dla mnie również co chwilę znajdujące się w jakimś dziwnym miejscu dzieła sztuki, - niejednokrotnie powstałe jeszcze w czasach pokoju- które zmuszały mnie do stawiania bardzo ostrożnie kroków i wykonywania masy uników – niejednokrotnie w ostatniej chwili – podobnież jak liczne pułapki w postaci podwiniętych dywanów, lub wciąż mokrej po wieczornym myciu podłogi. Moim największym problemem okazali się być patrolujący korytarze strażnicy, którym wszechobecna ciemność zdawała się w ogóle nie przeszkadzać, i przed którymi zmuszony byłem się ukrywać za nielicznymi, zdobionymi i zakurzonymi kotarami lub w zupełnie zaciemnionych rogach, w których stojąc nie byłem w stanie nawet dojrzeć wyciągniętej przed siebie ręki. Czemu ukrywałem się przed strażnikami ? Cóż głównie dlatego, że jakby nie było nie byłem tu zbyt mile widziany i gdyby ktokolwiek zauważył mnie ”skradającego się” ciemnym korytarzem w stronę kuchni, gotowy byłby jeszcze uznać mnie za chcącego okraść jego ukochanego władcę oszusta co z pewnością bardzo by pasowało do mego opisu patrolującym korytarze strażnikom. W końcu byłem tym okrutnym księciem Blardów, któremu nie wolno było ufać. Ktoś inny mógłby uznać, że próbuję przekraść się do komnat księżniczki, a to z pewnością spowodowałoby sporą aferę. W końcu życia nawet nielubianej księżniczki bronić należy przed Blardzkim najeźdźcom niezależnie od tego czy ten jest chwilowo sojusznikiem czy też nie. O innych mogących wywołać me zachowanie plotkach wolałem nawet nie myśleć, dlatego też faktycznie niczym jakiś zwykły złodziej zakradłem się do pustej kuchni, by wziąwszy najtaniej i najbiedniej wyglądający kielich, nalać do niego wody z akurat stojącego pod ręką dzbana i następnie po podniesieniu owego kielichu do ust wypić łapczywie całą jego zawartość.
Już po pierwszym łyku doszedłem do wniosku, że tutejsza woda jest przepyszna, ale okropnie zimna. Co tam zimna – lodowata, tak lodowata, że aż bolały od jej picia zęby, ale po niezwykle długim przekradaniu się przez te korytarze byłem zbyt spragniony by wybrzydzać.
Gdy w końcu udało mi się ugasić pragnienie wraz z napełnionym wodą kielichem - gdyż nie chciałem po raz kolejny zakradać się do tej nieszczęsnej Asgallskiej kuchni – ruszyłem w drogę powrotną do swej komnaty i tym razem oczywiście udało zgubić mi się po drodze. Przeklinając, więc pod nosem swój brak orientacji w tej wielkiej budowli, skręciłem na chybił trafił na kolejnym rozwidleniu korytarzy i właśnie wtedy usłyszałem jakieś dobiegające gdzieś z oddali hałas. Wydawało mi się, że ktoś się ze sobą kłóci, choć byłem zbyt daleko by być w stanie rozróżnić słowa. I chociaż instynkt podpowiadał mi by nie mieszać się w cudze sprawy i po prostu odwróciwszy się na pięcie ruszyć na poszukiwania innej drogi, na przekór wszystkiemu, nieuzbrojony i ubrany jedynie od pasa w dół - gdyż jak zazwyczaj, tak i tej nocy nie spałem ubrany w żadną koszulę – ruszyłem w stronę, z której dobiegał ów hałas. Na wszelki wypadek jednak nie spieszyłem się za bardzo lecz szedłem spokojnie i po cichu starając się by nikt nie był w stanie usłyszeć, iż się zbliżam, gdyż nie zamierzałem rezygnować z ostatniej przewagi jaka mi została czyli elementu zaskoczenia. A kiedy w końcu dotarłem na miejsce odkryłem, że źródłem owego hałasu jest nikt inny niż tej okropny glisto-elf Lear, który był teraz tak obrzydliwie pijany, że aż bijący od niego smród alkoholu byłby w stanie powalić chyba pół pułku wojska. I to z odległości jakiś czterech metrów! Co gorsza ten pijak postanowił najwyraźniej odegrać się na księżniczce za wszystkie dotychczasowe zniewagi, a biedna elfka nie miała dokąd uciec. Oczywiście mogłaby go bez większego problemu znokautować, ale z pewnością wolała by nikt - a już na pewno nie Lear – nie odkrył, że księżniczka Ceana jest naprawdę wspaniałą wojowniczką. Nie mogąc, więc pozwolić by ten idiota chcąc lub nie zrobił jakąkolwiek krzywdę córce Asgallskiego króla, niezwykle szybko i cicho pokonałem dzielącą mnie od niego odległość i wylałem mu całą zawartość kielicha na głowę. Lodowata woda zrobiła swoje – elf od razu rozluźnił trochę uścisk w którym trzymał Ceanę, zapewne zastanawiając się skąd więziła się na nim owa ciecz.
- Może trochę ochłoniesz nim zrobisz coś czego będziesz żałował ? – spytałem jak najbardziej spokojnym i wyprutym z emocji głosem na jaki było mnie stać, chociaż w środku cały się już gotowałem. W końcu sam widok tego idioty wywoływał u mnie ogromna chęć mordu, a co dopiero widok tego jak po raz kolejny chamsko potraktował księżniczkę i co gorsza – swoją narzeczoną.
W efekcie mój ton nie zabrzmiał tak miękko i spokojnie jak bym chciał, lecz raczej tak zimno jak znajdująca się chwilę wcześniej w mym kielichu woda. Niemniej to zadziałał – Lear od razu odwrócił się w moją stronę i z żądzą mordu w oczach wysyczał coś na kształt „Czego chcesz Blardzki bękarcie? Nikt nie nauczył cię, że nie wtyka się nosa w nie swoje sprawy ?” choć przez zaciśnięte z wściekłości szczęki i obecny we krwi alkohol nie do końca dało się rozróżnić wszystkie słowa.
- Nauczył, ale nauczył też jak należy traktować damy. Najwyraźniej jednak tego nie uczy się Asgallskich dowódców – odparłem spoglądając na elfa nawet bardziej lodowatym spojrzeniem niż chciałem. Z pewnością gdybym choć trochę bardziej lub mniej poświęcił się nauce magii stałaby przede mną zamiast Leara jego lodowa rzeźba. Glisto-elf jednak zdawał się nie zwracać uwagi na moje jakby nie było ostrzegawcze spojrzenie i jedynie zaczął obrzydliwie rechotać, a gdy już opanował ten koszmarny śmiech, wskazał gniewnie na Ceanę z taką miną jakby stał przed nią ktoś kto winien jest wszystkich nieszczęść tego świata.
- To żadna dama, ba nawet nie księżniczka! To wiedźma jest Blardzie! Wiedźma! Przeklęta, plugawa wiedźma! Powinni ją już dawno w wierzy zamknąć, a nie trzymać na wolności jak gdyby nic ze swą plugawą matką wspólnego nie miała! – wykrzyknął, a ja nie wytrzymałem i szarpnąłem go za ramię zmuszając tym samym do puszczenia Ceany. Dalej wszystko potoczyło się niezwykle szybko – wściekły Lear nie wytrzymał i spróbował mi się odwinąć zadając mi cios prawą pięścią w szczękę, odruchowo, więc zrobiłem unik i nie zauważyłem trzymanej dotąd przez glisto-elfa w lewej ręce butelki z resztka wina, która w połączeniu z odpowiednio wyprowadzonym ciosem mocno uderzyła mnie w szczękę, rozcinając mi wargę i ochlapując mą gołą klatkę resztkami wina. W skutek tego nagłego uderzenia przegryzłem sobie język i zszokowany, czując w ustach smak świeżej krwi zrobiłem kilka kroków do tyłu. Gdy kilka sekund później doszedłem już do siebie, otarłem cieknącą dosyć sporym strumieniem z mej rozharatanej wargi krew i uśmiechnąłem się naprawdę mrocznie. Me niezwiązane niczym długie, srebrne włosy opadły na wszystkie strony wedle swego własnego widzi mi się, co w połączeniu z mym mrocznym uśmiechem, śladami świeżej krwi i wina, oczami, które wręcz błyszczały od tlącej się w nich żądzy mordu oraz padającego na mnie pod kontem, lekkiego światła gwiazd dawało piorunujący, naprawdę mroczny efekt. Zupełnie tak jakbym nagle zamienił się ze zwykłego siebie w tą bestię z legend i opowieści, którą zapewne przez wielu byłem uważany na każdym polu bitew. Kilka odruchowo wyprowadzonych ciosów i jeszcze bardziej odruchowo zrobionych uników, zupełnie tak jakby moje ciało poruszało się samo, bez mojej zgody czy rozkazu, starczyło by glisto-elf padł nieprzytomny kawałek ode mnie na ziemię z posiniaczoną twarzą i poszarpaną odzieżą. Ale mnie to nie wystarczyło, chciałem by był martwy i prawdopodobnie gdyby nie Ceana tak właśnie by to wszystko się skończyło.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Sob 19:11, 14 Lut 2015, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:36, 27 Gru 2014    Temat postu:
 
<center> Ceana Asgall

Miałam w głowie ułożony plan tego, że mogłabym go zaskoczyć i uderzyć w jeden z punktów witalnych. Był pijany, a więc powinno mi to pójść stosunkowo łatwo, nawet jeżeli nie miałam za dużo miejsca na próby. Skrzywiłam się lekko, próbując wymyślić, jak się zachować. Mogłabym użyć zaklęcia, ale wtedy, niezależnie od zaistniałej sytuacji, mój ojciec byłby wściekły, że czaruję niepotrzebnie. Tym bardziej, że mieszkańcy królestwa obawiali się mojej magii, choć nie różniła się ona niczym szczególnym od tej, którą posługiwała się reszta magów. Mogłam za to wyprowadzić kopa w krocze, co nie zdradziłoby mojego treningu, a jedynie odruch bezwarunkowy, którego świadoma jest większość kobiet.
Zanim jednak zdążyłam odpowiedzieć, prowadząc dalej naszą kłótnię, dostrzegłam ruch za plecami Leara, tajemniczym kimś okazał się Dorhian, który oblał wodą dowódcę. Uścisk na moim ramieniu lekko zelżał, chociaż spodziewałam się, że zostaną mi po tym siniaki. Słysząc ich kłótnię zastanawiałam się, jak rozegrać to możliwie najbardziej pokojowo, jednak byłam świadoma tego, że jeżeli chociaż się odezwę, to jeszcze bardziej zdenerwuję Leara. Mimo to, już chciałam coś powiedzieć, kiedy Lear zamachnął się, aby zaatakować Dorhiana. Od razu poczułam ból Blarda, jednak zanim zdążyłam zareagować książę rzucił się na asgallskiego dowódcę.
W momencie, kiedy zaczął wyprowadzać ciosy, poczułam, jak ogarnia mnie ból, nie potrafiłam z siebie wydusić nawet słowa, kiedy poczułam pierwsze uderzenia, spadające na Leara. Skrzywiłam się, czując paraliżujący ból. Niestety wyglądało na to, że książę nie planuje zakończyć ataku. Zacisnęłam zęby i ignorując ból, który, choć wiedziałam, że fantomowy, sprawiał mi problem przy poruszaniu się niemal doskoczyłam do mężczyzny. Wiedziałam, że w obecnym stanie nie będę miała za dużo siły, aby cokolwiek zrobić, tym bardziej, że on jest silniejszy i walczy w amoku, więc zdecydowałam się na prawdopodobnie najgłupszą rzecz, jaka tylko przyszła mi do głowy. Naparłam na elfa z całej siły, przewracając go na ziemię tak, że nie mógł zadać kolejnych ciosów.
-Zabijesz go! - syknęłam, na poły leżąc na poły klękając nad księciem Blardów. Mam nadzieję, że się uspokoi i nie będzie próbował się wyrywać do Leara, którego i tak trzeba teraz poskładać w jeden kawałek i mieć nadzieję, że przez alkohol kompletnie zapomni o zdarzeniach z dzisiejszej nocy. Tym bardziej, że póki on cierpi mi też nie jest to na rękę, bo sama to czuję. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:44, 27 Gru 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]

Nawet nie zorientowałem się kiedy coś naparło na mnie wywracając mnie tym samym na ziemię. Zdezorientowany lecz wciąż żądny krwi, już chciałem skorzystać ze wszystkich swych sił, by zrzucić z siebie napastnika, gdy dotarły do mnie, że Ceana coś do mnie mówi. Jej słowa wydawały się być tak odległe i zniekształcone jak gdyby stała na brzegu, a ja znajdowałbym się na samym dnie jakiegoś głębokiego jeziora. Kilka długich niczym całe wieki sekund zajęło mi zrozumienie co księżniczka stara mi się przekazać, co swoją drogą było zapewne chociaż po części skutkiem uderzenia przy upadku głową o posadzkę, którego nawet nie poczułem przez krążącą w mej krwi adrenalinę. Gdy w końcu do mnie dotarło, iż znów wpadłem w bitewny szał i omal nie zabiłem Leara, natychmiast ogarnęło mnie przerażenie. Jak dotąd zawsze powstrzymywałem się przed zadaniem w bójkach śmiertelnych obrażeń, a demonem śmierci stawałem się tylko podczas toczonych przez nasze rody krwawych bitew. Byłem pewny, że panuję nad sobą na tyle mocno, by móc w ostatniej chwili powstrzymać się przed pozbawieniem nawet winnego elfa życia. Do tej nieszczęsnej nocy nie zdawałem sobie nawet sprawy jak bardzo ta cała nieszczęsna wojna mnie zmieniła i w jak ogromnym błędzie żyłem. Dopiero w tamtym momencie zrozumiałem, że powinienem spędzać zdecydowanie więcej czasu na medytacjach niż trenowaniu swego ciała. W końcu gdyby księżniczki tam wtedy nie było…
Z przerażeniem w oczach spojrzałem na wciąż na wpół leżącą, na wpół klęczącą nade mną córkę króla, starając się nawet nie myśleć o tym za jakiego potwora elfka mnie teraz uważa.
- Dzięki Pradawnym Bogom, że tu byłaś – wyszeptałem lekko drżącym głosem, ze wszystkich sił powstrzymując chęć zrzucenia z siebie księżniczki i podbiegnięcia do Leara w celu sprawdzenia czy glisto-elf przeżyje. Dotąd milczący cichutki głosik mieszkający w mych myślach, znów postanowił się odezwać przypominając mi tym razem o złożonej Undine obietnicy, którą złamałem po niecałej dobie. I chociaż starałem się ze wszystkich sił, to nie byłem wstanie nie poświęcić chociaż kilku sekund na zastanowienie się nad tym jak mam się elfce z tego wytłumaczyć. Niestety nie ważne jak bardzo próbowałem nie byłem w stanie żadnego wytłumaczenia wymyślić. W końcu nawet jeśli zachowanie Leara początkowo zagrażało chociaż po części bezpieczeństwu księżniczki to przecież nie musiałem pobić go niemalże na śmierć.
Starając się chociaż przez chwilę nie roztrząsać w myślach tego co z pewnością by się stało gdyby Ceany obok nie było, dokładniej przyjrzałem się elfce i zauważyłem, że poza wyraźnym zapewne spowodowanym mym zachowaniem strachem i szokiem, w jej oczach było coś jeszcze – cień bólu. Wyraźnie coś co czuła sprawiało jej ogromny dyskomfort. Od razu też przez myśl przemknęło mi, że może być to efekt mojej niepochamowanej agresji, co z kolei sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej. W końcu skrzywdzenie w jakikolwiek sposób księżniczki już zupełnie nie było moim celem.
- Wszystko z tobą w porządku? Nie skrzywdził cię? – spytałem odwracając wzrok i starając się ukryć to jak bardzo teraz wstydzę się swojego zachowania i jednocześnie jak bardzo boję się tego kim się stałem. – Czy… Czy JA cię skrzywdziłem? – dodałem drżącym głosem nim księżniczka zdążyła odpowiedzieć na moje wcześniejsze pytanie. I chociaż bałem się tego co Ceana mogła powiedzieć, musiałem poznać odpowiedź i na to pytanie.
</center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:23, 27 Gru 2014    Temat postu:
 
<center> Ceana Asgall

Uśmiechnęłam się lekko, słysząc, jak dziękuje za moją obecność Bogom, w których w tym miejscu już nikt od dawna nie wierzył. Cóż, nie potępiam nikogo za swoją wiarę, jeżeli uznaje, że to sprawka tych istot, że tutaj byłam, to w porządku, chociaż, jak dla mnie to zwyczajny zbieg okoliczności. W sumie gdyby mnie tutaj nie było, to w ogóle nie doszłoby do takiej sytuacji, ale to już inna kwestia.
Zmarszczyłam lekko brwi, gdy dostrzegłam ranę na twarzy księcia. Wyciągnęłam rękę w jego stronę i zatrzymałam kilka centymetrów nad rozcięciem, aby w kilka sekund zasklepić ranę tak, że nie pozostał po niej nawet ślad. Co prawda fakt, że zlikwidowałam jedną ranę wcale nie zmienił tego, że miałam wrażenie iż ból należący do Leara zaraz rozsadzi mnie od środka, ale przynajmniej jedną rzecz miałam z głowy. W tym momencie też uświadomiłam sobie, że niemal leżę na księciu Blardów, co było dosyć niezręczną sytuacją i gdyby ktoś zobaczył nas teraz w takim stanie prawdopodobnie zgodnie z założeniami mojego narzeczonego wylądowałabym w wieży, a z pokoju wyszłyby nici.
-Przepraszam - powiedziałam, odsuwając się od niego i siadając na ziemi obok z ciężkim westchnięciem.
Czułam pulsujący ból, dochodzący od Leara, który wcale nie słabnął, co miało pewnego rodzaju plus. Przynajmniej miałam pewność, że żyje i zaraz nie umrze. Gdy ból znika, oznacza to, że osoba albo zdrowieje albo przechodzi na drugą stronę i nie zamierza wracać. Słysząc jego pytania pokręciłam głową ze słabym uśmiechem, chociaż nie mogłam wyglądać na szczególnie przekonaną.
-Nie zrobiłeś mi krzywdy. A on ma dużo siły, to tylko kilka siniaków - odparłam, świadoma tego, że jedynie ramię boli mnie dlatego, że coś mi się stało, a nie komuś innemu.
Przesunęłam się w stronę Leara i zawiesiłam dłonie nad jego zmasakrowanym ciałem. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że ten ból, który odczuwał wcale nie był bezpodstawny. Mężczyzna wyglądał tragicznie, a to wszystko z winy księcia Dorhiana. Czyli te wszystkie plotki, które siano na jego temat były prawdziwe. Teraz rozumiem, jakim sposobem jedna osoba była w stanie powalić tyle naszych żołnierzy. W tym obłędzie był w stanie go nawet zabić, gdybym nie zareagowała. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że nie leczę mojego narzeczonego, a ból staje się coraz silniejszy, powodując mroczki przed oczami. Zacisnęłam na moment mocno powieki, a potem zaczęłam leczenie przez chwilę szepcząc odpowiednie zaklęcia pod nosem. Jednocześnie, gdy jego rany znikały, podobnie i ból ode mnie odchodził.
Przez moment wahałam się, czy powinnam wytłumaczyć Dorhianowi, co właściwie przed chwilą zaszło. Prawda jest taka, że historia sięga o wiele dalej wstecz, a on dzięki swojej niewiedzy traktował mnie jako jeden z nielicznych normalnie. I to było na swój sposób miłe, ale prawda była taka, że chcąc nie chcąc on powinien wiedzieć, dlaczego ludzie patrzą na mnie jak na trędowatą.
-I tak byś się dowiedział... - odparłam po chwili milczenia, spoglądając na księcia kątem oka, jednak dalej nie przerywałam leczenia. -A ze świadomością, co się dzieje, będzie ci łatwiej zrozumieć sytuację. Kiedy ktoś cierpi, odczuwam jego ból, jak mój własny. Nie mogę od tego umrzeć, ale oszaleć, jak najbardziej. Kiedy przyszłam do ciebie do lochów, omal się nie przewróciłam, czując twój ból. Podobnie było na balu z posłańcem, zanim wszedł wyczułam aurę cierpienia. Przed chwilą było tak samo, czułam ból Leara.
Gdzieś w połowie mojego monologu wbiłam spojrzenie w nieprzytomnego dowódcę, ponieważ bałam się tego, w jaki sposób zareaguje Blard. Co prawda to, co powiedziałam było dopiero wierzchołkiem góry lodowej i nie należało do głównych powód znienawidzenia mnie, to przynajmniej było jasne, dlaczego uznano mnie za wiedźmę. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:06, 27 Gru 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]

Słysząc, że chociaż księżniczki udało mi się w tym morderczym szale nie skrzywdzić poczułem ogromną ulgę. Naprawdę nie chciałem jej zrobić krzywdy i nie tylko dlatego, że z pewnością natychmiast zerwałoby to nasz pokój z Asgallami, lecz przede wszystkim, ponieważ zaczęło mi na niej zależeć jak na bliskiej znajomej, być może nawet przyjaciółce. Co prawda do przyjaźni było nam raczej daleko, a perspektywa rychłego zerwania naszego sojuszu nie wpływała raczej korzystnie na nasze relacje, jednak Ceana była jedną z niewielu osób przy, których mogłem czuć się naprawdę swobodnie i nie przejmować się tak bardzo dworską etykietą oraz tym jak książę powinien się zachowywać. Z reguły i tak przejmowanie się tego typu rzeczami mi nie wychodziło, ale Ceana przynajmniej potrafiła chociaż po części zrozumieć tą drugą, nieprzyjemną stronę bycia dziedzicem tronu łączącą się z notorycznym zawodzeniem wymagającego rodziciela.
- To dobrze – rzekłem podnosząc się z ziemi do siadu, by następnie oprzeć się plecami o dziwo przyjemnie zimną ścianę podczas gdy Ceana ruszyła się zajmować zmasakrowanym przeze mnie Learem. Ja nawet na niego nie spojrzałem i tym razem nie z obrzydzenia, które we mnie zazwyczaj budził lecz ze wstydu, który wzbudziło we mnie moje własne zachowanie. „Jak ja śmiałeś go oceniać? Przecież wcale nie jesteś od niego lepszy! Jesteś mordercą, zwykłym mordercom!”, powtarzał raz za razem ten cichy i denerwujący głosik w mojej głowie, a ja ze wszystkich sił starałem się go nie słuchać. Jednak tak trudno było go czymś zagłuszyć podczas gdy towarzyszyła nam praktycznie niczym nie zmącona cisza.
By zając czymś myśli przejechałem językiem po wardze, by sprawdzić swoje obrażenia i dopiero w tym momencie odkryłem, iż zadana mi przez Asgallskiego dowódcę rana została zasklepiona przez Ceanę tak, że nawet nie pozostał po niej ślad. A ja nawet nie pamiętałem kiedy to się stało.
- Dziękuję – szepnąłem wskazując palcem na wargę, gdyż byłem pewien, że nawet nie podziękowałem za tą pomoc elfce. Nie śmiałem jednak na nią spojrzeć bojąc się trochę ujrzeć w jej oczach pogardę, a po tym jak omal nie zamordowałem narzeczonego księżniczki byłem pewien, że nic innego jej w jej oczach nie znajdę. No może jeszcze strach i chęć zamknięcia mnie z powrotem w tych zatęchłych lochach z tą różnicą, że tym razem na dobre.
Zamiast jednak usłyszeć coś w stylu, że mam zniknąć księżniczce z oczu lub głośnego krzyku wołającego strażników, z ust księżniczki padły wyjaśnienia dotyczące jej osoby i jej nietypowego zachowania w niektórych sytuacjach. I chociaż od razu pokojarzyłem z nim wszystkie co ważniejsze fakty i momenty, które zmuszały mnie do przemyśleń i długich analiz niektórych faktów, niektórych rzeczy wciąż nie potrafiłem zrozumieć na przykład zachowania Asgallów wobec swojej księżniczki.
- To chyba dobrze? W końcu możesz pomagać lepiej swym poddanym jako Uzdrowicielka czując ich ból i lecząc rany, do których część pewnie sama by się nie przyznała… Choć pewnie jest to niezwykle uciążliwe i bolesne dla ciebie. Musisz mieć naprawdę silną wolę, by znosić to wszystko i wciąż mieć siłę się uśmiechać – wyszeptałem wpatrując się w sufit. W zasadzie ostatnio stało się tyle nietypowych rzeczy, że byłbym w stanie uwierzyć chyba nawet w to, że Ceana jest tak naprawdę smoczycą i jakoś szczególnie by mnie to nie zdziwiło. Chociaż nie w to raczej bym nie uwierzył, prędzej w Królową Kruków.
- Przepraszam… – zacząłem po chwili ukradkiem spoglądając na księżniczkę – Gdybym wiedział wcześniej to… Nie wiem może bym się powstrzymał albo… Albo chociaż bym spróbował choć pewnie i tak nie wiele by to dało… - skończyłem swą wypowiedź oczywiście mając na myśli mój atak na Leara. A mogłem grzecznie siedzieć w swoim pokoju i nic złego by się wtedy nie wydarzyło – księżniczka obroniłaby się sama, a ja nie musiał bym opuszczać tak szybko dworu a tak…
- Będę musiał stąd jutro wyjechać - dokończyłem swą myśl nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że mówię to na głos.
</center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:58, 27 Gru 2014    Temat postu:
 
<center> Ceana Asgall

-Nie ma za co - odparłam, kończąc leczenie Leara. Narzuciłam na niego jeszcze zaklęcie usypiające, które spowoduje, że nie obudzi się aż do rana, a wtedy to z naprawdę ciężkim kacem. Odsunęłam się od niego, po czym usiadłam obok księcia, opierając się o ścianę i przez chwilę słuchając go w milczeniu. Kiedy skończył przez moment wbijałam spojrzenie w nieprzytomnego Leara, który napawał mnie pewnego rodzaju obrzydzeniem. Jego zachowanie sprawiało, że miałam ochotę nieraz dać mu w łeb, ale teraz, kiedy faktycznie stała mu się krzywda musiałam mu specjalnie pomagać, aby przypadkiem nie wpędzić innych osób w kłopoty. Najchętniej to wyrzuciłabym go z zamku i kazała się włóczyć w samotności po wszystkich krainach. Zapewne zaszyłby się w jakiejś karczmie i pił hektolitry piwa, ściągając do swojego łoża coraz to nowe kobiety.
-To tylko wierzchołek góry lodowej - odparłam, nie patrząc na Dorhiana. -Do swojego cierpienia przyzwyczaiłam się już dawno. Chodzi o sposób w jaki zostały nabyte moje zdolności. To ludzi odstrasza. Oni się... Boją. Kiedy byłam mała bawiłam się w lesie, oddaliłam się od rodziców i zaatakowały mnie chochliki. Są małe, wredne i w dużej grupie mogą sprawić problemy. Rzuciły na mnie urok, który sprawiał, że z każdym dniem słabłam. Moja mama sięgnęła do zakazanej magii, aby mi pomóc. Magii, która doprowadziła ją do szaleństwa, ale dzięki niej ściągnęła tu wiedźmę. Ja nią nie jestem, ale ona była. Powiedziała, że zdejmie urok, ale weźmie za to zapłatę. Nie chciała złota, przywilejów ani niczego materialnego. Nienawidziła rodziny królewskiej, więc chciała jej cierpienia. Dlatego skazała mnie na odczuwanie bólu innych. A potem przez zbieg okoliczności moja matka wylądowała w wieży z której potem się rzuciła, popełniając samobójstwo.
Poczułam wilgoć na policzkach i dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie, że choć tylko streściłam tą historię, to i tak wszystko to wróciło do mnie bardzo realnie, mimo że było tylko wspomnieniem. Otarłam łzy z policzków, powstrzymując się od rozklejenia na dobre. Nie chciałam płakać, nie robiłam tego od dawna i nie chciałam, aby coś takiego się przydarzyło na korytarzu, w środku nocy.
-Dlaczego musisz już jutro wyjechać? - spytałam cicho, spoglądając na księcia. Z jakiegoś powodu nie chciałam żeby opuszczał nasz zamek. Polubiłam go. Rzadko kiedy spotykałam kogoś, z kim mogłabym porozmawiać od serca i kto nie patrzyłby na mnie z pogardą. A on właśnie zachowywał się tak, jak ludzie wobec mnie i matki, gdy byłam mała. Całkowicie normalnie. Dopiero potem zaczął się ten strach i obawy za paktowanie z wiedźmą. Perspektywa rozmowy z kimś, kto rozumie obowiązek bycia następcą tronu była odświeżająca. Niby miałam Lizandra, ale on nie zawsze mógł ze mną rozmawiać i nie zawsze rozumiał. Dorhian za to, mimo że związani byliśmy dworską etykietą, był normalny w całej tej chorej farsie. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:15, 28 Gru 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]

Szczerze powiedziawszy zupełnie nie spodziewałem się po Ceanie takiej wylewności. Potrafiłem zrozumieć, że wyjaśnienia jej zdolności mogła chociaż po części wymagać wynikła na korytarzu sytuacja, lecz nie sądziłem, że aż wyjawi mi źródło pochodzenia swoich zdolności. Z drugiej strony wyjaśniło mi to chociaż po części relacje panujące na dworze relacje pomiędzy Ceaną i jej ludem, a także tą całą niesamowicie smutną historię związaną z Przeklętą Wierzą oraz straszliwą i okrutną Wiedźmą. Gdzieś przez myśl przemknęło mi pytanie o to co takiego rodzina królewska musiała jej w przeszłości zrobić, by aż pałała do niej taką nienawiścią, jednak od razu skarciłem się za tego typu myśli. W końcu po to co stało się na owym nieszczęsnym korytarzu nie miałem prawa osądzać żadnego innego elfa, czy choćby i człowieka, nawet jeśli ten był prawdziwą kanalią. Zwłaszcza, że nie znałem całej historii, a pytanie o szczegóły byłoby co najmniej nie stosowne.
Na szczęście nie miałem okazji zastanawiać się nad tym zbyt długo, gdyż usłyszałem pytanie Ceany, które prawdę powiedziawszy mnie mocno zdziwiło. Nie tylko dlatego, że nie sadziłem, iż wypowiedziałem swe myśli na głos, lecz głownie, ponieważ myślałem, że po tym jak zmasakrowałem Asgallskiego dowódcę księżniczka nie będzie chciała gościć mnie zbyt długo na swym dworze i tego typu decyzja będzie jej jak najbardziej pasować. Zanim jednak zdecydowałem się wyjaśnić kierujące mną podczas tej decyzji powody, postanowiłem podziękować swej rozmówczyni za zaufanie jakim mnie obdarzyła.
- Ja… Ceano nie wiem co powiedzieć. Dziękuję, że zaufałaś mi zwłaszcza po tym co… - zacząłem starając się jakoś w miarę odpowiednio dobrać słowa, chociaż mówienie o tym co stało się chwilę wcześniej nie przychodziło mi zbyt łatwo. – Zwłaszcza po tym jak zobaczyłaś kim… CZYM naprawdę jestem… - stwierdziłem i dopiero wypowiadając swe ostatnie zdanie zmusiłem się by spojrzeć na księżniczkę. Jak dotąd za bardzo wstydziłem się by to zrobić unikałem, więc jej spojrzenia jak ognia, bojąc się tego co mogę ujrzeć w oczach tak dobrej i jednocześnie okrutnie potraktowanej przez los osoby. A kiedy dostrzegłem na jej twarzy, ledwo widoczne ślady łez poczułem nagłą, paląca potrzebę jakiegoś wsparcia księżniczki, dlatego też niewiele myśląc o tym jak wyglądam, w co jestem ubrany oraz czy powinienem to robić, ostrożnie i delikatnie objąłem elfkę ramieniem, lekko ją w ten sposób przytulając.
- Ceano nie płacz nie jesteś żadną Wiedźmą i nikt nie ma prawa tak o tobie mówić. Twoja matka z pewnością bardzo cię kochała z reszta tak samo jak twój ojciec, nawet jeśli tego nie okazuje. I jestem pewien, że twoja matka wiedziała już wtedy jak piękną i silną elfką się staniesz i widząc cię teraz byłaby z ciebie dumna – rzekłem siląc się nawet na lekki, ciepły uśmiech, by następnie puścić księżniczkę i skrzyżowawszy ręce na wciąż nagiej i zachlapanej winem piersi, powrócić do wpatrywania się w ścianę. – Nie to co moja… Na pewno nie chciałaby by jej syn stał się takim potworem jak ja… - wyszeptałem smutnym głosem. – I właśnie, dlatego muszę stąd jutro wyjechać. Nie mogę pozwolić by jeszcze komuś stała się przeze mnie krzywda. Kogoś takiego jak ja powinno trzymać się pod kluczem, a nie w pałacowych pokojach. Najlepiej będzie jeśli powrócę do swej ojczyzny, wezmę ślub, dorobię się dziedzica i ruszę na wojnę. Sam przeciw setkom tego czegoś z czym się mierzymy. Wtedy będę mieć pewność, że już nikogo nie skrzywdzę – wyjaśniłem po czym cicho westchnąłem. Co prawda chciałem, by księżniczka zaczęła teraz na mnie krzyczeć, że to co wygaduję to głupoty i kłamstwa i jestem lepszym elfem niż sądzę, ale doskonale wiedziałem, że tak się nie stanie. Byłem potworem i nigdy nie powinienem o tym zapominać.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Nie 0:20, 28 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:31, 30 Gru 2014    Temat postu:
 
<center> Ceana Asgall

Czym jest? Fakt, wiele osób, które wracały z pola bitwy zawsze mówiły mi o tym, że blardzki książę jest potworem, osobą bez serca, sumienia, kimś, kto tylko niszczy i zabija. Ale w moich oczach był w nielicznej grupie osób, które zachowywały się wobec mnie normalnie, nie osądzają ze względu na zasłyszane pogłoski. Dlatego też nie odpłacałam mu się tym samym. Dzisiaj mi pomógł, uratował przed Learem, choć prawda jest taka, że w jakiś sposób bym sobie poradziła, choć chciałam uniknąć rygorystycznych środków. I mimo jego zachowania nie patrzyłam na niego, jako na kogoś, kto jest potworem. Każdy ma swoją ciemną stronę, a poznałam gorsze od niego osoby, a więc nie widziałam żadnego problemu.
W momencie w którym mnie przytulił, poczułam miłe ciepło, które rozlało się po całym moim ciele. Dawno nikt tego nie robił i chociaż w pierwszej chwili byłam zaskoczona, to na swój sposób było to przyjemne. Tata rzadko okazywał swoje uczucia, szczególnie po tym, co przytrafiło się mojej matce. Rodzicielka za to nie żyła, a więc też nie miałam okazji do matczynej miłości. Lizandrowi za to nie przystało zachowywanie się w ten sposób. Zresztą Dorhianowi również. W sumie dopiero teraz uświadomiłam sobie fakt, że nagle przeszliśmy z odpowiednich formułek na ty. Wcześniej każdy zwrot, który do niego kierowałam, uprzedzałam należytym mu przydomkiem. Widać sytuacja, która miała miejsce przed chwilą sprawiła, że nastąpiło zatarcie tej granicy między nami. Nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie, było to dosyć miłe, że jest tutaj ktoś oprócz mojego ojca i Lizandra do kogo mogę zwracać się per ty.
Słysząc o tym, dlaczego miałby wyjeżdżać w pierwszej chwili chciałam się zaśmiać. Było to tak sprzeczne do tego, co mówił mi wcześniej, że nie potrafiłam stwierdzić, która strona pokazana przez niego jest tą prawdziwą.
-A chcesz tego? - spytałam, unosząc brwi i z uwagą przyglądając się Dorhianowi. Uśmiechnęłam się lekko do mężczyzny przez chwilę zastanawiając się, jak powinnam ująć moją odpowiedź. -Mam na myśli fakt, że nie wyglądasz mi na osobę, która żyje w zamknięciu i chce się szybko żenić i mieć dziecko. Sam zerwałeś swoje zaręczyny z Undine. Poza tym uspokoiłeś się, nie zabiłeś go, a ja uleczyłam jego rany. Jutro nawet nie będzie pamiętać, że taka sytuacja miała miejsce, wszystko będzie zasnute alkoholową mgiełką, a jeżeli coś powie, to spotkał na korytarzu mnie, a ja potrafię odpowiednio udawać, że całą noc spędziłam w pokoju i musiało mu się coś przyśnić. W takiej sytuacji ojciec uwierzy mi. Więc o jego długi język nie musisz się martwić, jeżeli o tym myślałeś. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:18, 30 Gru 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Słysząc pytanie księżniczki uniosłem lekko brwi do góry. Czy chciałem wyjeżdżać? Jakoś wcześniej się nad tym nie zastanawiałem, a gdy w końcu to pytanie padło jedyną odpowiedzią, którą byłem w stanie wymyślić było jedno słowo – NIE. Jednak już od dawna miałem wrażenie, że nikt nie przejmuje się za bardzo tym czego ja chciałem. Oczywiście mogłem postawić na swoim i dosyć często to robiłem, jednak najczęściej nie wychodziło mi to na zdrowie o czym miałem okazję dosyć boleśnie przekonać się w lochu Asgallów.
- Nie, nie chcę tego – odpowiedziałem po dłuższej chwili ciszy, która zapadła między nami po słowach Ceany. – Nie chcę, ale czy to ma jakieś znaczenie? Czy jako książę po 127 latach swego życia, nie powinienem w końcu zacząć kierować się dobrem swego ludu? Gdybym nie był księciem już dawno pewnie by mnie wywalili, a nie kłaniali się i wychwalali mnie nawet wtedy gdy robiłem wszystko na opak – rzuciłem po czym głośno westchnąłem czując jak znów, powoli zaczyna wzbierać we mnie gniew. I chociaż starałem się go opanować nic to nie dawało. Udem udało mi się opanować na tyle, by po raz kolejny nie uderzyć w jedną ze ścian korytarza, co w pewnym momencie z pewnością skończyłoby się zrobieniem gdzieś jakiejś dziury. W końcu byłem w tym zamku/pałacu/wielkiej budowli niecały tydzień, a niewinna ściana oberwała już ode mnie przynajmniej dwa razy. Niestety nic nie mogłem na to poradzić, lata spędzone na nauce jak zabijać innych przedstawicieli tego samego gatunku, lecz innego rodu oraz tego jak skutecznie wykorzystać w boju gniew, sprawiły, iż wyżywanie się na niewinnych przedmiotach stało się dla mnie jednym z najskuteczniejszych sposobów radzenia sobie z negatywnymi emocjami. Pozostałymi była walka lub odebranie komuś życia. – Gdyby wszyscy władcy robili to co powinni być może już dawno nasze rody nie toczyłyby już żadnej wojny, a Undine i Lizander nie musieliby się zastanawiać nad tym którego dnia przyjdzie im stanąć naprzeciw siebie na placu boju i walczyć na śmieć i życie w zasadzie o co? O to by kolejne osoby mogły jeszcze bardziej znienawidzić niewinnych i toczyć wojnę przez kolejne setki lat? – dodałem nie wiedząc nawet jak wielkie głupoty wygaduję i jak wielkie mam szczęście, że nie ma oprócz nas i nieprzytomnym Learem nikogo innego na tym korytarzu, gdyż za takie słowa z pewnością nawet książę mógłby zawisnąć na stryczku. Ewentualnie wezwano by natychmiast z mych rodzinnych ziem kapłanki, by te wypędziły ze mnie złe duchy, które zapewne z powodu zbyt długiego przebywania w towarzystwie księżniczki nawiedziły me ciało i zmusiły mnie do wygłaszania tego typu herezji.
- To ja, a nie Undine powinienem zostać wybrany na przywódcę Legionu Umarłych – rzuciłem i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że w przypływie złości jak zwykle powiedziałem za dużo. Nikt z rodu Asgallów, a już tym bardziej nie księżniczka nie powinien się dowiedzieć o planach mego ojca, o których z resztą z pewnością nie został poinformowany ojciec Ceany. Z pewnością gdyby mój ojciec wyszedł z propozycją odbudowania Legionu nawet w tak patowej sytuacji jak nasza, sojusz między naszymi rodami zostałby natychmiast zerwany, a my skazani na nieuchronna zagładę.
Przekląwszy się i swój niewyparzony język po tysiąckroć w myślach, spojrzałem z przerażeniem na księżniczkę spodziewając się najgorszego. W końcu mimo, że niespodziewanie i zapewne trochę niezamierzenie przeszliśmy na ty i zaczęliśmy zdradzać sobie sekrety na prawo i lewo, nie mogłem mieć pewności czy ta, niepotrzebnie zdradzona informacja wszystkiego nie zepsuje. Nieważne od tego co się stało ja i Ceana nie byliśmy przyjaciółmi, a ja nie powinienem był nigdy o tym zapominać.
</center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:08, 17 Sty 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Westchnęłam ciężko, słuchając przykrych słów księcia. W pewnym stopniu trzeba przyznać, że miał rację. Jako następcy tronu powinniśmy się zachowywać tak, jak nas uczono od najmłodszych lat. Być posłusznymi, grzecznymi, zgadzać się z rodzicami, nigdy nie unosić się gniewem. Ja powinnam zawsze słuchać Leara, patrzeć na niego, jak na święty obrazek i być gotowa do urodzenia mu dziecka, który potem będzie następcą tronu. Gdy jednak tylko o tym myślałam, czułam, jak całe moje ciało ogarnia wstręt na samą myśl o tego typu kontakcie fizycznym z tym przebrzydłym dowódcą. Jeżeli dojdzie do czegoś takiego, to naprawdę już chyba na samo wspomnienie tego rzucę się z okna. A jednak taki był mój przykry obowiązek, co tylko doprowadzało mnie do większych nerwów.
-Powinniśmy się kierować dobrem ludu, zgodzę się, ale czy tylko dlatego nie zasługujemy na to, aby być szczęśliwymi i chociaż trochę decydować o własnym życiu? Na pewno masz jakieś marzenie, którego nie pozwala ci spełnić bycie księciem. Za nic w życiu nie chcę wyjść za Leara, gdy tylko na niego patrzę, coś mnie skręca w trzewiach, a jednak muszę to zrobić, dla "dobra ludu". Prawda jest taka, że gdy on zostanie królem, to będzie jeszcze gorzej. O ile dożyjemy jego koronacji w obliczu panującej teraz zarazy. Nasze rody działają w imię wyimaginowanej wojny, którą wymyślił sobie ktoś, kilkaset lat temu. I od tej pory osoby się zabijają nawzajem. Nigdy nie widziałam Lizandra tak szczęśliwego, a możliwe, że kiedyś będzie musiał zabić Undine albo na odwrót. A jego nie będzie stać, aby podnieść na nią miecz. Teraz tylko chwilowo ze sobą rozmawiamy, lada dzień może dojść do pokonania przeciwnika i wtedy będziesz mógł się tu włamać, znając korytarze zamku i zabić mnie czy mojego ojca we śnie. Jeżeli będziemy postępować "tak, jak powinniśmy", to ta wojna się nigdy nie skończy - wyrzuciłam z siebie, krzyżując ręce na piersi. Wzięłam głęboki wdech, próbując się uspokoić. Nie byłam tyle zdenerwowana całą tą sytuacją, co przybita. Miałam dość tego, że w ten sposób musimy żyć, postępować, bo ktoś, kiedyś tak postanowił, że mamy się mordować nawzajem. Kto normalny tak postępuje? Dlaczego aż tyle ludzkich żyć musiało zniknąć?
Dopiero następne słowa księcia, wybudziły mnie z zamyślenia. Przeniosłam wzrok na niego, podchwytując jego wystraszone spojrzenie. Wyglądało na to, że nie chciał, abym to usłyszała. I zresztą się nie dziwię. Przecież to, co chcą zrobić jest przerażające, słyszałam, czytałam o tym, w jaki sposób oni działają. Nie czują bólu, te osoby są jak wyprane z całego swojego jestestwa.
-Nie patrz tak na mnie - mruknęłam. -Przecież nie wybiegnę teraz na plac i nie zacznę krzyczeć, że wznawiacie Legion umarłych. Ale... To jest straszne. Nie wierzę, że ktokolwiek musi do tego należeć - powiedziałam cicho, podciągając kolana pod brodę. Oplotłam nogi dłońmi, dopiero teraz uświadamiając sobie, że jestem w koszuli nocnej. Dobrze, że w pobliżu nie ma żadnej służby, bo prawdopodobnie zeszliby na zawał, że przebywam z blardzkim księciem "półnaga".
Przed moimi oczami stanęła teraz ilustracja z jednego podręcznika, sugerująca, jak wygląda typowa osoba należąca do Legionu umarłych. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym, że pogodna dowódczyni mogłaby stać się kimś takim. Podobne wrażenie miałam wobec Dorhiana. Wydawało mi się to niemożliwe. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:14, 19 Sty 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
- Ja bym wybiegł – mruknąłem starając się przywołać na usta chociaż część uśmiechu, jednak niestety nie za bardzo mi to wyszło. I z resztą nic dziwnego, no bo nie miało czemu. Nawet jeśli wizja biegającej po dziedzińcu i krzyczącej o Legionie Ceany normalnie, by mnie rozbawiła, teraz jedynie trochę podniosła mnie na duchu i pomogła mi się odrobinę uspokoić. Nie zmieniła jednak faktu, że księżniczka miała prawie absolutną rację – Legion był straszny i nigdy nie powinien był powstać. Jedynym błędem elfki był fakt bycia zmuszanym do wstąpienia w jego szeregi – nie było przymusu, decyzja musiała być dobrowolna, a jedynym przymusem, zwłaszcza teraz mogła być ta patowa sytuacja, której oba nasze rody się znalazły. W końcu tonący brzytwy się chwyta.
- To nie do końca tak, że oni nie mają wyboru i muszą należeć do Legionu… Oni po prostu nie chcą by kto inny wziął na swoje barki to brzemię. Zupełnie tak jak Undine, ona też wolałaby nigdy nie stać się przywódczynią Legionu, ale zrobi to jeśli nie będzie miała innego wyjścia. Właśnie dlatego tak chłodno traktowała twojego przyjaciela, nie chcą mu robić płonnych nadziei na to, że jednak im się ułoży. W końcu żaden z Legionistów nie wraca z pola walki – rzekłem po chwili i głośno westchnąłem. Naprawdę nie chciałem by moja przyjaciółka zamieniła się w jednego z tych legendarnych i przerażających żołnierzy, ale wiedziałem, ze póki jestem tylko księciem, nie będę miał na to za bardzo wpływu. Pewnie jeśli i obecność Legionu nic nie da, w końcu któryś z elfickich Uczonych sam zacznie eksperymentować z czarną magią by stworzyć broń równie skuteczną jak ta, przez którą teraz cierpimy. A jeśli dzięki niej uda nam się wygrać, to w krótkim czasie zostanie ona użyta przeciw jednemu z rodów kończąc tym samym toczoną przez tyle lat wojnę. Zamiast zakończyć ją pokojowym uściskiem dłoni lub małżeństwem.
Kiedy tylko o tym pomyślałem natychmiast wybuchnąłem nieopanowanym śmiechem. Naprawdę nie potrafiłem się powstrzymać, gdyż w roli pierwszej powstałej w darze pokojowi pary zobaczyłem siebie i Ceanę, w końcu jako dziedzice tronu to my powinniśmy dawać przykład. A ta wizja była aż tak niedorzeczna, że aż niesamowicie zabawna. Prędzej nasi ojcowie by nas zabili, nim by pozwolili na tego typu małżeństwo, co innego zaaranżowane małżeństwo dwójki ważnych dowódców. Na to z pewnością ktoś by przystał i kto wie, być może tym kimś byliby nawet sami królowie…
Już zacząłem myśleć nad tym jak wcielić ten plan w życie, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że od dobrych kilku minut się śmieję i to z pozoru bez powodu, co z pewnością wygląda trochę tak jakbym był co najmniej szalony. A biorąc pod uwagę mój wcześniejszy wybuch, z pewnością wiele osób mogłoby mnie wziąć za kompletnego wariata.
- Właśnie zacząłem myśleć nad tym jak można by zakończyć tą okropną wojnę między naszymi rodami i wyobraziłem sobie chyba najbardziej nierealne i niedorzeczne rozwiązanie – wyjaśniłem gdy już udało mi się uspokoić, po czym odchrząknąłem. – No dobrze chyba powinienem już wracać do swojej komnaty. Lepiej by nikt nie znalazł nas w tych strojach siedzących na korytarzu i radośnie rozmawiających, bo jeszcze gotowi nas nasi ojcowie za to na stosie spalić – rzekłem podnosząc się z podłogi i lekko uśmiechając – Przy okazji odniosę go do pokoju – tu ręką wskazałem na Leara – w końcu jestem mu to winny. Swoją drogą co Asgallska księżniczka w samej nocnej koszuli robi sama na korytarzu o tak późnej porze? Oczywiście pomijając bycie napadaną przez niechcianego narzeczonego. No bo ja jak widać głównie masakruję tych niechcianych narzeczonych - dodałem i uśmiechnąłem się ciepło. Naprawdę powinienem był już się zbierać, jednak jakoś nie mogłem powstrzymać się przed poznaniem odpowiedzi na to właśnie pytanie. A skoro zaczęliśmy już z Ceaną rozmawiać tak od serca i zdradzać sobie te wszystkie tajemnice, to istniała chociaż niewielka szansa, że poznam jeszcze ten, jeden niewielki sekret. Oczywiście sądziłem, że powód nocnych wędrówek księżniczki był tak samo błahy jak mój – to znaczy choćby przejście się do kuchni po kielich wody, ale wolałem to usłyszeć od niej niż znowu, niezbyt udanie domyślać się jakie to tajemnice ma córka mego - w teorii - największego wroga.
</center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:14, 19 Sty 2015    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Westchnęłam ciężko, zastanawiając się, czy powinnam, jako dobra przyjaciółka, od razu wyjaśnić Lizandrowi sytuację czy zaczekać, aż sam pozna prawdę. Może mieć do mnie pretensje jeżeli nic mu nie powiem, z drugiej zaś strony książę zapewne nie chciałby, aby ta informacja trafiła od razu do uszu wszystkich. Sama zresztą powiedziałam, że tego nie zrobię. Lizander nie był osobą, która wyjawiała tajemnice, a tą prędzej czy później jako szanowany dowódca na pewno by poznał. A zresztą mam jeszcze czas, aby to wszystko przemyśleć i dobrze się zastanowić, jak rozegrać całą sprawę. Nie podobała mi się jednak kwestia tego, kim miałaby się stać Undine. Postrzegałam to jako straszne, perspektywę tego, że miałaby nigdy nie wrócić z pola bitwy za bycie przywódcą takiej jednostki. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz na samo wyobrażenie walczącej elfki. Niestety nie miałam prawa mieszać się w sprawy, które należały do interesów Blardów.
-To smutne - powiedziałam cicho. -Wyobrażasz sobie, gdyby się między nimi ułożyło? To mogłoby dać nadzieję, że jednak nie jesteśmy tak nienawidzącymi się rodami. Przykre, że do tego nie dojdzie.
A chciałabym zobaczyć takie wesele, uśmiechniętego Lizandra, który nie przejmuje się niczym, tylko patrzy na Undine. Już teraz widziałam iskierki w jego oczach, nie chciał odpuszczać i mam wrażenie, że gdy ta go opuści jego serce zostanie skute lodem. Będzie tak zraniony, że więcej nie pokocha. A teraz miał momentalne szczęście. Chyba będę musiała mu o wszystkim powiedzieć zanim sprawa posunie się jeszcze dalej.
Kiedy nagle Dorhian wybuchnął śmiechem, zrobiłam wielkie oczy, przyglądając mu się uważnie. Zastanawiałam się, co go tak rozbawiło, ale w obecnej sytuacji nie widziałam nic śmiesznego. Otworzyłam usta, aby zadać pytanie, jednak nie potrafiłam wydusić słowa. Zaskoczyła mnie jego reakcja, z drugiej zaś strony miło było widzieć go, jak się śmieje. Kiedy w końcu wyjaśnił mi częściowo powód swojego dobrego nastroju zamrugałam kilkukrotnie, próbując doprowadzić się do względnego porządku.
-Jaki to pomysł, że wprawił cię w aż tak wielkie rozbawienie? - spytałam, podnosząc się z ziemi i spoglądając kątem oka na Leara, który teraz leżał niemal jak zabity na podłodze. -Och, mój lud tańczyłby dookoła stosu na którym bym płonęła - powiedziałam gorzko, jednak po chwili się uśmiechnęłam, słysząc jego pytanie. - Planowałam wykrzyczeć sekrety księcia Blardów na placu przed zamkiem - zażartowałam, jednak po chwili wzruszyłam ramionami. -Zmierzałam do byłej komnaty mojej matki. Dokonałam tam ciekawego odkrycia i chciałam mu się przyjrzeć bliżej. Mój ojciec na pewno byłby temu przeciwny, stąd wyszłam w środku nocy... A bycie napadniętą przez narzeczonego nie było w planach. Miło mieć jednak obrońcę - odparłam z rozbawieniem, po czym zaśmiałam się, spoglądając na księcia. Zdecydowanie jakby ktoś nas teraz zobaczył, uznałby, że jesteśmy na jakiejś nocnej schadzce i w sekrecie się spotykamy. A to nie był dobry znak. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 10, 11, 12  Następny
Strona 5 z 12

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy